Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Ivy (33)

Ivy

 

– Moja droga Ivy, już wiesz, jak bardzo cennym łupem jesteś? Twoja moc jest niezwykła. Tak niezwykła, jak twoje oczy, odziedziczone po rodzicach. – Romuald krążył wokół drzewa, do którego byłam przywiązana.

– Co ty o nich wiesz? – Szarpnęłam się. Niestety jedyne co uzyskałam, to sznur bardziej wbijający się w moje ramiona.

– Dużo. Byłem w twojej rodzimej watasze, gdy umierali. Patrzyłem na ich śmierć, którą zadałem im razem z moim przyjacielem, Enrikiem. Niestety potem pokłóciliśmy się o władzę i on okazał się silniejszy. Jednak, skoro teraz mam ciebie, mogę wziąć dla siebie całą twoją moc i zrobić z nim porządek.

Stanął przede mną. Przesuwał dłonie wzdłuż moich rąk, od nadgarstków po obojczyki. Musną opuszkami miejsca na złączeniu barku oraz szyi, po czym oblizał się obleśnie. Zadrżałam.

– Taka piękna. Tak drobna. – Pochylił się, by pocałować mnie w szyję. – Taka słodka. Nie dziwię się, że alfa Paul stracił dla ciebie głowę. Dobrze, że ty nie straciłaś jej dla niego. Dzięki temu to ja będę mógł cię naznaczyć i posiąść wszystko, co w sobie skrywasz, ślicznotko.

– Nawet nie próbuj. – Starałam się nie panikować, ale wiedziałam, że w starciu z nim niewiele będę mogła zrobić.

– Waleczna, dokładnie jak mamusia. Ona tak bardzo o ciebie walczyła. Rzucała te swoje zaklęcia na prawo i lewo, ale nas było więcej. Miłość do ukochanej córeczki, całkowicie ją zaślepiła. Wielkiego alfę Zordana również. Jaka szkoda, że przez to nie zauważyli armii, która zbierała się tuż pod ich nosem, by odebrać im wszystko, co mieli. No, ale dość tych historyjek. Pokaż mi, ślicznotko, jakie moce posiadasz.

Pochylił się. Musnął nosem moją szyję, by po chwili przesunąć po niej ostrymi, jak brzytwa kłami. Próbowałam się szarpać. Krzyczałam, żeby mnie puścił. Bez skutku. W chwili, gdy jego zęby dotknęły mojej wrażliwej skóry i myślałam, że to koniec, on z łoskotem upadł na ziemię. Nad nim warczał wściekły, czarny jak smoła wilczur.

Paul zamachnął się, lecz jakiś inny wilk zepchnął go z Romualda. Zaczęli się gryźć i drapać na oślep. Paul naskoczył na przeciwnika, wymierzając mu uderzenie łapą. Ten zaskomlał. Nie pozwolił się jednak wybić z rytmu i w odwecie uczepił się kłami tylnej nogi Paula. Mój partner starał się go zepchnąć, lecz tylko zmuszał wilka do mocniejszego zaciśnięcia zębów. W końcu Paul chwycił go za ogon i mocno szarpnął. Wilk puścił krwawiącą łapę, zostawiając na niej głębokie rany.

Kilka kolejnych wilków z naszej watahy rzuciło się do ataku.

– Stop! – Romuald wrzasnął tak głośno, że wszyscy stanęli jak wryci. – Alfo Paul, obydwoje wiemy, że nasze siły są liczne i walka przyniesie wiele ofiar zarówno po twojej stronie, jak i po mojej. Co powiesz na układ?

Paul przybrał ludzką postać. Stanął tuż przed nim z mocno krwawiącą nogą, kilkoma zadrapaniami, urywanym od walki oddechem, ale wysoko podniesioną głową. Zauważyłam moment, dosłownie ułamek sekundy, gdy jego oczy zlustrowały moją szyję.

– Jaki układ? – dopytał przez zaciśnięte zęby.

– Jeden na jednego. Na śmierć i życie. Tylko ty i ja. Jeśli wygram, dostanę na własność twoją watahę i tę piękną kruszynkę. – Machnął na mnie dłonią.

– A jeśli ja wygram? – Nie spuszczał przeciwnika z oczu.

– Umrę. Te dzikusy nie potrafią się same zorganizować. Będziecie bezpieczni. Potrzebujesz czegoś więcej?

– Tylko my dwoje, żadnej pomocy innych.

– Jasne – przytaknął.

Obydwoje zmienili się w wilki. Stanęli w środku okręgu, utworzonego z pozostałych wilków. Część łotrów już zaczęła się dyskretnie wycofywać, jakby wiedzieli, że Romuald nie miał szans. Też to wiedziałam. A przynajmniej chciałam w to wierzyć. Paul był większy, zwinniejszy i w uczciwej walce nie miałby problemu wygrać, ale teraz był mocno ranny. Widziałam, że bardzo się pilnował, by nie okazać słabości.

Wilki chwilę krążyły wokół siebie. Warczały i kłapały pyskami. Pierwszy ruch wykonał Paul. Rzucił się na Romualda, zahaczając kłami o kark. Ten odwdzięczył się uderzeniem w bok. Wilkołaki rzucały się naprzemiennie na siebie, gryząc, uderzając i kopiąc. Byłam zaskoczona umiejętnościami łotra. Sprawnie odpierał ataki Paula, samemu co chwilę wymierzając celny cios. Momentami gubiłam się, nie wiedząc, który wygrywa.

Nasze wilki wyły, warczały i tupały. Gotowe w każdej chwili zaatakować. Łotry były mniej skore do walki. Romuald musiał je czymś szantażować. Wątpiłam, by słuchały się go z własnej, nieprzymuszonej woli.

Tak zapatrzyłam się na potyczkę, że przez dłuższy czas nawet nie zauważyłam, że Ethan uwolnił mnie ze sznura. Chciałam podejść bliżej walki, ale czyjaś ręka zatrzymała mnie z dala niej.

– To nie jest najlepszy pomysł, luno.

Aleks stał tuż obok w ludzkiej postaci, przeskakując wzrokiem pomiędzy alfą a mną. Zaciskał szczękę za każdym razem, gdy Paul musiał przyjąć cios.

– On musi być w pełni skupiony, a osiągnie to tylko wtedy, gdy będziesz bezpieczna.

– Dziękuję, że mi pomogłeś – szepnęłam.

– Byłem to winny twoim rodzicom.

Chciałam zapytać, skąd ich znał, ale nie zdążyłam.

Spojrzałam na Paula. On nie mógł zginąć! Nie przez mnie!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Vespera 8 miesięcy temu
    Złol wyjawia swój plan bohaterowi, bo myśli, że już wygrał - odhaczone! A jakby mniej gadał, tylko wziął się za oznaczanie, to może by zdążył :D
  • Nysia 8 miesięcy temu
    Ale Paul z ekipą by nie zdążyli i nie byłoby happy endu 😅
  • Vespera 8 miesięcy temu
    Nysia Byłby - dla Romualda.
  • Nysia 8 miesięcy temu
    Vespera Ale ja byłabym niepocieszona 😅😝
  • Vespera 8 miesięcy temu
    Nysia A to tak, ja zresztą też.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania