Opowiadania z Wieloświata: Pigmalion cz.2
Masz tu smakołyk od pańcia
– Kurt, pamiętaj: najpierw robot, potem mysz! I żadnych wybryków! – Instrukcja od dowodzącego sekcją naukową przyszła przez implant i wgryzła się w mój mózg, uderzając gniewem.
– Tak, Dimitri; nie urodziłem się wczoraj… Dimitri – sapnąłem.
– Skup się! Robot jest zsynchronizowany z twoim wszczepem korowym. Zaraz przekieruję czucie do biorękawicy. Na trzy. Raz… Dwa…
Moja prawa ręka opadła bezwładnie, gdy implant oszukał mózg, iż ta prawdziwa kończyna właśnie jedzie na małym robocie, a kawałek mięsa umocowany do barku, to tylko jakaś nieunerwiona narośl.
Dziwne uczucie… Zupełnie jakbym miał kilkunastometrową kończynę.
– Zbliżam się do obiektu – poinformowałem proceduralnie.
– Kamery działają. Obraz bez zakłóceń. Mostek zezwala na pierwszy kontakt.
Automat z bioniczną repliką ludzkiego ramienia osadzoną na kadłubie zbliżył się do lewitującej metalicznej sfery, której powierzchnia zdawała się odbijać inny, zniekształcony świat.
– Teraz kontakt. – Dimitri wyrwał mnie z hipnotycznego zachwytu niezidentyfikowanym tworem obcej technologii.
Powoli uniosłem ramię robota. Choć, jakby na to spojrzeć z innej perspektywy, teraz to moje ramię i boleć będzie też jak moje. Po plecach przebiegł mi lekki dreszcz, ale zdołałem skupić się na zadaniu. Mechaniczna dłoń powleczona syntetyczną ludzką tkanką zbliżyła się do Obiektu. Odczyty pozostawały w normie: bardzo słabe promieniowanie światła białego, a w pozostałym spektrum fal elektromagnetycznych – martwa cisza; kompletnie żadnej emisji, jak miniaturowa czarna dziura – tylko ta była srebrna.
Sztuczne palce dotknęły metalicznej powierzchni – a raczej usiłowały. W miejscu potencjalnego kontaktu sfera przyjęła konsystencję melasy, zafalowała i odsunęła się od dłoni, pozostawiając przerwę z pustej przestrzeni o grubości około cala… może półtora.
– Dimitri?
– Żadnych zmian w emisji, oprócz otworu wypełnionego dobrze nam znaną przestrzenią, w którą właśnie wtykasz palce wysięgnika. Może poruszaj dłonią: w lewo, w prawo, pokręć koła. Nie wiem…!
Wykonałem wszystko, ale Obiekt skutecznie unikał kontaktu.
– Koniec na dziś – oświadczył Dimitri.
– Ale… – próbowałem oponować.
– To rozkaz komandora. – Odzyskałem czucie w ramieniu, a to z wysięgnika złożyło się powoli.
***
– Ja już nie wiem, Jen… Nie wiem, jak mam z nimi rozmawiać – westchnąłem i wziąłem łyk herbaty.
Moja przyjaciółka, ubrana w biały przylegający fartuch i zaciągnięte na czoło gogle, siedziała naprzeciwko i uśmiechała się wdzięcznie. Chyba lubiła to moje marudzenie.
– To typowi wojskowi, w dodatku mają rozkaz utrzymać nas wszystkich przy życiu. Nie chciałabym, żeby ignorowali tego typu rozkazy.
– Tak wiem, ale ty też nie jesteś cywilem, a jednak nie wpadłaś na pomysł, żeby strzelać potężnym laserem do obcego obiektu, o którym wiemy tyle, co nic?!
– No… to nie jest zbyt roztropne, ale komandor tu rządzi i wydał roz... – Mysi pisk przerwał nam rozmowę. – Znowu się biją, urwisy – oświadczyła pani kapitan i podeszła do klatki z białymi gryzoniami.
Widok tej idealnej figury znowu wprawił mnie w marzycielskie otępienie.
– No już, chłopaki, bez awantur! – Wybiła mnie z fantazji. – Na czym my to... A! Gdyby to coś było istotą rozumną, to nie mogliby tego zrobić, ale TO nie wykazuje żadnych oznak inteligencji. – Uniosła jednego ze swoich pupili i pocmokała do niego, robiąc przy tym słodki dziubek.
– Masz rację… – oświadczyłem niepewnie. Moją uwagę pochłonęła inna myśl, złowroga myśl; myśl, której nie powstydziłby się nawet dr Jekyll czy sam Wiktor Frankenstein.
Uśmiechnąłem się złowieszczo, ale zamaskowałem ten obłąkany wyraz twarzy pokaźnym kubasem z herbatą.
***
– Kurt? Jesteś tu?! – Jenny ostrożnie rozchyliła drzwi do stacji monitoringu reliktu ulokowanej w prawym skrzydle Pigmaliona.
Posłałem jej – według mnie – uwodzicielski uśmiech satysfakcji. Taki, który emanuje pewnością siebie i sprawia, że kobietom miękną kolana. Nieco się speszyła, ale weszła w głąb pomieszczenia.
– Kurt… Zaginęła jedna z myszy laboratoryjnych. Obróżkę lokalizacyjną znalazłam na podłodze. – Uniosła małą opaskę z urządzaniem nadawczym. – Kurt…? Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Szczerzyłem się do niej tak, jak geniusz szalonej nauki patrzy na swoją piękną asystentkę.
– Będzie lepiej, jak ci pokażę, tylko musimy to zrobić w większym gronie – oświadczyłem, wstając z fotela. Poprawiłem uniform i prawie wypchnąłem Jenny na korytarz. Patrzyła na mnie ze zdumieniem – albo strachem, a może z fascynacją, albo nawet… Te oczy...
Skup się, Kurt! To nie czas na miłostki! Skarciłem się mentalnie.
– Gdzie idziemy? – spytała Jen.
– Na mostek – rzuciłem lakonicznie i posłałem jej kolejny, zniewalający uśmiech.
– I tam mi wyjaśnisz, dlaczego masz skurcze mięśni żuchwy, prawda?
***
Cały zespół badawczy wraz z komandorem i personelem wojskowym Pigmaliona zgromadził się na mostku. Chen próbował wyciągnąć ode mnie powód tego nagłego zebrania, ale obstawałem przy swojej tajemniczości. Prawda była taka, że to, co zobaczą, może okazać się… niewygodne, dlatego chciałem mieć jak najwięcej świadków.
Na miejscach obok komandora zasiedli oficerowie, w tym jego Pierwszy: Axel Leuven. Facet od początku za mną nie przepadał. Jako szósty Leuven z rodu z wybitną karierą wojskową za pasem miał kij w dupie wepchnięty aż po gardło.
– Cieszę się, że znaleźliście czas i…
– Do rzeczy, Skalski! – ponaglił mnie Chen.
– Gwarantuję, że to nie będzie zmarnowany czas, komandorze. Pigmalion, odtwórz film oznaczony 02234 Kurt.
– Tak, profesorze – potwierdziło AI okrętu. Ogromny wyświetlacz rozpoczął odtwarzanie nagrania. Obraz ukazał salę z artefaktem obcych, który lewitował beztrosko pomiędzy trzema filarami rozmieszczonymi w równych, radialnych odstępach. Po niespełna minucie śluza zamontowana w wejściu do pomieszczenia otworzyła się, a do środka wbiegła mała, bielutka mysz.
– A więc tu się podziewał Rupert – syknęła Jenny, rzucając mi gniewne spojrzenie. Udałem głuchego i ślepego, ale wykwit rumieńca zdradził moje zażenowanie.
Automatyczna śluza zatrzasnęła wejście. Mysz została sama z obcym obiektem i przez następne dziesięć minut krążyła badawczo po pomieszczeniu.
– Czy to mieliśmy zobaczyć? – skomentował uszczypliwie Axel. Oficerowie zaczęli syczeć dławionym śmiechem.
– Ćśśś… – uciszyłem go.
– Phy… – fuknął Pierwszy i otworzył usta do kolejnej utarczki, ale Chen usadził go karcącym wzrokiem, przed którym wszyscy czuliśmy respekt.
Mysz zbliżyła się do srebrzystej kuli i usiadła tuż przed nią. Następnie wyciągnęła nosek jak najwyżej, zbliżając pyszczek do powierzchni globu. Grafitowe poszycie dwóch najbliższych, szponiastych filarów uformowało po jednym otworze i z każdego z nich wysunęły się galaretowate wici.
Jenny zasłoniła oczy, a ja uśmiechałem się z satysfakcją.
Gryzoń wpierw wycofał się nieco, ale potem wrócił, zbliżył pyszczek do jednej z witek i zaczął obwąchiwać. Nie wyglądał na spłoszonego, a pierwsza półprzeźroczysta macka pozwalała się dotykać, nawet lizać. Druga wić, rozświetlana przez błękitne błyski, rozdzieliła się na kilka cieńszych pnączy, które następnie delikatnie spoczęły na główce Ruperta. Zwierzę zastygło w bezruchu. Szereg impulsów spłynął w kierunku filarów. Po chwili macki wycofały się i zniknęły, a myszka odzyskała sprawność – przynajmniej tak to wyglądało na nagraniu.
– Kurt – podjęła Jennifer – pomijając fakt, że ukradłeś i naraziłeś mojego ulubieńca, muszę przyznać, że to jest niesamowite.
– To jeszcze nie koniec – oświadczyłem, szczerząc zęby.
Jedna z macek ponownie wyłoniła się z filaru i zawisła przed myszką, a żelowata końcówka uformowała znajomy kształt.
– Czy to…? – spytał komandor niepewny swoich zmysłów.
– Tak, to jest krakers, ten sam rodzaj, który Rupert dostaje w nagrodę od kapitan Hunsen za dobre sprawowanie.
Macka podsunęła smakołyk zwierzątku, które chętnie przystąpiło do pałaszowania, następnie wić delikatnie pogłaskała myszkę po łepku i zniknęła w filarze.
– I co? Było warto obejrzeć? – palnąłem w stronę oniemiałego zespołu.
Komentarze (17)
"Mysz została sama z obcym obiektem i przez następne dziesięć minut krążyła badawczo po pomieszczeniu". - krążyła badawczo zmieniłabym na bardziej zwierzęcy odruch, nie taki profesjonalny.
Dlaczego używasz kursywy w wypowiedziach?
Szkoda że to musi mieć basen i tak ciężko to trzymać w domu, bo słodziaki są straszne😍😍
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania