Pokaż listęUkryj listę

Opowiadania z Wieloświata: Nakładka na życie cz.6

Otworzyłam oczy.

Razem z Hal stałyśmy wewnątrz staroświeckiego gabinetu wypełnionego meblami z tandetnej i mało wytrzymałej sklejki. Musiałam chwilę pomrugać, żeby przyzwyczaić oczy do ostrości widzenia w pełnym wirtualu. Jasne światło zalewało pomieszczenie przez szerokie okno o śnieżnobiałych plastikowych ościeżnicach. Rozchyliłam je szeroko, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza a moja asystentka nieśmiało wyjrzała na zewnątrz. Krajobraz zapełniały rzędy małych domków poprzecinane równoległymi uliczkami, które odbiegały od kilku głównych, szerszych dróg. Prócz powszechnego w XXI wieku asfaltu, każdy z domków otaczały małe zagajniki z żywej zieleni, a monotonię krajobrazu urozmaicał supermarket i kilka innych większych obiektów architektonicznych.

Tak, marnotrawstwo przestrzeni, zasobów i w sumie wszystkiego innego, było znakiem rozpoznawczym minionych czasów.

– Czy tak to wtedy wyglądało, profesorux? Czy świat był taki…

– Rozrzutny i chaotyczny?

– Taki cudownie świeży – dokończyła Hal.

– Tak, w pewnym sensie taki był. Symulacja celowo stylizuje środowisko na początek poprzedniego stulecia, czasy sprzed wirtualnej rewolucji. Chodzi o to, żeby Obiekty nie generowały niepotrzebnych myśli i konkluzji, że być może…

– … sami są tylko symulacjami… – dopowiedziała Hal głosem ociekającym nostalgią.

– Dokładnie; algorytmy osobowościowe jeszcze nie są na tyle stabilne i przekonane o swoim samoistnieniu, żeby podsuwać im takie paradoksy myślowe. Ale przyjdzie jeszcze czas na dyskusję w tej kwestii. – Podeszłam do drzwi i pociągnąwszy za coś, co algorytm nazwał klamką, wyjrzałam na niewielki korytarz. Mała recepcja opływająca w stonowane beże, dystrybutor do wody, kilka krzeseł i klaustrofobiczny kontuar przy ścianie. – Zajmij, proszę swoje miejsce i po kolei wprowadzaj pacjentów do gabinetu. Pamiętaj, że twoja osoba została im wgrana na poziomie podstawowym.

Mina Hal przypominała wielki znak zapytania.

Przymknęłam drzwi.

– Będą cię traktować, jakby cię znali – wyjaśniłam, wzdychając przy tym niepotrzebnie. W sumie to nie jej wina, że nie wie takich rzeczy. Przecież wciągnęłam ją tu bez przeszkolenia. – Wejdź razem z pacjentką, gdy ta się zjawi i zostań. Nadpiszę program tak, żebyś tymczasowo nie była dla niej widoczna. Mar myśli, że uczęszcza na terapię u psychologa, a do takich sesji potrzeba prywatności: Obiekt mógłby odczuć, niepokój i skrępowanie przed uzewnętrznieniem.

– Oczywiście, profesorux. – Hal pokajała się jak przykładna studentka w obliczu zasłużonego i wielbionego mentora.

– Tutaj też używamy zaimków determinujących płeć, ale nie martw się, jeśli ci się wymsknie; META skoryguję wspomnienie Obiektu.

– Tak.

– Dobrze. Onja zacznij procedurę wizytacyjną.

– Przyjełox, doktorux Ali.

Dźwięk dzwonka przy konturze wybrzmiał irytująco głośno.

– Udaj, że wprowadzasz jej dane do systemu za pomocą klawiatury. Masz wgraną instrukcję obsługi – przesłałam jej przez Onja.

Hal wyszła z gabinetu, przywitała Mar z wprawą doświadczonego aktora i zaprosiła kobietę przed ladę, żeby odhaczyć dane do wizyty. Ja w tym czasie przysiadłam w fotelu, który miał te śmieszne kółeczka osadzone na końcu trójnogu. Zawsze obiecuję sobie, że spędzę wakacje w pełnym wirtualu z symulacją w tej epoce. Obserwowanie, jak kiedyś żyli ludzie, napawało mnie radością – radością, że ja urodziłam się już w erze Onja.

Drzwi otworzyły się powoli i do środka weszła ruda kobieta, z wyglądu nieco po trzydziestce, wyraźnie wyszczuplała od czasu, kiedy ostatnio rozmawiałyśmy. Zmatowienie zaburzyło jej odczucia i kompulsywnie przyjmowała zbyt wiele kalorii, na co META-DEC musiał zareagować realistycznie. Ale teraz… Teraz promieniała jak nastolatka.

Wstałam z przyklejonym sztucznym uśmiechem na twarzy. Hal stanęła w rogu pomieszczenia, jakby się chowała, choć wcale nie musiała tego robić. Mar i tak by jej nie dostrzegła; nie mogła z nią wejść w żadną interakcję: ich nakładki tymczasowo wykluczały się wzajemnie.

– Dzień dobry, doktor Alison. – Kobieta podeszła, żeby się przytulić. Pozwalałam na to. Protokoły empatyczne wskazywały, że kontakt fizyczny jest jak najbardziej wskazany.

– Usiądź, Marjo. Jak się czujesz?

– Bardzo dobrze, pani doktor; te nowe pigułki, które od pani dostałam, zadziałały rewelacyjnie. Kilka tygodni i wróciłam do normalności.

– Cieszę się, Marjo, ale wiesz, że i tak muszę zadać ci te „straszne” pytania? Tak nakazuje sztuka lekarska.

– Wiem, pani doktor; proszę walić śmiało!

– Czy pojawiły się ostatnio napastliwe myśli, zrezygnowanie, apatia, natrętne nawyki albo lęk bez wyraźnej przyczyny? – zaczęłam recytować, stukając w dziwny twór z plastiku o podświetlonych klawiszach. Ten dźwięk wydawał mi się strasznie irytujący, ale tak musiało być.

– Nie.

– Czy doświadczyłaś zaburzeń percepcji, uczucia odrealnienia, inności otoczenia? – Na płaskim ekranie mojego monitora wyświetliło się zielone światło obleczone parametrami symulacji Obiektu: Mar Bonneti

– Nie – odpowiedziała, ale tym razem z lekką niepewnością.

– Onja, dokładna analiza i zapis z tego momentu. Myśli o samookaleczeniu, samobójstwie?

– Nie, po stokroć nie! – Aż wzdrygnęła się, co było dobrą reakcją: nietypową, ale dobrą. Wykres przed moimi oczami zżółcił się na chwilę, ale potem wrócił do stabilnej zieleni.

– Wygląda na to, że wszystko jest na dobrej drodze. To teraz pora na najtrudniejsze. Powiedz, Marjo: dlaczego chcesz żyć? – Podstawowe pytanie według pierwszej wytycznej przy symulacjach samoświadomych: Obiekt musi chcieć istnieć w wyznaczonym punkcie w przyszłości.

Hal znała zmatowienie tylko poprzez kolory i dane z holopulpitu w laboratorium Przejścia; nie widziała nigdy dotkniętego Obiektu na żywo.

– Ja… – Mar zawahała się a wykres podobny do przebiegu EEG, który stale wyświetlał się na ekranie mojego monitora, nieco zapikował i zmienił odcień na pomarańczowy. – Postanowiliśmy z Adamem, że chcemy mieć dziecko – wyrzuciła w końcu z siebie. Kreska znowu zaczęła oscylować wokół prostej symbolizującej średnią, a barwa przeszła w soczystą zieleń.

– Ooo! – udałam zaskoczoną. – To wspaniale.

– Tak, Adam też się cieszy. – Uśmiechnęła się wdzięcznie i zarumieniła. – Od dziś będziemy próbować; mam nadzieję, że się uda – oświadczyła z nadzieją tak autentyczną, że aż zaczęłam jej kibicować.

– Na pewno. Wypiszę ci receptę, tylko powiedz ginekologowi, że przyjmujesz leki na lepsze samopoczucie. – Puściłam jej oko. Z każdą wizytą docierało do mnie, dlaczego Rigge tak polubił tę kobietę. Nawet jej symulacja miała w sobie to nieopisane coś, co zachęcało człowieka, żeby trzymał za nią kciuki. – Prowadzący ciążę musi wiedzieć o takich sprawach. I zrobione. Powinnaś dostać wiadomość z kodem.

Głos dzwonka w fizycznym telefonie potwierdził moje słowa. Mar spojrzała na cegłowaty, toporny ekran i uśmiechnęła się ponownie; jeszcze piękniej i jeszcze radośniej.

– Dziękuję, pani doktor; recepta dotarła i podwózka też już czeka. Adam wjechał właśnie na parking.

Schowała smartfon do żółtego O-baga, pomachała mi dziewczęco i wyszła, nie… wyfrunęła z gabinetu.

– Co o tym sądzisz, Hal? – zapytałam, gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za Mar.

– Uważam, że zanotowane wcześniej zobojętnianie na poziomie czerwieni teraz zniknęło całkowicie – wzięła głęboki oddech – co jest chyba pierwszym udokumentowanym przypadkiem stabilizacji bez konieczności resetu po pełnym zmatowieniu.

– Dokładnie. Skontroluję jeszcze te dzieciaki…

– Obiekty, doktorux Ali.

To mała mściwa smarkula, uśmiechnęłam się w myślach. Radość z postępu Mar była na tyle wielka, że bezczelna uwaga Hal nawet mnie rozbawiła.

– Może już niedługo, Hal; może już wkrótce przestaną być Obiektami… Onja, sprowadź kolejnego pacjenta, a ty nie wypadaj z roli, Hal. Jeszcze trochę pracy przed nami.

 

***

 

Dwóch chłopców zapytanych kolejno o incydent podczas lekcji, tylko wzruszało ramionami na znak braku odpowiedzi. Takie przebłyski wiedzy ogólnoserwerowej w przypadku w pełni generowanych osobników, nadal były stosunkowo powszechne; całe szczęście szkody wyrządzane podczas krótkich epizodów łatwo usuwano. META-DEC uczył się jeszcze, jak symulować naukę takich Obiektów bez interwencji danych z bazy, hodował osobne ośrodki wiedzy w małych zamkniętych klastrach systemu. Te wyizolowane partycje zawierały pakiety informacji pozyskanych tylko i wyłącznie poprzez nakładki zmysłowe poszczególnych algorytmów. Symulacje mogły odpowiadać na pytania i reagować na bodźce, korzystając jedynie z własnych zebranych zasobów. Rzecz trudna, ale byliśmy blisko… Użycie wiedzy spoza klastra nazywane w żargonie laboratoryjnym Przebłyskiem wyłapywano i korygowano natychmiast.

– To już wszyscy, doktorux.

– Dobrze, Hal; teraz idź do archiwum w pokoju 121 i przynieś mi testy psychologiczne; kasetka grupy PG4-T12L.

– A nie możemy ich po prostu pobr…

– Podejdź do okna – przerwałam jej. – No już, coś ci pokażę. Widzisz ten mały budynek w uroczym parku na obrzeżach osiedla? To jest szkoła podstawowa z Obiekatmi z najnowszego generowania. Tam też znajduje się pokój 121.

– Nie musisz mi powtarzać dwa razy, doktorux Ali

Dziewczyna niemal rzuciła się do drzwi.

– Masz godzinę! – zawołałam, a echo korytarza odpowiedziało rozmytym „oczywiście”.

Sama zasiadłam za biurkiem, wygenerowałam sobie kawę i wywołałam transmisję zewnętrzną. Upływy czasu zsynchronizowano, zatem połączenie można było stabilnie ustanowić.

Tak, jak przypuszczałam: Rigge mało co nie uderzył głową w sufit, kiedy mu zameldowałam, że poprawki w programie dały rezultat do tego stopnia pomyślny, iż Mar wykreowała dalekosiężne plany, a co najważniejsze: szczerze się z nich cieszyła.

Nie dziwiłam mu się ani trochę. Raz, że to przecież Mar Bonneti – jego pupilka; dwa, takie wyniki zwiększały poziom ewolucji grupy programowej i otwierały sporo możliwości. Jednak do celu było jeszcze daleko. Ostatni etap to Obiekty, które diagnozują zmatowienia i wdrażają odpowiedni program naprawczy. Samopodtrzymujący się wirtualny ekosystem.

Aż zacisnęłam palce na kubasie i wkleiłam się w fotel, pozwalając radości hulać.

A może by tak…?

A co mi tam!

Odstawiłam napój, odepchnęłam się od blatu biurka i zakręciłam na fotelu z kółkami, śmiejąc się głośno.

Ali, weź się w garść! To kompletny brak profesjonalizmu.

– Uwaga! Nadrzędny klucz Kreatora został wpisany – wyrecytowała META-DEC. Każda Onja w symulacji musiała powtórzyć ogłoszenie.

– Onja, co się dzieje?

– META-DEC został odcięty od zewnętrznych źródeł i przeszedł w tryb awaryjny. Symulacja korzysta tylko z zasobów serwera przestrzeni wydzielonej.

– Wyłącz nas z symulacji.

– Odmowa dostępu; klucz Kreatora przejął kontrolę procedur serwera. Każde wejście i wyjście musi być zatwierdzone przez Klucz.

– Który z kreatorów jest Kluczem?

– Profesorux Rigge, ale kolektyw AI wykrył anomalię. Klucz został przejęty: procedury obejścia w toku. Pozostało czternaście minut do obejścia.

– Cyberatak… – wyszeptałam, ale te słowa jakby wybiegły mi z ust, nim zdążyły dotrzeć do mózgu. Nie docierało do mnie, co się dzieje.

Podbiegłam do okna i rozsunęłam żaluzje. Serwer wyglądał na stabilny… Odetchnęłam z ulgą. Nagłe wybudzenie bez wspomagania przejścia mogło wpędzić mnie w kilkudniową śpiączkę lub katatonię.

Westchnęłam, nabrałam w płuca cyfrowego powietrza i wypuściłam z odstresowującym wizgiem.

– Dobra, trzeba to przeczekać.

– Pozostało dziesięć minut do obejścia.

Pełna wiary w program złapałam za klamkę: drzwi były zamknięte.

– META-DEC nałożył kwarantannę. Obiekty przeszły w stan zatrzymania, a świadomości cyfrowe poddano tymczasowej izolacji.

Niby normalne, ale nadal przerażające.

Zaległam na kozetce – i wtedy przyszło najgorsze. Światło płynące ze wszystkich źródeł zgasło i pomieszczenie zalały fale czerwonych neonów sunące po każdej możliwej powierzchni.

Poderwałam się na równe nogi.

Hasła typu „Otwórz oczy!”, „Zaakceptuj rzeczywistość” pełzały nawet po mnie. Wszystko przybrało kanciaste geometryczne kształty, jakby META-DEC diametralnie zmniejszyło rozdzielczość symulacji przynajmniej o kilka poziomów realności.

Zaczynałam panikować! Oddychałam szybko, ale moje wirtualne ciało nie oddychało.

– Onja, zmniejsz poziom stresu, natychmiast!

– Odmowa dostępu do zewnętrznego implantu, redukcja niemożliwa.

W ułamku sekundy napisy na ścianach przyśpieszyły i zlały się w czerwone luminescencyjne pasy. Potworny ból głowy uderzył niespodziewanie i powalił mnie na kolana.

Chwilę później ulga; przyszła, choć Onja zaprzeczył, że może redukować odczucia. Wszystko, cały strach i panika przygasły do ledwie wyczuwalnego poziomu skrytego gdzieś w głębi umysłu.

Czyżby klucz Kreatora został zniesiony?

– Obejście nadal w toku.

Neony znowu toczyły się po wszystkich możliwych powierzchniach, z normalną prędkością umożliwiającą czytanie,

Usiadłam w kącie pokoju i zamknęłam oczy. Chciałam to przeczekać…

Normalność symulacji wróciła wraz z kojącym światłem bezchmurnego dnia, które przecisnęło się przez cyfrowe komórki powiek.

Spojrzałam na dłonie.

Gładka skóra, a nie zlep kształtów.

Poderwałam się i rzuciłam w stronę monitora, choć sama nie wiedziałam po co. Łączność mogłam nawiązać z każdego miejsca w symulacji.

– Onja, wywołaj Instytut.

Spojrzałam na stojącą w oknie roślinę. Jej cienka pałąkowata łodyżka smagana wiatrem przeginała się wyjątkowo wolno. Rozejrzałam się po pokoju. Ogarnęło mnie poczucie, iż czas zgęstniał do konsystencji melasy.

Wszystko ustąpiło równie niespodziewanie, jak się pojawiło.

– Dotorux, Ali…

Na holopulpicie pojawił się obraz młodego człowieka. Nakładka Jaroxa Kalskiego, kierownika Instytutu Technologii Wirtualnych, patrzyła na mnie badawczo.

– Jestem, Jar! Co się stało w realu?

– Doszło do zamachu w gabinecie profesorux Rigge.

– Czy on?

– Został zastrzelony z broni konstrukcji własnej… Zamachowiec strzelił sobie w głowę chwilę później.

Wyrecytował to tak spokojnie. Nie wierzyłam. To było niemożliwe!

– Wyciągnijcie mnie, proszę. Onja nie ma dostępu do zewnątrz. Nie mogę się wylogować.

Upiorna cisza i uciekający wzrok Jaroxa nie oznaczały nic dobrego.

– To chwilowo niemożliwe…

– Jak to niemożliwe?! Mam prawo opuścić symulację w każdej chwili! To jedna z podstawowych zasad wirtualu. Nie możecie mnie tu trzymać wbrew woli!!

– Ja wyjaśnię, Jar – oświadczył kobiecy miękki głos ulokowany po drugiej stronie ekranu. Jar ustąpił komuś miejsca…

– Nie to jakiś absurd… To jest jakaś nakładka, przekłamanie! – Zaprzeczałam temu, co widzę. Po drugiej stronie holopulpitu siedziała… Ja tam siedziałam!

– Posłuchaj mnie, Ali…

– Nie, ty nie jesteś prawdziwa. – Podkuliłam nogi na fotel i zastygłam w pozycji embrionalnej.

– Jej krzywa spadła i zmieniła kolor na pomarańcz, doktorux Ali.

– Daj mi jeszcze chwilę, Jar; zasługuje na to, żeby wiedzieć, co się stało – poprosiła ta nieprawdziwa ja.

Jej głos uderzał we mnie jak ciskane sztylety; drażnił rozregulowaną psychikę… Niech ona się zamknie!

Kontynuowała:

– Podczas zamachu zhakowano serwer META-DEC, a on odciął się od zewnętrznego otoczenia sieciowego: pozostawił jedynie połączenie z komorami wejścia. Niestety wirus zamachowca wzmocniony przez kod Klucza wyłączył zabezpieczenia… razem z tymi, które zrównywały upływ czasu pomiędzy symulacją a realem. Twój… – zawahała się. – Mój mózg zaczynał się „przegrzewać” i implant odciął mnie od symulacji, a META-DEC zrobił to, do czego został zaprogramowany: zabezpieczył obiekt, robiąc kopię kodu.

– Łżesz!! To nieprawda!! To nie dzieje się naprawdę!! – Ja nie płakałam, ja wyłam! Popadłam w szał. Zaczęłam kopać biurko, rwać włosy i orać skórę twarzy paznokciami. To były jakieś bzdury!

– Ali, czerwona linia, mamy zmatowienie.

– Nie jestem żadnym jebanym programem!! Słyszycie!! – Pochwyciłam długopis i wbiłam go w dłoń. Skoro czułam, to musiałam być prawdziwa! Tak, to tylko jakiś błąd serwera.

– Kryzys egzystencjalny. Czarna linia. Natychmiastowy restart Obiektu!

Wściekłość zniknęła w cyfrowej pustce wypełnionej szumem niezliczonej ilości płynących elektronów.

 

***

 

– Obudź się, mamo!

Mój mały brzdąc rzucił się na pościel.

– Już wstaję, Alan.

Przeciągnęłam się ociężale i spojrzałam na puste miejsce w pościeli tuż obok mnie. Chwilowa dezorientacja ustąpiła wraz z zapachem świeżo parzonej arabiki. Radek krzątał się już w kuchni.

– Powiedz tacie, że już idę – szepnęłam synkowi do ucha. Miał oczy po moim Riggim.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Vespera 9 miesięcy temu
    Jest vibe Black Mirror, tych lepszych odcinków. Awaria, kopia zapasowa, cyfrowa wersja własnej osobowości, swoiste rozdzielenie - lubię takie klimaty :)
  • MKP 9 miesięcy temu
    kuźwa, a myślałem, że będę pierwszy... no cóż trza pisać dalej:)
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Kiedyś trafisz na temat, którego nie było - albo i nie :D
  • MKP 9 miesięcy temu
    Albo na taki, którego nikt nie pamięta :)
  • ArBart 9 miesięcy temu
    Nigdy nie byłem dobry z matematyki, ale wiem, że 6 jest po 1 i od niej zaczyna się liczyć. Tak samo jest z czytaniem. Dlatego tak też zrobię w najbliższym czasie.
    Jednak co do tekstu - mimo, iż nie jest to gatunek, za którym przepadam - spodobało mi się Twoje opowiadanie; jest bardzo dobre, wygodnie się czyta i ma też swój klimacik. Nie będę zbytnio się rozpisywał, najpierw musze poznać całą historie, aby moja wypowiedz była ,,pełna", bardziej dokładna i szczegółowa, była pomocna w większym stopniu.
  • MKP 9 miesięcy temu
    Być może Opowi coś źle grupuje.
    Zerknę później.

    Czytaj od cz 1 oczywiście
    I dzięki na dobre słowo😉
  • Pobóg Welebor 9 miesięcy temu
    Temat symulacji jest stary, w filozofii przewija się prawie od początku, tylko inne były słowa. Lem pisał o światach w komputerze już dawno, ale nie wchodził w szczegóły. Dobrze jest zdać sobie sprawę, że nie można ufać niczemu, co może być takie lub inne, włączając w to swoją pamięć. Śmieszne – większość ludzi cywilizowanych i tak uważa, że są symulacjami, czyli niczym. Każdy komputer da się sprowadzić do maszyny Turinga, a taka maszyna może istnieć wyłącznie na papierze. Wniosek: można zapisać operacje komputera na papierze, i ten zapis będzie miał świadomość, według materialistów.
    Pozdrawiam :D
  • MKP 9 miesięcy temu
    Jeśli coś myśli jak człowiek, zachowuje się jak człowiek - albo i bardziej rozsądnie - to nie ma powodów, żeby nie traktować tego jak człowieka.
    Co do życia w symulacji... Fajnie pofantazjować, ale niestety jeszcze nie nie ten wiek, nie to to milenium - jeśli ludzkość pójdzie w tym kierunku.
  • Pobóg Welebor 9 miesięcy temu
    MKP, zgadzam się, to byłoby CHAMSTWO, nie traktować jak ludzi tych, którzy powstali wskutek tego, czego ich twórcy nawet nie rozumieją.
    Co do symulacji – mózg da się sprowadzić ostatecznie do maszyny Turinga, jak każdy komputer, i działa on kwantowo, czyli bez czasu. Dlatego pisałem, że równie dobrze operacje można zapisać, zamiast puszczać je w czasie rzeczywistym. Wnioski zostawiam, nie musisz się odnosić. Dziękuję za odpowiedź :)
    Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania