Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Ivy (37)

Ivy

 

Trzy dni. Tyle czekaliśmy na powrót Aleksa. To był bardzo pracowity czas dla każdego z nas. Paul i Mike prowadzili treningi i szkolenia. Ethan obmyślał strategię, a ja szlifowałam swoje zdolności łucznicze. Miałam spory zapas strzał, więc poświęcałam na to kilka godzin dziennie. Paul chyba wziął sobie za punkt honoru, podniesienie mojej kondycji chociaż w minimalnym stopniu. Twierdził, że jeżeli będę miała kłopoty i akurat nikogo z naszych przy mnie nie będzie, to przynajmniej będę mogła spróbować uciekać. Oczywiście on za takie zaniedbanie ze strony Aleksa urwałby mu głowę, ale to już była inna kwestia. Wiedziałam, że Aleks sam z siebie mnie nie zostawi i zawsze będzie gdzieś w pobliżu. Mimo to posłusznie wstawałam skoro świt i razem z Paulem biegałam po lesie. Najpierw robił kilka rund po trasie w formie wilka, a potem doganiał mnie jako człowiek i kończyliśmy przebieżki przy strzelnicy. Ja ćwiczyłam celność, a on szedł na pole treningowe, by przeczołgać naszych wojowników po ziemi w morderczych treningach. Byłam zaskoczona, ile może wytrzymać przeciętny wilk. Kilka godzin ćwiczeń, biegania i sparingów musiało dawać im w kość, a jednak rozchodzili się z uśmiechami na ustach.

Aleks wrócił późnym popołudniem. Wieczorem usiedliśmy w salonie, a mój ochroniarz opowiadał, co udało mu się ustalić. Ja i Paul na kanapie, Aleks, Mike i Ethan na fotelach. Między nami na stoliku rozłożona była mapa.

– Wataha Czerwonego Księżyca nie ma wielu członków. – Zaczął Aleks. – Maksymalnie dwadzieścia kilka wilkołaków. Enrik niestety przygarnął kilkunastu łotrzyków, którzy są w niego ślepo zapatrzeni.

– Ma wsparcie. Może dowiedział się, że Romuald coś planował, wystraszył się, że może chcieć wrócić po władzę i szykował się na bitwę. – Zauważył słusznie Mike.

– Mimo to nas jest więcej. – Słowa Paula ociekały powagą i spokojem.

– Znalazłem twojego wujka. – Alek spojrzał na mnie.

– Żyje? – To była pierwsza myśl, która przyszła mi go głowy.

– Tak. Jest zamknięty w lochu pod domem watahy. Nie wyglądał jakby działa mu się wielka krzywda. Zmarniał i znacznie się postarzał, odkąd ostatnim razem go widziałem, ale był cały i zdrowy.

– Rozmawiałeś z nim?

– Nie. Twojej ciotki też nie widziałem, ale bardzo możliwe, że jest po prostu w innej celi.

– Dobrze, w takim razie Ethan, jaką masz wizję ataku. – Paul spojrzał na gammę.

Ten wyprostował się dumnie, gdy wszyscy skierowaliśmy na niego wzrok.

– Jesteśmy gotowi, by wyruszyć zaraz z rana. Jeśli nie będzie żadnych przeszkód, na miejsce dotrzemy wczesnym wieczorem. Podzielimy się na dwie grupy. – Wskazał palcem punkt na mapie. – Grupa pierwsza zaatakuje od zachodu. Grupa druga – przesunął palec – od wschodu. W przeciwieństwie do Enrika mamy wystarczająco wojowników, żeby bezpiecznie obstawić te dwa punkty. Oni będą musieli podzieli swoje nieliczne siły, a to bardzo ich osłabi. Będą musieli wysłać wszystkich wojowników, więc prawdopodobnie dom watahy będzie bardzo słabo broniony. Wyślemy tam dwu-trzyosobową grupę, by weszła do lochów i uwolniła więźniów. Da nam to dodatkowe wsparcie od wewnątrz.

– Aleks, pamiętasz rozkład budynku? – zapytałam, gdy tylko w głowie zaświtał mi plan.

– Oczywiście.

– W takim razie my tam pójdziemy – zdecydowałam, a mężczyzna przytaknął mi z aprobatą.

– Nie ma mowy! – Paul musiał zainterweniować. Jakoś mnie to nie dziwiło. – Co, jak was ktoś zaatakuje?

– To go zastrzelę.

– Nie ma mowy. – Patrzył na mnie twardo.

– Wiem, że najchętniej zostawiłbyś mnie tu i obstawił całym pułkiem wojska, ale pomyśl: nie będę w centrum walki, siedziba będzie niemal pusta i nie będę sama. Z Aleksem damy sobie radę. – Złapałam go mocno za dłoń, patrząc niemal błagalnie.

– Jeżeli spadnie jej chociaż włos z głowy… – Spojrzał na Aleksa.

– Urwiesz mi jaja – dokończył mój ochroniarz. – Wiem. Zrobię wszystko, żeby była bezpieczna. Obiecuję.

Alfa westchnął cierpiętniczo, ale skinął głową.

Omówiliśmy skład poszczególnych grup i ich dokładne ustawienie, a także nasze wejście do domu watahy. Gdy wszyscy wiedzieli, co mają robić, rozeszliśmy się do pokoi.

Ani ja, ani Paul nie mogliśmy zmrużyć oka. Każde z nas bało się o te drugie. Co, jeśli to jest nasza ostatnia noc. Jutro może nie być już „nas”. Może zabraknąć jego lub mnie. Bałam się tego. Bałam się i nie mogłam do tego dopuścić. W ogóle nie mogłam uwierzyć, że miałam swoją rodzimą watahę, byłam w połowie czarodziejką, choć moją jedyną mocą było przekazanie siły partnerowi. Mimo to cieszyłam się, że prawda wyszła na jaw. Mamy możliwość uwolnienia watahy spod uciemiężenia Enrika. Lęk mieszał się z wolą walki, obawa – z chęcią polepszenia świata.

Paul objął mocniej moje ciało, przycisnął do siebie, doskonale zdając sobie sprawę z zagrożenia, które na nas czekało. Zaciągnęłam się jego leśnym zapachem i powoli odpłynęłam w sen.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Vespera 7 miesięcy temu
    Ivu - imię Ivy zmieniła?
    Mimo to posłusznie wstawałam, skoro świt - ten przecinek niepotrzebny
    przesuną palec - ł zjadłaś :)
  • Nysia 7 miesięcy temu
    Tyle razy człowiek czyta i dalej literówek nie widzi 🙈😅
  • Vespera 7 miesięcy temu
    Nysia Prawda, też coś zawsze przepuszczę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania