Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Jej oczy - Paul (21)

Paul

 

Weszliśmy do domu watahy. Czekała mnie trudna rozmowa i kompletnie nie wiedziałem, jak to rozegrać.

Trzymałem Ivy za rękę, gdy kierowałem się do swojej sypialni. Tam będziemy mieli prywatność. A to będzie nam bardzo potrzebne.

Usiadłem na łóżku i poklepałem miejsce obok siebie. Ivy niepewnie je zajęła. Słyszałem szybsze bicie jej serca, widziałem drżące dłonie. Denerwowała się. Nie chciałem tego, ale zdawałem sobie sprawę, że pewne rzeczy są nieuniknione.

Czułem się trochę jak nastolatek, który został sam w domu i miał po raz pierwszy iść do łóżka z dziewczyną. Napięte z lekkiego stresu mięśnie, zaczynały dawać o sobie znać. Mogłem zarządzać watahą, walczyć z łotrami i bronić swoich ludzi za cenę własnego życia, ale do takich rozmów ewidentnie się nie nadawałem.

Wdech i wydech.

– Dobrze, Ivy. Zacznijmy od tego, że w naszym świecie nie ma ślubów takich, jakie ty znasz. U nas jest naznaczenie, które traktujemy właśnie jak ślub. Jest to oznaka oddania siebie tej drugiej osobie, przyrzeczenia sobie wierności i miłości aż do śmierci. Gdy partnerzy są naznaczeni, inne wilki to wyczuwają i dzięki temu wiedzą, kto jest już w zawiązku.

– Ok, ale co to jest to naznaczenie?

– Naznaczenie to po prostu ugryzienie w szyję.

Złapała się za gardło z paniką w oczach.

– Jak wampir? Wyssiesz ze mnie krew?

– Nie, nie, spokojnie. – Uniosłem ręce w geście poddania. – Partnerzy gryzą się nawzajem w szyję podczas kopulacji i zaraz wyjmują kły. Nie wysysamy krwi, nie zmieniamy ludzi w wilkołaki i tak dalej. To ludzkie mity. To trochę tak, jakby ugryzł się pies, tylko fajniej. Przeważnie gryzienie następuje tuż przed orgazmem, wtedy emocje się kumulują i wszystko czujesz bardziej. Poczujesz jakbyś miała orgazm życia. Oczywiście można kogoś naznaczyć bez seksu, ale wilki raczej nie odbierają sobie tej przyjemności.

– Gryzienie w szyję podczas orgazmu… Czy ty upadłeś na łeb? – Ewidentnie nie spodobał jej się ten pomysł.

– Chciałaś wiedzieć, jak to wygląda, więc ci powiedziałem. Tak funkcjonujemy i dla nas jest to całkowicie normalne. Wiem, że dla ciebie nie, więc poczekam, aż będziesz na to gotowa. Nie chcę cię do niczego zmuszać.

Pominąłem fakt, że z każdym rokiem tracę siły i tylko ona mogła mi pomóc. Nie chciałem wywierać na niej dodatkowej presji. To powinna być jej świadoma i dobrowolna decyzja. Wówczas nie miałbym wyrzutów sumienia. A i ona w pełni by mi zaufała.

– Czyli nie muszę się spieszyć? – Chyba nie była do końca przekonana do moich słów.

– Absolutnie nie.

– Skoro może być naznaczenie bez seksu, to może być seks bez naznaczenia? – Wpatrywała się we mnie z uwagą.

Ciało przeszył mi dreszcz podniecenia. Chciała ze mną sypiać. Albo przynajmniej brała to pod uwagę. Napawało mnie to nadzieją. Oznaczało bowiem, że już się mnie nie bała, darzyła sympatią i pociągałem ją w podobnym stopniu, co ona mnie. Uśmiechnąłem się szczerze.

– Oczywiście, że tak. Przed naznaczeniem możemy sypiać z każdym nienaznaczonym wilkiem lub człowiekiem. Jeśli obydwoje partnerzy są wilkołakami, to przeważnie wygląda tak, że zaraz po rozpoznaniu się para ląduje w łóżku i się naznacza. Skoro jednak ty jesteś człowiekiem, nie mogłem tego rozegrać w tradycyjny sposób. W ogóle odnoszę wrażenie, że trochę źle zrobiłem, przemieniając się tak szybko. Mogłem poczekać, aż przywykniesz do tej myśli.

– Serio uważasz, że bym ci uwierzyła, zanim byś się przemienił? Przecież to brzmi niedorzecznie i irracjonalnie. Sama bym ci kazała to udowodnić. Ale fakt, pewnie nie w szpitalu. Wystraszyłeś mnie wtedy.

– Wiem, przepraszam. Nie miałem pojęcia, co zrobić. To był impuls. – Objąłem ją ramieniem, przyciągając do klatki.

Wtuliła się ufnie, gdy przez nasze ciała przetoczyła się fala przyjemnego ciepła. Bogini, jak ja tego potrzebowałem! Ścisnąłem ją mocniej, nie chcąc wypuszczać z objęć. Była moja. Tylko moja.

– Nasza! – poprawił mnie mój wilk.

Pocałowałem ją w czubek głowy, układając na nim policzek. Zaciągnąłem się słodko-cytrusowym zapachem. Chciałem poczuć ją całym sobą. Chciałem, by już zawsze była blisko mnie. Dłoń przy dłoni. Skóra przy skórze. Oddech przy oddechu.

– Paul? – szepnęła niepewnie.

– Tak? – również odparłem szeptem. Głośniejszy dźwięk wydawał się nie na miejscu.

– Czy przemiana w wilka boli?

– Pierwsze kilka zmian tak, ale z każdą kolejną jest coraz lepiej. Teraz czuję już tylko lekki dyskomfort. – Uśmiechnąłem się.

– Możesz z nim rozmawiać? W sensie on w ogóle coś mówi?

W mojej podświadomości wilk poderwał się na cztery łapy. Machał radośnie ogonem.

– Ona o mnie pyta. Chce mnie poznać. Mnie! – Niemal rozwalił mi głowę. – Mów coś, idioto, a nie gapisz się na nią, jak sroka w gnat!

Dopiero teraz zauważyłem, że Ivy wpatruje się we mnie z niepokojem. Musiała zauważyć, że się lekko wykrzywiłem od harców mojej wilczej części.

– Tak, potrafię z nim rozmawiać. To taki cichy głos w mojej głowie. Czuję jego emocje i zachcianki. Przeważnie się zgadzamy, ale ze względu na to, że jesteśmy innym rodzajem, czasami mamy odmienne zdania.

– A co on… – zawiesiła głos.

Nie poganiałem jej. Nerwowo potrząsała nogą i wyginała palce dłoni. Uśmiechnąłem się przyjaźnie, pocierając plecy w uspokajającym geście. Dałem czas na zebranie się w sobie i dokończenie pytanie. Chyba podziałało, bo po dłuższej chwili wzięła głęboki wdech.

– A co on o mnie myśli? – szepnęła ledwie słyszalnie.

– Uważa, że jesteś cudowna, idealna dla nas i bardzo się cieszy, że o niego pytasz – odparłem bez wahania. Taka była prawda. On stracił dla niej głowę szybciej niż ja.

– Jest groźny?

– Jest zaborczy. Lubi, gdy inne wilki się nas słuchają. Wymaga od członków watahy bezwzględnej lojalności, ale jest w stanie oddać życie za każdego z nich. Jest oddany i wierny, a przede wszystkim na zabój w tobie zakochany. Tak samo, jak ja.

Dokładnie widziałem moment, w którym dotarło do niej wyznanie miłości. Spojrzała na mnie z rozszerzonymi oczami, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Pocałowałem ją w czoło. Objąłem dłońmi policzki. Spojrzałem z pełną powagą w kolorowe tęczówki.

– Kocham cię, Ivy. Pokochałem w tamten wieczór, gdy stałaś przede mną z ciasteczkiem w ręku. Pokochałem cię całą. Pokochałem twoje blond włosy i niebieskie końcówki. – Złapałem za pukiel, który zabłąkał się na jej twarzy i założyłem za ucho. – Pokochałem szafirowo-szmaragdowe oczy. Pokochałem te cudowne usta. – Musnąłem kciukiem jej dolną wargę, którą momentalnie zwilżyła czubkiem języka i przygryzła. – Pokochałem cię całą. A wiesz, co jest w tym najlepsze?

Pokręciła przecząco głową. Najwidoczniej nie była w stanie nic więcej z siebie wykrzesać.

– Najlepsze jest to – ciągle szeptałem – że mój wilk poczuł do ciebie więź już podczas naszego pierwszego spotkania, ale byliśmy za mali, by to zrozumieć.

– Gdy razem z mamą odbierałam Matta ze szkoły?

Uśmiechnąłem się na wspomnienie słodkiej osóbki drepczącej przy boku Matta. Wyglądała nie mniej słodko niż teraz.

Zaróżowione policzki podkreślały jej naturalne piękno, a kolorowe oczy pobłyskiwały w świetle zachodzącego za oknem słońca. Ponownie wtuliła się w mój bok. Patrzyła prosto przez duże okno.

– Wcześniej.

Zmarszczyła brwi, jakby nie wiedziała, o której sytuacji myślę.

– Graliśmy z chłopakami w piłkę. Wykopałem ją na teren twojego domu dziecka. Przyniosłaś mi ją.

– Kopnął mnie prąd, gdy dotknąłeś mojej ręki.

– Tak. Tyle że to nie był prąd, a nasza więź. Wówczas była jeszcze bardzo słaba, a ja nie do końca zdawałem sobie sprawę, kogo spotkałem.

– Tyle rzeczy się wydarzyło przez ten czas – westchnęła. – Myślisz, że gdybyśmy się już wtedy zorientowali, to nasze życie wyglądałoby inaczej?

– Zapewne tak. Ale nasza droga dopiero się zaczyna i wiele wspaniałych chwil przed nami. Zobaczysz, że będziemy szczęśliwi. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.

– Czuję się szczęśliwa. – Przez chwilę napięła mięśnie, jakby te słowa zaskoczyły nie tylko mnie, ale również ją.

– Naprawdę?

– Tak – westchnęła. – Nie wiem, dlaczego, ale coś mi mówi, że mogę ci zaufać i z tobą będę bezpieczna.

– Będziesz, obiecuję. – Pocałowałem ją w czubek głowy.

Siedzieliśmy w wygodnej ciszy przez kolejne długie minuty. Żadne z nas nie czuło potrzeby przerywania jej. Cieszyliśmy się wspólną chwilą, wsłuchiwaliśmy się w nasze spokojne oddechy. Tak po prostu chłonęliśmy spokój, który nas otaczał. Najwyraźniej oboje tego bardzo potrzebowaliśmy.

Ciało Ivy stopniowo się rozluźniało, a jej niewielki ciężar napierał na mnie. Przyjrzałem się jej. Miała zamknięte oczy, a kilka pojedynczych włosów okalało spokojną twarz. Spała. Spała wtulona w moje ciało. Spała w moich objęciach. Tak, to było to, czego pragnąłem przez całe życie.

Jak najdelikatniej ułożyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą. Znowu nie zjadła kolacji, ale nie miałem serca jej budzić. Wyglądała zbyt uroczo. Zdecydowanie mi odbiło na jej punkcie. Niemniej jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Pocałowałem ją w czoło i cicho opuściłem pokój.

Musiałem jeszcze porozmawiać z Mikiem. Zbiegłem po schodach. Kierując się zapachem, dotarłem do biura mojego bety. Zatrzymałem się z ręką na klamce. Poczułem charakterystyczny zapach podniecenia. Nie musiałem widzieć, czym aktualnie zajmował się przyjaciel, by dokładnie to wiedzieć. Rozumiałem chęć posiadania szczeniaka, więc dałem im jeszcze trochę prywatności. W tym czasie zahaczyłem o kuchnię, by zrobić sobie jakąś lekką kolację.

Wkładałem już naczynia do zmywarki, gdy usłyszałem zamykające się drzwi do gabinetu kumpla. Ruszyłem w tamtą stronę. Na korytarzu spotkałem Lili. Nie spodziewała się mnie, bo szybko poprawiła wymiętą bluzkę i przybrała na twarz lekko zakłopotany uśmiech. Teoretycznie Mike powinien zajmować się pracą, a nie zabawą z nią. Kobieta doskonale o tym wiedziała. Po rozmowie z Ivy miałem dobry humor, więc nie zamierzałem w ogóle komentować ich zachowania. Gdyby moja partnerka była, wilczycą sam nie mógłbym się od niej odkleić.

– Dobry wieczór, alfo. – Skłoniła głowę.

– Dobry wieczór, Lili. Mike u siebie?

– Tak, tak. – Speszyła się. – Alfo, ja przepraszam, ale nie…

– Nie masz za co przepraszać. – Uśmiechnąłem się uspokajająco. – Idź odpocząć. Mike zaraz wróci do domu.

Kiwnęła tylko głową i niemal pędem wyszła z siedziby.

Z rozmachem wszedłem do gabinetu bety.

– Jak idą poszukiwania tajemniczego czarodzieja? – Rozsiadłem się wygodnie na dużym fotelu, patrząc na kolegę, który grzebał w papierach.

– Bez zmian. Tropiciele przez chwilę wyczuli w powietrzu jakąś słabą magię, ale ona szybko zniknęła. Nie ma żadnych śladów, zapachów. Nic. Kompletnie nic. Jakby nikogo obcego tam nigdy nie było.

– To dziwne. Nawet wiedźmy zostawiają po sobie jakiś zapach.

– Podobno wysoko postawieni czarodzieje potrafią maskować swój zapach, ale do tego potrzeba lat praktyki, a i to nie gwarantuje sukcesu.

– Czyli stoimy w martwym punkcie?

– Na to wygląda – westchnął.

– Dobrze. Od jutra podwój patrole przy granicach. Jeśli ten ktoś był w stanie dostać się do nas raz, może zrobić to ponownie. Musimy być czujni.

– Oczywiście, alfo. – Zanotował polecenie w notesie.

– A teraz idź do domu. Lili pewnie czeka na drugą rundę. – Nie mogłem pohamować potrzeby głupiego komentarza.

Mike wstał, wcisnął komórkę do kieszeni i ruszył do drzwi. W progu spojrzał na mnie przez ramię.

– Trzecią rundę. A tobie jak idzie? – Zakpił ze śmiechem.

Warknąłem ostrzegawczo. Beta śmiejąc się w głos, popędził do domu. Kochałem tego faceta jak rodzonego brata, którego nigdy nie miałem. Jego docinki zawsze traktowałem bardziej jako przyjacielskie wbijanie szpilki aniżeli chęć urażenia mnie. Potrafił żartować i wygłupiać się, ale również wiedział, kiedy sytuacja wymagała powagi i dobitnej szczerości. To człowiek, który wie, kiedy postawić przed tobą butelkę wódki i pozwolić ci się użalać, a kiedy kopnąć cię w tyłek i kazać się pozbierać do kupy, bo zamartwianie się nie pomoże. Nie wyobrażałem siebie innego człowieka w roli mojego bety. Mike był idealny na to stanowisko.

Wróciłem do pokoju. Po szybkim prysznicu położyłem się za plecami Ivy. Objąłem ją ramieniem i pozwoliłem, by się we mnie wtuliła. Zasnąłem znacznie szybciej niż zwykle.

Siedziałem na szpitalnym łóżku i patrzyłem na… Siebie? Tamten ja trzymał rękę w kobiecych spodniach. Po ciele rozchodziło się przyjemne ciepło i obezwładniająca przyjemność. Zobaczyłem czerwone paznokcie, zaciskające się na pościli, a do uszu dobiegł cichy kobiecy jęk. Znałem tę sytuację. Robiłem to z Ivy. Tylko, dlaczego widziałem wszystko z jej perspektywy? Mocny skurcz rozchodził się w dole brzucha, gdy poczułem nacisk na krocze.

Otworzyłem oczy. Byłem w swoim pokoju, w swoim łóżku. Mój członek żył już swoim życiem, gdy cicho jęcząca Ivy ocierała się o niego. Ona spała. Czy śniła o tym samym, co ja? Ale jak to możliwe? Dziewczyna odwróciła się do mnie przodem. Przycisnęła do mnie biodra, szukając uwolnienia. Kolejny jęk opuścił jej usta. W dalszym ciągu się nie obudziła.

Sam nie wiedziałem, co mam zrobić. Z jednej strony byłem już na tyle podniecony, że jedyne czego chciałem, to zatopić się w jej ciepłym wnętrzu. Z drugiej, takie zachowanie mogłaby opacznie zrozumieć. Przecież spała, do cholery!

– Weź ją! Naznacz ją! Ona nas chce. Wykorzystaj to! – Wilk nie podzielał moi obaw.

Dłońmi zjechałem na jej tyłek, a ustami dotknąłem rozchylonych warg. Przyciągnąłem ją mocniej do siebie. Musiałem choć na chwilę opanować jej ruchy, bo doszedłbym w minutę. Jęknęła, gdy się mocniej o mnie otarła.

– Ivy – szeptałem, obsypując pocałunkami jej szyję. – Ivy, obudź się, proszę.

– Paul – jęknęła sennie. – Paul, co się dzieje?

Spojrzałem w jej szeroko otwarte oczy.

– Ty mi to powiedz. Nie sądziłem, że będziesz się o mnie ocierać przez sen.

– Ja... Ja nie…Ach! – Westchnienie przyjemności zastąpiło nieskładne jąkanie, gdy zassałem skórę na łączeniu szyi i obojczyka.

– Tu cię naznaczę. Kiedyś. Kiedyś cię tu naznaczę. Ale teraz pozwól mi sobie ulżyć.

Dalej przesuwałem się z pocałunkami wzdłuż długiej szyi, do obojczyka i dekoltu. Dalsze ruchy komplikowała koszulka zakrywająca jej ciało. Wsunąłem dłonie pod materiał, badając fakturę skóry. Sięgnąłem do biustonosza i zatrzymałem się. Spojrzałem na dziewczynę. Oddychała szybko, płytko. Miała przymknięte powieki, ale nie stawiała oporu.

– Chcesz? – Musiałem mieć pewność, że jej nie wykorzystuję.

– Tak – sapnęła, sięgając rękami pod moją koszulkę.

Szybko ją ściągnąłem, by nie zawadzała Ivy. Chciałem, by mnie dotykała, by rozsiewała po moim ciele iskry przyjemności. Pozbyłem się bluzki i stanika kobiety. Zassałem jedną brodawkę, a drugą bawiłem się w palcach. Jęk przyjemności rozniósł się po pokoju. Obdarzyłem pocałunkami boskie piersi i płaski brzuch. Ominąłem kolczyk w pępku, zatrzymując się na materiale spodni. Może srebrny wilk w jej skórze nie był przypadkiem? Może coś ją pchnęło, żeby wybrać akurat taki, a nie inny kolczyk?

Zsunąłem spodnie zarówno sobie, jak i jej. Leżała przede mną niemal naga piękność, od której nie potrafiłem oderwać wzroku. Chciałem zapamiętać zarys jej ciała, każdy najdrobniejszy pieprzyk, wszystko. Była tak cholernie cudowna.

– Paul? – Skrzyżowałem nasze spojrzenia. W jej oczach dostrzegłem zakłopotanie. – Czy coś nie tak? Jakoś dziwnie mi się przyglądasz.

– Przyglądam się najpiękniejszej kobiecie na świecie. – Pocałowałem ją głęboko, namiętnie, by nie miała wątpliwości co do moich słów. – Jesteś idealna, cudowna, przepiękna. – Szeptałem, składając kolejne pocałunki na jej ciele.

Zaczęła się niecierpliwie wiercić, gdy wargami błądziłem po wewnętrznej stronie ud. Wspinałem się od kolana aż do materiału bielizny i z powrotem.

– Paul, proszę – jęknęła nieprzytomnie.

– O co prosisz? – Musiałem się z nią chwilę podroczyć.

– Proszę. – Ruszyła biodrami, jednocześnie łapiąc mnie za włosy.

Zlitowałem się i ściągnąłem ostatnia część garderoby. Z nieskrywaną przyjemnością odkryłem, że była idealnie wilgotna. W sam raz dla mnie. Przez kilka chwil całowałem, lizałem i rozpieszczałem najczulsze miejsce kobiety. Gdy włożyłem w nią dwa palce, wygięła plecy w łuk, szarpiąc dłonią moje włosy.

– Zadowolona? – Pocałowałem obojczyk, by mogła nabrać głęboki oddech.

– Yhm.

– Chcesz jeszcze? – Liznąłem miejsce przyszłego naznaczenia.

– Yhm. – Sięgnęła w dół, chwytając mój sprzęt przez materiał bokserek. – Chcę… Chcę ciebie – szepnęła, patrząc mi w oczy. – Całego.

– W takim razie, nie śmiem odmówić.

Uśmiechnąłem się cwaniacko. Sięgnąłem do szafki nocnej. Z szuflady wyciągnąłem niewielkie foliowe opakowanie. Zanim cokolwiek zdołałem z nim zrobić, Ivy popchnęła mnie na łóżko. Teraz to ona obdarzyła mnie cwaniackim uśmieszkiem. Wiedziałem, że pozwolę jej na wszystko, co tylko przyjdzie jej do głowy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Fantasmagoria 9 miesięcy temu
    Co za wyobraźnia .
  • Nysia 9 miesięcy temu
    Ale w dobrym kontekście, czy nie za dobrym ? 🤔
  • Fantasmagoria 9 miesięcy temu
    W obu .
  • Nysia 9 miesięcy temu
    A możesz rozwinąć myśl? Za bardzo nie wiem, co Twoim zdaniem jest dobre a co nie. Lubię się rozwijać w pisaniu, więc chętnie przyjmę Twoje uwagi 😊
  • Fantasmagoria 9 miesięcy temu
    Pomysł , fantazje , to dobry kontekst . Zły kontekst , dla mnie , mało ,,magicznych,, szczegółów tej gry . Życie ma dużo kolorów .
  • Nysia 9 miesięcy temu
    Dzięki, wezmę to pod uwagę 😊
  • Vespera 8 miesięcy temu
    Powracam z opóźnieniem! „Pokochałem twoje blond włosy o niebieskie końcówki” - tu się coś posypało w zdaniu.
    Poza tym nadal uważam, że to nasza Ivy jest czarownicą, tylko o tym nie wie. Oczy ma takie śliczne magiczne, więcej dowodów mi nie potrzeba.
  • Nysia 8 miesięcy temu
    Ja nic nie wiem o żadnej czarownicy, więc się wypowiadać nie będę 😅

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania