Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Jej oczy - Paul (1)

Paul

Przetarłem oczy ze zmęczenia. Kolejną godzinę siedziałem nad tymi sprawozdaniami i miałem serdecznie dość. Opuściłem powieki, chcąc odpocząć chociaż przez sekundę. Znowu zobaczyłem te oczy. Jedno szmaragdowe, drugie szafirowe. Wracały niczym bumerang. W snach, wyobraźni, na jawie. Nie wiedziałem, dlaczego. Po prostu nie dawały o sobie zapomnieć. Piękne. Magnetyzujące.

– Paul, ty jeszcze tutaj? – Mike wszedł do mojego gabinetu ze stosem dokumentów i z rozmachem rzucił je na stolik kawowy, stojący w rogu pokoju. Kilka teczek osunęło się i spadło na dywan.

– Uważaj trochę – warknąłem głośno. – To dokumenty służbowe, a nie kartki do składania samolocików. – Skarciłem go wzrokiem.

– Oj tam, nic ważnego. – Rozsiadł się wygodnie w fotelu na wprost mnie. – A ty nie powinieneś być teraz u kumpla i oglądać mecz?

– Powinienem – odburknąłem, przeglądając kolejne zestawienie.

– Więc?

– Muszę to skończyć. Na poniedziałek zestawienie musi być gotowe, a znając kumpli po dzisiejszym meczu, jutro nie będę w stanie podnieść tyłka z łóżka. – Wkurzałem się na samego siebie, że nie zająłem się tym wcześniej. Za pół godziny grały Niebieskie Wilki, a ja od pięciu lat nie opuściłem ani jednego ich meczu. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Wysłałem już wiadomość do Matta, że się lekko spóźnię.

Mike westchnął, pokręcił zrezygnowany głową i ruszył w stronę drzwi. Odwrócił się jeszcze, trzymając dłoń na klamce.

– Co z twoim wilkiem? Uspokoił się?

– Trochę przycichł, ale co jakiś czas zaczyna się rzucać.

– Wypuść go. Dawno już nie biegałeś. Dobrze wam to zrobi – wymądrzył się.

– Nie ucz ojca dzieci robić, szczeniaku – warknąłem.

Mike zaśmiał się, zamykając za sobą drzwi.

Od rana mój wilk zdecydowanie nie był przyjaźnie nastawiony do nikogo. Przy śniadaniu warczałem na kucharkę, że przesoliła jajecznicę, choć wcale tego nie zrobiła. Potem dałem sekretarce do załatwienia kilka żmudnych prac, tylko dlatego, że mnie się nie chciało za to zabrać, a teraz jeszcze Mike. Nie wiem, o co mu chodziło. Fakt, wypuściłem go ponad tydzień temu, a on nie lubił siedzieć zamknięty przez tyle czasu. Miałem za dużo roboty, żeby skupić się na sobie i dać się ponieść. Może pobiegnę do Matta? Droga w wilczej postaci zajmie mi nie więcej niż trzydzieści minut, ale zawsze to coś.

Tuż przed dwudziestą włożyłem do teczki ostatnie zestawienie. Wziąłem szybki prysznic i wrzuciłem ubrania do plecaka, tuż koło sześciopaku. Stojąc nago na tarasie, zaciągnąłem się leśnym powietrzem. Strzeliłem karkiem i pozwoliłem mojemu wilkowi przejąć kontrolę. Poczułem lekkie pęknięcie kości, futro wyrastające ze skóry, zęby zmieniające się w kły. Kilka sekund później stałem na czterech łapach. Zawyłem do nieba, dając znać mojej watasze, że ich opuszczam, a moje obowiązki przejmuje Mike.

Ruszyłem sprintem do lasu. W końcu czułem się wolny. Biegłem przed siebie prosto do domu Matta. Przeskakiwałem kolejne powalone drzewa, duże gałęzie i krzaki. Uwielbiałem uczucie ziemi oraz liści pod łapami, wiatr w sierści i niczym niezmącony spokój.

Jednak tym razem było trochę inaczej. Mój wilk był skupiony, uważny, ostrożny, jakby za chwilę miało się coś wydarzyć. Nastawiłem uszu, lecz oprócz wieczornego śpiewu ptaków i dźwięków dzikiej zwierzyny, nie słyszałem nic. Dziwne.

Zatrzymałem się na skraju lasu, kilkadziesiąt metrów przed domem Matta. Przybrałem ponownie ludzką formę i ubrałem się w rzeczy przyniesione w plecaku. Chwilę później stałem przed drzwiami kumpla. Przez uchylone okno słyszałem rozemocjonowanych kolegów, zawzięcie dopingujących Niebieskie Wilki. Kulturalnie zadzwoniłem do drzwi.

– Właź! – Usłyszałem krzyk Matta.

Zgodnie z życzeniem pana domu, wszedłem do środka. Już od drzwi czułem przyjemny zapach: słodkie ciastka pomieszane z nutą cytrusów. Mój wilk poruszył się podekscytowany. Co jest?

Nagle rozległ się zawiedziony jęk chłopaków. Nad ich głosami usłyszałem melodyjny, kobiecy głos:

– Przecież był spalony!

Odwróciłem się. Wcześniej nie zwróciłem uwagi, że w otwartej na salon kuchni stała Ivy – młodsza siostra Matta. Spojrzałem w jej oczy i wróciły do mnie dwa wspomnienia.

 

Miałem dziesięć lat. Razem z kolegami rozgrywaliśmy mecz na miejskim boisku. Byliśmy zaledwie kilka metrów od domu dziecka. Podczas jednej z zagrywek, wykopałem piłkę za boisko. Patrzyłem, jak leci nad ogrodzeniem ośrodka opiekuńczo-wychowawczego.

– Paul, idziesz! – zawołał Peter. Taka była zasada: kto wykopał piłkę, musiał po nią iść. Mój pech.

Nie chciało mi się przechodzić przez cały ośrodek po głupią piłkę, ale mus to mus. Na moje szczęście przy siatce zobaczyłem dziewczynkę, która uważnie mi się przyglądała. Widziałem ją tu już kilka razy. Zawsze stała w tym samym miejscu i patrzyła, jak gramy. Czasami biła brawo, gdy któryś z nas strzelił gola. Podszedłem do niej z lekkim uśmiechem.

– Cześć – przywitałem się.

Cofnęła się o krok. Ze zmrużonymi oczami, bacznie obserwowała każdy mój ruch.

– Możesz mi podać piłkę? – Wskazałem na naszą własność.

Dziewczynka chwilę się nie ruszała. Stała jak sparaliżowana, wystraszona i niepewna. W końcu kiwnęła delikatnie głową i pobiegła w stronę drzewa, pod którym zatrzymała się piłka.

W tej małej było coś dziwnego. Była kilka lat młodsza ode mnie. Miała krótkie, jasne włosy, drobną, wręcz mocno wychudzoną budowę ciała i wystraszony wyraz twarzy. Sprawiła, że chciałem się nią zaopiekować, chciałem ją przytulić i nie wypuszczać z objęć. Nigdy wcześniej tego nie czułem.

Przybiegła z piłką w rękach. Podniosła ją i stając na palcach, podała ponad siatką. Odbierając przedmiot, dotknąłem jej drobnej dłoni. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Ona chyba też to poczuła, bo szybko się cofnęła.

– Dzięki. – Uśmiechnąłem się zakłopotany. Spojrzałem jej w oczy.

 

Byłem trochę starszy. Ja, Peter i Jon wychodziliśmy z do bólu nudnego rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego. Był z nami jeszcze nowy uczeń – Matt. Jego rodzice przenieśli się z drugiego końca miasta, więc i on zmienił szkołę. Niemal od razu złapaliśmy ze sobą dobry kontakt. Przed szkołą czekała około czterdziestoletnia szczupła kobieta o ciemnych włosach. Matt mówił, że odbierze go mama, bo mieli jechać kupić jakieś meble do jego nowego pokoju. Po chwili na Matta wpadła dziewczynka o długich, jasnych włosach. Przez sporą nadwagę, wyglądała jak kulka. Objęła chłopaka w pasie i mocno uściskała.

– To moja siostra, Ivy – wytłumaczył szybko Matt. – Muszę iść. Do jutra! – zawołał.

Gdy oddalali się w stronę samochodu, aż trudno mi było uwierzyć, że byli rodzeństwem. Matt był wysoki i szczupły. Podobnie jak matka, miał ciemne włosy i podobne rysy twarzy. Byli z dziewczyną zupełnie różni.

Poczułem potrzebę otoczenia opieką tę toczącą się kuleczkę. Wówczas zobaczyłem jej oczy.

 

Wróciłem do rzeczywistości. Dziewczyna przede mną miała maksymalnie metr sześćdziesiąt wzrostu. W jednej ręce trzymała ciastko, a w drugiej łyżeczkę z jakimś dżemem. Miała długie jasne włosy z niebieskimi końcówkami, które przerzucone do przodu, zakrywały piersi. Mimo to widziałem idealnie proporcjonalną sylwetkę, obleczoną w niebieskie trampki oraz podkolanówki. Białe szorty podkreślały opalone nogi. Niebieską koszulkę z symbolem wilka zawiązała w pasie, odkrywając brzuch do wysokości pępka. Miała w nim kolczyk w kształcie, a jakżeby inaczej, wilka. Jej usta aż prosiły się o pocałunek. Tak samo jak lekko wystające obojczyki i długa szyja.

Choć te trzy dziewczyny znacząco różniły się od siebie, byłem pewny, że to jedna i ta sama osoba. Mówiły to jej oczy. Takie piękne i wyjątkowe. Lewe było zielone niczym szmaragd, a prawe niebiesko-szafirowe. Mieszanka, która potrafiła prześladować mnie w snach.

Czułem potrzebę przyciśnięcia do niej ust, wbicia kłów i naznaczenia jej za swoją. Mój wilk aż rwał się do niej. Czyżby jego zachowanie tłumaczyłoby to spotkanie? Wyczuł, że ją spotkam? Nie widziałem jej dobrych kilka lat, a teraz stała przede mną piękna, dojrzała i cholernie kusząca.

Problem w tym, że musiałem trzymać się w ryzach. Ona nie wiedziała o moim wilku. Poza tym najwidoczniej nie miała jeszcze ukończonych dwudziestu lat, bo dopiero po przekroczeniu tej granicy mógłbym zorientować się, czy jest moją partnerką. Czułem silne przyciąganie, jednak bez pewności nie mogłem podjąć żadnych konkretnych kroków. No i ona była człowiekiem!

– Cześć, Paul. – Uśmiechnęła się promiennie, zapominając, że przed chwilą nasza ulubiona drużyna straciła bramkę. – Chcesz piwo?

Chrząknąłem, bo nie byłem pewny własnego głosu. Dobrze, że ona nie zauważyła mojego zawieszenia.

– Tak, poproszę – otrząsnąłem się z lekkiego otępienia. – Też coś przyniosłem. – Sięgnąłem do plecaka i wyciągnąłem puszki.

– Połóż w lodówce i weź sobie zimne. – Skleiła dżemem dwa ciasteczka.

Podszedłem do lodówki. Ivy stała tuż koło niej. Zaciągnąłem się słodko-cytrusowym zapachem dziewczyny, a mój wilk aż wył z radości. Schowałem swoje piwa do lodówki, a wyciągnąłem z niej jedną dobrze schłodzoną puszkę. Otworzyłem ją z cichym syknięciem. Wziąłem łyka. Musiałem postawić się do pionu.

Patrzyłem, jak dziewczyna skleja ze sobą okrągłe ciastka: jedno z dziurką, drugie bez, po-środku dżem truskawkowy. Drobne dłonie szybko uwijały się z robotą i nawet nie zauważyłem, gdy na talerzu piętrzył się już misternie ułożony stos słodkości.

– Spróbuj. – Podsunęła mi naczynie. – Mam nadzieję, że się nie zatrujesz. – Puściła mi oczko. To szafirowe.

Patrząc w te fascynujące tęczówki, wziąłem jedno ciastko i włożyłem powoli do ust. Było jeszcze lekko ciepłe, kruche i słodkie jak jego twórczyni. Widziałem, jak dziewczyna przełyka ślinę patrząc na mnie. Przygryzła dolną wargę. Ciekawe o czym myślała, bo wyglądało to nieziemsko seksownie.

Dziewczyna cicho odchrząknęła, wracając myślami na ziemię i oblizała palce po położeniu na talerzu ostatniego ciastka. Z uśmiechem minęła mnie, kierując się do salonu. Specjalnie kręciła tyłkiem, czy miała to w genach? Położyła talerz na środku stolika i usiadła na kanapie, tuż przy swoim bracie. Z braku innych miejsc musiałem usadowić się w fotelu na drugim końcu stołu. Obok mnie siedział Peter, dalej Max i Matt.

Nie podobało mi się, że Ivy siedziała tak daleko, choć była przecież dwa kroki ode mnie. Mój wilk zaczął się kręcić i pojękiwać. Dopominał się jej obecności. Musiałem jednak siedzieć spokojnie. Ivy przecież nic nie wiedziała.

Trudno było mi oderwać wzrok od jej twarzy i tych nieziemskich oczu, prze co kompletnie nie skupiłem się na meczu. Nie miał dla mnie żadnego znaczenia, gdy moja potencjalna partnerka była tak blisko. Szybko znalazłem pewien problem.

Ivy była siostrą Matta, a Matt był cholernie nadopiekuńczy. Poza tym kiedyś z chłopakami złożyliśmy sobie przysięgę, że dziewczyna i siostra kumpla są przez nas nietykalne. Ale jeśli Ivy faktycznie miała być moją partnerką, to ta przysięga weźmie w łeb. Może za bardzo się na tym skupiam? A jeśli ona wcale nie jest moja? Może to tylko takie dziwne uczucie i nic więcej?

– Ona jest nasza – warknął pewnie mój wilk.

– Nie mamy pewności, więc siedź spokojnie.

Z fascynacją obserwowałem zachowanie dziewczyny. Tak była pochłonięta meczem, że chyba nawet nie zauważyła, że na nią zerkałem.

Musiałem przyznać, że na temat piłki jej wiedza była porównywalna z moją. Wiedziała, co to jest spalony i to nie tylko z definicji. Odniosłem wrażenie, że potrafiłaby nawet wymienić cały skład drużyny i trenerów do dziesięciu lat wstecz. To się nazywa fanka.

Mecz zakończył się wynikiem dwa jeden dla naszych, więc pełen sukces. Jeszcze tylko, żebym ja wiedział, co mam zrobić z Ivy i już w ogóle byłbym szczęśliwy.

Nie miałem nic do ludzi. Kumplowałem się z kilkoma z nich, więc ich istnienie nie było dla mnie problemem, ale posiadanie ludzkiej luny to zupełnie co innego. Moja wataha też współżyła z ludźmi. Niektóre z naszych szczeniąt chodziły do ludzkiej szkoły, a wilki pracowały w miastach poza granicą watahy. Żyliśmy w zgodzie. Dopóki nasz sekret pozostawał naszym, wszystko było w porządku. Jednak ludzie byli słabi. Łatwo było ich złamać, uszkodzić, skrzywdzić. Moja luna powinna być twarda, nieustraszona, a jednocześnie przyjazna i ciepła.

Ivy była człowiekiem. Nie miałem czasu pilnować jednocześnie i stada i jej. Oczywiście poświęciłbym wszystko, żeby tylko ona była bezpieczna, ale pilnowanie partnerki, by nikt jej nie skrzywdził, gdy sama nie potrafiła się obronić, byłoby czasochłonnym zajęciem.

Siedzieliśmy i gadaliśmy, popijając piwo. Ivy zapijała piwo herbatą, co było dla mnie dziwnym połączeniem. Albo piwo, albo herbata.

Tuż przed północą Ivy zerwała się ze swojego miejsca i pobiegła do kuchni wesoło wołając:

– Ja coś mam! Ja coś mam!

Gdy przechodziła obok mnie owiał mnie jej słodko-cytrusowy zapach. Mój wilk aż się rwał, żeby ją złapać, wciągnąć na kolana i scałować delikatną szyję. On w przeciwieństwie do mnie nie miał problemu z tym, że ona jest człowiekiem.

Wróciła, niosąc w rękach duży tort.

– Za cztery minuty będę mieć dwudzieste urodziny – powiedziała dumnie, patrząc na zegarek. – Tylko błagam, nie śpiewajcie mi „Sto lat!”

Jak na zawołanie Peter wstał i zaczął śpiewać, albo raczej zawodzić, bo śpiewaniem trudno było to nazwać. Wszyscy poszliśmy w jego ślady i już po sekundzie na twarz dziewczyny wypłynęły delikatne rumieńce. Wyglądała uroczo, gdy była lekko zawstydzona i nieśmiało zakładała kosmyk włosów za ucho. A mnie chyba odbiło, skoro zacząłem dochodzić do takich wniosków. Mój wilk telepał się z ekscytacji. Jeżeli to ona, będziemy wiedzieć to już za moment.

– … Niech żyje nam! – wydarliśmy się.

Ivy zamknęła oczy i myśląc życzenie, zdmuchnęła świeczki w kształcie dwójki i zera. Zaczęliśmy bić brawo, a Matt podszedł jako pierwszy przytulić siostrę.

– Ale jesteś starą krową, młoda – zaśmiał się.

– Ale w dalszym ciągu jestem o sześć lat młodsza od ciebie.

– Stary chłop nie jest tak stary, jak stara baba – zawtórował Max.

Chciałem warknąć na tę obelgę, ale powstrzymałem się wiedząc, że to tylko nic nieznacząca docinka, która wprawiła Ivy w śmiech. I przysięgam, to był najpiękniejszy dźwięk jaki w życiu słyszałem. Z trudem przemilczałem składanie życzeń przez Petera i Maxa. Trudno mi było znieść, że obcy mężczyźni dotykali mojej potencjalnej partnerki.

Podszedłem do dziewczyny, spotykając się z jej cudownym uśmiechem, który na moment odebrał mi mowę.

– Wszystkiego najlepszego, Ivy – wydukałem, w końcu.

Kurwa, co się ze mną dzieje? Nigdy nie zachowywałem się jak jakiś przygłup. Nigdy też nie spotkałem swojej partnerki.

No właśnie. Dlaczego patrząc w jej oczy nie byłem jeszcze w stanie stwierdzić, czy jest moja?

Przytuliłem ją i poczułem przepływające przeze mnie iskry. Rozluźniłem się. Jest moja! Tylko moja! Serce zabiło mi szybciej. Przytrzymałem ją odrobinę mocniej, gdy się wzdrygnęła. Też to poczuła. Poczuła więź. Ale jest człowiekiem. I co ja mam teraz zrobić? Rozum wołałby ją zostawić, że nie jest wystarczająca na moją partnerkę, a serce nie chciało wypuścić jej z objęć. Bądź mądry i je pogódź.

Ponownie spojrzałem w kolorowe oczy. Ten błysk. To pociąganie. Więź. Na pewno była moja. Moja partnerka, towarzyszka. Moja luna.

Odsunęła się ode mnie, a ja poczułem nagłą pustkę. Odsunęła się nie tylko od mojego ciała, ale i duszy, zostawiając dziurę i zimno. Uśmiechnęła się do mnie niemrawo i założyła kosmyk włosów za ucho. Świerzbiło mnie, żeby dotknąć jej twarzy. Musnąć palcami delikatnej skóry. Bogini, wariuję!

Usiedliśmy z powrotem na miejscach, a Ivy pokroiła tort. Zauważyłem, że jej dłonie delikatnie drżały. Nie patrzyła na mnie i przesadnie skupiła się na torcie. Każdemu dostał się spory kawałek. Spojrzałem na swój talerz i odkryłem, że jako ozdobę ciasta dostałem czekoladowe serce. To przypadek czy informacja podprogowa?

Dochodziła trzecia nad ranem, a wypite piwo dawało o sobie znać. Ivy siedziała na kanapie z nogami przewieszonymi przez uda Matta i wtulała się w niego. Chciałbym być teraz na jego miejscu. Tulić ją w ramionach. Trzymać mocno i nie puszczać. Dbać, chronić przed całym światem. Dziewczyna miała na półprzymknięte oczy. Prawie spała. W dłoniach ledwo utrzymywała kubek z herbatą. Piwa już dawno odmówiła.

Miała paznokcie spiłowane na prosto i sięgające lekko poza opuszki palców. Krwista czerwień odbijała się na tle białej porcelany.

– Pomyśl, jakby to było mieć ją pod sobą. Czuć jej ciepło i paznokcie wbijające się w nasze plecy.

Mój wilk był bezlitosny. Od razu przed oczami staną mi obraz Ivy ubranej jedynie w tę koszulkę z wilkiem, wijącą się pode mną, jęczącą z rozkoszy moje imię. Poczułem drgnienie w spodniach. Nie myśl o tym! Opanuj się do cholery!

– Zamknij się w końcu, bo nie wypuszczę cię przez miesiąc!

Peter i Max zaczęli się zbierać. Ja miałem pewne obiekcje, co do tego. Wiedziałem, że nie mogę zostać, jednak pozostawienie mojej partnerki samej też jakoś mi się nie uśmiechało.

– Paul, zostań jeszcze na moment – zwrócił się do mnie Matt. – Zaniosę ją tylko do łóżka. Musimy pogadać.

Ivy spała jak zabita, gdy Matt trzymając ją na rękach, niósł po schodach na piętro.

Usiadłem na fotelu i pociągnąłem duży łyk piwa. Kumpel wrócił po kilku minutach. Usiadł tuż obok mnie i pochylił się w moją stronę. Wziął do ręki piwo. Upił łyk, przeciągając oczekiwanie. Czyli to nie będzie prosta rozmowa. Trudno.

– Możesz mi powiedzieć, co ci odwala? – zaczął.

– Co masz na myśli? – Jeszcze się łudziłem, że może odnosi się do czegoś innego.

– Jak myślisz? Przez cały wieczór gapisz się na nią jak w obrazek i warczysz, gdy ktoś jest blisko niej. Błagam, powiedz, że to nie jest to, co mi się wydaje.

On jako jedyny z ludzi wiedział o mojej prawdziwej naturze. Wiedział, że jestem wilkiem. Kilka lat temu zauważył mnie, gdy się zmieniałem. Po pierwszym szoku, odbyliśmy kilka poważnych rozmów i ogólnie wytłumaczyłem mu, o co w tym wszystkim chodzi, o partnerach również. Obiecał nigdy nikomu o tym nie mówić. Do tej pory dotrzymał obietnicy. Trochę martwiłem się jego reakcją na to, co za chwilę miałem mu powiedzieć. Oczywiście nie dałby rady mnie pokonać. Bardziej chodziło mi o jego nastawienie do mnie. Wolałbym nie stracić kumpla, ale mając do wyboru jego lub ją, bez zastanowienia wybrałbym dziewczynę.

– Tak, dobrze ci się wydaje. Ivy jest moją partnerką? – wyznałem na jednym wdechu.

– Ja pierdolę. – Odchylił się i oparł o kanapę. – To moja siostra!

– Wiem. Nic na to nie mogę poradzić. Nie my wybieramy sobie partnerów, tylko Bogini Księżyca. Nie mam na to wpływu.

– Od dawna wiesz? – Patrzył na mnie podejrzliwie.

– Odkąd przyszedłem dzisiaj. Chociaż może już od dawna. – Wróciłem myślami na boisko. – Ale pewności nabrałem dopiero teraz.

– To magiczne dwadzieścia lat, tak? Dobrze pamiętam? – Kiwnąłem twierdząco głową. – To dlatego się tak spięła, gdy składałeś jej życzenia?

– Tak. Poczuła naszą więź.

– Co teraz zrobisz? Zabierzesz ją? – Odniosłem wrażenie, że miał ochotę mnie udusić.

Według wilczych tradycji, partnerka przeprowadzała się do watahy partnera w najbliższym terminie. Jednak Ivy nie była wilkiem, nawet nie znaliśmy się zbyt dobrze i gdybym teraz nagle zabrał ją do siebie narobiłbym tylko problemów. Z drugiej strony jednak, dłuższa rozłąka zaczynała fizycznie boleć. Nie można było spać i jeść. Serce naprawdę bolało i po pewnym czasie utrudniało funkcjonowanie. Jedynym rozwiązaniem było dopełnienie więzi przez naznaczenie. Tyle że do tego Ivy też musiałaby być mentalnie przygotowana. To przypieczętowałoby nasz związek.

– Nie wiem – przyznałem szczerze. – Ona o niczym nie wie. Poza tym… – zawahałem się.

– Poza tym?

– Ona jest człowiekiem. Nie zrozum mnie źle, stary, ale luna powinna być twarda, waleczna, silna. A Ivy jest… – Nie wiedziałem, jak to określić, by nie wyszło głupio.

– Uważasz, że Ivy jest słaba? Zdziwiłbyś się. Przeszła wystarczająco dużo i ostatnie, co można o niej powiedzieć to to, że jest słaba. – Oburzył się.

– Nie chciałem jej obrazić.

– Po prostu nie wyskakuj od razu z ciuchów i nie zmieniaj się w wilka na jej oczach, bo pomimo swojej siły, mogłaby zejść na zawał. – Uśmiechnął się.

Może jednak nie stracę kumpla.

Cały kolejny dzień moje myśli kręciły się wokół Ivy. Czułem się dziwnie i wiedziałem, że ona czuła dokładnie to samo. Mój wilk chciał żebym pobiegł do niej i nawet siłą sprowadził do watahy. Chciał ją mieć blisko, być pewnym, że nic jej nie grozi. Rozumiałem te potrzeby, jednak nie mogłem ot tak po prostu ją tu sprowadzić. Musiałem rozegrać to jakoś delikatnie. Nie chciałem jej przecież wystraszyć. Tylko jak to rozegrać?

Do późna pracowałem w gabinecie nad sprawą łotrów krążących wokół mojego terenu. Byli coraz bardziej bezczelni i zapędzali się coraz bliżej granicy. Nie wróżyło to dobrze. Już podwoiłem straże w tamtym rejonie, ale na razie nie wydarzyło się nic, co mogłoby nam zagrozić. Tym bardziej nie mogłem sprowadzić tu Ivy. Łotry mogły zaatakować, a ona nie potrafiła się bronić.

– Gdyby tu była, moglibyśmy ją nauczyć. Z nami byłaby bezpieczniejsza. A co, jeśli oni wiedzą, że jest nasza i zaatakują jej dom? – Mój wilk szedł w zaparte.

– Nawet Mike nie wie, więc oni tym bardziej.

– Ale byłoby jej lepiej z nami. Troszczylibyśmy się o naszą partnerkę.

– Wiem, ale to nie jest takie proste. Muszę to przemyśleć.

Wszedłem pod prysznic. Potrzebowałem na chwilę oczyścić głowę. Zamknąłem oczy, skupiając się na ciepłym strumieniu rozluźniającym barki. Nagle pod powiekami zobaczyłem jakiś obraz.

Szedłem przez korytarz. Dotarłem do kuchni i nalałem wody do kubka. Moje ręce jednak nie były moje. Były drobne, delikatne, kobiece. Smukłe palce zakończone czerwonymi paznokciami trzymały białe naczynie. Szedłem z powrotem korytarzem, potem schodami na piętro prosto do pokoju o drewnianych drzwiach. To dom Matta. Ivy.

Otworzyłem oczy. W dalszym ciągu stałem pod strumieniem wody. Nigdzie nie byłem, więc co przed chwilą widziałem? Dlaczego widziałem dom oczami Ivy? Wilki bez problemów mogły porozumiewać się za pomocą myśli, jednak przekazywanie sobie obrazów wymagało lat praktyki. A ona była człowiekiem, więc tym bardziej nie powinna umieć takich rzeczy.

Wyłączyłem wodę i w samych bokserkach położyłem się do łóżka. Zamknąłem oczy, myśląc o mojej partnerce. Już odpływałem w sen, gdy przebudził mnie kolejny obraz.

Dłonie Ivy wędrowały po jej ciele. Dotykała się. Wyczuwałem spokój i harmonię. Błogość z każdym kolejnym muśnięciem skóry. Nagiej skóry. Czułem każdą jej emocję i ciepło. Dłoń sunęła coraz niżej, aż pod materiał majtek. O kurwa!

Widok tej dziewczyny w takiej sytuacji nakręcił mnie do bólu. Powinienem przerwać tę wizję. Najwyraźniej ona nie zdawała sobie sprawy z tego, że wpuściła mnie do swojej głowy. Musiałem to przerwać, jednak coś mi nie pozwalało.

Ona była moją partnerką, a ja chciałem być teraz przy niej chociażby w taki obsesyjny i chory sposób. Chwyciłem swojego penisa, który już od dawna domagał się uwolnienia. Zacisnąłem na nim rękę i zacząłem nią poruszać w rytm ruchów palców Ivy. Coraz szybciej i szybciej. Niemal czułem jej dotyk, słyszałem przyspieszony oddech. Jedną dłonią dotykała piersi lekko skręcając sutek. Drugą coraz głębiej i mocniej zatapiała w swoim wnętrzu. Dreszcz przeszedł przez jej ciało. Nie zwalniała tempa aż cicho jęknęła:

– Paul.

Moje imię. Myślała o mnie. To mnie potrzebowała w tej chwili. Już sama tego świadomość przyprawiła serce o jeszcze szybsze bicie. Czułem napięcie jej ciała. Nie potrzebowałem niczego więcej. Przekazałem dziewczynie całą moją przyjemność i pragnienie posiadania jej drobnego ciała. Wiedziałem, że to do niej dotarło, bo jęknęła jeszcze raz z przedłużającego się orgazmu. Tym razem nieco głośniej i bardziej przeciągle. Doszedłem mając ją przed oczami. Obraz z pokoju dziewczyny zniknął, a ja ledwo łapałem oddech.

Oj, Ivy. Chyba jednak będę musiał po ciebie iść, sprowadzić cię do mojego domu i nigdy z niego nie wypuszczać.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP 9 miesięcy temu
    Powinienem. – Odburknąłem - bez kropy i mała literą

    Za-wzięcie; za-pach - nie rozumiem tego zabiegu🤔

    Miałem dziesięć lat. Razem z kolegami grałem w piłkę na miejskim boisku. Byliśmy zaledwie kilka metrów od domu dziecka. Podczas jednej z zagrywek, wykopałem piłkę za boisko. - pierwszą piłkę można zastąpić rozgrywaliśmy mecz/meczyk, ale o pierdoła😉

    Ivy piwo zapijała herbatą, co było dla mnie dziwnym - zmieniłbym szyk na "Ivy zapijala piwo herbatą"

    wszystkim chodzi. o partnerach również. - kropka partyzantka😁

    pod materiał majtek. o kurwa!- z wielkiej po kropce

    Bardzo, bardzo dobrze napisane - i mówię to będąc uprzedzonym do wilkolaczo-ludzkich romansów🤣. Motyw tego wilka w środku, który ma czasami odmienne zdanie, jest dobrze rozegrany: taka walka dzikusa z racjonalnym alterego.
    Scena erotyczna na końcu też spoko, bez przesadnej obrazowości. Trochę mi się kojarzy że scena seksu z serialu sensie eight
  • Nysia 9 miesięcy temu
    Tyle razy już to czytałam, ale widzę, że na kropki jestem ślepa 😱. Co do za-wziecie i za-pach to, jak piszę w Wordzie i mi przerzuca do nowej linijki część wyrazu, to opowi tego nie rozumie i muszę poprawiać ręcznie 🤦. W każdym razie dziękuję i zapraszam na kolejne części ☺️

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania