Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Paul (5)

Paul

 

Zaczynałem wyczuwać zapach Ivy. Słaby, bo słaby, ale jednak. Oznaczało to, że się do niej zbliżałem. Przyspieszyłem bieg. Pod łapami czułem zamarzniętą ziemię, a ostre krawędzie lodu wbijały mi się w opuszki. To jednak nie miało żadnego znaczenia w zestawieniu z myślą o mojej ukochanej, walczącej o życie.

Jeszcze chwila, kochanie. Jeszcze moment i będę przy tobie. Wytrzymaj, proszę.

Usłyszałem łamiącą się przede mną gałązkę. Poczułem też zapach obcego wilka. Niedobrze. Gdy znajdzie Ivy, zabije ją na miejscu. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi ze strachu.

Wówczas, ku mojemu zaskoczeniu, spomiędzy drzew wyszedł nagi mężczyzna. W ramionach trzymał Ivy. Moją Ivy! Jak śmiał jej dotykać?

Zatrzymałem się tuż przed nim. Przykucnąłem i najeżyłem futro, będąc gotowym do ataku.

– Spokojnie, alfo Paul. Nie mam złych zamiarów – powiedział mężczyzna, pochylając głowę. Sam też trzymałem zaciśnięte pięści, by w każdej chwili móc wymierzyć cios.

– Nie wierz mu! On ma naszą partnerkę. Mógł ją skrzywdzić! – warczał mój wilk.

– Znalazłem ją w lesie. Była ranna i zmarznięta. Pomogłem jej. Wiem, że jest twoją partnerką. Przemień się i pogadajmy – kontynuował mężczyzna.

Niechętnie przybrałem swoją ludzką postać. Mój oddział stał za moimi plecami, gotowy do ataku.

– Skrzywdź ją, a nie przeżyjesz najbliższej minuty – warknąłem, nie spuszczając z oczu mojej towarzyszki.

– Gdybym chciał ją skrzywdzić, już dawno bym to zrobił – warknął ostrzegawczo – ale jak już powiedziałem, chcę się dogadać – kontynuował. – To ja ci pomogłem z łotrami. Zdradziłem swoich, by ratować twoją skórę. Teraz zaopiekowałem się twoją towarzyszką. Gdybym jej nie znalazł, już pewnie byłaby martwa.

Na samą myśl, że mógłbym ją stracić, przeszedł mnie dreszcz. Chciałem jak najszybciej odzyskać moją kobietę.

– Oddaj mi ją – zażądałem.

– Wszystko w swoim czasie. Skoro uratowałem zarówno ciebie, jak i ją, chyba należy mi się nagroda. – Podniósł brew.

– Czego chcesz? – Uważnie śledziłem każdy jego ruch. Stał spokojnie, miał wyprostowane plecy i dumnie podniesioną głowę. Brązowe włosy ledwo odrastały mu od skóry. Na policzku widziałem starą ranę, która zdążyła się już zabliźnić.

– Na pewno wiesz, że przez pomoc tobie nie mam już wstępu do grupy łotrów. A całkiem samotny wilk wariuje. Nie chcę już do końca zdziczeć, dlatego chciałbym, żebyś pozwolił mi dołączyć do swojego stada – powiedział pewnie, ale z szacunkiem w oczach.

– Nam przygarnąć łotra? – parsknąłem.

– Daj mi szansę, alfo. Mogę być omegą. Nie mam z tym problemu.

Omegi były zwykłymi członkami stada. Każdy pracował lub zajmował się dziećmi. Rzadko się zdarzało, że ktoś z własnej woli zgadzał się ustąpienie stanowiska. Rangę alfy i bety się dziedziczyło lub zdobywało w walce. Zrzekanie się jej graniczyło z cudem.

– Beta, który gotów jest zniżyć się do rangi omegi. Tego jeszcze nie widziałem.

– Wszystko jest lepsze niż bycie łotrem. Gdyby nie ja, twoja towarzyszka byłaby martwa. Weź to pod uwagę.

Miał rację. Uratował ją i mnie też wyświadczył przysługę. Mimo to był łotrem. Nie mogłem go ot tak po prostu wprowadzić do swojego stada. Mógł stanowić zagrożenie. Czułem jednak, że jest szczery i powinienem mu w jakiś sposób podziękować. Chęć trzymania Ivy w ramionach była już zbyt wielka, bym przeciągał naszą rozmowę.

– Jak się nazywasz? – zapytałem.

– Aleks Knox, alfo. – Pochylił głowę.

– Dobrze, Aleksie. Zabierzemy cię do naszego stada. Na razie trafisz do lochów. Gdy okaże się, że z Ivy wszystko jest w porządku, będziesz miał szansę do nas dołączyć.

– Dziękuję, alfo. – Zrobił krok, wyciągając Ivy w moją stronę.

Ostrożnie przejąłem ją od Aleksa. Poczułem ogromną ulgę, widząc jej spokojną twarz. Oddychała płytko, ale równomiernie. Mimo to była zimna jak lód. Przytuliłem ją do swojego torsu, chcąc ogrzać drobne ciało. Musiałem szybko znaleźć się w ambulatorium.

– Mike, zabierz Aleksa do lochu. Zadbaj, by miał dobre warunki.

Mój beta skinął głową i razem z resztą wojowników oraz Aleksem ruszył w stronę watahy. Szedłem przed nimi szybkim krokiem.

W końcu znalazłem się w upragnionym szpitalu. Lekarz stada, Josh, już na nas czekał. Poinformowałem go, że będzie potrzebny, więc zdążył wszystko przygotować. Wskazał mi jedno z łóżek. Ostrożnie położyłem na nim Ivy. Sam usiadłem na skraju i delikatnie odgarnąłem dziewczynie włosy z czoła. Wyciągnąłem też liść z jej blond kosmyków. Josh podciągnął jej koszulkę, odsłaniając brzuch. Warknąłem ostrzegawczo.

– Alfo. – Popatrzył na mnie. – Domyślam się, że ona jest twoją partnerką, ale muszę ją zbadać.

– Wiem, przepraszam. – Opuściłem gardę.

Uważnie śledziłem ruchy lekarza, aby mieć pewność, że nie zapędził się zbyt daleko. Cały czas głaskałem Ivy po głowie. Uspokajało mnie to. Czułem, że mam ją blisko, że jest bezpieczna i w dobrych rękach.

– I co? – zapytałem, gdy lekarz skończył badanie.

– Wygląda na to, że nic poważnego jej się nie stało. Rana na ręce już się zagoiła. Oprócz drobnych zadrapań nie ma żadnych obrażeń. Możesz być o nią spokojny. Zagrzeje się, odpocznie i wróci do sił.

– Dziękuję, Josh.

Spędziłem przy jej łóżku resztę nocy i całe przed południe. Chciałem być przy niej, gdy się obudzi. Kazałem także Mikiemu dokładnie przesłuchać Aleksa. Skąd się wziął, dlaczego stał się łotrem i dlaczego wybrał akurat naszą watahę? Zgodnie z obietnicą miałem przyjąć go do naszej paczki, jednak musiałem być pewny, że nam nie zagrozi.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Vespera 9 miesięcy temu
    Przeraża mnie ta wilcza zaborczość, ale cóż, to wilkołaki, nie wilki ani nie ludzie. I ciągle nie mogę przyzwyczaić się do alf, bet i omeg, bo mam z tyłu głowy, że wilki tak nie działają. Muszę zacząć mieć z tyłu głowy, że to nie są wilki, no...
  • Nysia 9 miesięcy temu
    To chyba kwestia przyzwyczajenia i po prostu przeczytania odpowiedniej liczby wilkołaczych historii
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Nysia Czytam tylko te od ciebie... I chyba w takiej kwestii mój kołek do zawieszenia niewiary jest dość cienki, wygina się i niewiara tak się trochę zsuwa.
  • Nysia 9 miesięcy temu
    Vespera To ją łap i popraw, bo kto będzie czytał moje historie 😅
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Nysia Daję radę, drugie myśli są już prawidłowe, tylko te pierwsze, odruchowe, jeszcze nie bardzo.
  • MKP 9 miesięcy temu
    "Spędziłem przy jej łóżku resztę nocy i całe do południa." - całego południa?

    Generalnie współczuję dziewczynie
  • Nysia 9 miesięcy temu
    Nie łapię, o co chodzi. "Całe do południa" w sensie że przez południem dnia, przed 12. To jest jakieś potoczne określenie?
  • MKP 9 miesięcy temu
    Nysia Czytam i nie rozumiem pierwotnego zdania przepraszam:(
    Spędziłem przy jej łóżku resztę nocy (dotąd jest ok) i całe do południa. (Co całe?) Nie wiem może ja czegoś nie ogarniam 🤣
  • Nysia 9 miesięcy temu
    MKP No jak masz cały dzień, to można go podzielić na przed południe (do 12 godziny), południe (godzina 12) i po południe (po godzinie 12). No i mi chodziło o to "do południa". Spędził przy niej całe do południa w sensie, że do godziny 12.
  • MKP 9 miesięcy temu
    Nysia Ok, czaję ale nie wiem czy to poprawne jest🤔🤔
  • Nysia 9 miesięcy temu
    MKP Teraz to i ja nie wiem, ale żaden korektor internetowy nie wyrzuca mi tego jako błędu 🤷
  • MKP 9 miesięcy temu
    Nysia całe przedpołudnie lub cały czas aż do południa.
    Tak jak masz nie może być, bo nie masz czegoś takiego jak dopoludnie😉
  • Nysia 9 miesięcy temu
    MKP Tak jest psze Pana 😎

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania