Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Ivy (27)

Ivy

 

– Zabrali Paula. Więc on może żyć. – W sercu poczułam powracającą nadzieję.

– Jeśli jest zakuty w srebro, a wy nie jesteście połączeni, możesz go nie wyczuwać, nawet gdyby żył. – Ethan podał mi dłoń, pomagając wstać z klęczek.

Stanęłam wyprostowana, napełniona nową wiarą.

Proszę, Bogini Księżyca, by ta wiara okazał się słuszna.

– Zajmijcie się Mikiem. – Popatrzyłam na grupę mężczyzn stojących obok. – Ethan, weź resztę. Wracamy do tej chaty. Coś mi mówi, że tam znajdziemy odpowiedzi.

– Ale tropiciele już ją sprawdzili i nic nie znaleźli.

– Wiem. Więc sprawdzimy ją jeszcze raz.

Ruszyłam przodem. Nie miałam pojęcia skąd we mnie taka pewność co do tego domku, ale wiedziałam, po prostu wiedziałam, że coś mi w niej nie pasuje. Sama musiałam tam wejść i się przekonać. Jeśli Paul był gdzieś w pobliżu, a zakładałam, że właśnie tak było, to tylko w tej chacie.

Weszłam do środka. Kompletnie nic nie wskazywało na obecność mojego partnera. Drewniany stół, gliniane naczynia, kociołek, zioła wiszące przy oknie, kilka książek w skórzanej oprawie.

Westchnęłam. Coś czułam, jednak nie potrafiłam zdefiniować, co i gdzie. Krążyłam od ściany do ściany, od mebla do mebla, szukając, sama nie wiedząc czego.

– Luno, tu nic nie ma. – Ethan obracał w dłoni scyzoryk, należący do pustelnika.

– Nie, coś tu jest. Jestem tego pewna. Paul tu był albo nadal jest.

Odwróciłam się, gdy nagle regał z książkami przesunął się, ukazując tajemne wejście. W przejściu stał postawny, krótko obcięty mężczyzna. Ethan stanął przede mną, by w razie potrzeby móc mnie chronić.

– Czego chcesz? – warknął do mężczyzny.

– Przyszedłem po nią. – Wskazał na mnie. – Mam zaprowadzić cię do alfy.

Bez zastanowienia ruszyłam przed siebie.

– Idę z tobą. – Gamma złapał mnie za ramię.

– Tylko ona. Inaczej więcej go nie zobaczycie.

– Poradzę sobie – szepnęłam.

Ethan przełknął nerwowo ślinę, ale pozwolił iść.

Nerwowo wytarłam dłonie w kurtkę. Gdy tylko weszłam do tunelu, regał zasunął się, a ciemność zawładnęła przestrzenią. Mężczyzna chwycił mnie za przedramię i mocno pociągnął. Nie miałam pojęcia, jakim cudem cokolwiek widział w tych ciemnościach, bo ja szłam na oślep. Krążyliśmy, skręcaliśmy, zawracaliśmy, aż zupełnie straciłam orientację. Przez chwilę szliśmy prostym korytarzem. Nagle mężczyzna zatrzymał się, a ja z impetem uderzyłam w nienaturalne zimne plecy.

Otworzył drzwi. Nagłe światło na moment mnie oślepiło. Zmrużyłam powieki, by wyostrzyć wzrok. Metr ode mnie zauważyłam starca. Czerwona suknia, którą miał na sobie sięgała betonowej posadzki. W ręku dzierżył długą laskę z wyrytymi, niezrozumiałymi dla mnie znaczkami. Z lodowo-niebieskich oczu przebijała się pewność siebie i jakiś delikatny zarys radości. Siwe, długie włosy częściowo opadały na pomarszczoną twarz. Uśmiechał się przyjaźnie, jednak wiedziałam, że to on stoi za skrzywdzeniem Paula i Mikiego. Nie mógł być przyjaźnie nastawiony wobec mnie.

– Proroctwa się wypełniły – wychrypiał starzec. – W końcu na własne oczy mogę zobaczyć siłę, delikatność, śmierć i życie. Witaj, dziecko.

– Gdzie jest Paul? – Mógł gadać przeróżne brednie, nie interesowało mnie to. Miałam tylko jeden cel.

– Wielka luna u boku wielkiego alfy. Dokładnie tak, jak opisywali prorocy. – Wyciągnął dłoń ku mojej twarzy, jakby chciał pogładzić policzek.

– Nie dotykaj mnie!

– Och, dziecko, nie zrobię ci krzywdy. Nie moja to rzecz cię krzywdzić. Wielu czyha na twoje życie, lecz nie jestem jednym z nich.

– Więc oddaj mi Paula i wypuść nas.

– Jak sobie życzysz, luno. – Starzec skłonił się nieznacznie.

Machnął ręką w stronę drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Te otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Za nimi dostrzegłam jedynie ciemność. Skakałam wzrokiem między mini a starcem, nie wiedząc, co zrobić. Postawiłam ostrożny krok w ich stronę. Nim zrobiłam następny, z ciemności wyłoniła się wysoka, barczysta postać.

– Paul! – krzyknęłam, wpadając w jego ramiona.

– Ivy, kochanie, nic ci nie jest? – Ujął w dłonie moją twarz, uważnie śledząc każdy jej centymetr.

– Mnie? – zdziwiłam się. – Nic mi się nie stało. Lepiej ty powiedz, czy jesteś cały.

Błądziłam dłońmi po umięśnionym ciele: najpierw przez koszulkę, by po chwili bezceremonialnie podciągnąć ją do góry i zbadać obrażenia na nagiej skórze. Nie liczyło się, że nie byliśmy sami. Po prostu musiałam mieć pewność, że z moim partnerem nie stało się nic złego. Ku mojemu zaskoczeniu, nie zauważyłam żadnego zadrapania ani nawet siniaka. Poczułam ulgę rozprzestrzeniającą się po całym ciele.

– Spokojnie, skarbie. – Wziął moje ręce w swoje. – Nic mi nie jest, ale musimy poszukać Mikiego.

– Już go znaleźliśmy.

– Moja luna nie próżnuje. – Z uśmiechem pocałował mnie w czoło. – A teraz wracajmy do domu. Marzy mi się długa kąpiel.

Paul złapał mnie za rękę. Skierowaliśmy się do drzwi, którymi tutaj weszłam.

– Alfo! – Starzec patrzył na nas z powagą.

– Wiem. – Kiwnął głową Paul.

Szliśmy ciemnym korytarzem. Ten nie miał żadnych skomplikowanych zakrętów czy zaułków. Był zbudowany w linii prostej. Paul trzymał mnie kurczowo za rękę, jakby bał się, że się zgubię. Dopiero teraz dotarła do mnie dziwność tej sytuacji. Co się w ogóle stało? I dlaczego mogliśmy ot tak po prostu stamtąd wyjść?

– Paul, o co…

– Później – szepnął, przerywając mi. – Później wszystko ci wytłumaczę.

Wyszliśmy z korytarza prosto do domku pustelnika. Ethan i nasza wataha stała gotowa do ataku, gdy tylko pchnęliśmy regał. Widząc jedynie nas, wyraźnie się rozluźnili.

– Nic wam nie jest? – Gamma zlustrował nas z góry na dół, wyraźnie dłużej zatrzymując wzrok na mnie.

– Jeśli zaraz nie przestaniesz się gapić na moją partnerkę, to jedynym poważnie poszkodowanym będziesz ty – warknął Paul.

– Czyli wszystko w normie. – Zaśmiał się Ethan. – Wybacz, nie chciałem wpuszczać Ivy samej do tej kryjówki i musiałem się upewnić, że nie stała się jej żadna krzywda.

– Dzięki za troskę. – Uśmiechnęłam się.

– Wracajmy do domu – rozkazał mój partner.

Wszyscy przemienili się w swoje wilcze postacie. Ostrożnie dosiadłam grzbietu Paula i ruszyliśmy spokojnym truchtem do watahy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania