Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Ivy (10)

Ivy

 

Dzisiaj w końcu miałam możliwość powrotu do domu. Już nie mogłam się doczekać i przy badaniach kontrolnych wierciłam się niczym małe dziecko.

Siedziałam na łóżku, czekając na wypis. Gdy drzwi do pokoju się otworzyły, skoczyłam na równe nogi, przekonana, że to lekarz z moimi dokumentami. Jednak zamiast niego w futrynie stanął Paul. Moje serce zabiło mocniej. Sama nie wiedziałam dlaczego.

– Cześć, Ivy. Jak się czujesz? – zapytał z uśmiechem.

– Świetnie. Właśnie czekam na lekarza. Ma mnie zaraz wypisać. Chcę wrócić do domu i zapomnieć o tej bandzie wilków. – Z rozmachem i westchnieniem usiadłam na łóżku.

Paul napiął się dziwnie, jakby to, co powiedziałam, mu nie pasowało. Szybko się zreflektował, odchrząknął i ostrożnie usiadł obok mnie.

– Ivy, musimy poważnie porozmawiać – zaczął.

– O nie. – Teraz to ja napięłam wszystkie mięśnie, przekonana, że za chwilę usłyszę jakieś tragiczne wieści. – Coś z moimi wynikami jest nie tak? Przecież lekarz twierdził, że jestem zdrowa. Coś z Mattem? Stało mu się coś? Miał wypadek? – Zaczęłam panikować. W głowie miałam same czarne scenariusze.

– Nie, nie. Wszystko z nim dobrze. i z tobą też. To zupełnie coś innego – wyjaśnił szybko.

– To, co mnie straszysz? – Szturchnęłam go lekko w ramię.

– Przepraszam, nie chciałem. – W jego oczach czaiła się niepewność, która teraz i mnie doskwierała.

– Więc, o co chodzi?

– Muszę ci coś powiedzieć. Tylko nie panikuj – powiedział spokojnie.

– Za późno. Gadaj. – Samoistnie podskakiwała mi noga.

– Pamiętasz tego dużego wilka, który zmienił się w człowieka, zanim straciłaś przytomność? – Zaczął ostrożnie.

– Tak, aż dziwne, że lekarz nie zdiagnozował u mnie jakiegoś wstrząśnienia mózgu przy takich omamach. – Uśmiechnęłam się.

– To nie były żadne omamy. Ten wilk naprawdę zmienił się w człowieka.

– Co? Chyba uderzyłeś się w głowę. – Popatrzyłam na niego z lekką kpiną. – Słuchaj, takie bajki wciskaj dzieciom, a nie mnie.

– To nie są bajki, Ivy. Nie jesteś w normalnym szpitalu, tylko w ambulatorium stada Niebieskiego Księżyca. Twój lekarz jest wilkołakiem, tak samo, jak ja i wszyscy ludzie, których tu spotkasz.

Patrzyłam na niego tępo. Biedaczek chyba naprawdę przedawkował jakieś leki i teraz ma zwidy.

– Nie wiem, co ty bierzesz, ale następnym razem weź pół albo zmień dilera. A teraz pozwól, że poszukam lekarza, wezmę wypis i wrócę do domu. – Wstałam.

– Nigdzie nie pójdziesz! – Zagrodził mi drogę do drzwi, a z jego klatki piersiowej wydobył się niski warkot. Prawdziwe warczenie!

Cofnęłam się o krok, zaskoczona jego zachowaniem. Oczy miał gniewnie zmrużone, ciemniejsze niż do tej pory, a brwi zmarszczone.

– Paul? Co ty robisz? Wypuść mnie, bo zacznę krzyczeć – zagroziłam.

– Nikt cię przede mną nie uratuje. Jestem alfą tego stada. Jestem szefem wszystkich, którzy tu mieszkają. Nikt mi się nie przeciwstawi. Ty teraz należysz do mnie i nie opuścisz tego stada! – Złapał mnie za ramiona i mocno ścisnął.

– Puść mnie! – Szarpnęłam się. – Puść, to boli.

Odchrząknął. Przymknął oczy, a gdy je otworzył, wróciły one do naturalnego karmelowego koloru. Spojrzał na mnie i najwyraźniej dostrzegł strach malujący się na mojej twarzy. Od razu zabrał ręce.

– Ivy, ja… – szepnął. – Ja nie chciałem cię wystraszyć. Przepraszam. Po prostu mój wilk się zdenerwował, że nam nie wierzysz i chcesz nas zostawić. Nie możesz odejść. Ani ja, ani mój wilk nie możemy już żyć bez ciebie. Nie musisz się nas bać. Nie chcemy cię skrzywdzić. Jesteś naszą partnerką i chcemy dla ciebie tylko dobrze. Musisz nam zaufać. – Mówił coraz bardziej chaotycznie. Miał zdenerwowanie wypisane na twarzy i lekko wystraszone oczy.

– O czym ty, do cholery, mówisz? Jaki twój wilk? Jaka partnerka? Ja nic nie rozumiem!

Westchnął. Rozejrzał się po pokoju, jakby szukał natchnienia do lepszego tłumaczenia.

– Dobrze. Miałem tego nie robić, ale chyba to jedyny sposób, żebyś mi uwierzyła. Tylko, proszę, nie bój się. Pamiętaj, że nic złego ci się nie stanie.

Kiwnęłam niepewnie głową. Oczywiście, że się bałam i to już od kilku minut. Nie wiedząc, co on tym razem wymyślił, mój strach tylko rosną.

Paul zaczął rozpinać błękitną koszulę, ukazując imponujące mięśnie klatki i brzucha. Odłożył ją na łóżko. Następnie zabrał się za pasek i zamek spodni.

– Paul? Co ty robisz? – Cofnęłam się pod samą ścianę, uświadamiając sobie, że nie mam, gdzie uciec ani nie mam szans w starciu z tą górą mięśni.

Wodziłam wzrokiem po doskonałych ramionach, muskularnej klatce i wyrzeźbionym sześciopaku. Widziałam, że nie zapomniał także o dniu nóg. Umięśnione uda aż prosiły się o dotyk. Ciężko przełknęłam ślinę, siłą powstrzymując się od dalszego oglądania. Gdy sięgnął do gumki bokserek, odwróciłam wzrok i szczelnie zamknęłam oczy. Nie chciałam patrzeć. No dobra, chciałam, ale nie miałam odwagi. Gdy tylko pomyślałam, że on zaraz zacznie się do mnie dobierać, przeszedł mnie dreszcz. Otuliłam się ramionami, chcąc, chociaż mu to utrudnić.

– Nie bój się, proszę. Nie zrobię ci krzywdy.

Poczułam, że stoi tuż przede mną. Czułam ciepło jego ciała. Energia, która od niego biła, była władcza, ale spokojna. Skuliłam się w sobie jeszcze bardziej, próbując przygotować się na jego następny krok, którym miał być zdarciem ze mnie ubrań. Ze szpitalną piżamą raczej nie powinien mieć problemów.

– Ivy? Popatrz na mnie – szepnął.

Nie drgnęłam. Ujął dłonią mój podbródek i delikatnie, lecz stanowczo odwrócił mi twarz w jego stronę. Poczułam przyjemne iskierki w miejscu dotyku.

– Otwórz oczy, proszę.

Uchyliłam powieki, nie wiedząc, czego mam się spodziewać. Ku mojemu zaskoczeniu, zobaczyłam zmartwione oczy i delikatny uśmiech. Pomimo że górował nade mną, nie wydawał się straszny.

– Zmienię się teraz w mojego wilka. On cię nie skrzywdzi, więc nie musisz się martwić.

Czułam, że w oczach kręcą mi się łzy. Próbowałam je stłumić szybkim mruganiem, jednak bezskutecznie. Jedna z nich spłynęła mi po policzku. Paul otarł ją kciukiem. Po chwili pocałował mnie czule w czoło.

– Oddychaj, Ivy. – Uśmiechnął się uspokajająco.

Odsunął się kilka kroków, a ja dopiero uświadomiłam sobie, że przez cały czas wstrzymywałam powietrze. Starałam się utrzymać wzrok na jego twarzy. Byle tylko nie patrzeć niżej. Zauważył to, bo jego usta z uspokajających zmieniły się w cwaniackie. Wziął głęboki oddech. Sekundę później usłyszałam trzask łamanych kości.

Zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam cichy warkot, a mojego ramienia dotknęło coś zimnego i mokrego. Spojrzałam prosto w brązowe ślepia kruczoczarnego, olbrzymiego wilczura, który musiał przed sekundą stuknąć mnie nosem. Zamarłam. Nie byłam w stanie krzyczeć ani nawet wydusić z siebie najmniejszego dźwięku. Moje ciało także odmówiło mi posłuszeństwa. W uszach mi zaszumiało, gorąco rozpłynęło się po całym ciele. Poczułam tylko, jak trzęsą mi się nogi, po czym nastała ciemność, a ja poleciałam w dół. Tuż przed upadkiem poczułam jeszcze czyjeś silne ramiona oplatające moje ciało i bijące od nich ciepło.

– Mam cię, malutka – szepnął z oddali.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • MKP 9 miesięcy temu
    Powiem, dostała z grubej rury...
    Taki potok informacji w pigułce i to takich informacji.
    Nieźle zryje jej to psyche
  • Nysia 9 miesięcy temu
    Szybkie zerwanie plastra. Raz, a konkretnie 😅
  • Vespera 9 miesięcy temu
    "– Nikt cię przede mną nie uratuje. Jestem alfą tego stada. Jestem szefem wszystkich, którzy tu mieszkają. Nikt mi się nie przeciwstawi. Ty teraz należysz do mnie i nie opuścisz tego stada! – Złapał mnie za ramiona i mocno ścisnął." - Paul, stary, czy ktoś uczył was rozmawiać z kobietami? Tego wilka to trzeba wziąć na smycz i w kaganiec, bo za bardzo fika. Niech się chłopak cieszy, że jest ta magiczna więź, bo jakby jej nie było, to po takim czymś dziewucha go powinna rzucić w diabły, a jakby za nią łaził, potraktować paralizatorem. Albo śrutówką.
  • Nysia 9 miesięcy temu
    Srebrną kulą 🐺
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Nysia Bez przesady, załóżmy, że chciałaby go odstraszyć, nie zakatrupić.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania