Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Paul (34)

Paul

 

Skoczyłem do przodu. Romuald wpadł ten sam pomysł. Wraz wbiliśmy kły w bark przeciwnika, po czym upadliśmy ze skomleniem na ziemię. Bolało. Cholernie bolało. Bark. Noga. Żebra. Wszystko mnie paliło. On wyglądał niewiele lepiej, ale lepiej.

Nie był alfą, nie miał nienaznaczonej partnerki obok, jego noga nie krwawiła. Od początku był na wygranej pozycji i doskonale to wiedział. Właśnie dlatego rzucił mi wyzwanie, którego nie mogłem odpuścić.

Jakim byłbym alfą, gdybym poświęcił swoich ludzi zamiast siebie? Jako przywódca musiałem wziąć na swoje barki każdą decyzję, niezależnie, czy mi się podobała, czy nie.

Z trudem i ociąganiem podniosłem się z ziemi. Zmęczony usiadłem na zadzie, ciężko dysząc. Patrzyłem na próbującego się pozbierać Romualda. Jak tak dalej pójdzie, następnym razem się nie podniosę. Już teraz ledwo siedziałem. Mogłem go zaatakować, ale brakowało mi sił.

Przed pyskiem zobaczyłem zmartwioną i przerażoną twarz Ivy. Miała zaczerwienione od łez oczy. Wtuliłem łeb w jej ramię, cały czas zerkając na poczynania łotra. Nie miałem dużo czasu na odpoczynek.

Objęła mnie ramionami za szyję, chowając twarz w futrze.

– Zrób to – szepnęła. Podniosłem na nią wzrok, nie wiedząc, o co mnie prosi. – Naznacz mnie. Tu. Teraz. Odzyskasz siły. Wygrasz.

Zmieniłem się w ludzką postać. Ująłem delikatną twarz w dłonie.

– Nie mogę tego zrobić. Nie mogę cię wykorzystać – zaprotestowałem ostatkiem sił. Gdyby powiedziała to wczoraj skakałbym z radości, niosąc ją na rękach do sypialni. Teraz wydawało się to nie na miejscu.

– Nie wykorzystujesz mnie. Wiem, że słabniesz bez naznaczenia, wiem, że dzięki mnie zyskasz jakąś siłę, czy inną moc. Wiem, że nie mógłbyś mnie wykorzystać. Przez chwilę się wahałam i zobacz, do czego to doprowadziło.

– Nie chcę grać nieczysto.

– Paul, zobacz na siebie. Jesteś poważnie ranny i osłabiony. Byłeś taki jeszcze przed walką i on to wykorzystał. Przecież to wiesz.

Zerknąłem na Romualda. Powoli się podnosił.

– Alfo, on nie gra fair, ty też nie musisz. – Ethan poparł słowa Ivy.

– Jesteś pewna tego, o co mnie prosisz? Potem nie będzie już odwrotu – szepnąłem do dziewczyny.

– Nigdy niczego nie byłam tak pewna. Proszę, naznacz mnie. – Uśmiechnęła się, podsuwając szyję tuż przed moje usta.

Pocałowałem delikatną skórę.

– Chciałbym, żeby to wyglądało zupełnie inaczej.

– Całe życie myślałam, że wilki nie potrafią mówić, więc gryź, nie gadaj. – Zaśmiała się.

Jeszcze raz złożyłem pocałunek na jej szyi. Wysunąłem kły. Wbiłem w nią zęby, obejmując drobne ciało kobiety. Jęknęła, opierając na mnie ciężar ciała. Nie przeszkadzało jej nawet, że byłem cały pokryty krwią.

Gdy tylko przeniosłem wargi na jej usta, poczułem olbrzymią moc przepływającą przez całe ciało. W jednej chwili ból i zmęczenie przestały istnieć. Czułem tylko potężną siłę, wypełniającą wszystkie pojedyncze komórki mojego organizmu.

Spojrzałem w oczy Ivy. Ciągle była przejęta, ale odwzajemniła uśmiech, którym ją obdarzyłem.

– Dziękuję, kochanie. – Pocałowałem jej czoło, odsuwając się.

Ponownie zmieniłem się w wilka. Stanąłem dumnie przed Romualdem, który patrzył na mnie z mieszanką niedowierzania i furii w oczach.

Warknął nisko. Rzucił się na mnie, celując kłami w szyję. Nie tym razem. Odskoczyłem w ostatniej chwili, po czym wbiłem zęby w jego kark. Zacisnąłem szczęki, uderzając łapą w pysk. Zaskomlał z bólu. Już nie miałem litości. Zanurzyłem kły w tchawicy. Z dziką satysfakcją patrzyłem, jak wydaje ostatnie tchnienie.

Nie lubiłem zabijać. Gdy miałem taką możliwość, dawałem ofierze szansę na ucieczkę, ale tym razem czułem, że postąpiłem dobrze. Bez niego nie tylko Ivy będzie bezpieczna, ale i inne watahy przez jakiś czas nie będą musiały zmagać się z problemem łotrów. Tak było lepiej.

Wypuściłem martwe ciało z pyska, wypluwając krew. Już po chwili mój futrzany kark otulały drobne ręce Ivy. Tuliła się do mnie, jakby nie widziała mnie przez kilka ostatnich lat. Czułem drżenie jej ciała i spazmy cichego płaczu. Zmieniłem się w człowieka i przycisnąłem mocno to torsu.

– Ciii… Już po wszystkim, skarbie. Jesteśmy bezpieczni – szeptałem, czule głaszcząc blond kosmyki.

– Bałam się o ciebie.

– Wiem, ale już nie musisz. Już wszystko jest dobrze.

Ująłem zapłakaną twarz w dłonie i namiętnie pocałowałem drżące usta. Pozwoliliśmy sobie zatonąć w tym pocałunku, wyrazić nim strach, ból i ogromną ulgę, która powoli po nas spływała.

Ivy zsunęła palce wzdłuż mojej klatki na brzuch. Zmarszczyła brwi przesuwając opuszkami po ośmiopaku, który jeszcze przed kilkunastoma minutami był sześciopakiem.

– Widzisz, co ze mną robisz? – zaśmiałem się, gdy wzrok kolorowych oczu zatrzymał się ciut niżej. Byłem większy pod każdym względem. Każdym.

– Podoba mi się. – Uśmiechnęła się, a policzki zalały się rumieńcem.

– Nie wątpię. – Pocałowałem ją w czoło. Na chwile obydwoje zapomnieliśmy, że nie byliśmy sami, a otaczało nas niemal całe stado. – A teraz chodź do domu. Mamy kilka kwestii do omówienia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Vespera 8 miesięcy temu
    Ej, co to za naznaczańsko w trakcie walki, żeby się zpowerować? Nie ma takiego bicia! A tak na serio to bardzo dobry pomysł, bo jeśli czegoś nie ma, to uczciwej walki.
  • Nysia 8 miesięcy temu
    Po dodaniu mocy już jest uczciwie, no prawie XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania