Jej oczy - Aleks (32)
Aleks
Obecnie
Siedziałem przykuty do metolowego krzesła w pokoju przesłuchań. Dobrze wiedziałem, dlaczego tu jestem. Musiałem szybko naprostować sprawę, zanim alfa zmieni mnie w miazgę. Usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Chwilę później do pomieszczenia wszedł Paul w towarzystwie Ethana.
– Alfo, to nieporozumienie. Nic nie zrobiłem lunie – zacząłem. Szkoda mi było czasu na głupie gadanie.
– Do prawdy. A kto? Ciebie i Connora znaleźliśmy na skraju lasu. On ma liczne obrażenia. Wiedziałeś, że łotry polują na Ivy, więc ją im wydałeś. Co masz dostać w zamian? Romuald przyjmie cię z powrotem do swojej nędznej pseudo watahy? – Paul pochylił się nade mną, mrużąc oczy, w których czaiła się furia. Ledwo ją powstrzymywał.
– To Connor za tym wszystkim stoi!
– Aha, gadaj zdrów.
– Mówię prawdę. Goniłem łotra, który biegł w stronę domu watahy. Złapałem go i skręciłem mu kark. Już miałem wracać na granicę, ale coś kazało mi zbadać teren za siedzibą. Nie wiem co i dlaczego, ale to było to samo uczucie, które tamtej nocy kazało mi zadbać o Ivy i bezpiecznie oddać ją w twoje ręce. Wówczas zobaczyłem, że Connor wyciąga z domu lunę. Niemal ciągnął ją za rękę do lasu. Wyczułem tam inne wilki z grupy Romualda. Chciałem go zatrzymać i zabrać lunę w bezpieczne miejsce. Gdy powiedział, że mam mu nie przeszkadzać i nazwał mnie zdrajcą, rzuciłem się na niego. Zadałem mu kilka ran, ale wtedy dołączyli inni. Było ich ośmiu. – Buzowała we mnie wściekłość i to koszmarne poczucie bezradności. Nie mogłem sobie darować, że nie udało mi się jej obronić. – Nie byłem w stanie ich powstrzymać. Zabrali lunę, a mnie i Connora zostawili. Wiedzieli, że będziesz nas przesłuchiwać i tym samym dasz im czas, by spokojnie dotarli do swojej siedziby.
– Dlaczego mam ci wierzyć?
– Najpierw ocaliłem ciebie, potem lunę. Dałeś mi szansę na powrót do prawdziwej watahy i normalnego życia. Znalazłem tu przyjaciół. Walczyłem z łotrami na równi z twoimi wojownikami. Utożsamiam się z twoją watahą. Chcę do niej należeć.
– Czcze gadanie – warknął. – Twoje poświęcenie mogło być dużo wcześniej zaplanowane. Skąd mam mieć pewność…
– Wiem, gdzie jest ich siedziba – przerwałem mu. Spojrzał na mnie ostrożnie. – Tylko ja wiem, gdzie ją zabrali. Możesz wysłać swoją grupę poszukiwawczą, ale to zajmie więcej czasu. Ona jest w poważnym niebezpieczeństwie. Zaprowadzę cię do niej.
– Ani trochę ci nie ufam, ale Connor jest nieprzytomny. Nie mamy czasu czekać, aż się wybudzi i skonfrontuję z nim twoje zeznania, więc powiedzmy, że dam ci kredyt zaufania. Zaprowadzisz nas do niej, ale wystarczy twój jeden niewłaściwy ruch i osobiście dopilnuję, byś zginął w męczarniach. Rozumiesz? – wysyczał wściekły.
– Tak, alfo.
– Rozwiąż go – rozkazał.
Kilkanaście minut później zwartą wilczą grupą biegliśmy przez gęste zarośla: ja, Paul i Ethan na czele, reszta dreptała nam po łapach.
Po niemal dwóch godzinach dotarliśmy na miejsce. Nic się nie zmieniło. Na środku obozu znajdowało się ognisko, wokół którego stały rozstawione namioty. Wszyscy byli na polanie kawałek dalej. Walka w moją watahą nieco osłabiła ich szeregi, ale i tak nie było mało żądnych krwi wilków. Wszyscy zmanipulowani przez Romualda. Wszyscy postawieni pod ścianą i szantażowani. Albo on, albo radź sobie sam. Jak na razie tylko ja odważyłem się mu sprzeciwić. Znalazłem nowy dom, nową prawdziwą watahę. Teraz przyszedł czas zawalczyć o naszą lunę.
Słuchając monologu Romualda, zrozumiałem, dlaczego tak bardzo chciałem ją chronić i co dokładnie mną kierowało. Najwyższy czas spłacić dług.
Komentarze (9)
Trzeba być twardym.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania