Poprzednie częściVigor cz1

Vigor cz21

Wylądowali na tej samej polanie, z której, kilkagodzin wcześniej Vigor zabrał Jerzego na orbitę okołoziemską.

Vigor bardzo ostrożnie położył Jerzego na trawie. Jego przyjaciel był nieprzytomny. Jego funkcje życiowe słabły.

Na Ziemi , Jerzy był potężnym człowiekiem. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, niezwyciężonym. Jego energia w porównaniu z energią innych ludzi niemiała granic. Był tak silny jak sama planeta , z którą był połączony swoim tatuażem. Na Ziemi był ojcem naturalnego świata. Był fenomenem.

Przekraczając jednak granicę czasową Ziemi , jego więź zanikła całkowicie, czyniąc z niego normalnego człowieka.

Teraz, Jerzy powoli umierał. Żadna istota ludzka nie była by w stanie, przeżyć podróży w czasie czy też momentu, ustalania czasowego punktu odniesienia.

Jerzy był jednak inny . Był super istotą był stanem ducha, był skoncentrowaną namiastką życiodajnych sił tej planety . I na to właśnie liczył Vigor. Energia tej planety, którą gromadził w swoim ciele od miesięcy , pozwoliła mu przeżyć punkt czasowy a teraz ponownie przywróci go do życia.

Vigor odsunął się od Jerzego na kilka kroków.

Księżyc powoli jaśniał zwiastując zbliżający się poranek.

- Jeszcze tylko kilka godzin – pomyślał.

- I zaraz będzie świtać a ja muszę lecieć na kolejne spotkanie.

Trawa na której leżał Jerzy , uniosła jego ciało.

Zawiał mocniejszy wiatr, który poruszył korony wszystkich drzew zamykających tę polanę.

Tak jak za pierwszym razem, zza drzew i nieprzeniknionych gąszczy , powoli wyłoniły się zwierzęta.

Gromady różnorodnych ptaków , zaczęły krążyć nad ciałem Jerzego wydając z siebie przerażające piski i gwiazdy .

- Coś się gotuje... – pomyślał Vigor.

-Coś zaraz się wydarzy . Czuję jak dookoła zmienia się atmosfera.

I rzeczywiście tak było.

Powietrze zaczęło skwierczeć od gromadzącego się w nim ładunku elektrycznego.

Zaczął padać drobny deszcz.

W miejscu gdzie leżał Jerzy , wszystko zwolniło . Podmuch wiatru uformował z drobinek kurzu przeźroczyste wachlarze , które parły do przodu w zwolnionym tempie. Krople deszczu ześlizgiwały się z uwięzionych w powietrzu cząsteczek energii , które wirując niezgrabnie dookoła własnej osi, pstrykały jasną iskrą jak zepsuta zapalniczka.

Nagromadzone na nieboskłonie czarne chmury , rozstąpiły się tworząc nad polaną idealne koło podobne do oka cyklonu.

Uformowany w ten sposób lej ,sięgał najwyższych warstw atmosfery ziemskiej. Na samym jego końcu Vigor dostrzegł mieniącą się przepięknymi kolorami , zorzę.

- A nich mnie – wyszeptał Vigor.

Falująca na granicy atmosfery zorza , zaczęła powoli się zapadać ,deformując przy tym swój niepowtarzalny kształt.

Vigor spojrzał na ciało Jerzego które ,zaczęło rozmywać się w kierunku uformowanego na niebie, oka cyklonu.

Jak przemoczony makijaż bądź dziecięcy obrazek malowany farbkami . Jerzy mieszał się z kropelkami wody i cząsteczkami energii ,unosząc się coraz wyżej i coraz szybciej .Pozostawiając za sobą ciemną smugę , mknął na spotkanie z coraz jaśniejszym ładunkiem kosmicznej zorzy.

W miejscu, w którym stał Vigor ,zaczął podnosić się poziom wody gruntowej. Pomimo tego, że najbliższy strumień wody w okolicy był oddalony od tego miejsca o kilometry , polana z wolna zamieniała się w trzęsawisko.

Zerwał się również silniejszy wiatr. Drzewa wyginały się jak oszalałe , rozrzucając dookoła liście i połamane gałęzie . Głośne skrzypienie starych konarów , przypominało dźwięki , źle zestrojonej wiolonczeli.

Większość zgromadzonych na polanie zwierząt , przysiadła w miejscach gdzie podnosząca się woda nie była za głęboka. Skulone , ukrywały się przed smagającym wiatrem , który mieszał w powietrzu leśny pył , liście i poszarpaną trawę.

Vigor był zaskoczony ich zachowaniem . Przycupły, kładąc uszy po sobie. Przed kilkoma chwilami tak głośne i tak odważne teraz siedziały cicho. Nawet niedźwiedzie, próbowały niezgrabnie ukryć swoje wielkie cielska za potarganymi od wiatru krzewami.

- Zwierzęta zachowują się w taki sposób jedynie z kilku powodów – Vigor w myślach starał się sobie przypomnieć stare programy przyrodnicze.

- Chowają się przed nadchodzącym niebezpieczeństwem .

Vigor rozejrzał się dookoła a potem w stronę otwartego nieba. Ciało Jerzego było sekundy od zderzenia z kolorowo migającą poświatą zorzy. Mknęły ku sobie w stworzonym przez chmury tunelu , ciągnąc za sobą pajęczynę elektrycznych wyładowań.

Poziomy energii tych dwóch bytów, przekroczyły najśmielsze oczekiwania Vigora. Ich potencjał był niemalże równy kosmicznej energii.

I wtedy właśnie doszło do zdarzenia.

Siła kolizji , stworzyła szeroki na kilka kilometrów pierścień, który rozrywał nagromadzone chmury na strzępy . Wiatr ustał jak zaczarowany. Wszystkiemu towarzyszył jasny jak słońce błysk, który teraz opadał z powrotem na ziemię.

Zanikający na porannym niebie tunel , ukazał ciało Jerzego. Jego blask zanikał wraz z malejącą odległością do polany .

Aby zamortyzować upadek z tak dużej wysokości , Vigor stworzył pod ciałem Jerzego pole ochronne, które powoli opadło z nim na polanę.

Leżąc w trawie z wodą po brodę, Jerzy wciąż nie wykazywał żadnych oznak życia. Miał zamknięte oczy. Był blady na twarzy .

- No dalej brachu – wyszeptał Vigor .

- To nie może być koniec !

Było cicho i spokojnie jak makiem zasiał. Poranne słońce pojawiło się na horyzoncie , rozświetlając polanę na, której leżał Jerzy.

- To nie może być koniec... – Vigor wyszeptał jeszcze ciszej.

Wszechobecną ciszę zmącił delikatny szelest. Dochodził z każdego kierunku. Nie był jednostajny . Zmieniał swoje natężenie w niesamowicie chaotyczny sposób. Opadał po to aby za chwilę wznieść się do góry. Wszystko w przeciągu ułamków sekundy.

Zgromadzone na polanie zwierzęta, starły jeszcze bardziej zagrzebać się w swoich prowizorycznych kryjówkach.

- Co tu się dzieje ? zapytał Vigor .

- Czego tak mocno się obawiacie ?

Kątem oka , Vigor dostrzegł niewielkich rozmiarów cień , który zbliżał się do granicy drzew.

- Czy to jest właśnie to ? – Vigor zwrócił się do przestraszonych zwierząt.

- Nie ma się czego ...

Nie skończył.

Niezliczona liczba motyli jak fala wylała się z ciemnych zakamarków lasu . Setki, tysiące, miliony. Różnych rozmiarów, w różnych kolorach. Wirowały po całej polanie, szczelnie powoli ją wypełniając.

- To motyle ! – zaśmiał się Vigor.

- To przecież tylko motyle.

Niektóre miejsca zaczęły przypominać perski dywan utkany w najbardziej zmysłowe wzory. Skrzydło w skrzydło , jeden przy drugim . Pojedyncze owady stworzyły mega rój. Pojedyncza istota złożona z milionów. Jeden umysł, jeden cel.

Unosząc się i opadając delikatnie tuż nad ciałem Jerzego, mega rój rozpoczął synchronizację machnięć kolorowymi skrzydłami.

Środkowa część, która przypominała kształtem segmentowe tułowie wątłego motyla. Osiadła na piersi Jerzego dotykając go niezliczoną parą owłosionych odnóży.

Machnięcia gigantycznymi skrzydłami przybierały na siłę , zmuszając Vigora do tego aby kucnął.

Wpatrując się w ciało Jerzego, Vigor wyczuł rosnący poziom energii,który koncentrował się na jego piersiach.

W pewnym momencie, skrzydła unosiły się pionowo do góry i z wielką siłą opadły zakrywając całą polanę. Woda , która do tej pory zalewała niemalże całą polanę,zaczęła znikać w ciele Jerzego . W tym samym momencie, jasny strumień energii wystrzelił w jego serce.

- Grrrr ! stęknął przez zęby Jerzy.

- Jerzy ! – krzyknął Vigor , łapiąc go za rękę.

- A niech to szlak ! Zaklął, przyciągając Vigora do siebie.

- Niech cię szal ! – powtórzył, zagryzając zęby.

- A niech mnie ! przytaknął z uśmiechem Vigor.

- Ty żyjesz ! powiedział radośnie.

- Jasne, że żyję ! – odpowiedział Jerzy , opierając się na łokciach.

- Nie dzięki tobie !

- No dobra. Koniec już tego przedstawienia ! – Jerzy rzucił stanowczo ,machając przy tym ręką.

Na jego słowa , motyli dywan rozsypał się na drobne kawałki , które w chaotyczny sosób rozproszyły się po całej polanie.

- Niesamowite przedstawienie ! – podsumował Vigor.

- Nigdy bym nie pomyślał. Motyle ?

- A słyszałeś kiedyś o „efekcie motyla” ? – Jerzy powoli podnosił się z ziemi.

- Machnięcie skrzydeł motyla , powiedzmy w Chinach, spowoduję trzęsienie ziemi w Ameryce – odpowiedział Vigor.

- Zgadza się. A teraz zrób mi tą przyjemność i zobaczył co się dzieje na Saharze – Jerzy starał się wyprostować, poprawiając przy tym swoje podarte ubranie.

- Na Saharze ?

- Słuchaj, nie jestem idiotą. Wiem po co zrobiłeś to co zrobiłeś – kontynuował, pewnym siebie głosem Jerzy

-Konsekwencje twoich działań rosną teraz w siłę.

Vigor spojrzał na Jerzego niepewnie.

-Co masz na myśli ? – spytał.

- Jestem w sumie zaskoczony , że jeszcze tego nie wyczułeś .Jesteś przecież najpotężniejszą istotą we wszechświecie ", prawda ?

- O czym ty mówisz Jerzy ? Wyczuć co ? Jest tyle rzeczy , które dzieją się jedno.... Vigor przerwał.

Jego uwagę, zwróciła rosnąca w siłę forma energii. Oddalona od nich o tysiące kilometrów.

Patrząc na Jerzego z niepokojem , Vigor zapytał podniesionym głosem.

-Jerzy !?

- O widzę ,że już wiesz o co mi chodzi.

- Jerzy !? – powtórzył Vigor.

- Nie patrz tak na mnie . To nie moja wina. Nie możesz sobie od tak poprostu zabić ducha ziemi i nie ponieść z tego tytuły żadnych konsekwencji.

Vigor odwrócił głowę na południową stronę polany .

- I to tylko dlatego ,że chciałeś dostać trochę tego .

Jerzy trzymał w ręku, małą plastykową butelkę po coca-coli. Jej czerwona nalepka była w połowie zerwana, a dno wgniecione do środka. W jej wnętrzu przelewał się przeźroczysty płyn.

Odwracając się w stronę Jerzego, Vigor zwrócił uwagę na trzymany przez niego przedmiot. W jego oczach, zawartość mieniła się mieszanką ponadczasowych energii.

- Nikt nie wraca do zdrowia w ciągu jednego dnia a już na pewno nie dziesiątki osób na raz. Natura widzi wszystko . Zastanawiałem się kiedy w końcu do mnie przyjdziesz ?

Odkręcając butelkę , Jerzy wylał jej zawartość na trawę. Miejsce , które oblał , momentalnie obrodziło dużą ilością małych niebieskich kwiatków , które radośnie wyginały się na swoich cienkich brązowych łodygach.

- W przyrodzie nic nie ginie – powiedział Jerzy , kucając obok kwiatów .

-Myślałeś ,że się nie dowiem ? Może nie jestem aż tak szybki jak ty - kontynuował, gładzą palcami delikatne płatki .

- Ale prędzej czy później ......

Płatki odwzajemniły pieszczotę , zawijając się dookoła jego palców .

- Masz rację – odparł Vigor.

- Nie powinienem był .

- Nie . Nie powinieneś – odparł Jerzy , ignorując wzrok Vigora.

- Przepraszam – odpowiedział Vigor , po czym zniknął.

Kosmiczna energia, pozwoliła Vigorowi przenieść się nad północną cześć kontynentu Afrykańskiego, gdzie po sam horyzont widoczne było tylko jedno miejsce . Sahara.

Słońce parzyło niemiłosiernie, rzucając złocisty blask na wysokie jak domy , piaskowe wydmy.

Unosząc się nad pustynią , Vigor zobaczył wysoki na kilkaset metrów i długi jak tylko okiem sięgnąć, mór piaskowej burzy.

- Konsekwencje – rzucił Vigor, spoglądając w stronę burzy , która tratowała wszystko na swojej drodze.

- Przewidziane , nie są aż takie groźne w skutkach ,mój drogi przyjacielu – pomyślał Vigor.

Unosząc się jeszcze wyżej ponad kontynent, Vigor zamknął w dłoniach cały obszar objęty burzą piaskową, która teraz była już widoczna z kosmosu. Na całe szczęście , ta świeżo uformowana burza, znalazła się pomiędzy takimi krajami jak Egipt, Sudan czy Libia. Była wciąż w stosunkowo bezpiecznej odległości od skupisk ludzkich. Pozostawiona jednak sama sobie, mogłaby spowodować nieodwracalne zniszczenia.

Obserwując ją w dłoniach jak przez lornetkę, Vigor zatrzymał ją w miejscu, zabierając jej energię . Nieokrzesany moloch stanął w miejscu.

Pomimo tego, że czoło tej gigantycznej fali zastygło w miejscu, jej tył wciąż napierał z całej siły, dosypując coraz więcej piasku. Docierając do miejsca, które kontrolował Vigor, zwalniał swój niekontrolowany pęd do zera , stając się częścią coraz większego, piaskowego posągu.

- Jak długo może trwać ten efekt motyla ? – pomyślał Vigor.

- Nie mam na to dzisiaj czasu – dokończył swoją myśl.

Hałas , który temu towarzyszył był prawie taki sam jak odgłosy fal morskich uderzających o kamienny brzeg. Najpierw wysoki i delikatny a potem niski i ciężki jak echa australijskich tub didgeridoo.

- To są te sławne śpiewające wydmy – stwierdził w myślach Vigor.

- Nieźle .

Zaciskając swoje dłonie coraz bardziej , zaczął wchłaniać energię, z której składały się pojedyncze ziarenka piasku. Tryliony niewidocznych gołym okiem iskierek, mknęło w jego stronę jak świetlisty deszcz.

Oczy Vigora przybrały szklisty odcień.

- Efekt motyla – pomyślał.

- Najpotężniejsza energia tej planety. O wiele razy silniejsza niż cały potencjał atomowy jakim dysponują w chwili obecnej ludzie.

- Jerzy, ty szczwany lisie ! Nie wodę życia chciałeś mi pokazać tylko to, że jesteś godnym podziwu sojusznikiem.

-Niech i tak będzie.

 

Drapiąc za uchem rozłożonego na plecach niedźwiedzia, Jerzy wpatrywał się w stronę wysokich dębów. Ich liście falowały jednostajnie zmieniając swój kierunek na różne strony.

- Tak wiem – odparł Jerzy.

- Poradził sobie bez problemu. Dla niego to żaden test. On potrafi zatrzymać czas. Burza piaskowa to nic . Teraz przynajmniej wiemy, że będzie z nami szczery.

Odbijając poranne słońce od swoich liści, drzewa pochyliły się w wyrazie pokłonu.

- Tak, myślę, że mogę mu zaufać. Myślę, że nie zostawi nas na pastwę losu.

Zawiał silny wiatr , wyginając wszystkie korony drzew na polanie.

- Tak , zgadza się – potwierdził Jerzy.

- On nie jest już człowiekiem. Nie jest też jednym z nas.

Brązowo-czarny miś , zamruczał ochoczo ziewając przy tym jednocześnie.

- Tak , mój drogi przyjacielu . Mam nadzieję ,że całe to przedstawienie nie poszło na marne.

Kładąc swoją głowę na futrzanym brzuchu, Jerzy przymknął oczy, wsłuchując się w powolne oddechy oswojonej bestii.

- Baba, musisz przestać jeść te resztki ze śmietników – powiedział

- Ile razy mam ci tłumaczyć ,że nie są dla ciebie dobre ! – Jerzy dokończył podniesionym głosem.

- Musisz być przykładem dla innych .

Zniesmaczony Baba , przekręcił się na bok spychając Jerzego na trawę. Spojrzał na niego swoimi małymi czarnymi oczkami i parsknął.

- No dobrze , niech ci będzie. To był ostatni raz – Jerzy powtórzył za niedźwiedziem.

Delikatny podmuch wiatru na środku polany zwrócił uwagę Jerzego.

- Widzę , że nie miałeś za dużego problemu ? – powiedział , podnosząc się z ziemi.

Stojący na środku polany Vigor nie odpowiedział. Stał prosto ,wpatrując się w Jerzego. Jego ramiona i włosy były pokryte drobinkami złocistego piasku.

Unosząc rękę w powietrzu, Vigor przywołał do siebie leżąca w trawie butelkę, coca-coli.

Złocisty pył obsypał się z niego jak okruchy chleba z ceraty na kuchennym stole.

W butelce było zaledwie kilka kropel.

- Wiedziałem, że wrócisz - powiedział Jerzy , kierując się w stronę Vigora.

- Jeżeli potrzebujesz tej wody, to muszę ci powiedzieć, że do niczego ci się nie przyda. Ona nie działa na zwykłych....

- Nie – przerwał mu stanowczym głosem Vigor.

- Nie potrzebuje jej – powiedział.

- Ale doskonale wiem gdzie mogę ją znaleźć.

Jerzy chciał coś powiedzieć ale zamilkł. Był zaskoczony. Po plecach przeszedł go dreszcz.

- Motyle – powiedział Vigor.

- Próbowałem aktywować ją na różne sposoby ale bez skutku.

- Nie martw się mój drogi przyjacielu – dodał rzucając z powrotem butelkę na trawę.

- Twoja tajemnica jest ze mną bezpieczna. Nikt się nie dowie w jaki sposób powstaje woda życia. W sumie to jestem na sto procent pewien, że nawet gdyby ktoś się dowiedział, nie byłby w stanie spełnić warunków tej syntezy. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz .

Rozcierając resztki wody w dłoni, Vigor spojrzał na swoje palce. Naturalnie powstałe z wiekiem zmarszczki i blizny , zniknęły.

- Po co ta cała maskarada ?

- Ty chronisz swoich ludzi ja muszę martwić się o swoich – odpowiedział Jerzy

Jerzy odwrócił się w stronę lasu, wskazując ręką drzewa i zwierzęta.

-Musze wiedzieć, że mogę na ciebie liczyć . Nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji. Znasz teraz największą tajemnicę tej planety. Jeżeli jej nadużyjesz wszyscy, włącznie z tobą, zapłacimy za to wysoką cenę. To wielka odpowiedzialność. Musisz liczyć się z konsekwencjami tego co będziesz chciał z tą wiedzą zrobić. Teraz również od ciebie będzie zależeć czy ta planeta będzie żyła czy też nie .

Jerzy wyciągnął rękę w stronę Vigora.

- Teraz wiem, że mogę ci pomóc. Mam nadzieję, że kiedy przyjdzie stosowny moment, nie zostawiasz mnie na pastwę losu.

Odwzajemniając uścisk dłoni, Vigor odpowiedział stanowczo.

- Nie ma takiej siły we wszechświecie, która mogłaby mnie od tego powstrzymać.

- Mam nadzieję, że dla naszego wspólnego dobra się nie myślisz – równie poważnie odpowiedział Jerzy.

 

C.D.N..

Następne częściVigor cz22 Vigor cz23 Vigor cz24

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bezu ponad rok temu
    Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania