Poprzednie częściVigor cz1

Vigor cz18

Igor odstawił swój pusty kieliszek na kontuar baru.

- Żeby wszystko było takie proste .... westchnął.

- Jeszcze tyle rzeczy do zrobienia – dodał, mrucząc pod nosem.

- Tyle rzeczy....ale najpierw muszę się z nim spotkać.

- Ponoć kiedy mówimy sami do siebie to oznaka wysokiego poziomu inteligencji – wtrącił barman , który stojąc w niedużej odległości, wycierał dozowniki do polewania alkoholu.

- Albo szaleństwa – dodał Igor, wyrwany z zadumy.

Przy barze nie było już nikogo. Dwie pary, które okupowały go wcześniej już dawno opuściły restaurację .

- Jeszcze jeden kieliszek wina , proszę Pana ? – zapytał barman.

- Nie – odparł Igor, odpychając pusty kieliszek .

- Mam kolejne spotkanie .

- Kolejne spotkanie ? – odparł zaskoczony barman.

- Jest 11:30 wieczorem –dodał , spoglądając na duży, złoty zegar wiszący nad barem.

- Czas nie oszczędza nikogo, przyjacielu–powiedział Igor, podnosząc się z krzesła.

- A już na pewno nie ludzi , którzy żyją poza jego granicami.

- Poza jego granicami, proszę Pana ? pytał niepewny barman.

- Nie tylko osoby takie jak pan pracują do późnych godzin wieczornych. Tam na zewnątrz – Igor wskazał ręką, główną ulicę .

- Tam na zewnątrz jest tyle innych osó....- jego wypowiedź przerwał dźwięk dzwoniącego telefon , który wydobywał się z wewnętrznej kieszeni marynarki.

- Przepraszam – przerwał sięgając po telefon.

Na ekranie wyświetlał się kontakt o nazwie:

„ Pani Doktor”

- Właśnie . To jedna z takich osób – dodał , potrząsając telefonem w stronę barmana , który nie zwracał już na niego uwagi.

Kierując się w stronę wyjścia Igor odebrał rozmowę.

- Jedyna pani doktor , którą ma zapisaną w swoim telefonie, to ta , której wyraźnie powiedziałem żeby do mnie nie dzwoniła. W takim wypadku to musi być jakaś inna pani doktor, która dzwoni do mnie przez pomyłkę – powiedział spokojnie Igor.

Mijając wejście główne, Igor znalazł się na chodniku przed hotelem Bristol.

- Nie to wciąż ta sama pani doktor, której powiedział pan , że można do pana zadzwonić tylko i wyłącznie w sytuacji awaryjnej.

- Jako lekarz musi pani przyznać, że wybiórcza zdolność naszego umysłu do zapamiętywania różnych rzeczy jest po prostu niesamowita . To nie pani miała do mnie dzwonić tylko ja do.....

- Skończyło się ! – przerwał mu kobiecy głos.

- Ostatnią próbkę wydaliśmy dzisiaj po południu.

Ze słuchawką przy uchu , Igor zatrzymał się w połowie placu Józefa Piłsudskiego.

- Przykro mi to słyszeć pani doktor ale w chwili obecnej nie mogę pani pomóc.

- Nie może mi pan pomóc ? – pani doktor, odparła rozdrażnionym głosem .

- To pan do mnie przyszedł. To pan przyniósł mi te substancję. Nie może pan od tak po prostu powiedzieć , że nie może mi pan teraz pomóc. Przez ostatnie cztery miesiące udało mi się wyleczyć w Polsce z nowotworów złośliwych prawie 50 tysięcy osób. Wiem pan co to znaczy ? Nie może się pan teraz wycofać !

- Nie na tym polega problem – odparł spokojnie Igor, wpatrując się w płonący znicz na grobie nieznanego żołnierza.

- Nie mogę pani pomóc, ponieważ to co pani dałem było jedyną partią jaką miałem . Te rzeczy nie przychodzą łatwo. Nie próbowała pani powielić materiału , który pani przyniosłem ?

- Oczywiście, że próbowałam. Ja sama ani nikt w moim zespole nie był w stanie skopiować oryginalnej próbki. Elementy, z których się składa są nam zupełnie nie znane. I proszę się nie obawiać. Nikt się o niczym nie dowie. Ani ode mnie ani od pacjentów, którzy wciąż myślą ,że ozdrowieli za pomocą tradycyjnych metod leczenia.

- Rozumiem – odparł Igor – Bardzo pani za to dziękuję.

- Proszę mi powiedzieć –kontynuowała pani doktor. Jej głos był teraz spokojniejszy.

- Czy istnieje jeszcze szansa , na to aby dostać to lekarstwo ponownie ? Wiem ,że proszę o tak wiele ale gdyby widział pan reakcje tych wszystkich ludzi . Na moim miejscu zachowywał by się pan identycznie.

Vigor milczał. Przewidział, że taka sytuacja będzie miała miejsce. Nawet bez manipulacji czasowej. Nie oczekiwał jednak ,że to nastąpi aż tak szybko. Płyn ajonowy , który otrzymał w ramach podziękowania od Latończyków za uratowanie ich planety , miał być tylko napojem na drogę powrotną do domu. Czymś w rodzaju kawy lub herbaty , którą parzy się do termosu na długą podróż. Właściwości lecznicze tego napoju przekroczyły jego najśmielsze oczekiwania.

- Nie zbadane są przełomy kosmosu – pomyślał.

- Nie chciałbym dawać pani żadnych nadziei – powiedział do słuchawki , ruszając wolno z miejsca.

- Miejsce, z którego dostałem ten lek jest bardzo daleko stąd. Nie planowałem w chwili obecnej podróży w tamtym kierunku.

- Jak daleko ? pani doktor wyczuła w jego głosie odrobinę optymizmu.

- Ma pan na myśli Australię ? Słyszałam, że te skurczybyki pracują nad czymś nowym ale za nic w świecie nie chcą podzielić się wynikami. Mam w Sydney znajomą jeżeli to pomoże przyspieszyć sprawę. Mogę się z nią skontaktować .....

- Nie pani doktor, to nie Australia – przerwał jej Igor.

- Proszę mi wybaczyć ale nie mogę pani nic więcej powiedzieć . Skontaktuje się z panią za kilka dni. Miejmy nadzieję ,że z kolejną partią lekarstwa. Czy odpowiada pani taki układ ?

- Nie wydaje mi się ,że mam jakieś wyjście – odparła zdegustowana.

- Będę dzwonić jeżeli będzie pan zwlekał ! zaznaczyła stanowczo.

- Nie spodziewałbym się niczego innego z pani strony , pani doktor. Proszę mi wybaczyć ale muszę już kończyć. Jestem umówiony na kolejne spotkanie.

- Spotkanie ? – spytała zaskoczona.

- O 12 w nocy ? Kogo idzie pan spotkać ? Piekarza ? Albo rzeczywiście jest pan umówiony albo to najbardziej żałosna wymówka do zakończenia rozmowy jaką do tej pory słyszałam.

- Jak zawsze ostra w słowach – odpowiedział Igor.

- Nie pomyliłem się w stosunku co do pani.

- Co pan ma na myśli ? spytała pani doktor.

- Zawsze dopina pani swego .Nie zważając na okoliczności – stwierdził Igor.

- Czasy są takie a nie inne. Na pewno zdaje pan sobie z tego sprawę – jej głos był pewny i stanowczy.

- Więc nie powinna być pani zdziwiona ,że przyszedłem do pani a nie do kogoś innego.

- Przyszedł pan do mnie ? Nie rozumiem ? Mówi pan o tym leku ?

- Paani doktor – przeciągnął Igor –Pani doktor – powtórzył.

- To rozmowa z pewnością nie na telefon. Proszę o odrobinę cierpliwości. Będę w kontakcie. Życzę miłego wieczoru i dobrej nocy.

Igor zakończył rozmowę po czym całkowicie wyłączył telefon. Mijając fontannę w ogrodzie saskim , skręcił w jedną z bocznych alejek po czym dotarł do jedynej z ławek na której usiadł.

Noc była cicha, ciepła i spokojna. Park był wolny od przypadkowych przechodniów a po Królewskiej czy też Marszałkowskiej nie jeździły żadne samochody ani autobusy.

Siedząc w ciszy z zamkniętymi oczami, Igor czekał. Czas przelewał się przez palce nie pytając nikogo o pozwolenie.

W mgnieniu oka , Vigor przeniósł się w pobliże energii, której szukał z zamkniętymi oczami. Przytłumionej, celowo ukrywanej . Najwyższej energii w tej części kraju , z którą nawet on musiał się liczyć. Energii, która należała do jego najlepszego przyjaciela.

Miejsce, w którym się znalazł było gęsto zalesionym wąwozem , który opadał w kierunku niewielkiej polany , otoczonej gęstą kosodrzewiną oraz paprociami.

Unosząc się nad ziemią , Vigor podążał przed siebie mijając pod drodze szerokie na kilka metrów Buki, których gałęzie wiły się niemalże w każdym kierunku.

Świerki i jodły , szczelnie wypełniały każdą lukę, ograniczając srebrne światło nocnego księżyca.

Jesion zdawał się machać jak na pożegnanie swoimi długimi jak palce liśćmi.

- Jerzy – zawołał Vigor

Na ton jego głosu, drzewa i krzewy poruszyły się jak zaczarowane.

- Jerzy – zawołał ponownie , odpychając ręką zbliżającą się gałąź.

- Jerzy – świeży – zażartował .

Drzewami ponownie targnął wstrząs . Tym razem, gałęzie i krzewy pochyliły się do przodu zacieśniając drogę, którą poruszał się Vigor.

- Słuchaj, nie wygłupiaj się Jerzy – rzucił .

Szum wiatru, syk i skrzypienie gałęzi przecięły echem ciemny jak noc bór. W oddali dało się słyszeć wycie wilka.

- Nie musisz od razu się denerwować . Chciałem tylko z tobą porozmawiać – kontynuował , mając nadzieję, że uda mu się załagodzić sytuację.

Energia drzew , krzewów i wiatru rosła z minuty na minutę. Pulsowała coraz szybciej i szybciej migając srebrno białym światłem. Od gęstej ściółki leśnej, przez grube konary aż po same czubki drzew. Ożywiała ospałe liście, pobudzała do ruchu niepozorne gałęzie.

Im bliżej do ujścia wąwozu zbliżał się Vigor tym bardziej pobudzony był las.

Drobne gryzonie zaczęły przeskakiwać po gałęziach. Podłoże , nad którym lewitował, zaczęło dziwnie się poruszać i syczeć. W odległości kilkudziesięciu metrów , słychać było łamane gałęzie, ciężkie stąpanie i niskie mruczenie.

- Wychodzi na to, że czy chcę czy nie chcę, będę miał komitet powitalny –powiedział w duchu Vigor.

Wyłaniające się z pod korony drzew ,grube jak szyny gałęzie, ścisnęły Vigora w okolicy klatki piersiowej. Mniejsze łodygi i krzewy owinęły mu nogi. Nieruchomy w drewnianym kokonie, zawisł w powietrzu na skraju polany.

- Jerzy , to jest kompletnie nie potrzebne –tłumaczył Vigor, rozglądając się na boki.

- Wiesz , że tylko z szacunku do ciebie nie będę nic robił.

Z pobliskich krzaków wyłonił się duży ciemny kształt, który sapał , stękał i chrząkał. Ociężale stąpając, mocno przygarbiony , poruszał się na czworakach w kierunku Vigora. Zaciągał powietrze nosem, parskając energicznie od czasu do czasu.

- Jerzy ! krzyknął Vigor – Posłuchaj , to wszystko miało zupełnie inaczej wyglądać. Dostałeś przecież to co chciałeś.

- Nie możesz przez cały czas być niezadowolony ! – krzyczał .

Ciemne cielsko, które powoli człapało w jego kierunku , podniosło się na tylnych łapach . Szybkim susem dotarło do kokonu , w którym był uwięziony i oparło się o niego przednimi łapami. Długie pazury , odbijały nocne światło księżyca, który pojawił się jak na zawołanie.

- Na pewno wiesz co robisz ? kontynuował Vigor , wpatrując się długi owłosiony pysk, pełen białych zębów, który teraz go obwąchiwał.

- Potrzebuję twojej pomocy ! powiedział stanowczo.

Długi, szorstki język musnął go po policzku i nosie.

-Lubię zwierzaki i w ogóle ale z tym lizaniem to już lekka przesada. Zabieraj ten długi jęzor bo przez tydzień będziesz na diecie – Vigor odgrażał się do natręta.

Zawiał mocniejszy wiatr , który zakołysał drzewami oraz drewnianą klatką, w której uwięziony był Vigor.

- Puff – głośne , mokre parsknięcie, wycelowane prosto w twarzVigora, zakończyło inspekcję ogromnego niedźwiedzia , który opadł z powrotem na cztery łapy.

- Na pewno masz z tego niezły obaw. Po pachy – narzekał Vigor , wpatrując się stronę wielkiego pnia .

- Posłuchaj ...- zaczął

Jego ciało zniknęło pozostawiając drewnianą klatkę pustą. Rozpływając się w blasku księżyca, jego forma pojawiła się ponownie obok mężczyzny, który na czworakach , ściskał w dłoniach kępy wysokiej trawy.

- Jerzy – przejętym głosem zaczął Vigor.

Jego przyjaciel nie zwracał na niego uwagi. Dyszał tylko ciężko przez zęby, patrząc przed siebie w nicość.

 

CDN...

Następne częściVigor cz19 Vigor cz20 Vigor cz21

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bezu ponad rok temu
    Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania