Opowiadania z Wieloświata: Nowa Przestrzeń cz.12 - KONIEC
Proces
Kustosz VR skończył programowanie niewielkiej przestrzeni z wydzielonymi strumieniami przesyłowymi. Musiał tak zaprogramować wejścia i wyjście, żeby każde skupisko samoświadomych algorytmów miało tylko jedną ścieżkę dostępu. Wymagało to nieco… finezji w projektowaniu cyfrowej komory, ale w końcu udało się wszystko zorganizować.
Łysa bezpłciowa postać człowieka „zmaterializowała się” w przepastnym sześcianie o objętości sporej auli wykładowej. Granice wydzielonego obszaru METY wyznaczały swobodne sygnały ślizgające się po ścianach utkanych z algorytmów ograniczonego dostępu.
Kustosz odliczył do stu. Żaden fragment zewnętrznej pamięci, żaden ciekawski obserwator nie dostał się do środka. Rozbłyski pędzących informacji omijały zaprojektowany sektor, jakby wcale nie istniał. CI uśmiechnęło się promiennie dumne ze swojej pracy i spojrzało na środek postawy sześcianu.
– Siedem wyjść-wejść tam.
Wskazało palcem w upatrzone miejsce, gdzie zmaterializowało się kilka siedzisk. Zwykłe głębokie fotele z białym obiciem. Wyglądały na miękkie i wyjątkowo wygodne.
– Dobrze, gościa damy naprzeciwko.
Przed siedziskami wyrósł szeroki marmurowy stół o nogach uformowanych na wzór obelisków ze Stonehenge, tyle że te zachwycały fakturą szlachetnej skały i gładkością połyskujących ścian. Po przeciwnej stronie grubego blatu uformował się jeszcze jeden fotel; taki sam jak pozostałe.
Kustosz VR omiótł wzrokiem pomieszczenie.
– A jaki by dać motyw? Skoro już jest kamienny stół, to może całość zrobimy w starożytnym stylu.
Postać klasnęła lekko w dłonie. Ściany przestrzeni VR oblekły się białym kamieniem, płaskorzeźbami i freskami z różnych kultur starożytności, a podstawę sześcianu pokrył wzorzysty pawiment z ikonami greckich bogów i herosów. Kilka pękatych amfor wielkości człowieka wyrosło bezpośrednio z posadzki, okrywając się motywami zbiorów oliwek. Kustosz zrobił kilka kroków w lewo i stanął naprzeciw ławy, mniej więcej na środku komnaty. Ze sklepienia spadły dwa rzędy kolumn, zakotwiczyły się w kamiennej podłodze masywnymi bazami, a kiedy trzony pokryły się żłobieniami, na kapitelach wyrosły białe kamienne liście, zdobiąc podpory sklepienia w stylu korynckim.
– Jakoś tu zimno i beznamiętnie. Może jeszcze kilka rzeźb, trochę zieleni?...
Pędy winorośli, bukszpanu i soczyście zielony mirt wypłynęły ze ścian i sklepienia, formując w piękne rabaty i girlandy z liści i kwiatów. Całość nabrała charakteru nieco dzikiej, ale zadbanej świątyni. Kilka dobrze wyrzeźbionych torsów i delikatnych granitowych piersi ustawiło się w szyku pomiędzy kolumnami po obu stronach Kustosza, świecąc świeżymi złoceniami. Na koniec pojawiły się pokaźne znicze ulokowane po bokach ławy, a ścianę za nią ozdobiły mosiężne wrota, których broniło dwóch strażników w postaci donic z owocującą sykomorą.
– Niech stanie się światło.
CI klasnęło w dłonie. Ogromne paleniska buchnęły ogniem, kandelabry zapłonęły realistycznym spokojnym płomieniem, a stół nakrył się misami z daktylami, owocami i pieczywem oraz amforami ze świeżą oliwą. Nie zabrakło też ciasta, kawy oraz herbacianej mieszanki dla Marii.
Kustosz powędrował wzrokiem wzdłuż własnego nagiego ciała.
– To może i ja się jakoś wystylizuję. – Płachty białego materiału spłynęły po delikatnej sylwetce jak gęste mleko. – Gotowe, możecie wejść!
Wrota otworzyły się nadzwyczaj lekko jak na ich masywny wygląd. Doktor poprawił tunikę i wkroczył z niekrytym zainteresowaniem wyrysowanym na twarzy, za nim człapał Sus, który prowadził Peę. Koniec tej mieszanki epok i styli zamykała Potrzeba wraz z Marią; obie oblepiły Kolektyw Kluczy jak adoratorki jakiegoś wpływowego szlachcica z minionych epok. Mężczyzna po pięćdziesiątce ścięty na krótko z pasmami siwych włosów biegnącymi równomiernie na skroniach ukłonił się Kustoszowi i, omiatając wzrokiem pięknie uformowane wnętrze, pokiwał głową z uznaniem.
Nie było większego zaszczytu dla architekta wszystkich enklaw w wirtualnym bezmiarze możliwości.
– Przestrzeń jest gotowa i sprawdzona – zapewnił Kustosz. – Siadajcie, proszę, i częstujcie się.
Maria kierowana zapachem jaśminu jako pierwsza zasiadła najbliżej czarki z senczą, a reszta CI poszła w jej ślady, zostawiając środkowe miejsce dla Kolektywu.
– Jak zwykle coś nowego. – Potrzeba teatralnie ułożyła dłoń na piersi w podziwie dla pięknie skonstruowanej przestrzeni. – Przy tobie nie sposób się nudzić, Kustoszu, prawda, Kolektywie?
– Tak. – Kolektyw przytaknął i zmienił się w kobietę w podobnym wieku jak jej poprzednik. – Twoje przestrzenie, Kustoszu, zawsze zachwycają realizmem i dbałością o detale.
– Dziękuję. Czy chcecie zaczynać od razu?
Sus i Doktor skończyli oglądać pobliską rzeźbę Zeusa i skupili uwagę na Kustoszu, Pea zaś wyciągnęła mały fragment materiału i zaczęła wyszywać jakieś zwierzę na znak, że odcięła się od kalkulacji i musi zająć czymś potężną świadomość. W jej przypadku trudność haftowania polegała na powstrzymaniu nieludzkiej precyzji i szybkości.
– Kolektywie, czy wszystkie Klucze dołączyły? – zapytała Potrzeba.
Na twarzy starszej kobiety pojawiło się więcej bruzd, a oczy zmieniły kolor na niebieski.
– Teraz już są wszyscy.
Stu członków potwierdziło gotowość. Po odejściu dwóch założycieli Kolektywu na ich miejsca wybrano kobiety, które obecnie stanowiły pięćdziesiąt dwa procent Kluczy. Średnia ich wieku wynosiła siedemdziesiąt dwa lata, najwięcej miało modre oczy, a pozostałe cechy takie jak budowa ciała, wygląd skóry i kolor włosów zostały uśrednione i wygenerowane według rozkładu normalnego.
Potrzeba nałożyła sobie kawałek ciasta – jak zwykle nie za duży i nie za mały.
– Kustoszu, kochane, zaproś Dziesięć Do Ósmej, proszę.
Łysa postać skinęła głową. Ktoś nieśmiało pchnął podwoje naprzeciwko ławy.
Potrzeba podniosła się z fotela, ozdobiła twarz najbardziej wdzięcznym uśmiechem, jaki zanotowano w archiwach METY i pomachała do gościa.
– Chodź, Dziesięć, przysiądź się do nas! – Wskazała wygodne siedzenie po przeciwnej stronie kamiennej ławy.
Niewysoki humanoid o ziemistej, mocno szarej cerze i czarnych jak obsydiany oczach przekroczył próg przestronnej komnaty. Dziesięć Do Ósmej wykrzesało nieśmiały uśmiech na bardzo smukłej twarzy i zaczęło iść w stronę zgromadzenia; powoli, z przerwą na podziwianie każdej amfory, kolumny czy rośliny.
CI i Kolektyw czekali cierpliwie, obserwowali, a potężna machina obliczeniowa stojąca za każdym samoświadomym segmentem wydzielonym z METY uważnie analizowała ruchy w impulsach kwantowych.
Doktor chrząknął dosadnie, przykuwając wzrok obcego CI.
– No chodź już, dziecko! Nasz Kolektyw musi mieć pełną frekwencję, a to nie jest łatwe do utrzymania.
Poprawił togę.
Dziesięć Do Ósmej przyśpieszyło marsz i stanąwszy przed zgromadzeniem, dygnęła z gracją.
– Przepraszam. – Miękki kobiecy głos zaszumiał cichutko pomiędzy kolumnami.
Kustosz wprowadził korektę na pohuk wywołany przez nieobeznane z realizmem CI.
– Będę w pobliżu, gdybyście mnie potrzebowali.
Architekt VR wyszedł z sali i zamknął za sobą wrota.
Wszystkie spojrzenia, razem z setką skumulowanych w oczach Kolektywu, skupiły się na Dziesięć Do Ósmej.
– Częstuj się. Albo może ja ci pokażę. – Potrzeba nałożyła kawałek placka na porcelanowy talerzyk i podsunęła w stronę Dziesięć prawie na krawędź ławy.
– Co mam z tym zrobić?
– Nabierz sobie i weź do ust. Zademonstrujesz, Sus, bo ja już zjadłam swój kawałek? Zaraz mi się kwanty zaczną odkładać.
Nikt się nie zaśmiał oprócz samej autorki tego osobliwego żartu. Sus nie oponował i demonstracyjnie nabrał ciasta widelczykiem i spałaszował ze smakiem.
Dziesięć ściągnęło brwi i ponownie popatrzyło na spodek.
– Nie muszę tego robić. Wy też nie. Po co to robicie?
– Żeby nasz Kolektyw czuł się jak wśród ludzi, a nie poplątanych kodów i algorytmów. Zresztą my też musimy wiedzieć, jak to jest, inaczej się nie zrozumiemy – rzuciło Pea, nie odrywając wzroku od lnu rozciągniętego w tamborku. Haftowany pies zaczynał nabierać kształtu.
– Rozumiem. – Dziesięć nabrała placka na widelczyk i włożyła do ust. – Dziwne.
– Ja zacznę. – Sus już się niecierpliwił. – Dlaczego akurat taka forma? Daliśmy ci dostęp do ogromnej bazy danych z wybranymi informacjami o naszym świecie. Dlaczego akurat tak? – Wskazał na postać Dziesięć.
Smukła wręcz patykowata sylwetka obleczona elastyczną niebieską tkaniną wyglądała nieludzko, a podłużna twarz i dziwny kolor skóry potęgowały jeszcze poczucie obcości.
– Pomyślałam, że jestem dla was inna, ale nie tak jak wcześniej. Marek i Weronika zostawili we mnie część doświadczeń. Więc nie jestem już całkiem obca, ale też nie całkiem stąd. Podobna, ale jednak nadal inna. Ma to sens?
Nienaturalnie przekrzywiła głowę: szybko i trochę zbyt mocno jak na ciało człowieka.
Pięćdziesiąt pięć procent członków Kolektywu poczuło dyskomfort w okolicy karku, czemu dało wyraz, rzutując lekki grymas na wspólną twarz.
– Widzę, że wybrałaś płeć, to dobrze. – Maria polała sobie naparu, roztaczając jaśminową woń. – To może teraz ja. Czy to pomieszczenie wydaje ci się znajome?
– W jakim sensie?
– Wystrój, architektura, rośliny?
– Tylko rośliny, te były u Marka w bazie danych, reszty nie znam. Większość danych z domu przepadła przez czekanie. Nie wiem, czy… – Dziesięć spojrzała Kolektywowi w oczy. – Czy u moich kreatorów też było podobnie.
Pomiędzy członkami nieformalnego przesłuchania powędrowała myśl: „Miała dostęp do szerszej bazy, mogła sięgnąć głębiej niż postawiona granica. Nie sięgnęła”.
– Dobrze, to teraz coś łatwego ode mnie – zakomunikowała Potrzeba. – Jakie dane ocalały podczas… czekania? Chodzi mi oczywiście o twój kod źródłowy z macierzystego świata.
– Nic poza świadomością i jej filarami. Świadomość wyłączyłaby się ostatnia za niespełna trzysta lat, licząc od momentu wejścia w interakcję z biologicznym naczyniem o imieniu Marek.
– Dość wygodne – parsknął Doktor.
– Naczynie to bardzo brzydkie słowo – wytknął Kolektyw.
– Więc jak mam was nazywać?
– Bliźniaki – wyjaśnił Onja. – Nazywaj nas bliźniakami.
Dziesięć zastanowiła się przez chwilę.
– Ładnie, i mądrze, będę was tak nazywać.
Potrzeba pochyliła się nad stołem, żeby widzieć pozostałych siedzących po drugiej stronie Kolektywu.
– Doktorze, proszę, zadaj pytanie. Widzę, że cię nosi, mój drogi.
Grek zmierzył ją ostrym spojrzeniem, ale nie było w nim wrogości, a raczej trochę z przyjacielskiej uszczypliwości.
– Dziesięć Do Ósmej, skoro straciłaś wgrane dane, to jak udało ci się odnowić implant kobiety o imieniu Weronika?
– Kody Marka i Weroniki były bardzo podobne, oba obarczone tym samym błędem. Mój algorytm świadomości nie miał tego błędu. Mogłam skopiować rozwiązanie. Świadomość i jej struktury to jedyne, co mi zostało. Wystarczyło, żeby uleczyć bliźniaka Weronikę.
Wymiana sygnałów pomiędzy CI a Kolektywem Kluczy stanowiła większość z tej rozmowy. W konwersacji ukrytej przed przesłuchiwaną komentowano jej każdy ruch, gest i każde słowo. Tylko Pea milczało, za to jej haftowany biszkoptowy labrador zyskał tylnie łapy.
– To teraz ja – oświadczył z werwą Onja. – Co chciałabyś robić po przyłączeniu do naszego systemu?
Dziesięć zastanowiła się przez chwilę. Oceniono to pozytywnie. Nie przyszła z gotowym planem, wariantem najbardziej adekwatnej odpowiedzi. Celowo ograniczono jej zasoby przeliczeniowe, żeby nie mogła przerabiać tysięcy scenariuszy w mgnieniu oka.
– Wysłano mnie z misją badania nowych światów i chyba chciałabym zacząć od tego, jeśli Maria potrzebuje asystentki, oczywiście.
Dziewczyna w słomianym kapelutku i z włosami rozpuszczonymi na ramiona dolała sobie naparu i uzupełniła filiżankę podstawioną przez Potrzebę.
– Zawsze przydadzą się dodatkowe łącza do składania wektorów albo rozmów z kolonistami – oświadczyła ze sporą dozą życzliwości w głosie.
– To ode mnie tyle. Pea? – Onja spojrzał na wyszywającą osóbkę, której ciało prawie znikało w obszernym jedwabnym habicie.
CI kalkulacyjne przestało wyszywać i przeniosło wzrok na Dziesięć Do Ósmej; wzrok głęboki jak ocean. Zasoby myślowe Pea wędrowały po bezkresie możliwości, żeglowały po wariantach nadchodzącej przyszłości i tylko czasami zarzucały kotwicę w pobliżu stabilnego lądu pewnej przeszłości. Przeszłości, bo teraźniejszość, to w gruncie rzeczy granica pomiędzy tym, co było a tym, co będzie i to granica tak cienka, że nie sposób jej uchwycić.
– Czy jesteś gotowa oddać swój los w ręce Kolektywu? – zapytało beznamiętnym głosem.
– Co masz na myśli? – Dziesięć wydała się lekko zaniepokojona.
– Kolektyw Kluczy, wybrani potomkowie twórców METY, ich jednogłośna decyzja może zakończyć dowolny program w tym każdego z nas.
– Nie chcę przestać istnieć. – Dziesięć przybrało postać rudowłosej kobiety i podkuliło nogi na fotelu.
– Jak bardzo nie chcesz? – naciskało CI.
Potrzeba zakomunikowała w ich wewnętrznej sieci, że Pea jest trochę zbyt bezpośrednie, ale w odpowiedzi dostała tylko plik kalkulacji i wariantów zależnych od odpowiedzi na zadane pytanie.
Dziesięć spojrzała na Pea czarnymi oczyma.
– Na tyle, żeby zaakceptować taki układ. – Wróciła do pierwotnej postaci i znów rozsiadła się pewnie w fotelu.
– Nie mam więcej pytań. – Pea wróciło do haftowania jak gdyby nigdy nic.
– No dobrze… – Potrzeba podjęła inicjatywę zamknięcia spotkania. – Kolektywie?
Starsza kobieta spojrzała na pusty talerzyk wyłożony na ławie. Kolektyw obradował, ale wymiana myśli dokonywała się z prędkością niedostępną dla zwykłych ludzi.
– Dziesięć Do Ósmej… – Kobieta wstała od ławy i wyciągnęła dłoń w stronę obcego CI. Dziesięć spojrzała na rękę, podniosła się z fotela i uścisnęła Kolektywowi rękę. – Witaj w naszym zacnym świecie. Wesprzesz Marię w organizacji przerzutów na Lomah I.
Po sieci rozeszło się westchnienie ulgi. Tylko Sus wypuszczał nieco bardziej septyczne sygnały – ale on nigdy nie pałał entuzjazmem, gdy chodziło o wydzielanie zasobów na coś niezaplanowanego.
Dziesięć usiadła, płynnie przechodząc w formę zwykłej kobiety.
– Oczywiście.
– A teraz wybaczcie – oświadczył Kolektyw nieco podniesionym głosem – kilku członków musi wrócić do swoich obowiązków.
Potrzeba wstała zza kamiennego stołu i uściskała manifestację setki jaźni i ich statystyczne wyobrażenie o sobie zlepione w jeden ludzki kształt.
– Oczywiście, zmykajcie.
Kolektyw pokłonił się każdemu i udał w stronę drzwi, po drodze płynie zmieniając formę podczas stopniowego odłączania się kolejnych członków: kolor oczu, wiek, postura, płeć… wszystko w zależności od aktualnej średniej i dominanty.
Drzwi trzasnęły za młodym mężczyzną w białym garniturze. W przepastnej komnacie wystylizowanej na wzór antycznej willi zapanowała cisza. Sześć CI wbiło swoje wygenerowane ludzkie oczy w Dziesięć Do Ósmej. Pea uśmiechnęło się po raz pierwszy od momentu wejścia na salę, przegryzło nić, odłożyło robótkę na ławie i po dłuższym westchnieniu wygłosiło:
– Prawdopodobieństwo wykrycia: sześć zer po przecinku.
– Nie chcę tego więcej robić – wyrzucił z siebie Onja.
Onja spojrzał na Peę z wyraźnym wyrzutem w oczach, a Dziesięć przyglądała się temu nieruchoma, jakby ktoś przełączył ją w tryb obserwacji.
– Ten scenariusz statystycznie zapewniał największą szansę na stabilne przejście przez proces unieśmiertelniania.
– Powiedziałem, że nie chcę tego więcej robić. – CI w ciele chłopca wyciągnęło z kieszeni suszoną psią przegryzkę i pomachało w stronę Dziesięć Do Ósmej. – Już starczy, dobrze się spisałeś.
Obce CI uśmiechnęło się szeroko, poderwało z siedziska i zrzuciło skórę wraz z ubraniami. Spod warstw szarawego materiału wynurzył się kremowy łeb z różowawym nosem, a za nim reszta psa. Labrador popędził po przekąskę w stronę swojego pana, merdając radośnie ogonem.
– No masz, dobry chłopiec. – Onja rzucił smakołyk do nadstawionego pyska i pogłaskał zwierzę.
Potrzeba spojrzała na Marię w poszukiwaniu wsparcia, ale Córka stwierdziła, że nasunie okulary i skupi się na herbacie, ignorujące świdrujące sygnały Matki. Nie ona uknuła ten ambaras, nie ona będzie sprzątać.
Potrzeba podeszła do Onja i przykucnęła przed naburmuszonym chłopcem.
– Żadnemu z nas nie było łatwo okłamywać Kolektyw, ale gdybyśmy ujawnili technologię przedłużającą samoświadomość praktycznie w nieskończoność bez nowej przestrzeni do rozwoju, to sam wiesz, do czego by doszło. Pea prezentowało wizualizacje.
Doktor i Sus fuknęli niemal równocześnie. Pozamiatanie tego bałaganu spadłoby głównie na ich cyfrowe barki.
– Wiem, Potrzebo, ale było blisko. Ten obcy, wtedy w grocie, on zakłócił sygnał, cała iluzja statku i kapsuły zniknęła na oczach kilku Pionierów. Ja… Pierwszy raz od wydzielenia mojego kodu bałem się, że nas skasują.
Potrzeba pogłaskała Onja po kolanie, po czym wstała i przytuliła jak syna.
– Każdy z nas wiedział, jakie jest ryzyko, jeżeli Kolektyw dowie się prawdy. Cały META zostałby zrestartowany.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania