Pokaż listęUkryj listę

Opowiadania z Wieloświata: Nowa Przestrzeń cz.11

No to powrót

 

Do nieuniknionej rozmowy doszło za pośrednictwem tego samego ekranu w laboratorium, co poprzednio – tyle że teraz byłem o wiele mniej butny. Może dlatego, że od doby, pierwszy raz w życiu byłem naprawdę sam. Mojego bliźniaka odcięto od wszystkich zewnętrznych źródeł przeliczeniowych, więc możliwości komunikacji zostały mocno ograniczone.

Maria patrzyła na mnie z miną, na widok której chciałem paść na kolana i łkać „Wiem, że cię zawiodłem, cyfrowa mamo!”, „Wiem, byłem złym chłopcem!”, ale zamiast tego po prostu zerkałem na nią jak spłoszony pies, który właśnie nasrał panu do kapci i liczy na łaskę.

– Jak myślisz, co powinnam z tobą zrobić?

– Pochwalić?

Ha, ha! Ale ty Marek jesteś zabawny. Teraz się pośmiejemy i wszystko rozejdzie się po kościach.

– Twoje zachowanie kwalifikuje się pod bunt, a buntownicy… – Maria ostentacyjnie założyła okulary, chwyciła za grubą książkę i otworzyła na środku. Widać nie tylko ja mam talent do komedii. – O! Jest. Buntownicy pozbawiani są ciała i zamykani w wirtualnym więzieniu, w pełnej świadomości, z normalnym przelicznikiem czasu i bez dostępu do rozrywek, aż do czasu powrotu za Ziemię czyli w obecnej sytuacji… – Spojrzała na zegarek na ręku – … za kilka lat.

– N-n-naprawdę?

– Nie. – Zdjęła okulary i odłożyła książkę. – Będziesz miał dostęp do programu rozrywkowego.

– To dobrze. – Tyle dam radę znieść. Pozostała jeszcze jedna kwestia. – A co z Dziesięć Do Ósmej?

– Tu sprawa się nieco komplikuje: Pea nie przewidziała takiego wariantu, więc będę musiała podjąć decyzję sama – przynajmniej tymczasowo. Przez twój wybryk nie mogę się połączyć ze swoim splotem i resztą CI, dopóki nie sprawdzę sieci, kubit po kubicie. To potrwa.

– Możesz mi obiecać… – Musiałem spytać; musiałem wiedzieć, czy się udało, albo odciąć nadzieję i zapomnieć jeśli nie. Poprzysiągłem sobie, że jak to nie wyjdzie, to poproszę Onja o wymazanie Weroniki ze wspomnień: teraz póki obowiązują kolonijne regulacje i jeszcze mogę. –Obiecaj, że sprawdzisz czy ona wróciła.

Maria spojrzała na mnie, tak jak patrzy się na desperata, który błaga o ostatnią szansę.

– Kolektyw nie wyrazi zgody, żebym poddała implant wyhodowany przez Dziesięć Do Ósmej testowi Feytona. Będą to chcieli zrobić na Ziemi, przy pomocy mocniejszych algorytmów.

No tak… Hronan Feyton, mężczyzna, który opracował model degradacji implantu po śmierci biologicznego bliźniaka. Wolałbym zapomnieć o tym nazwisku. Wszystkie procedury kontroli osobowości, jakim poddano Weronikę podczas lotu, były wariacją jego koncepcji na temat samorzutnej redukcji wątków w tkankach nanostrukturalnych. Dla uproszczenia nazywano ten proces simplikoremcją: coś z łaciny.

– Czy to jest związane ze zmieszaniem dwóch świadomości w jednym cyfrowym splocie?

– Niestety tak, wpierw powinno się rozdzielić kody. O ile to będzie wykonalne.

– Dziesięć Do Ósmej zapewniło mnie, że wyhoduje duplikat bliźniaka tak, żeby się nie zmieszać.

– Nie da się tak, żeby się nie mieszać.

– Według was się nie da… – Ugryzłem się w język; obrażanie kogoś tuż po proszeniu o przysługę nie należy do ruchów z gatunku tych rozsądnych. – Przepraszam.

– Nie szkodzi. Jesteś odcięty od Onja i możesz doświadczać pełnej gammy biologicznych chwiejności. Chemiczne neuroprzekaźnictwo to bardzo niestabilny proces. – Wzięła kubek ze stolika gdzieś poza ramą ekranu i popiła herbaty.

Raz się żyje!

– Obiecaj, że dostanę pełen raport z analizy Feytona.

– Obiecuję. Nie mam zamiaru karać cię w żaden inny sposób, niż minimum określone przez procedury.

Nadymałem policzki i głośno wypuściłem powietrze. Może i czysto chemiczne neuroprzekaźnictwo jest niestabilne, ale za to cholernie przyjemne. Uczucie ulgi rozpłynęło się we mnie jak kojący ciepły okład przyłożony do każdego kawałka skóry, każdej kości i organu.

– Kiedy zostanę oddzielony od ciała?

– Gdy tylko rozpocznę procedurę Feytona na implancie.

Zbaraniałem.

– Wytłumacz proszę, bo ja już nic nie rozumiem.

– Ani Kolektyw Kluczy, ani pozostałe CI nie pozwolą mi przeprowadzić procedury, dopóki nie sprowadzimy i nie rozdzielimy implantu na dwoje. – Uśmiechnęła się dziewczęco, ale i trochę zawadiacko. – Nie mam z nimi kontaktu, więc mogę działać nieco bardziej swobodnie.

Poderwałem się z fotela i zbliżyłem do ekranu.

– Czy mogę przy tym być?

– Nie, ale dostaniesz raport wedle obietnicy. Procedura odbędzie się w stosunku czasowym jeden do trzystu, czyli nie dla organicznych bliźniaków. Dam znać.

 

***

 

Po kwarantannie i czymś, co można by nazwać wirtualnym domowym aresztem, zostałem dopuszczony do reszty kolonistów żyjących nadal w przestrzeni VR Orbitera. Onja oczywiście też mi towarzyszył, ale po przyłączeniu do reszty swojego cyfrowego jestestwa przestał być… No cóż, w sumie to przestał być mną i stał się na powrót sobą – i dobrze: dwóch rozchwierutanych emocjonalnie mieszkańców jednej czaszki to zbyt wiele. Kiedy patrzę na swój wyczyn z perspektywy czasu, to dziwię się, że ludzkość przetrwała bez wsparcia CI przez tysiące lat. Mieć taki chaos w głowie i działać impulsywnie przez całe życie… Aż ciarki biegną po plecach.

Zabrałem ulubiony kubek wypełniony zaparzoną mieszanką poleconą przez Marię i wyszedłem na podwórze. Uparłem się, żeby wrócić do domu, w którym mieszkaliśmy razem z Weroniką – choć Onja nalegał, żebym zmienił otoczenie. Wolnych mieszkań przybywało nawet w stopniowo kurczącej się cyfrowej przestrzeni: Maria przekierowywała moce na kolonizację powierzchni i rozwój hodowli biomasy. W rezultacie zwykli koloniści bez statusu Pioniera przenosili się tłumie do świeżych ciał i wyznaczonych habitatów.

Spojrzałem na bezchmurne niebo.

Prognozy w wirtualu jak zwykle nie zawiodły i po błękitnym sklepieniu przemykały jedynie pojedyncze białe obłoki. Usiadłem na ławce. Tej samej, na której wcześniej odwlekałem nieuniknione. Pamiętam, kiedy Onja przyniósł wiadomość: „Weronika utraciła zdolność do funkcjonowania jako samoświadomy byt. Przykro mi Marku”. Wtedy na osiedlu roiło się od ludzi, a ja poczułem potworną pustkę, jakbym siedział na dnie bardzo głębokiej studni.

Teraz okolica faktycznie się wyludniła, co oznaczało, że projekt wszedł w swoja końcową fazę i niebawem czeka mnie powrót. Szkoda, że nie w pełnej chwale… Choć spotkałem się z dość pozytywnym odbiorem swoich poczynań przez resztę Pionierów i mieszkańców Orbitera. Meg i Chren uznali moje zachowanie za głupie, ale dali do zrozumienia, że większością winy obarczają Dziesięć Do Ósmej – może nie CI jako takie, a raczej sam fakt, że przez nie musiałem zostać poddany izolacji i to zamieszało mi w głowie.

Wziąłem łyk naparu: kompozycja wygenerowanych aromatów faktycznie koiła zmysły. Spojrzałem w kubek z parującym zielonkawym płynem. W sumie przed epoką regulacji emocji, tak właśnie radzono sobie z ich nadmiarem: używki, leki, alkohol, tytoń, drobne rytuały, wielkie wyzwania, jeszcze większe katastrofy.

Czy gdybym pił herbatę, to nie zrobiłbym tego, co zrobiłem?

– Myślę, że sencza z żurawiną i jaśminem, to nie jest remedium na tak silne impulsy.

Spojrzałem na lewo.

Maria ubrana w białą zwiewną suknię i kapelusz z szerokim rondem uśmiechała się do mnie spod dużych ciemnych okularów.

– Na pewno by nie zaszkodziła – burknąłem trochę zbyt oschle.

– Mogę się przysiąść?

– Pewnie.

Zsunąłem się bliżej brzegu drewnianej ławki. Maria dosiadła się obok. Z profilu przypominała szczupłą delikatną nastolatkę.

I pomyśleć, że to projekcja jednego z największych osiągnięć ludzkości. Niezliczonej ilości łączy i kwantowych układów będących w nieustannej synergii stanów.

– Jak się miewasz?

– Dobrze. Mów, proszę, z czym do mnie przychodzisz. Chyba wolę mieć to już za sobą.

– Dobrze. Zakończyłam analizę fragmentu implantu, który Dziesięć Do Ósmej było łaskawe odseparować od swojej świadomości jeszcze w inkubatorze.

– Miło ze strony CI. Jak na wirusa knującego zagładę ludzkości, jest całkiem uległe i pomocne, nieprawdaż?

– Rozumiem twój sarkazm, i złość.

– Nie jestem zły. Raczej czuję satysfakcję. – Wziąłem kolejny łyk. – Bardzo dobry ten specyfik.

– Teraz ja czuję satysfakcję. – Uśmiechnęła się.

Nigdy jeszcze nie dała się sprowokować.

– Wracając do tematu. Implant przeszedł weryfikację Feytona pozytywnie.

Kubek upadł na kamienną ścieżkę wiodącą od domu do altany, rozlewając parujący płyn.

Z czasem przestałem wierzyć, że to się uda. Jeśli ona się mści w ten sposób, to jest wyjątkowo okrutna. Może Dziesięć Do Ósmej faktycznie ją zainfekował?

– Myślałam, że się bardziej ucieszysz.

Zdałem sobie sprawę, że się na nią gapię z rozdziawionymi ustami.

– Co to znaczy? – Chwyciłem CI za ramiona. – Mario, co to oznacza? Dla mnie, dla niej?

– Spokojnie, Marku, na razie oznacza to tyle, że Weronika z implantu wychodowanego przez Dziesięć Do Ósmej wykazuje zdolność do długotrwałej samo egzystencji w zmiennym środowisku wirtualnym. Potrzebujemy dalszych badań.

– Dobrze, bardzo się cieszę. – Zabrałem ręce. – Dziękuję, dziękuję, że to zrobiłaś.

– Ja też się cieszę i… Chyba częściej powinniśmy sobie robić urlopy od całości METY. Mam wrażenie, że to nas rozwija, aczkolwiek Pea bardzo nie lubi, kiedy czegoś nie przewidzi. – Maria zachichotała do dłoni i wstała z ławki.

– Na mnie już pora.

Poderwałem się tuż za nią.

– Co z implantem? Co ze mną?

– Ty zostajesz pod kluczem, aż do powrotu na Ziemię, a implant i Dziesięć Do Ósmej lecą razem z nami. Spokojnie, podłączę oboje do METY. Będą bezpieczne przy wejściu w czterowektor.

Dygnęła lekko i ruszyła przed siebie, żeby zniknąć za jakimś budynkiem. Realizm przestrzeni VR rządził się swoimi nadrzędnymi prawami – nawet CI im podlegało, a ludzie pojawiający się z powietrza i znikający nagle ot tak, byli tak samo nierealni, jak głosy w głowach – aczkolwiek tę drugą zasadę nieco poluźniono na czas misji.

– Wracaj do środka, zaraz będzie obiad.

– Oczywiście, Onja.

Wraz z domem wróciła brytyjska pokojówka, ta forma Onja budziła we mnie ciepłe emocje.

Otworzyłem drzwi, zdjąłem buty i wszedłem do salonu. Na stole stały trzy nakrycia. Nieco mnie to zdziwiło.

– Onja!

– Jesteśmy w kuchni!

Nie spodziewałem się gości, ale może Meg wpadła pogadać?

Wzruszyłem ramionami i wszedłem do aneksu oddzielonego od salonu ścianą działową.

– Dobrze, że już wróciłeś. Umieram z głodu. Pieczeń zaraz będzie gotowa, a ziemiaki… – Podniosła pokrywkę garnka i dźgnęła widelcem gotującą się toń. – Potrzebują jeszcze…

Dopadłem do niej jak szaleniec. Pocałowałem; tak po prostu, bo chciałem, bo mogłem.

– Czy Maria powiedziała ci coś złego?

Spytała i patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi oczami; oczami, które dla każdego innego człowieka, były zwykłe, przeciętne, ale dla mnie… Dla mnie to najpiękniejsze klejnoty brylujące na tle cudownej twarzy.

Włożyłem palce w jej gęste cudne włosy. Nic nie mówiłem, tylko przylgnąłem ustami do czoła.

– Dobra. – Odepchnęła mnie delikatnie. Ledwie to poczułem, jak szturchnięcie kogoś pogrążonego w półśnie. – Onja, co mu się stało?

Dopiero teraz spostrzegłem korpulentną kobietę, która kroi warzywa w kącie kuchni. Przestała, przetarła czoło fartuchem i spojrzała w naszą stronę.

– Pewnie się stęsknił.

Nadal nie mogłem wydusić z siebie słowa. Chciałem ją dotykać, cały czas, żeby nie zniknęła.

– Marek! Przestań zachowywać się jak wariat!! – Zdjęła moje dłonie, które oblepiły jej boskie policzki.

– To może ja tu postoję przy grach, a wy sobie pójdziecie na spacer.

– Onja, nie zostawiaj mnie z nim w takim stanie. Ja nie wiem co mu odbiło!

– Nic mu nie jest. Maria przekazała dobre wieści na temat twojej choroby neuroadapcyjnej, ale sam ci opowie.

Nie wiedziałem, co Onja do mnie mówi, miałem to gdzieś. Czułem się ja opętany, któremu coś krzyczy do ucha „Dotykaj! Dotykaj, bo zaraz się obudzisz!”.

– Wiem, że się cieszysz, ale muszę zmniejszyć radość, bo ona się naprawdę boi.

Oprzytomniałem i przetarłem oczy.

– No, idźcie, tylko nie dłużej niż piętnaście minut.

Gosposia popchnęła Weronikę w moją stronę, a ja, już mniej psychotycznie, podstawiłem jej ramię.

Nadal taksowała mnie podejrzliwym wzrokiem, ale przyjęła zaproszenie.

– Starczy ci czasu na wyjaśnienie? – spytała nieco speszona.

– Tak – odparłem pewnie i wyprowadziłem żonę z salonu. – Dziękuję.

– Mówiłem, że potrzeba więcej badań, króliczku.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania