Poprzednie częściVigor cz1

Vigor cz8

Biuro doradcy podatkowego Jana Kaczmarka, mieściło się w budynku przy ulicy Angorskiej. Oprócz biura podatkowego w budynku mieściła się również cukiernia oraz zakład drukarski. Do biura można było się dostać przez podwójne rozsuwane drzwi zaraz obok cukierni. Samo biuro było usytuowane na pierwszym piętrze.

- Nie wiedział co to matka ! – powtarzał Igor – Kto by pomyślał , mamrotał pod nosem , przechodząc przez ulicę zaraz obok przystanku autobusowego.

Słodki zapach wypieków rozciągał się aż po ulicę. Pączki, eklerki, serniki, ciasta , torty , wabiły swoim aromatem, zapraszając gorąco do środka. Mijając główne wejście w przejściu, Igor ukradkiem pokusił się na czekoladową rurkę z kremem. Zniknęła rozpływając się w powietrzu.

- U, co za fantastyczny smak – wyszeptał Igor. Tak samo jak szybko zniknął z wystawy słodki frykas tak samo szybko pojawił się obok kasy fiskalnej , banknot dziesięcio złotowy.

- Warte grzechu – dodał oblizując usta.

Do biura Jana Kaczmarka wchodziło się przez duże zdobione złotą czcionką drzwi. Mała poczekalnia, udekorowana skromnym bukietem kwiatów, stolik, kilka krzeseł a za nią biuro samego doradcy. Każde spotkanie było umówione na konkretną godzinę a zegar nad wejściem wskazywał właśnie 17.15. Czas ostatniej wizyty, która zawsze była zarezerwowana dla Igora.

Otwierając drzwi do biura Jana Kaczmarka , Igor zastał starszego mężczyznę, w wieku dobrze po 50- tce. Siedział za dużym brązowym biurkiem, zasypany stertą dokumentów po każdej stronie. Miał rozrzedzone białe włosy, duże okulary i zmęczoną twarz. Wpatrywał się pusto w teczkę dokumentów. Wyglądał jak grecka rzeźba myśliciela, który myślami był zupełnie gdzieś indziej.

- Serdecznie witam pana Jana – powiedział Igor wchodząc do biura . - Ładny dzień dzisiaj mieliśmy – kontynuował zamykając za sobą drzwi.

Pan Jan nie wykrzesał z siebie żadnego entuzjazmu. Siedział dalej mocno zamyślony, wpatrując się w dokumenty na swoim biurku.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Dzisiaj nie będę zabierał panu zbyt wiele czasu. Pokrótce chodzi o przyspieszenie decyzji o przyznaniu świadczenia emerytalnego.....Igor przerwał .

- Wszystko w porządku ? Dobrze się pan czuję panie Janie ? – spytał zaniepokojony.

- Niech pan położy dokumenty na rogu biurka – odpowiedział cicho i be życia pan Jan.

- Na kiedy chce pan mieć to zrobione ? – spytał kładąc dłoń na swoim brzuchu.

- Miałem nadzieję, że na przyszły tydzień – odpowiedział Igor.

- To nie możliwe. Nie będę miał na to czasu. Następny tydzień mam bardzo napięty.

Pan Jan oparł się na fotelu gładząc się po swoich białych włosach.

- Może uda mi się wyrobić na następny miesiąc. – odpowiedział

- Ta sprawa nie powinna zająć panu zbyt dużo czasu. Jeżeli chodzi o pana honorarium, możemy je przedyskutować – zaczął Igor – pieniądze nie stanowią żadnego problemu...

- To fakt, pieniądze nie stanowią żadnego problemu. Już wystarczająco dużo wpompował pan ich w to miejsce.

- Pieniądze ...– kontynuował pan Jan.

- Nie są w stanie rozwiązać wszystkiego.

Pan Jan wziął głęboki oddech, po czym ściągnął swoje okulary i przetarł ręką zmęczone oczy.

- Nie będę miał czasu. W następnym tygodniu mam inne obowiązki. Nie będzie mnie w pracy. Przepraszam, że nie mogę panu pomóc.

- Co się stało panie Janie ? Z czym ma pan problem ?– zapytał Igor – Czy jest coś w czym mogę pomóc ?

- Nie , chyba , że jest pan cudotwórcą ?

- Cudotwórcą ? Igor usiadł zmieszany naprzeciwko biurka – Co pan ma na myśli ? – zapytał

- Córka mojej siostry ma guza mózgu. Ma17 lat. Od jakiegoś czasu narzekała na bóle głowy. Po badaniach, okazało się , że to nowotwór złośliwy, którego oczywiście nie można zoperować. Siostra dzwoni do mnie codziennie płacząc mi do słuchawki. Nie wiem już , w którą stronę mam się obrócić panie Igorze. Ja sam nie mam dzieci, ale nie umiem być obojętny na te rzeczy. W końcu to przecież rodzina- jego głos zaczął załamywać się przy końcu zadania

- Zamieniłbym wszystkie pieniądze świata, żeby to tylko odeszło w zapomnienie.

- Panie Igorze – jego głos stał się silny i stanowczy –wiem , że zna pan wiele wpływowych osób. Wiem , że proszę o cud , ale jeżeli zna pan kogoś kto mógłby mi pomóc, to do końca życia będę pracował dla pana za darmo. Z czymkolwiek pan do mnie nie przyjdzie, sprawa będzie załatwiona na następny dzień. Poruszę niebo i ziemię żeby to się stało. Mam mnóstwo pieniędzy ale problem w tym, że nikt nie chce się za to zabrać. Przypadek jest ponoć beznadziejny. Dziewczyna została spisana na straty.

W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Na zewnątrz dało się słyszeć odgłosy wsiadających do autobusu ludzi. Stukot obcasów, przejeżdżające samochody, rozmowy przechodzących ludzi. Wszystko za pomocą nieznanej siły nabrało znaczącego wyrazu.

- Czy pańska siostrzenica jest teraz w szpitalu ? – zapytał Igor.

- Tak, - odpowiedział pan Jan –Jest na oddziale onkologii w szpitalu Marii Skłodowskiej Curie. W tym dużym na Roentgena – dodał po chwili zamyślony.

- Wydaje mi się, że znam osobę, która mogłaby tutaj pomóc – odpowiedział Igor.

- Skontaktuje się z nią jeszcze dzisiaj i dam panu znać co i jak. Proszę się nie martwić na zaś. Zawsze jest coś co można zrobić. Nie ma sytuacji bez wyjścia–mówił Igor.

- Łatwo panu mówić, to nie pan ma nad głową wyrok śmierci - pan Jan rzucił swoje okulary na biurko.

- Dziewczyna ma dopiero 17 lat. 17 lat ! powtórzył stanowczym głosem.

- Całe życie stoi przed nią otworem a tutaj taka tragedia.

- Proszę się uspokoić – powiedział Igor.

- Uspokoić, uspokoić – powtórzył pan Jan.

- Lekarze dają jej pół roku życia. Co można zrobić w pół roku ? Pół roku życia w szpitalu na chemii to nie życie. To koszmar. O takich rzeczach słyszy się tylko z telewizji. Nigdy bym nie pomyślał , że coś takiego przytrafi się mojej rodzinie. To jakiś koszmar !

Cisza ponownie wypełniła gabinet Pana Kaczmarka, który z głową odchyloną do tyłu, ciężko łapach oddech.

- Panie Janie – powiedział Igor – proszę na mnie spojrzeć.

Całkowicie zrezygnowany, pan Jan oparł się łokciami o blat swojego biurka.

- Niech pan idzie do domu – powiedział Igor.

- Proszę mi wybaczyć moją szczerość, ale do niczego się pan już dzisiaj nie nadaje. Jeżeli mogę zasugerować, to niech pan weźmie kilka dni wolnego. Jest pan cały roztrzęsiony. Nikomu pan nie pomoże w takim stanie. Rozumie pan co do pana mówię ? Nie chcę żeby pan się rozchorował. Gdzie ja później znajdę takiego fachowca jak pan ? Vigor uśmiechnął się życzliwie.

- Wszytko będzie dobrze . Proszę mi wierzyć.

Z teczki, która stała oparta o krzesło, Igor wyciągnął dokumenty pani Kwiatkowskiej, które położył na rogu biurka.

- Za tydzień, nie będzie pan w ogóle o tym pamiętał. Wszystko wróci do normalności. Zabierze pan siostrzenicę na wspaniałą kolację, może weźmie pan zasłużony urlop.

- Tak pan myśli ? – wtrącił pan Jan.

Wstając z krzesła Igor poprawił swój płaszcz oraz marynarkę.

- Oczywiście, jestem urodzonym optymistą panie Janie. A wie pan co mówią na temat optymizmu ?

- Co takiego mówią ? zapytał pan Jan

- Mówią, że jest mocno zaraźliwy i , że nigdy go za mało. Acha, i jeszcze jedno – przerwał Igor.

- Jak ma na imię pana siostrzenica ?

- Agnieszka – odpowiedział pan Jan.

- Kaczmarek ? dopytywał Igor

- Nie – poprawił pan Jan – Dobosz. Agnieszka Dobosz – powtórzył.

- Dziękuję i do usłyszenia wkrótce – odpowiedział Igor.

Zamykając za sobą drzwi biura, Igor zastanawiał się czy powinien mu pomóc czy też może powinien znaleźć sobie nowego doradcę podatkowego. Mijając po drodze cukiernie całkowicie zignorował jej zapach. Nie była już słodka. Była mdła , ciężka i nie przyjemna. Czy to dlatego , że jego własne sumienie dawało się we znaki ? Mógł zostawić to wszystko za sobą. Znaleźć nowe miejsce pracy, nowych współpracowników ale czy to miało sens ? Czy warte było poświęconego już wysiłku ? Zaczynać od nowa, czy brnąć do przodu tą samą ścieżką ? Wybór zdawał się nie mieć żadne sensu, ponieważ prędzej czy później prowadził do tego samego rezultatu. Wybór w zasadzie nie istniał. Istniał tylko czas, który pozwalał jedynie przyspieszyć bądź opóźnić to co nieuniknione.

Droga do szpitala zajęła dobre 30 minut taksówką. W miejscach publicznych Igor starł się poruszać w tradycyjny sposób. W tak dużym mieście, ściany mają oczy i uszy. Można bardzo łatwo dać się zdemaskować. Nawet przez czysty przypadek.

W przyszpitalnym sklepie z pamiątkami , udało mu się kupić pluszowego misia oraz mały bukiet kwiatów. Na recepcji wskazano mu odpowiednią drogę na oddział onkologii , który miał być otwarty dla odwiedzających jeszcze tylko przez godzinę.

- Całe szczęście, że zapytałem się gdzie mam iść – Igor mówił sobie w duchu - Ten budynek jest ogromny !

Oddział kliniki nowotworów układu nerwowego, do którego kierował się Igor, znajdował się w budynku głównym na drugim piętrze. Miejsce nie wyglądało jakoś szczególnie. Białe ściany, żółta podłoga, rzędy krzeseł przy ścianach. Pokoje zabiegowe co kilka metrów. I oczywiście zapach. Silny, szpitalny zapach środków dezynfekujących. Dochodząc do końca oddziału zabiegowego Igor dotarł do kolejnej recepcji KNUN , za którą rozciągał się oddział onkologii nowotworowej. Przed wejściem na oddział Igor szybko jeszcze wślizgnął się do łazienki.

Stojąc na przeciwko dużego lustra , które rozciągało się na całą szerokość ściany , Igor, zaczął zmieniać kształt swojej twarzy.

- Nie chce mieszać w to pana Kaczmarka – pomyślał.

- Pozostanę anonimowy . To co się tutaj wydarzy długo nie pozostanie bez echa.

Jego twarz rozciągnęła się z lekka. Czoło podniosło się do góry cofając linię włosów. Na brodzie pojawiło się małe wgłębienie a nos zgrabniał na środku i wygiął się do dołu.

Oczy z koloru piwnego zmieniły się w jasno niebieskie. Szczęka wysunęła się do przodu a uszy cofnęły do tyłu zmniejszając swój rozmiar. Krótkie gęste włosy, przerzedziły się zmieniając również kolor z szatynowych w kruczo-czarne.

- Hm – mruknął Vigor – Czegoś jeszcze brakuje ?

Ma jego twarzy pojawiły się okulary w ciemnej bursztynowej oprawce.

- Doskonałe ! dodał zadowolony.

Na recepcji , w białym fartuchu, krzątała się młoda pielęgniarka. Przekłada stosy dokumenty do metalowych segregatorów stojących tuż za nią. Miała może 30 lat. Czarne włosy, spięte w warkocz. Mały zegarek w kieszeni fartucha na piersi oraz srebrną, cienką bransoletkę na lewej ręce. Podchodząc do blatu recepcji Igor zapytał.

- Przepraszam panią ,czy ty mieści się oddział kliniki nowotworowej układ nerwowego ?

- Tak proszę pana, ale jeżeli przyszedł pan w odwiedzimy to zostało już panu tylko pół godziny. Zamykamy o 19.00 , bez wyjątków.

- Mam nadzieję, że czasu nam wystarczy, bo widzi pani czekam jeszcze na jedną osobę . Wujka, dziewczyny, którą mamy zamiar odwiedzić. Jana Kaczmarka. Tutaj przebywa jego siostrzenica, Agnieszka Dobosz.

- Tak , zgadza się. Agnieszka jest na naszym oddziale , leży w pokoju A5. Pan również jest członkiem rodziny ? – spytała, przyciskając do piersi kilka papierowych teczek.

- Nie, jestem znajomym rodziny. Janusz Nowak, pracuję razem z panem Kaczmarkiem. Bardzo mi miło.

- W takim razie będzie pan musiał poczekać na pana Kaczmarka. Wizyty mogą odbywać się tylko w towarzystwie członka rodziny. Man nadzieję , że pan Kaczmarek zdąży na czas, ponieważ inaczej nie będzie mógł pan odwiedzić Agnieszki .

Jej głos stał się zimny i stanowczy a wzrok przenikliwy.

- Czy mogę usiąść i poczekać tutaj na niego ? – zapytał Igor.

- Proszę bardzo. Proszę usiąść w część zabiegowej – powiedziała wskazując mu rzędy krzeseł.

- Proszę starać zachowywać się cicho – dodała.

-Większość naszych pacjentów jest świeżo po zabiegach. Potrzebują ciszy i spokoju.

- Będę cichutko jak muszka – odpowiedział półgłosem Igor.

-Nie zauważy pani nawet, że tutaj jestem.

- Dziękuje.

Uśmiechając się życzliwie, odwrócił się do niej plecami i udał w stronę krzeseł. Krzesła nie były wygodne ale to niebyła loża teatralna a on nie przyszedł na przedstawienie. Przyszedł do Agnieszki, która wyczerpana po zabiegu chemioterapii, spała w pokoju A5. Jej energia była bardzo słaba. Blokował ją guz pomiędzy dwiema półkulami mózgu. Lekarze nie będą mogli nic zrobić, ta dziewczynka umrze – pomyślał Vigor . Ona i wielu jej podobnych. Całe piętro było pełne dziewczynek takich jak ona. Nowotwory na mózgu czy kręgosłupie. . Wszystkie leżały i czekały. Bez nadziei. Bo co można o niej wiedzieć w wieku 17 łat ?

Siedząc w ciszy z rękoma na kolanach , Vigor zamknął cały oddział swoim polem. Wszystkie maszyny przestały piszczeć , pompować tlen , mierzyć ciśnienie krwi, podawać lekarstwa. Pielęgniarka zastygła w nieruchomej pozycji nachylając się nad metalową szafką segregatorów. Wszystko stanęło.

Wszyscy pacjenci byli teraz podłączeni do Vigora, który karmił ich czystą energią regenerując ich wątłe ciała. Czuł jak jeden po drugim odzyskują swoje siły.

Siedząc samotnie na korytarzu , miał zamknięte oczy. Z daleka wyglądał jak cień, który czeka na odrobinę nadziei. Nadziei, która na takim oddziale może uratować komuś życie. Nadziei, która może uratować życie nie tylko jednej osobie ale całym rodzinom.

Po całkowitej regeneracji każdego z ciał, Vigor zabrał się do usuwania nowotworów. Każdy jeden był wyjątkowym pasożytem, który zawzięcie żerował na swoim gospodarzu. Stawał się jego nieodłączną częścią, sięgając w najkrytyczniejszych przypadkach, subatomowych poziomów energii. Wysysał z nich energię, wysysał z nich życie. Najgorsze w tym wszystkim było to ,że ich nie złamana wola do życia dawała mu jeszcze więcej energii, na której mógł bezgranicznie żerować . Śmiertelne koło. Vigor nie mógł na to pozwolić. Równowaga energii musiała zostać przywrócona. Każde z tych dzieci zasługiwało na szansę. Zasługiwało na nadzieję .

Po usunięciu każdego z nowotworów , Vigor powoli wycofał swoje pole. Zaraz potem, każdy z pacjentów, pierwszy raz od wielu , wielu dni , zaczerpnął świeżego powietrza. Ich ciała były silne. Silne na tyle aby zasnąć i śnić. Silne na tyle by obudzić się następnego dnia i poprosić o normalne śniadanie. Silne by zapytać gdzie są ich bliscy . To napełniało serce Vigora ogromnym ciepłem.

Po umieszczeniu ostatniej teczki w szafce na dokumenty, pani Danuta spojrzała na zegarek przypięty do klapy swojego fartucha. Była 19:10.„ Nikt więcej już dzisiaj nie przyjdzie w odwiedziny” – pomyślała.

Wychodząc z za recepcji , chciała sprawdzić czy pan Janusz Nowak wciąż czeka na znajomego. Nie było nikogo. Jak okiem sięgnąć, korytarz był pusty i cichy. Koleżanki z oddziału chirurgii dziecięcej przestrzegały ją przed tym , zanim opuściła oddział.

Grobowa cisza. Tak, tutaj jest tak jak mówiły. Nie mijały się z prawdą. Po jej ramieniu przeszedł zimny dreszcz.

Kolorowy bukiet kwiatów leżał na krześle oparty o pluszowego misia. Do jego piersi była przypięta żółta broszka z napisem – Dla Agnieszki-

 

C.D.N

Następne częściVigor cz9 Vigor cz10 Vigor cz11

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bezu ponad rok temu
    Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania