Pokaż listęUkryj listę

Opowiadania z Wieloświata: Siła Modlitwy

Babcia skończyła zaplatać ostatni wianek z polnych kwiatów i kłosów żyta, sięgnęła po swoją drewnianą „przyjaciółkę” i powolnym bolesnym krokiem, podpierając się laską, wyszła na zewnątrz.

Fotel wykonany z porządnego drewna obszytego wypchaną tkaniną, jak zwykle czekał na ganku i przywoływał ją do siebie obietnicą wytchnienia. Starsza korpulentna kobieta dała mu się skusić i usiadła wygodnie, kierując twarz w stronę słońca, które wisiało nisko nad horyzontem.

– Całe szczęście zaraz noc… – westchnęła, wyciągnęła z fartucha paciorki do modlitwy i zaczęła nucić ludową piosnkę.

Sielankę przerwało rozpaczliwe wołanie dobiegające zza węgła chatki.

– Idą, Babusja!

– Kot idzie, Aliona?! – spytała Babcia, przerywając kojące kołysanie w bujaku.

– Ruskie diaboły, Babusja. Ci najgorsi! – Aliona padła staruszce u kolan i kontynuowała zawodzenie.

– Kadyrowcy?

– Tak.

– Aliona, wiem, że się strachasz, wszystkie się boim, ale musisz być dzielna. – Babcia uniosła dygoczący podbródek dziewczyny, której czarne jak węgiel włosy kontrastowały z bladą cerą. – Do nocy już niedługo. Może odpuszczą.

– Oni nie odpuszczają; nie oni, Babusja.

– Słuchaj mnie uważnie. – Babcia złapała Alionę za policzki i spojrzała w zeszklone oczy. – Trzeba Dariję schować, nie mogą jej psy czeczeńskie w łapsk…

Krzyki i odgłosy strzałów nadleciały ze skraju lasu.

– Idź, Aliona; zbierz dziewczyny w chacie modlitwy a Dariję, pod podłogę.

– Ale Babusja myśli…?

– Gnaj już! – Staruszka pośpieszyła młódkę, która podwinęła lnianą suknię i pobiegła na poletko, na którym grupka kobiet w różnym wieku pieliła wokół nowalijek.

Korpulentna Babcia z trudem wstała z siedzenia i bardzo powoli zeszła po skrzypiących schodach jednej z czterech chat rozstawionych wokół centralnego, o wiele większego, i bardziej posępnego budynku.

Tam właśnie zamierzała się udać.

Pokonując kilkunastometrowej długości klepisko, musiała robić przystanki na oddech i na każdym z nich złorzeczyła pod nosem: dla osoby w jej wieku taka samotna wyprawa stanowiła nie lada wyzwanie, a nadszarpnięte wojną nerwy podrażniane ciągłym bólem kości, nie potrzebowały wiele, żeby zmaterializować gniew w niecenzuralne słowa. Aż do tej wiosny Babcia żyła w przekonaniu, iż wojny odeszły wraz z minionym stuleciem, a nowe czasy i ich konflikty to już problem potomnych.

Pogrążona w myślach nareszcie dotarła na miejsce. Pchnięcie skrzydła sypiących się drzwi poprzedziły ciche słowa: „Myliłam się”.

Kolejna salwa strzałów rozszarpała ciszę wieczoru; tym razem padły o wiele bliżej, prawie za miedzą. Wszystkie mieszkanki tej zapominanej osady na północ od miasta Bucza czekały już we wnętrzu chaty, które stanowiło jedno ogromne pomieszczenie. Starsze z kobiet ściskały te młodsze za ramiona. Wszystkie ubrane w lniane robocze szaty i wszystkie czarnowłose z głowami przyozdobionymi starannie wyplecionymi wianuszkami poprzetykanymi kwiatami rumianku i konwaliami.

Babcia omiotła wzrokiem całą grupę ściśniętą w centrum pomieszczenia. W środku panował półmrok przełamywany przez rozpalone tu i ówdzie lampy oliwne oraz promienie wieczornego światła, które zaglądały przez liczne szczeliny w ścianach.

– Darija? – spytała Aliony.

– W ukryciu, Babusja; razem z Ionną.

– Dobrze – oświadczyła staruszka i uderzyła kilkukrotnie drewnianą lagą w podłogę. Delikatny rytmiczny stukot odpowiedział nieśmiało spod desek. Babcia pokiwała głową twierdząco i z pomocą wiernej „przyjaciółki” dostąpiła do reszty kobiet.

– Nie strachać się, może pójdą w diabły! – skłamała: nawet ona nie wierzyła swoim słowom, ale nie mogła poczynić inaczej.

– Czeczeńskie czarty! – Polina, znacząc twarz głęboką odrazą, splunęła na podłogę.

– Nawet z diabołami, można się układać – wysapała Babcia.

Deski na podeście przy wejściu zaskrzypiały pod ciężarem masywnych ciał. Cienie na podłodze ukazały kilka niewyraźnych sylwetek, przesłaniających światło, które prześlizgiwało się pod drzwiami. Skrzydło wiszące na leciwych zawiasach, nagle wpadło do środka. Młodsze dziewczyny zaczęły płakać. Do izby wparowało dwóch brodatych wojskowych w rosyjskich mundurach i wycelowało karabiny w stłoczone kobiety.

Babcia stała spokojnie, mierząc ich wzrokiem.

– Ruki vverkh! – wrzasnął jeden z kadrowców, który wparował jako pierwszy. Starsze z kobiet posłuchały i uniosły ramiona, większość młódek też, tylko najmłodsza Olenka wpadła w histerię.

– Skazhi yey zatknut’sya! – warknął jeden i wskazał lufą na dziewczynkę.

Babcia podeszła do przerażonej Olenki i szepnęła jej coś do ucha. Dziewczynka przytaknęła, złapała Babcię za rękę i razem stanęły twarzą do Czeczenów.

Próg przekroczył jeszcze jeden mężczyzna. Zrobił to powoli, tak jakby napawał się przerażeniem, które wywołało ich przyjście.

– No, no, no… Chyba nam się dziś poszczęściło: takie kwiaty znaleźć w tym tonącym w gnoju kraju.

Paskudny rechot zadudnił w chacie.

Wysoki, nieco otyły mężczyzna z pociągłą twarzą i czarną kozią bródką podpalił papierosa, zaciągnął się dymem i jeszcze raz spojrzał na grupę przerażonych kobiet, wykrzywiając przy tym gębę w podły uśmiech.

– A wasze chłopy gdzie? – rzucił pytaniem, wybałuszając rybie oczy.

– Na wojnie, ojczyzny bronią! – sarknęła Babcia.

– Ojczyzny, he… Toć to już mateczka Rosyja! My przecie tej samej ojczyzny teraz bronim. – Rozłożył teatralnie ręce, a rechot ponownie rozbrzmiał dudniącym echem. – To co, babushka! Pomożecie weteranom z frontu?

– Czego chceta?! – syknęła Babcia.

– My tylko ciepła i miłości szukamy. Nie, chłopaki?

– No toć przecie! – przytaknęli jednogłośnie hersztowi Ramzanowi Kadyrowi, który z przyklejonym uśmieszkiem na twarzy wyrzucił memłanego peta na podłogę i podszedł do Aliony.

– Jak masz na imię? – spytał, ściskając jej podbródek.

Splunęła mu w twarz. Uderzył ją z otwartej dłoni z taką siłą, że upadła na podłogę i wypluła krew.

– Ukraińska suka! Myślałaś, że my was ruchać będziem, a my was brudne, parchate sabaki, nawet osrać nie chcemy.

Kopnął Alionę w brzuch.

Spod podłogi dobiegł stłumiony pisk.

– Wy tu, babuszka, myszy macie takie, że ho, ho… – zadrwił Kadyrowiec. – Lecha! – zawołał do kompana i dał znak ręką, żeby coś mu podał.

Rosły drab przyobleczony w rosyjski mundur sięgnął za pas, wyciągnął siekierę i podał hersztowi. Ramzan uderzył ostrzem w podłogę. Kobiety zaczęły krzyczeć, a Babcia sięgnęła do kieszeni fartucha i wyciągnęła zeń rzemień z nawleczonymi dziwacznymi kamyczkami.

Kolejne uderzenie wybiło dziurę w podłodze, którą Ramzan rozorał kilkoma kopnięciami i zaglądając pod deski, sięgną ręką głęboko we wnękę.

Dziecięce krzyki rzucane w twarz oprawcy, nie zrobiły na nim wrażenia. Kadyrow chwycił za gęste czarne włosy i wyciągnął z otworu szamoczącą się istotkę. Za nią wyskoczyła Ionna i zaczęła wściekle drapać oprawcę, który trzymał wierzgającą Dariję.

W końcu drugi z bandy odciągnął ją od herszta i spacyfikował uderzeniem w brzuch. Kilka kobiet chciało rzucić się z pomocą, ale Babcia dała znak, żeby pozostały na miejscu i dyskretnie wskazała na snopy krwistego światła przelewające czerwień zachodu przez szczeliny w zabudowie.

Ramzan uderzył Dariję w twarz i rzucił dziewczynkę na podłogę. Jej kwiecisty wianuszek leżał podarty nieopodal. Chciała się unieść, ale Kadyrow ciężkim butem przygniótł jej filigranowe ciałko do zbutwiałych desek.

– Ostav' yeye i govori zdes', chto khochesh'! – krzyknęła Babcia.

Ramzan ochłonął i uwolnił Darije. Dziewczynka złapała się za policzek i z trudem wstała. Posoka wypływająca obficie z nosa upstrzyła jej lnianą sukienkę szkarłatnym wzorem.

– Czego chcę, babuszka się pyta? – odpowiedział Kadyrow. – Ano my ziemię czyścić przyszli, bo robactwo… – przypalił papierosa, zaciągnął się łapczywie i wydmuchał chmurę dymu. – Robactwo, babuszka, to pod ziemią gnić powinno.

Niewysoka Ionna, wzięła Darije pod ramię i razem podeszły do reszty kobiet. Dziewczynka rozpaczliwie wtuliła się w suknię Babci.

Słońce już prawie zniknęło za horyzontem z gęstych koron drzew.

Ramzan zgasił peta, smarknął z obu dziurek i odwrócił się do karabinierów ze swojej bandy.

– Kilka najładniejszych zostawić, resztę rozstrzelać – rozkazał beznamiętnie.

Babcia uderzyła lagą o podłogę.

– Pomodlić się bodaj daj! – wrzasnęła.

Ramzan otaksował gromadkę kobiet znużonym wzrokiem i uśmiechnął się podle.

– W piekle się będzieta modlić. Na dwór i rozstrzelać – powtórzył rozkaz i zawrócił w stronę wyjścia, odpalając kolejnego papierosa.

– Ramzan, pozwól im, niech się pomodlą: tego to się nikomu nie odmawia – poprosił Soltan, przyjaciel i kompan herszta.

– To twoje miękkie serce, Soltan, to cię do grobu kiedyś wsadzi. Dziesięć minut mają. Potem wy dwaj strzelajcie; jak leci: już mi się nawet ruchać nie chce. Reszta zacznie doły w lesie kopać.

Słońce zaszło, pozostawiając po sobie jedynie szczątkową łunę

– Słyszałyście… Pomódlmy się – nakazała Babcia półszeptem. – Ty też, Darija, już jesteś wystarczająco duża.

Dziewczynka spojrzała staruszce w oczy.

– Dobrze, Babusja. – Otarła łzy i obróciła się twarzą do luf wymierzonych w ich stronę. Długie czarne włosy, niespętane wiankiem, opadły i przesłoniły jej lico.

Wszystkie kobiety uklękły, pochyliły nisko głowy, zdjęły wianki i rzuciły w jedno miejsce, tworząc mały stos.

– Matko rodzicielko – rozpoczęła Babcia.

– Matko karmicielko – dokończyły chórem czarnowłose.

– Matko ziemio, my jesteśmy z ciebie i do ciebie wrócimy – kontynuowała Babcia, a kobiety powtarzały półszeptem.

Światło zachodu zniknęło całkowicie. Kadyrowcy popatrzyli po sobie z widoczny zdziwieniem w oczach.

– Matko nocy, córo kruka, niech Marzanna do drzwi zastuka.

– Dobra dosyć tego! – Ramzan zgasił kolejny niedopałek przed drzwiami. – Zastrzelić te wiedźmy!

Modlitwy nie ustawały, a głosy dziewcząt i kobiet zlały się w jeden rytmiczny szept.

– Matko strachu, w mroku trwogo, niech się krew gotuje wrogom…

– Na co wy, kurwa, czekacie! – krzyknął Kadyrow i spojrzał na Soltana. Mężczyzna opuścił broń i przystawił dygocącą rękę do twarzy.

– Soltan. Co jest? – Razman obrócił go w swoją stronę. Z nosa, ust, oczu i uszu broczyła mu krew.

– Na Allaha! – wezwał imię boga i spojrzał na drugiego kompana, który otumaniony i zakrwawiony upadł na kolana.

Złapał za broń i wycelował w kobiety.

– Matko nocy, w ciemności strażnico – odezwała się samotnie Babcia – niech szkarłatem spłynie, to plugawe lico.

Ramzan chlusnął krwią i wypuścił karabin. Nie mógł powiedzieć słowa a kończyny odmówiły mu posłuszeństwa. Jego świadomość utkwiła w bezwładnym ciele.

Upadł na bok, obróciwszy się plecami w stronę modlących się kobiet.

Noc zapadła na dobre, o czym świadczył blask księżyca na ganku. Pozostałe zmysły Kadyrowa pozostały bez szwanku. Usłyszał strzały na dworze, potem tylko krzyki, a na koniec wróciła cisza. Powolny stukot drewnianej lagi przerwał rozpoczętą serenadę świerszczy.

Zbliżała się.

– Widzisz, czeczeński psie… – Babcia stanęła nad nim, trzymając Dariję za rączkę. – My tu nie mamy chłopów. My tu same siostry mieszkamy, a naszą matką… Noc… Noc i ziemia. – Obróciła Kadyrowa końcem kostura tak, żeby patrzył na nią. Darije weszła mu na klatkę piersiową, pochyliła się i nałożyła mu na głowę jeden z wianuszków podjęty ze stosu. Sama odgarnęła gęste włosy z twarzy. Blask dwóch rzędów ostrych jak żyletki zębów odbił słabe światło księżyca, a czarne jak smoła oczy odzwierciedlały głębię nocy. Zachichotała perliście i tanecznie zeskoczyła z torsu herszta.

– My, czeczeński psie – kontynuowała Babcia – nie lubim się modlić. My spokój lubujem i krzywdy niczyjej nie chcemy, ale dobrze żeś ty z jednym trafił: my z tej ziemi wszystkie jesteśmy, dlatego ziemi tej bronić będziem. Nazywają was diabłami, a my się diabłów nie boim, piesku… My z diabłami w zgodzie żyjemy – oznajmiła staruszka, kiedy wątłe światło księżyca, przecisnęło się przez otwór w dachu i padło na jej obsydianowe oczy.

Reszta dziewcząt zaśmiała się w tle.

Babcia popatrzyła chwilę na stękającego Kadyrowa i przywołała starsze z sióstr do siebie. W dziwnym języku nakazała kobietom zaciągnąć dogorywających mężczyzn na środek izby, gdzie przez lukę w strzesze, wpadał szeroki snop błękitnego światła.

– Zastanawiasz się pewnie, co my za strzygi jestemy, co? – zadrwiła Babcia, odprowadzając ciągniętego Ramzana, w głąb izby – Ano różnie już nas nazywano: a to zmory, a to dziwożony, a nawet morowice, a ja to pewnie wodnica albo jaka inna Baba Jaga jestem, co? Hę! – parsknęła, prezentując dwa rzędy ostrego uzębienia.

– Myślisz pewnie, piesku, że cię wiedźmy zeżrą, co? Nic z tych rzeczy: my gówna nie jemy. Żywi bardziej się przydacie.

Kadyrow spoczął na stosie jęczących, bezwładnych ciał, a Polina podstawiła staruszce krzesło, ustawiając je tak, żeby kobieta mogła usiąść naprzeciw półżywych wojskowych.

Księżycowy blask pełni oświetlał ten makabryczny ołtarz. Ramzan tylko patrzył na nią przekrwionymi oczami z których zaczęły wypływać łzy. Darija usiadła Babci na kolanach i założyła na głowę nowy wianuszek. Jej oczy przybrały normalny kolor, zęby na powrót stały się ludzkie, a skóra nabrała zdrowej barwy. Pozostałe siostry, nałożywszy wianki, utworzyły krąg wokół stękających mężczyzn.

– Widzisz, Kremlowski piesku, my żeśmy się strasznie bały, jak wyście od wszystkich frontów wparowali. Broń już nie taka jak kiedyś, ciało i ziemię do cna spali. Ale my się już nie boim. My się teraz modlić będziem, piesku; w każdą noc, dopóki duch wasz parszywy do ziemi nie wróci. My się będziem modlić o to, żebyście wy z głodu i plagi wszyscy pomarli, żeby ogień trawił wasze trzewia, a mór kończyny pożarł. My nie lubim się modlić, panie Kadyrow, ale będziem, bo ziemia ta naszą jest od wieków i nikt jej córek grabić ni gwałcić nie będzie. A jak który pies spróbuje, to niech wie, że łona nasze zębami pokryte i nawet w chwili upokorzenia, wasze członki kąsać będą.

Módlmy się siostry i ty Darijo, branko Matki. Ucz się posługi, żebyś mogła mnie pochować i pilnować póki Nyks ze śmierci objęć nie wyrwie. Módlmy się dzieci ziemi i nocy! Niech zapłacą; a zapłacą okrutnie. My się już nie boim, panie Kadyrow. Już nie… Za to wy… Zaczniecie. Szkoda, żeście tylko tych dołów wcześniej nie wykopali: zawsze lepiej pod ziemią się udusić, niż patrzeć i czuć jak was zwierz na żywca pożera.

No cóż… Litość mą znaj. Teraz to my będziem mogiły kopać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • zsrrknight rok temu
    Cóż, spodziewałem się czegoś bardziej fantasy, ale ogólnie ciekawe opowiadanie. Po toku akcji domyślam się, że to zamknięta całość, co w sumie nie jest wadą. Ogólnie koncept fajny i zbudowałeś tu naprawdę porządny, mroczny klimat.
    Pozdrawiam
  • MKP rok temu
    A dziękuję ?
    Konkursowe opowiadanko jak każde tej serii.
    Konkurs nie był z gatunku fantasy, ale i tak nie mogłem się powstrzymać?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania