Opowiadania z Wieloświata: Nakładka na życie cz.3
Otworzyłem oczy jeszcze przed budzikiem – jak zwykle zresztą. Biała pościel z autentycznej bawełny głaskała mi skórę. Chciałem jeszcze choć przez chwilę pozostać w realnym świecie, nim jawa zasypie mnie iluzjami. Nie to żebym ich nie lubił, nie… Ja po prostu czułem, że wraz z postępem sztucznej inteligencji i rozwojem algorytmów środowiskowo-społecznych zyskaliśmy bardzo wiele, ale jednocześnie…
Eee tam! Robię się strasznie sentymentalny.
– Radoux, pierwsze upomnienie. Masz zaplanowane wizyty od…
– Onja, nie śpię – pomyślałem. – Wydrukuj kawę i włącz półwirtual – dopowiedziałem już fizycznie.
Miałem poczucie, że prawdziwe słowa niosły więcej mocy niż te niewypowiedziane. Ale z drugiej strony: czym różni się fonon od fali dźwiękowej? Jak stwierdzić, który przekaz jest bardziej prawdziwy, jeśli oba niosą ten sam pakiet danych?
– Nieważne… Wstaję! – rzuciłem w pokój.
Tradycyjna mowa była jedną z tych rzeczy, które zapragnąłem kultywować niezależnie od racjonalności tego czynu. Na swój sposób ten symboliczny niepotrzebny gest, irracjonalne przywiązanie do tradycji, ono… pozwalało mi czuć się człowiekiem…
Głupie smęcenie.
– Kawa gotowa, profesorux.
– To dobrze; potrzebuję zastrzyku z koncentracji, bo mój mózg wędruje w dziwne rejony.
– Czy mam przygasić te myśli?
– Nie, nie trzeba: same wygasną…
Zsunąłem nogi na podgrzewaną podłogę, zabytek jeszcze z czasów, kiedy Onja dopiero doskonalił nakładki czuciowe, a META zbierał dane do prawidłowych symulacji. Kilka autentycznie ciepłych kroków dzieliło mnie od stolika z pachnącą…
Zaciągnąłem się aromatem kawy, pochwyciłem kubek z aksamitnym czarnym płynem w idealnej temperaturze i pociągnąłem łyk.
Napar był prawie doskonały.
– Onja, zwiększ poziom goryczy na mocno paloną brazylijską.
Kolejny łyczek.
Tak, teraz jest perfekcyjna, pomyślałem z satysfakcją twórcy dobrego dzieła, po czym dopiłem wodę z fraktalami dla implantu. Nakładka zmysłowa stała się tworem prawie doskonałym…
Znowu to filozoficzne bajanie! – zganiłem się po raz kolejny i poszedłem odbyć standardowy program higieniczny dla mężczyzn.
Po obmyciu i otarciu ciała poprosiłem Onja o załadowanie programu GenderGeneratora. Tradycyjny wygląd doktorka z reklam kremu do protez wzbudzał zaufanie wśród pacjentów, których gremium widziało jeszcze poprzednie stulecie. Do pracy chodziłem zawsze fizycznie: żaden wirtual nie wchodził tu w grę – ludzie starej daty nie uznawali hologramowych mówców, a nakładki na androidyczne manekiny odbierali jako brak profesjonalizmu. Nie miałem nic przeciwko temu: sam wolałem tradycyjne ćwiczenia niż program stymulacji mięśniowej, ale miałem ku temu inne powody.
Podniosłem nadal ciepły kubas i wyszedłem na rozległy balkon apartamentowca, w którym obecnie mnie zakwaterowano. Na zewnątrz rozciągała się panorama gwarnego, a jednocześnie schludnego i - w pewnym sensie - świeżego, wielkiego miasta. Uśmiech sam cisnął się na usta. Skąpane w porannym słońcu centrum aglomeracji kipiało wszechobecną zielenią. Wysokie wieżowce niemal w całości pokrywał dywan z soczystego mchu i bluszczu, a feerię z odcieni zieleni przełamywał widok przyciemnionych okiennych szyb, pokrytych fotowoltaiczną farbą. Pomiędzy wieżowcami, niby pajęczyna, rozciągały się linie szybkiej kolei miedzyfirmowej, a w niższych segmentach drapaczy chmur wolniejsze trakcje miejskie wlokącę się z prędkością 150 km/h pomiędzy piętrami mieszkalnymi. Poziom gruntu pozostawiono naturze i spacerowiczom chcącym jej doświadczyć.
– Już niedługo… – wyszeptałem sam do siebie. – Już niedługo cały świat taki będzie i to całą wieczność… Onja, zdejmij nakładkę „FutureEX67”; starczy już tego pięknego snu ja jawie.
Odstawiłem kubek na stolik i wyszedłem ze swojego loftu.
Niespełna dwadzieścia minut później stałem przed szerokim przeszklonym wejściem, nad którym fantazyjny neon głosił: „METADEC – Przejdź z nami do Wirtuala”.
– Dzień dobry, profesorux – pozdrowiła mnie Anna, moja sekretarka. Nakładka młodziutkiej rudowłosej dziewczyny pasowała jej bardziej niż poprzednia: szatynka w średnim wieku.
W sumie to raczej mi pasowała bardziej – uśmiechnąłem się w duchu.
– Annaux, o której mam pierwszego pacjentax?
– O dziesiątej, profesorux.
– Ile dzisiaj?
– Pietnaście…
– Aż tyle…! Widzę, że pieniądze na reklamę nie poszły w kanał. Dobrze, bardzo dobrze… Cieszę się, że ludzie wybierają ten sposób na… Że wybierają łagodne przejście na własnych warunkach, bez strachu i wątpliwości.
– Tak, to cudowne, prfesorux – potwierdziła Anna z wyuczonym neutralnym wyrachowaniem, uśmiechając się przy tym jedynie kącikiem ust. – Dokumenty są przygotowane. Pliki osobowościowe opatrzone imionami interesantów zostaną odkodowane za przyzwoleniem każdego pacjentax, profesorux.
– Dokładna jak zwykle. – Uśmiechnąłem się i stanąłem w progu kameralnego pomieszczenia wystylizowanego na przytulny pokoik w ciepłych tonach bieli przełamywanej soczystą zielenią. – Aaa, Annoux… Byłbym zapominał; jeśli pacjentax przyjdzie wcześniej, to wpuść onox. – Oświadczyłem i nie czekając na odpowiedź, przekroczyłem próg gabinetu.
– Oczywiście, profesorux – potwierdziła poprzez implant.
Żelowy fotel nie zdążył na dobre wystygnąć i dopasować do kształtu ciała, kiedy Anna oznajmiła, że przybyła pierwsza potencjalna pacjentka.
– Onja, załaduj plik.
Hololista zawisła nad biurkiem. Podstawowe dane medyczne, krótki życiorys i jeszcze kilka mniej istotnych informacji… Biodane wyższego poziomu wraz z mapą genową nie były dostępne bez zgody pacjenta.
Smukła blondyneczka weszła do środka, roztaczając wokół siebie aurę witalności.
– Dzień dobry, Moni’buny, nazywam się Radoux Rigge. – Wstałem i zaoferowałem uścisk dłoni, który dziewczyna z radością odwzajemniła, po czym usiadła na nie w pełni utwardzonym fotelu; żel zmiękczano przed każdą wizytą, żeby pacjenci mogli go ukształtować po części pod siebie.
– W czym mogę pomóc? – spytałem z uśmiechem i raczej przez grzeczność niż z chęci uzyskania informacji; moja placówka oferowała tylko jeden rodzaj usług.
– Chciałox dołączyć do programu „Łagodne Przejście”.
– Muszę wpierw prosić o tymczasowy dostęp do biodanych; tylko w celu weryfikacji – dopowiedziałem. – Wiem, że to nie jest przyjemne, ale…
– Nie mam nic do ukrycia – przerwała mi standardową formułkę i skwitowała wypowiedź rozbrajającym dziewczęcym uśmiechem.
Przesłany szyfr odblokował dostęp do poufnych danych: szkielet w pięćdziesięciu procentach syntetyczny; liczne wszczepy polimerowe w reszcie; krytyczne implanty prawie we wszystkich narządach; wątroba, lewa nerka oraz prawe płuco w całości syntetyczne; wzrok wspomagany wirtualnie, słuch w pełni generowany – kompletna niewrażliwość własna; mózg – stan ogólny: dobry.
– Wiem już wszystko. – Uśmiechnąłem się sztucznie. Ta kobieta sypała się w oczach, a to wywoływało… dyskomfort psychiczny.
Właśnie dlatego biodane były szyfrowane. Młodziutka blondyneczka będąca w wieku staruszki wywołałaby dysonans poznawczy i problemy z synchronizacją nakładek.
– Zatem cóż taka osoba w kwiecie wieku robi w tej placówce? – zażartowałem. Dziewczyna zaśmiała się perliście.
– Doktorux… – spoważniała. – Proszę przestać; ja wiem, ile mam lat, ty teraz też wiesz, tak samo jak znasz cel mojego przybycia.
– Czemu akurat w wieku stu trzydziestu czterech wiosen zdecydowałox się na przejście w pełnym wirtualu? – Wiedziałem, ale i tak wolałem to usłyszeć od pacjenta… Nie była to żadna chora zabawa; po prostu chciałem wiedzieć, czy decyzja jest w pełni świadoma.
– Proszę nie nazywać śmierci w ten infantylny sposób; to nie jest żadne „przejście”, to koniec drogi. – Zrzuciła nakładkę.
W jednej chwili tętniąca życiem dziewczyna zmieniła się w obwisłą rachityczną staruszkę z resztką białych włosów i o mętnym, mlecznym spojrzeniu. Nawet po tylu latach pracy w espicjum nadal wywoływało to we mnie lęk – strach przed tym, że jeśli mi się nie uda, też tak skończę. Dopiero po chwili zorientowałem się, że siedzę z rozchylonymi ustami.
– Przepraszam, ja…
– Nic się nie stało… Twoje pokolenie, jak i wszystkie następne, nie są oswojone z takim widokiem. – Uśmiechnęła się, a starcza skóra podkreśliła głębokie bruzdy na całej twarzy. – Przemijanie w sposób świadomy to coś, co umrze wraz ze mną i moimi rówieśnikami… Spytałex: czemu teraz? – Westchnęła ciężko. – Stwierdziłox, że nie dam rady… Nie chcę dać rady… Chcę odejść w nieświadomości i…
– Proszę już nie kończyć. Nie musi mi pani tego tłumaczyć. – Z tego wszystkiego zapominałem o odpowiednich zaimkach, ale kobieta nie protestowała. Odruchowo złapałem ją za małą kruchą dłoń z niewielką ilością ciała oblekającego paliczki. – Po to jest ten program. Wysłałem katalog szablonów Sim-Życia. Po podłączeniu do serwera, Onja zmodyfikuje wspomnienia i przejdzie pani… Przejdziesz do wirtuala jako nowa osoba; my jednocześnie zadbamy o ciało i przedłużymy jego funkcjonowanie tak długo, jak tylko się da.
– Ile? – wychrypiała.
– Przepraszam…?
– Ile mi zostało?
– Proszę zrozumieć. – Poklepałem jej dłoń i zacisnąłem mocno w obu moich. – Nie mówimy takich rzeczy, ale zapewniam cię, Moni’buny, że nie będziesz żyć tam w strachu i niepewności.
Nakładka wróciła wraz z pięknym pełnym uśmiechem młodej dziewczyny. Poczułem ulgę, jakby ktoś zdjął mi z pleców kilka ton żelastwa.
– Dziękuję, doktorux Rigge.
– Nie ma za co. Proszę na spokojnie wybrać motyw przewodni symulacji i zgłosić się do mnie nie wcześniej niż za dwa dni. Taka decyzja wymaga przemyśleń. – Puściłem do niej oko i zaserwowałem jeden z tych czarujących półuśmiechów.
Wstałem, a kobieta wraz ze mną, wymieniliśmy uściski dłoni i odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi.
– Onja – wywołałem implant, gdy tylko włazy zakleszczyły się za pacjentką. – Przygaś emocję o dwa poziomy i przenieś wspomnienia ogniskujące do… Nie, wykasuj je permanentnie.
– Radoux, kasowanie wspomnień jest niewskazane; stanowczo odradzam…
– Powołuję się na protokół Kreatorów, licencja numer 21Rigge-C4F.
– Polecenie przyjęte; wspomnienia zostaną trwale wymazane za 5… 4…
Rozsiadłem się w fotelu i odczekałem, aż proces dobiegnie końca.
– Annoux, wprowadź kolejnego pacjentax.
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania