Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Aleks (4)

Aleks

 

Dotarłem do obozu łotrów niemalże ostatni. Koledzy, a raczej wilkołaki, z którymi żyłem przez ostatnie lata, patrzyli na mnie krzywo. Nawet ci, którzy nie widzieli, co zrobiłem, już doskonale zdawali sobie sprawę z mojego wyczynu. Wieści o zdradzie szybko się rozeszły. Liczyłem się z tym, co zaraz miało nastąpić.

– Jest i nasz bohater – zakpił Romuald, stając za moimi plecami.

Zmieniłem się, by swobodnie stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który czuwał nad naszą społecznością. Nie był naszym alfą, ale miał siłę przebicia. Jako pierwszy zaproponował, by połączyć siły i w ten sposób nie dać się zabić żadnej watasze ani głodowi. W stadzie lepiej się polowało i tylko to trzymało nas razem.

– Jak się ma twój nowy alfa? Szkoda, że cię nie zabił, miałbym mniej roboty – kontynuował, podchodząc bliżej.

Nie bałem się go, ale wiedziałem, że walka nie przyniesie żadnego pożytku. Nie miałem zamiaru zajmować jego miejsca. Wolałem żyć na własną rękę. Lub łapę. W zależności od okoliczności.

– Nie mam alfy, nikomu nie służę. – Uniosłem dumnie głowę. Chciałem, by wszyscy w to uwierzyli. Wszyscy oprócz mnie. Ja wiedziałem, że gdybym znalazł odpowiedniego alfę, poszedłbym za niego w ogień.

– A jednak mu pomogłeś, spychając Dana. – Machną ręką na wilczura, który groźnie zawarczał i kłapnął pyskiem. Aż dziwne, że Romuald pamiętał imię przeciętnego osobnika.

– Pomogłem i nie żałuję. – Sam nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem, jednak faktycznie nie miałem wyrzutów sumienia. Wystąpiłem przeciwko swoim i teraz musiałem ponieść tego konsekwencje.

Romuald zamachnął się, chcąc wymierzyć cios w moją stronę. W ostatniej chwili uchyliłem się i podciąłem mu nogi.

Był mojego wzrostu, ale znacznie cięższy i przede wszystkim sporo starszy. Siwizna już dawno oprószyła mu skronie, więc ani tężyzną fizyczną, ani szybkością i zwinnością nie mógł mi dorównać.

Upadł z łoskotem na ziemię, a wokół mnie rozległo się głośne warczenie pozostałych wilków. Rozejrzałem się dokoła. Wszyscy byli gotowi do ataku. Wiedziałem, że nie miałem z nimi najmniejszych szans. Moje ciało pokryło się jasnobrązowym futrem. Wybiłem się tylnymi łapami i przeskoczyłem nad wilczurem, który odgradzał mi drogę do lasu.

Uciekałem przed wszystkim, co miało mnie spotkać. Może było to trochę tchórzowskie, ale przynajmniej zapewniało mi przeżycie. Rzucając się w pojedynkę na całą grupę, musiałbym być samobójcą.

Łotry nie chciały mnie widzieć. Ze wzajemnością. Jawnie się zbuntowałem, ale coś podpowiadało mi, że tak trzeba. Teraz już nigdzie nie było dla mnie miejsca. Ani w stadzie, ani z łotrami. Zostałem sam. Będę musiał szybko znaleźć nowe stado łotrów. Najlepiej daleko stąd.

Wilk bez watahy jest jak człowiek bez kochającej rodziny. Niby można tak żyć, ale co to za życie. Jest się zdanym jedynie na siebie, bez wsparcia i pomocy z jakiejkolwiek strony. Trudno tak funkcjonować przez dłuższy czas i nie zwariować. Nie bez powodu stare panny kupują koty, a starzy kawalerowie wcześniej, czy później łapią za alkohol. Każdy szuka ucieczki od samotności i odnajduje ją we właściwym dla siebie miejscu. Ja też nie chciałem być sam.

Łotry to słaba rodzina, ale w jakiś sposób mogliśmy sobie ufać. Każdy z nas został wygnany i każdy szukał miejsca w życiu. Ja tę swoją rodzinę zdradziłem. Oby tylko to przyniosło coś dobrego.

Przeskoczyłem przez dużą gałąź, gdy poczułem delikatny zapach krwi. Sam nie wiem, co mnie podkusiło, ale poszedłem za nim. Przedarłem się przez gęste zarośla aż do miejsca, w którym znalazłem dziewczynę.

Siedziała skulona pod drzewem. Po chwili osunęła się na ziemię. Była wykończona, brudna i zziębnięta. Podszedłem bliżej. Przez moment widziałem jej oczy. Szafirowo-szmaragdowe. Piękne i tak cholernie znajome. Nie wiedziałem, skąd je znałem, ale byłem pewien, że gdzieś je już widziałem. Polizałem jej ranną dłoń, a rana szybko się zasklepiła. Musiałem jej pomóc. Nie mogła zostać sama na mrozie. Przecież zamarznie. Co ona w ogóle robiła w pobliżu terenu alfy Paula?

Zaciągnąłem się jej zapachem. Słaba cytrusowa woń wypełniła moje nozdrza. Ale nie tylko cytrusy jej towarzyszyły. Miała na sobie zapach alfy Paula. Była jego partnerką? Jej pobyt tutaj stał się jeszcze dziwniejszy.

Zamknęła już oczy. Spała czy straciła przytomność? Nieważne. Musiałem jej pomóc.

Zmieniłem się w ludzką postać. Skoro była luną stada Niebieskiego Księżyca, alfa musiał jej szukać. A gdyby tak…? Już pomijając fakt, że coś kazało mi o nią dbać i upewnić się, że jest bezpieczna, mogłem ugrać coś dla siebie. Czułem się z nią w jakiś niezrozumiały sposób związany. Chciałem być przy niej, służyć jej i pilnować, by była bezpieczna.

Wziąłem ją na ręce. Delikatnie podniosłem z ziemi. Wtuliła się w moją nagą klatkę piersiową, szukając ułożenia, które zapewniłoby jej jak największy kontakt ze skórą. Zacząłem iść w stronę siedziby stada Niebieskiego Księżyca. Moja temperatura ciała, która była znacznie wyższa od temperatury dziewczyny nawet w normalnych warunkach, zapewniła jej ciepło, a mnie pewność, że żyje i przeżyje drogę do watahy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Vespera 9 miesięcy temu
    Jest i brunatny wilczek :)
  • Nysia 9 miesięcy temu
    A i owszem ☺️
  • Aaronier0O 9 miesięcy temu
    Ciekawa i przyjemna historia, podoba mi się. Dostrzegłem, że to któraś z części więc muszę nadrobić poprzednie :)
  • Nysia 9 miesięcy temu
    W zasadzie to jednotomowa historia (przynajmniej chwilowo), ale jeśli lubisz takie klimaty, to "W ciele wilka" powinno Cię zainteresować ☺️
  • MKP 9 miesięcy temu
    Odczuwam przypuszczenie, iż są spokrewnieni.
  • Nysia 9 miesięcy temu
    Odczuwaj, czytaj i się przekonaj 😏

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania