Poprzednie częściVigor cz1

Vigor cz24

Powierzchnia gwiazdy przypominała czarną poszarpaną pustynię . Beż żadnej roślinności, bez gór czy dolin. Bez wody , chmur czy słońca. Bez życia . Nieboskłon był pusty. Nie migotały żadne gwiazdy. Jedynym jasnym elementem na tym pustkowiu był Vigor , którego skóra wciąż świeciła złotym kolorem.

Spoglądając na wskroś przez gwiazdę Vigor nie dostrzegł żadnego życia wewnątrz ani po drugiej stronie. Była pusta . Martwa.

- Ktoś zawzięcie bronił dostępu do tego miejsca a teraz kiedy znalazłem się tutaj wbrew własnej woli, nie chcę się pokazać ? Poza tym, gdzie podziały się te ogromne , kosmiczne czarne dziury ? A może to nie były czarne dziury ? –zastanawiał się Vigor.

- Przy każdej nadążającej się okazji atakowałem czarne dziury i żadna z nich nie pogardziła ładunkiem energii ,którymi do nich strzelałem. Poza tym od kiedy czarne dziury są płaskie i mają ogon jak tornado albo trąba powietrzna ?

- Nie to musiało być coś innego – tłumaczył sobie Vigor - Coś zupełnie innego .

Zatrzymując się przy spękanym kamieniu , Vigor rozejrzał się dookoła.

- Pustka. - stwierdził , wzruszając ramionami.

- Nuda– dodał , spoglądając przed siebie a potem na swoje buty.

- Nud.....- urwał, otwierając szeroko usta.

Połowa jego prawej stopy była niewidoczna. Pomimo tego ,że czuł swoje palce , nie mógł ich zobaczyć.

-...a ? – dokończył niskim westchnieniem.

Cofając się do tyłu ,jego stopa przybrała swój normalny kształt. Vigor spojrzał przed siebie.

Krajobraz z przodu wyglądał tak samo jak za jego plecami. Ciemny , zapomniany, opuszczony.

- Co do ? – podnosząc rękę, Vigor zastanawiał się czy dotknąć dłonią tego co nastąpił przez przypadek butem.

Zwątpił w połowie. Zamiast tego, cofnął się do tyłu próbując dotknąć niewidzialnej przeszkody swoją energią. Wodząc palcem w powietrzu, tworzył na powierzchni tej przezroczystej bariery, niewielkie okręgi. Były jota w jotę podobne do małych oczek powstających na jeziorze po wrzuceniu do nich kamienia z tą różnicą ,że rozchodziły się pionowo. Zadzierając głowę do góry ,Vigor starał się dostrzec jak daleko rozejdą się jego okręgi. Niestety wszystko nikło w nieprzeniknionej ciemności , którap rzypominała nienaturalnie gęstą mgłę.

Rozświetlając swoją dłoń, Vigor wstrzelił mały strumień jasnej energii w stronę bariery. Strumień zniknął w niej, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.

- Tak jak gdyby nigdy nic się nie stało – pomyślał .

- Żadnej , nawet najmniejszej rysy.

- A może gdybym po prostu zajrzał do środka ? Tak jak przez dziurkę od klucza ?

Tworząc przed sobą energetyczną obręcz wielkości płyty gramofonowej , Vigor rozciągnął ją w długi walec.

- Zobaczymy teraz .

Powolnym ruchem , Vigor wepchnął go do środka. Po krótkiej chwili jasna tuba prawie całkowicie zniknęła w barierze, pozostawiając jedynie jasne okrągłe okienko na jej końcu.

- Ciągle nic ? stęknął niezadowolony.

- Będziemy musieli wiercić dalej – stwierdził, niewzruszony.

Rozciągając swój walec jeszcze bardziej . Vigor zauważył na jego początku jasne ,migające światełko .Po mimo tego ,że nie można było zobaczyć co to dokładnie jest, Vigor czuł ogromne pokłady energii na końcu tego tunelu. Rozciągając swoje małe okienko do rozmiaru przeciętnych drzwi, postanowił ruszyć do środka.

Pierwszych kilka metrów było jak normalny spacer po powierzchni tej opuszczonej gwiazdy. To ,że przemieszczał się wewnątrz swojego własnego tunelu, nie zmieniło faktu, że po obu jego stronach wciąż widział martwe pustkowie. Jedynie jasny obraz na w prostniego, tętnił życiem. Jak oszalały rzucał do środka tunelu jasne przebłyski.

Po dotarciu do końca tunelu Vigor oniemiał. Opierając się rękoma o przeźroczystą ścianę z lekko otwartą buzią, przypominał małego chłopca ,który pożerał wzrokiem wystawę sklepu z zabawkami.

Mały migający punkt , który widział z oddali . Zamienił się w ogromne burze energetyczne ,które rozbijały się jego wystający tunel . Wirujące trąby, świetliste rozbłyski czy migające promienie. Pędziły przed siebie zamknięte w tej niewidzialnej kopule. Potencjał energetyczny każdego z tych stanów zdawał się nie mieć końca a ich rozmiary były wręcz gigantyczne .Szum , gwizd i pisk był wszechobecny. Trzaskające promienie, bulgocące na powierzchni plazmatyczne bańki. Niezliczone wybuchy i implozje.

- Miasto ze złota ! – wyszeptał Vigor.

Panorama , której się przyglądał wyglądała majestatycznie. Była podobna do powierzchni słońca, którą widział na swojej pierwszej wyprawie. Wybuchy termojądrowe, słonecznewiatry , wiązania cząsteczkowe wszystko w jednym miejscu .

Rozciągając swój tunel dalej, Vigor zauważył również inne jasne obiekty emitujące swoją energię.

Zawieszone nieruchomo mgławice , elektromagnetyczne pulsary czy też świetliste komety.

- Wszystko pod jednym dachem ? Ale w jaki sposób ?

- Zapadająca się gwiazda zaraz obok małego słońca ? - Vigor nie mógł zrozumieć dlaczego te wszystkie obiekty znajdują się w jednym miejscu.

- I w jaki sposób to wszystko trzyma się kupy ? Wybuchy i reakcje , które zachodzą pod tą kopułą powinny rozerwać to miejsce na strzępy.

Przesuwając się coraz głębiej , Vigor zauważył w oddali unoszącą się kulę. Była szkliście czarna a po jej powierzchni od czasu do czasu przeskakiwał strzelający iskrami piorun.

- To musi być to ! stwierdził Vigor.

-Centrum dowodzenia.

Była rozmiarów dużego budynku. Nie odbijała mieniącego się światła a będąc już bardzo blisko , Vigor zauważył ,że jej powierzchnia jest porowata. Jak gąbka albo koral. Pokrywała ją niezliczona ilość małych dziurek , które nieustannie zasysały energię do jej wnętrza.

Nagle jedna z dziurek zwiększyła swój rozmiar do wielkości , która bez problemu mogła pomieścić tunel Vigora.

- Ktoś jednak mnie oczekuje- powiedział ostrożnie.

Przesuwając się do wnętrza kuli, Vigor wyczuł jej prostą strukturę . Grube zewnętrzne ściany pokryte niezliczoną ilością dziurek , które zbiegały się w jedno miejsce . Ogromną pustą przestrzeń w samym jej środku. I to właśnie tam trafiała energia. Przefiltrowana przez miliardy kanalików tej zagadkowej kuli, przyjmowała najczystszą postać energii jaka istnieje we wszechświecie. Świetlistymi strugami oplatała tunel Vigora ,pozostawiając po sobie tęczowe ślady. Tak jak krople deszczu po silnych opadach. Jego tunel błyszczał jak zaczarowany ,tracąc jednak na swoim złotym kolorze.

Im bardziej zbliżał się do głównej sali tym mniej dźwięków docierało do niego z zewnątrz. Odległość do kopuły mogła mierzyć 10 metrów albo 1000. Rozmiar gęstość czy nawet czas , w kosmosie potrafią być bardzo mylące. Vigor nie był pewien jak długo już się przemieszcza . Miał tylko nadzieję ,że nie utknął w jakiejś czasowej pętli zwabiony czystą energią ,którą chcąc nie chcąc, automatycznie wchłaniał.

Kiedy hałas ustał całkowicie , Vigor stał na czarnej posadzce w głównej sali. Jego oczy płonęły a jedyną rzeczą na której mógł skupić swój wzrok była mieniąca się pod sklepieniem chmura czystej energii.

- Nie mogę się skupić – bełkotał, mrugając oczami.

- Co to za .....co to za substancja ?mówił powoli przełykając ślinę.

Głośny syk i bulgotanie rozeszło się echem . Po nich pojawiły się nieregularne stuknięcia i skrzypnięcia. Potem , charczenie i dziwne miałczenie. Dźwięki pojawiały się w chaotycznej kolejności . Od szumu i trzasków starej płyty gramofonowej do sylabizowanych, nic nieznaczących kompozycji literowych.

- Nie , nie . Nic z tego nie wyjdzie – tłumaczył Vigor , kucając na jednym kolanie.

Otumaniony kręcił głową na boki.

Coś poruszyło się na przeciwko niego.

- Chwila , chwila – rzucił Vigor , wystawiając przed siebie prawą rękę.

- Potrzebuję pięciu minut, żeby do siebie dojść.

- Chwia – powtórzył niskim, buczącym tonem, głos.

Otwierając oczy szerzej ,Vigor dostrzegł na przeciwko siebie postać. Była wielka i szeroka jak dąb. Siedziała na krzywym siedzisku , które wyglądało trochę jak wygięty, kamienny tron. Owa postać lub być może kształt . Miała więcej niż jedną nogę lub też może odnóże , które podtrzymywało górną cześć jej tułowia. Kształty zmieniały swoją formę za każdym razem kiedy Vigor na nie spojrzał. Raz wyglądały jak odnóża owadów raz jak kończyny ssaków .

Skóra, zmieniała swój kolor bądź całkowicie zarastała twardym jak łuska futrem . Macki pojawiały się w okolicy górnej części torsu , aby w chwilę później zamienić się miejscem z dolną częścią odnóża. Kark i głowa były w kilku miejscach jednocześnie . Twarze były istnym kalejdoskopem atrakcji . Setki zębów i oczu . Trąby , łuski albo świecące kryształy. Nic nie potrafiło zostać w jednym miejscu . Tak jak gdyby właściciel szukał odpowiedniej kombinacji form i kształtów.

Odzyskując kontrolę nad swoim ciałem Vigor podniósł się z kolan , jednocześnie wzmacniając swoje pole ,które rozjaśniło całe pomieszczenie. Światło które emitował , unieruchomiło postać siedzącą na podwyższeniu .

Sam postument, wykonany był z tego samego materiału co cała kula. Wyglądał jak blok czarnego żywego pumeksu , który pulsował nieregularnie ,karmiąc energią swojego nieruchomego gospodarza.

- Uff - westchnął Vigor, podchodząc bliżej do nieruchomego posągu .

- Niezłe z ciebie ziółko – stwierdził przecierając oczy.

- Co my ty mamy .... – powiedział nachylając się bliżej.

W tym samym momencie, zastygłym kokonem targnął niewielki wstrząs. Zaskoczony Vigor cofnął się do tyłu.

Przez środek na całej długości, pojawiło się pęknięcie , z którego wydobył się niesamowity blask. Coś próbowało się wydostać , rozdzierając twarde skorupy od wewnątrz.

Oczekując kulminacyjnego momentu , którym miało być pojawienie się tajemniczej postaci . Vigor zauważył ,że niesamowity blask , który wydobywał się z kokonu, zaczyna zanikać z powrotem w jego wnętrza. Wracał do środka zabierając ze sobą jasność całego pomieszczenia . Zaraz za nim zniknęło pęknięcie , które wybrzuszyło się jak napompowany balon a potem pojawił się niewielki wstrząs.

Zanim Vigor zorientował się w sytuacji ,przecierał oczy pochylony nad kokonem , pytając – Co my tu mamy ? Następnie cofnął się do drugiego końca sali idąc do tyłu, mówiąc – Niezłe z ciebie ziółko.

- Co tu się dzieje ? – pomyślał

- Czy ja już tego nie zrobiłem ?

- Nie zrobiłem , nie zrobiłem nie zrobiłem ....

Ten słowa odbijały się echem w jego głowie .

- Tak . Zrobiłem . Właśnie przed chwilą

- O nie ! krzyknął w myślach.

- On mnie złapał !

Vigor próbował sobie przypomnieć co działo się chwilę temu, ponieważ właśnie to miło wydarzyć się jeszcze raz. Skupiony na analizowaniu fragmentów z przeszłości, przyłapał się na tym ,że trzyma podniesione ręce a jego pole rozświetla całe pomieszczenie swoim blaskiem.

- O nie . To zaraz się wydarzy ! Nie rozumiem w jaki sposób znalazłem się w pętli czasowej ?–pytał sam siebie.

W tym też momencie, jego oczy obserwowały nieruchomą postać. Jej wielkie wykręcone, szkaradne ciało. O kilku odnóżach i kończynach. Z podwójną parą macek , tuzinem otworów gębowych i potrójną głową.

- Nie mam już więcej czasu ! Vigor bił się z myślami.

- Ale co mogę zrobić ? To nie moja pętla ,czasowa !- krzyczał.

Vigor poczuł jak jego pole słabnie a postać na przeciwko niego zaczyna się poruszać. Jak jej kończyny , głowy i upiorne skrzydła powoli zmieniają swoją formę i swoje miejsce.

Czuł jak słabnie i ,że zaraz musi kucnąć.

- Nie pozwolę na to . Nie pozwolę ! – Vigor nie dawał za wygraną.

Zaciskając mocno pięści, zatrzymał się w połowie drogi .

- Nie pozwolę ! – powtórzył.

Walka ze sprzężeniem czasowym dodawała mu energii. Siły grawitacji i przestrzeni , naciskały go z każdej strony zmuszając do odbycia podróży w przeszłość . Podróży, która z pewnością zakończy się jego śmiercią . Vigor miał wrażenie ,że cały kosmos ciąży mu na ramionach, i że zaraz rozerwie go na kawałki. Im bardziej mu się przeciwstawiał tym większy napotykał opór. Opór , który jednocześnie dodawał mu siły.

Jego drżące ręce zaczęły dziwnie przeskakiwać z miejsca na miejsce. Pomimo tego ,że stał nieruchomo. Miał wrażenie ,że jego cała sylwetka porusza się powolnym ruchem po klatkowym. Jak na stary filmie ,migotał do przodu i do tyłu jednocześnie rozświetlając i przygaszając całą salę.

- To działa ! pomyślał Vigor

- Potrzebuję więcej ! Więcej energii !

Jego pole stawało się coraz jaśniejsze a skoki po klatkowe coraz szybsze.

Postać w tym czasie zdążyła już osiągnąć swoją końcową transformację.

Przybrana forma przypominała dużą modliszkę o czterech grubych nogach. Wąskim łuskowatym tułowiu, z którego wystawały dwie pary ramion. Podwójnym ogonie i wąskiej ale za to długiej głowie. Na jej czubku odcinały się ostre kolce w kształcie niesymetrycznej korony.

Stukając przy każdym kroku swoimi ostrymi szponami , postać obeszła Vigora dookoła. Jej wielkie siatkowate ślepia wpatrywały się w jego migającą sylwetkę . Ostry szpakowaty dziobo-nos ,poruszał się z każdym ruchem jej podłużnej głowy.

- Co za poczwara ! – pomyślał Vigor.

Obchodząc go kolejny raz ,Vigor zauważył ,że ciało tej istoty jest pokryte niezliczoną ilością blizn i ran. Każda w innym miejscu i innej wielkości. Największa z nich była w centralnej części tułowia a z jej środka wydobywał się gęsty fioletowy dym.

Zatrzymując się przed Vigorem postać wzdrygnęła całym swoim ciałem. Dym który wydobywał się z jej rany zakrył całą jej sylwetkę . Ciemny cień ,który przebijał się przez te gęste kłęby , zmniejszał swój rozmiar, migając przy tym gwałtownie ostrymi błyskami.

- Kolejna przemiana. Muszę się stąd wydostać. I to jak najszybciej ! –rzucił nerwowo Vigor.

- Kto wie do czego zdolna jest ta postać!

Nim skończył , zasłona kłębiącego się dymu opadła a w jej miejscu stanęła nowa postać. Vigor nie mógł uwierzyć na co się patrzy . Kilka metrów od niego, ubrana w dokładnie takie same rzeczy jak on , stała postać Vigora. Tego samego wzrostu, w tej samej kurtce w tym samym obuwiu.

Podchodząc do niego bliżej ,Vigor zauważył ,że rzeczy ,które ma na sobie istota Vigor , nie są formą normalnego ubrania.

Kurtka , spodnie czy koszula były częścią jej ciała. Były uformowanym fragmentem na karku, nogach ,plecach czy stopach. Odstawały w taki sam sposób w jaki odstaje kołnierzyk czy wygięta nogawka .Rękawy pozostawały zagięte w okolicy łokci nie zmieniając swojego położenia pod czasruchów ręką. Buty odginały się przy każdym kroku.

Istota nosiła na sobie idealnie dopasowany garnitur z Vigora.

Jedna rzecz tej nowej formy pozostała niezmieniona. Rany i blizny , które Vigor widział wcześniej na ciele odrażającej modliszki .

Podnosząc dłonie na wysokości klatki piersiowej , istota Vigor zaczęła klaskać.

- Brawo ! odezwała się niskim wibrującym głosem.

- Brawo ! Na jej twarzy pojawił się niewyraźny uśmiech.

Vigor milczał, oczekując jej kolejnego ruchu.

- Brawo ! -powtórzyła , obchodząc dookoła pole ochronne.

- Bardzo ciekawa umiejętność. Na pewno się przydaje podczas pracy w terenie. Warszawa i te wszystkie inne planety .

- Pracy w terenie , Warszawa? – pomyślał Vigor – Skąd ona to wszystko wie ?

- Używam zwrotów i wyrażeń , które jesteś w stanie zrozumieć, prawda ?

Istota Vigor poruszała ustami ,wystawiała język ,nadymała policzki.

- Co za prymitywy język – stwierdziła .

- I ta słaba , ograniczona powłoka- kontynuowała ,wpatrując się w swoje dłonie.

- Warszawa ? ciągle zastanawiał się Vigor – Skąd ona wiem o Warszawie ? Musi czytać w moich myślach.

- Tak – wtrąciła się istota.

- Czytam , widzę , czuję – dodała rozświetlając swoje oczy , z których wystrzelił jasny promień światła. Prosto w pole ochronne Vigora.

Sala rozgrzmiała głośnym hukiem. Wystrzelony promień odbił się od pola ochronnego i uderzył w czarną dziurkowaną ścianę sali. Po jego uderzeniu nie został żaden ślad . Ściana całkowicie wchłonęła jego energię.

- Kim jesteś i czego chcesz ! – krzyknął Vigor.

- Bardzo dobrze – odparła istota Vigor.

- Poznaj imię swojego pana i władcy.

Podnosząc do góry ręce , istota Vigor stworzyła dookoła siebie okrąg , który na sekundę mignął obrazem wcześniej widzianej modliszki.

- Zojia. Pan i władca. Serce tego wszechświata.

Unosząc z wielkim wysiłkiem dłoń i wyciągając palec wskazujący, Vigor powoli powiedział.

- Nie jesteś..... moim panem ani władcą.

- O wręcz przeciwnie –odpowiedział Zojia , unosząc swoje ramię.

Niewielka rana w okolicy nadgarstka otworzyła się ukazując czarną ,wilgotną tkankę. Z jej wnętrza wydobył się gęsty fioletowy dym , który swobodnie opadał na podłogę sali.

- Byłem, jestem i będę. A w raz zemną , cały wszechświat ! – oznajmił stanowczo Zojia.

Serce Vigora zabiło szybciej. Gęsta mgła , w której po kolana brodził Zojia, do złudzenia przypominała kosmiczną energię. W taki właśnie sposób widział ją podróżując po kosmosie. Dodawała mu otuchy, wskazując odpowiedni kierunek . Była z nim zawsze i wszędzie. Była jego tarczą i jego bronią. Pozwała zobaczyć najdalsze horyzonty. Była czasem i przestrzenią. Była w każdym żywym organizmie czy też martwym przedmiocie. Była w nim.

Na samą myśl o tym ,że Zojia jest jego częścią ,zrobiło mu się niedobrze. Miał wrażenie ,że żołądek wywraca mu się na drugą stronę i że zaraz zwymiotuje.

- Nie to nie może być prawdą ! Musi istniej jakieś inne wytłumaczenie. ! – jego umysł nie chciał zaakceptować tego co mówił i pokazywał mu Zojia.

- To z pewnością kolejna sztuczka – jego oddech był powolny i głęboki.

- To nie możliwe. To nie może być prawda – tłumaczył sobie Vigor.

- HA HA– zaśmiał się pod nosem Zojia.

- Nędzny śmiertelniku !Twój prymitywny umysł nie jest w stanie pojąć ,że jestem twoim prawdziwym stwórcą. Nic dziwnego ,że nie potrafisz ujarzmić prawdziwego potencjału kosmicznej energii. Karmisz się kłamstwami od momentu swoich narodzin. Jesteś największym rozczarowaniem tego świata !

W chwili gniewu, Zojia rzucił w stronę Vigora świetlistą siatkę , która oplotła jego pole ochronne po czym eksplodowała z ogromną siłą.

- Giń ! krzyknął Zojia.

Posyłając kolejną serię pocisków w stronę Vigora , Zojia wywołał falę eksplodującej energii , która szczelnie wypełniła całą kulę . Siła ich wybuchu była tak wielka ,że jej nadmiar wystrzeli milionami dziurek do zewnętrznej kopuły .

Kiedy chmura gorących iskier opadła w końcu na podłogę, Zojia opuścił swoje ręce. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Nie można było z niej odczytać czy jest zadowolony czy też zdenerwowany. Stał nieruchomo wpatrując się w Vigora i jego jasne pole ochronne.

Stojąc już prawie wyprostowany , Vigor uśmiechnął się szyderczo w jego stronę.

- Nie udało ci się – powiedział zadowolony.

- Tak , to prawda – odparł Zojia.

- Na całe szczęście - dodał po chwili zakładając ręce za plecy.

- Na całe szczęście ? Nic z tego nie rozumiem. Czego ode mnie chcesz ? spytał Vigor.

- Jeżeli nie chcesz mnie zabić to czego ode mnie chcesz! krzyknął.

-Nie widzę sensu tłumaczyć ci czegoś ,czego nie będziesz w stanie zrozumieć – spokojnie odpowiedział Zojia, odwracając się do Vigora plecami.

Jego łopatki i wystające kości kręgosłupa, przebijały się przez uformowaną ze skóry niby kurtkę. Cały jego grzbiet był pokryty otwartymi ranami, z których powoli sączyła się gęsta fioletowa maź. Opadając swobodnie na podłogę, rozchodziła się w każdym kierunku jak wieczorna mgła.

- I kto powiedział ,że nie chcę cię zabić ? dokończył , odwracając się w stronę Vigora.

Miał złowieszczy uśmiech na twarzy. Twarzy, która zaczęła powoli się deformować ukazując ostre zęby. Rozciągając się do tyłu, odsłaniała kolejne blizny i otwarte rany. Z jego oczu na całej długości strzeliły podłużne iskry, które przeskakując z rany na ranę obiegały całe jego ciało.

- Czekałem na ten moment od bardzo dawna – powiedział głosem o wiele niższy niż wcześniej.

- Było tak wielu przed tobą – kontynuował, tym razem bardziej charczącym, kaszlącym tonem.

- Nie mam zamiaru cię zabić. Nie tak od razu. Do puki nie zrozumiesz po co tu jesteś. Będziesz żył. I będziesz mi służył cierpiąc przy tym bezgranicznie !

Ostatnie słowa były prawie niezrozumiałe. Przypominały bardziej konwulsje konającego żołnierza na polu walki.

- Nigdy nie będę ci służyć ! – krzyknął Vigor – opierając się ręką o swoje pole.

- Nigdy ! Zrozumiałeś ! Nigdy !

Przez jego ciało przeszedł dreszcz, który wzbudził falę elektrycznych wyładowań wewnątrz pola ochronnego.

Unosząc do góry zniekształconą głowę i szponiaste dłonie, Zojia roześmiał się, przeraźliwym, przerywanym piskiem.

- Służysz mi od momentu, w którym się urodziłeś. Od momentu, w którym powstała twoja niebieska planeta.

Machnięciem wykoślawionej dłoni, przywołał na powierzchni kłębiącego się dymu, obraz niebieskiej planety.

-. Hrduuuuuu – zacharczał, przechylając się do przodu.

- Czego ty ode mnie chcesz ? -Vigor odparł zaniepokojony, wpatrując się w falujący obraz Ziemi.

- Służ albo zgiń ! gniewnie zazgrzyta łZojia , odchylając się do tyłu.

- Służ albo zgiń ! – powtórzył , uderzając w Vigora strumieniem fioletowej energii, który wypchnął go z otwierającej się za nim kuli.

Całkowicie spowity ,kłębowiskiem piętrzących się promieni, Vigor leciał na oślep w nieznanym kierunku. Nie miał pojęcia czy siła tego ataku wyrzuci go do zewnętrznej kopuły czy też po za granice tej gwiazdy. Nie mógł zrozumieć w jaki sposób Zojia wypchnął go z taką łatwością.

Stał przecież twardo na ziemi, zamknięty w swoim polu. Żadna siła nie powinna ruszyć go z miejsca. Udało mu się przecież prawie przezwyciężyć pętlę czasową w której zamknął go Zojia. Czy to właśnie z tego powodu udało mu się przeprowadzić efektywny atak ? Ale skąd on mógł to wiedzieć ? I jakiej użył do tego energii ?

Siła z jaką Zojia wypchnął Vigora ze swojej kuli zaczęła powoli słabnąć. Spowijające go kłęby fioletowego dymu również zaczęły się przerzedzać aby po chwili rozpłynąć się do reszty w otchłani kosmosu.

Dryfując jeszcze przez krótką chwilę, Vigor wyrównał wreszcie swój lot. Zatrzymując się w miejscu , zrozumiał, że jest na zupełnym pustkowiu. W pobliżu nie było niczego.

Żadnych gwiazd czy też planet. Pyłów, gazów czy też mgławic. Najdziwniejsze było jednak to , że nie było również kosmicznej energii.

Rozmyślania Vigora przerwał silny uścisk, który napierał z każdej strony na jego energetyczne pole ochronne.

Był niesamowicie silny. Najsilniejszy jakiego kiedykolwiek doświadczył Vigor. Miliardy razy mocniejszy niż ciśnienie w najgłębszym miejscu na ziemi czy też podczas wybuchów na powierzchni słońca.

Wywracał go na wszystkie strony w poszukiwaniu najsłabszego punktu. Starał się rozciągnąć i skręcić . Zdusić i spłaszczyć. Ataki przychodziły niespodziewanie z każdej strony. Jeden za drugim a każdy kolejny stawał się coraz silniejszy.

Na daremnie Vigor starał się dostrzec swojego napastnika. Przestrzeń dookoła niego była pusta. Nie było żadnych oznak życia widocznym gołym okiem czy też na poziomie kosmicznej energii. Nic tylko przestrzeń, która zdawała się falować mu przed oczami.

W pewnym momencie zawisł w przestrzeni kosmicznej do góry nogami. Z jego pola ochronnego zaczęły sypać się iskry, które zaczęły zataczać coraz większy krąg. Coraz szybciej i szybciej aż do momentu, w którym ogarniającą go przestrzeń kosmiczna zrobiła się całkowicie biała.

Siła odśrodkowa wywołana tą kosmiczną wirówką, przycisnęła Vigora do jednej ze ścian pola ochronnego.

- Na to bym nie wpadł – pomyślał Vigor.

- Jak nie możesz dostać się od zewnątrz, spróbujesz dostać się od środka !

Przez kilka chwil siły odśrodkowe były tak ogromne, że Vigor nie mógł się poruszyć. Skóra na jego dłoni zaczęła się rozciągać a głowa odchylać coraz bardziej do tyłu.

Stękając nie poradnie , Vigor zauważył jak jego pole, przecięła poprzeczna rysa. Pęknięcia zaczęły pojawiać się również w kilku innych miejscach, zwiększając swój rozmiar z każdym wykonanym obrotem.

- Cholera ! Kiedy to wreszcie się skończy ! - jęknął niewyraźne, półgębkiem.

Jak na życzenie, prędkość obrotowa zmalała a kolor biały zaczęły przebijać czarne rozmazane plamy. W tym samym momencie Vigor poczuł ogromne przeciążenie. Miał wrażenie, że jego ciało waży tysiące kilogramów i że spada z ogromnej wysokości nabierając coraz większej prędkości. Starając się wyprostować , Vigor walczył ze swoim ciałem. Obrazy, które migały mu przed oczami były koloru białego, oddzielone gdzie nie gdzie czarnymi linami. Obrazy przybierały różne kształty i formy, zwiększając przy tym coraz bardziej swój rozmiar.

Kiedy wreszcie czarne linię zaczęły przyjmować znajome kształty gwiazd, nieboskłonu czy też horyzontu, Vigor gruchnął z całej siły o coś twardego.

 

C.D.N..

Następne częściVigor cz25 Vigor cz26 Vigor cz27

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bezu ponad rok temu
    Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania