Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Paul (9)

Paul

 

Całą kolejną noc spędziłem przy jej łóżku. Spała spokojnie, jednak mój wilk ciągle skomlał, bo nie mógł jej pomóc. Jako przykładny partner musiałem odpowiednio zająć się Ivy.

Myśl, że byłaby zbyt słabą luną, krążyła mi z tyłu głowy, jednak raz za razem ją odpędzałem. Nie mógłbym jej zostawić i żyć jakby nigdy się nic nie wydarzyło. Zrozumiałem to w momencie, gdy ujrzałem jej wątłe ciało w ramionach Aleksa. Sama myśl, że kiedyś mogłaby znaleźć sobie chłopaka, że to on by ją dotykał i ochraniał, przyprawiała mnie o wrogie warknięcia, a mojego wilka doprowadzała do furii. Nie było opcji, żeby ktoś miał się dobierać do jej ciała. Tylko ja miałem do tego prawo.

Jeszcze zanim Ivy się obudziła, postanowiłem zrobić jej jakieś śniadanie. Pomimo podpiętych kroplówek, musiała być głodna. Wszedłem do kuchni i zajrzałem do lodówki. Wilczyca, która dbała o porządek i moje potrawy jak zwykle wypełniła lodówkę po same brzegi.

Był tylko jeden zasadniczy problem. Nie miałem pojęcia, co jada Ivy. Czy są rzeczy, których nie lubi, albo, na które ma uczulenie? Na pewno. O fakcie, że kiepski ze mnie kucharz nawet nie chciałem myśleć. Wróciłem myślami do naszego wieczoru w jej domu. Były chipsy, paluszki, krakersy, kanapki, piwo, soki i jej ciasteczka, tak słodkie, jak ona sama. Zmarszczyłem brwi. Dopiero teraz dotarło do mnie, że choć bacznie obserwowałem każdy jej ruchy, nie zauważyłem, żeby cokolwiek zjadła. Piła sok, piwo i herbatę, ale nie tknęła niczego do jedzenia.

– Alfo? – Kucharka weszła do kuchni. – Życzysz sobie coś konkretnego na śniadanie?

– Alys, dobrze cię widzieć. W ambulatorium jest dziewczyna, która od dawna nic nie jadła. Potrzebuje czegoś lekkiego i zdrowego.

– Jajecznica, tosty, owoce czy kanapki ze świeżymi warzywami? – wyliczyła.

– Tak, wszystko będzie idealne. Zrób, proszę, dwie porcje jajecznicy i tostów, a ja przygotuję kanapki i owoce.

Alysa skinęła zaskoczona głową i wzięliśmy się do pracy. Pół godziny później wszedłem do pokoju Ivy z kilkoma pudełkami w rękach.

Dziewczyna leżała skulona i pogrążona we własnych myślach. Musiała przeżywać ostatnie wydarzenia. Nie dziwiłem się. Rzadko ma się okazję widzieć walkę stada wilków. Nie chciałem sobie nawet wyobrażać, jak to nią wstrząsnęło. I nie wiedziałem, jak miałem jej to wszystko wytłumaczyć.

– Dzień dobry, Ivy – powiedziałem, zamykając drzwi.

Dziewczyna poderwała się na dźwięk mojego głosu. Usiadła, patrząc na mnie niepewnie.

– Cześć – szepnęła.

– Przyniosłem nam coś na śniadanie. Musisz być głodna. – Położyłem styropianowe pudełka na łóżku i otworzyłem wszystkie po kolei.

Zmierzyła je uważnym wzrokiem. Potem popatrzyła na mnie.

– Nie wiedziałem, co lubisz, więc przygotowałem kilka rzeczy. – Zgrabnie pominąłem fakt, że nie wszystko było moją robotą. Nie musiała tego wiedzieć, jeszcze nie teraz.

– To bardzo miło z twojej strony, ale dostałam już szpitalne jedzenie – szepnęła zawstydzona, spuszczając wzrok.

– Jak to nie jest głodna? Kłamie! Musi coś zjeść. Zrób coś! – Celem wilka było zapewnienie partnerce dobrych warunków życia, w tym jedzenia. Dlatego też nie mógł pogodzić się z jej odmową.

Stłumiłem warknięcie. Jedzenie do ambulatorium robiła moja kucharka i dzisiaj na pewno jeszcze niczego tu nie przyniosła. Dlaczego Ivy mnie okłamała? Może te pudełka nie wyglądały najkorzystniej, ale wszystko smakowało rewelacyjnie. Nie musiała się obawiać, że się zatruje.

– Rozumiem. – Postanowiłem nie drążyć i nie informować jej jeszcze o wszystkim. – W takim razie pozwól, że ja zjem moją porcję. Zostaw sobie owoce i kanapki na później, gdy zgłodniejesz.

– Dzięki. – Uśmiechnęła się, a ja zabrałem się za jajecznicę i tosty.

Co chwilę zerkałem na nią. Specjalnie nie ruszałem jej pudełek. Liczyłem, że może jednak się skusi. Może nie lubiła jajek? Albo tostów? Bo przecież coś musiała lubić. Jeszcze raz upewniłem się, że nie jest zainteresowana śniadaniem i ku mojemu zaskoczeniu skusiła się na jajecznicę i jednego tosta. Dobre i to. Nawet mój wilk zaskomlał z aprobatą.

Widziałem, że kątem oka jak mi się przyglądała. Skrycie próbowała wybadać moją sylwetkę. Zauważyłem nawet, że ciężko przełyka ślinę. Nerwowo miętosiła w dłoniach kołdrę. Była niespokojna, a policzki oblał delikatny rumieniec.

– Czy na pewno wszystko w porządku? – zapytałem w końcu, nie mogąc znieść jej zdenerwowania.

– Wiesz, kiedy przyjdzie Matt? Albo, kiedy mnie wypiszą? Chciałabym już wrócić do domu.

Spiąłem się. Wiedziałem, że to pytanie kiedyś padnie. Przecież nie mogła tu być w nieskończoność.

– Matt miał coś do załatwienia i przyjdzie później. Prosił mnie, żebym miał na ciebie oko. – Skłamałem bezczelnie. Przynajmniej chwilowo to było kłamstwo. Musiałem zadzwonić do kumpla i faktycznie powiedzieć, żeby tu przyjechał. Martwił się o nią, a i Ivy byłaby spokojniejsza, gdyby Matt się pojawił. – Lekarz mówił, że będziesz musiała tu zostać jeszcze do jutra. Musi mieć pewność, że nic złego ci się nie dzieje. – To akurat była prawda.

Niestety nie mogłem przesiedzieć kolejnego dnia przy mojej partnerce. Obowiązki alfy nie mogły zostać odsunięte na bok. Wykonałem telefon do Matta, informując go, że przyjedzie po niego jeden z moich wilków i przywiezie go do Ivy. Zastrzegłem jednak, że nie może jej niczego powiedzieć. Tę rozmowę musiałem odbyć sam.

Późnym popołudniem, ktoś zapukał do mojego biura.

– Wejdź! – zawołałem.

– Cześć, Paul. – Matt wszedł do środka i zamknął drzwi.

– Cześć, stary. Jak tam po spotkaniu z Ivy? – Mój wilk się poruszył na samo wspomnienie jej imienia.

– Opowiedziała mi, co się stało. Co to była za akcja z atakiem wilków? – Zmarszczył brwi.

– Łotry nas zaatakowały. Bez żadnych szkód, ale wystarczyło, by Ivy zaczęła uciekać.

– Jest przerażona tą sytuacją. Mówi, że chyba zwariowała, bo wydawało się jej, że wilk zmienia się w człowieka. – Przyglądnął mi się uważnie.

– To był jeden z łotrów. Uratował ją. Nie wiedziałem, że go widziała. – Zamyśliłem się. – Najwyraźniej będę musiał porozmawiać z nią raczej wcześniej niż później.

– I to jak najszybciej. Jest skołowana. Boi się. Wiesz, jak trudno mi było okłamywać ją, że wróci do domu i wszystko się ułoży? – Poruszał nerwowo nogą.

Mój wilk warknął na myśl, że ona nie chciała tu zostać. W zasadzie było to całkowicie uzasadnione.

– Nie warcz na mnie – oburzył się Matt. – Wiem, że nie mogę jej zabrać. Ona cię potrzebuje tak samo, jak ty jej, a powrót do domu tylko pogorszy sprawę.

– Przepraszam. Jutro jej wszystko wyjaśnię. Wróci do domu, żeby się spakować. No i oczywiście zawsze będzie mogła cię odwiedzać.

– Ależ dziękuję, łaskawco – zakpił.

Warknąłem ponownie. Mój wilk nie lubił, gdy ktoś ze mnie kpił. Nie ważne czy człowiek, czy członek stada, należał mi się szacunek. To była kolejna różnica między nami. Ja potrafiłem czasami odpuścić, on już nie bardzo.

– Wracam do domu. Warczeć to sobie możesz na swoje wilki. Na mnie twoja siła alfy nie robi wrażenia. – Podniósł się z fotela.

– Wybacz. Po prostu ostatnio dużo się dzieje. Mój wilk szaleje, odkąd wyczuł Ivy. Oczywiście, zaraz ktoś cię odwiezie.

– Dzięki. Zaopiekuj się nią, proszę. Ona już wystarczająco dużo przeszła. Zmagała się z takimi rzeczami, o których nie masz pojęcia. I dalej się zmaga. Potrzebuje kogoś, kto jej pomoże. Potrzebuje dobrego partnera.

– Przy mnie będzie szczęśliwa. Obiecuję. – Uścisnęliśmy sobie dłonie.

Kiwnął głową i wyszedł.

Miałem jedną noc, by ułożyć sobie w głowie całe tłumaczenie dziewczynie, w jakiej sytuacji się znalazła. Wiedziałem, że tej nocy szybko nie zasnę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Vespera 9 miesięcy temu
    Wyczuwam zaburzenia odżywiania... No i dziwne, że z nią od razu nie porozmawiał, ale konflikt musi być :)
  • Nysia 9 miesięcy temu
    Oj, uwierz, że jak powie, to dopiero będzie ;)
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Nysia Czemu mnie nigdy nie porwał żaden Alfa, ja tam bym była entuzjastycznie nastawiona, no... Zastanawia mnie też, że te wilkoludzie żyją sobie razem w kupie jak jakaś komuna albo sekta, no i zawsze w pobliżu pięknych a rozległych lasów. A jakby tak im przystało bytować na blokowisku? Albo w slumsach czy favelach? Albo w takim bardzo betonowym wielkim mieście typu Tokio? To by dopiero było urozmaicenie fabuły.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania