Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Ivy (29)

Ivy

 

Zgodnie z prośbą Paula siedziałem na kanapie w salonie i przysłuchiwałam się rozmowie mężczyzn. Na stole leżały mapy terenu stada, a Paul, Ethan, Connor oraz Mike opracowywali plan działania.

Beta wyglądał już dużo lepiej niż jeszcze przed kilkoma godzinami. Podejrzewałam, że to za sprawą Lili. Zniknęło już większość obrażeń. Jedynie na nadgarstkach odznaczały się czerwone pręgi.

– Około pięćdziesięciu wilkołaków waruje przy północnej granicy, a blisko czterdziestu przy wschodniej. – Ethan stuknął palcem w mapę.

– Rozstaw przy granicach po połowie wojowników. Dowiedz się też, w której grupie jest Romuald – rozkazał mu Paul. – Spróbuję z nim porozmawiać.

– Myślisz, że czekają na ciebie?

– Czekają. Nie atakują, nie węszą, nie szukają. Po prostu czekają. To do nich niepodobne.

– Co ze mną? – Mike stanął prosto pomimo lekkiego grymasu wykrzywiającego jego twarz w bólu. Chyba chciał pokazać, że wcale nie jest z nim tak źle.

– Zajmiesz się pomocą w ambulatorium. Możemy mieć sporo rannych.

– Chcę coś robić, a nie przynosić waciki – oburzył się.

– Mike, ty już dużo zrobiłeś. Poza tym nie wyślę cię w sam środek walki w takim stanie. Wysłałbym cię na śmierć albo jeszcze większe okaleczenia. Dolores na pewno będzie wdzięczna za twoją pomoc. A gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, będziesz mógł bronić rannych.

Beta westchnął cicho, ale skinął głową.

– Connor – Paul zwrócił się do mojego ochroniarza. – Masz pilnować jej jak w oka w głowie. – Skinął na mnie. – Ma być cały czas bezpieczna. To twój priorytet. Masz jej bronić, choćby za cenę własnego życia.

– Oczywiście, alfo.

– Nie potrzebuję niańki – zaprotestowałam.

– Ivy, coś mi obiecałaś. Pamiętasz?

– Obiecałam, że będę trzymać się z tyłu.

– A znając ciebie, wyegzekwuję to jedynie, dając ci ochronę. Masz wykonywać polecenia Connora. Dowiem się o jednym nieposłuszeństwie i osobiście odstawię cię do bezpiecznego pokoju.

– Chce pomóc.

– Jak? Nie umiesz się bić. Nie jesteś wilkiem. Nawet nie będziesz w stanie sama uciec, gdy ktoś cię zaatakuje.

– Nie chcę cię stracić. – Wstałam i podeszłam do niego.

– Nie stracisz. Wiedząc, że jesteś bezpieczna, będę mógł skupić się na walce i nic złego mi się nie stanie. Trzymaj się z daleka od walk, a wszystko skończy się dobrze. Zaufaj mi, proszę. – Objął dłońmi moją twarz. – Proszę.

Stanęłam na palcach. Zarzuciłam mu ręce na kark, przyciągając bliżej. Złączyłam nasze usta. Potrzebowałam tego pocałunku, jak powietrza. Był jednocześnie pożegnaniem i obietnicą lepszego jutra. Chciałam, żeby wszystko już się skończyło. Myśl, że Paul mógł nie wrócić, że ponownie mogłabym go opłakiwać, przyprawiała mnie o rozdzierający ból serca. Wcisnęłam ciało w twardy tors, chcąc stopić się z nim w jedno. Już zawsze być jedno. Poczułam dłonie mężczyzny błądzące po plecach w uspokajającym geście. Dopiero gdy oderwaliśmy się od siebie, a Paul przetarł mój policzek, uświadomiłam sobie, że płaczę. W umyśle zapaliła mi się myśl. Kwestia, której się bałam, a jednocześnie boleśnie pragnęłam. Wiedziałam, że bez niej już nigdy więcej go nie puszczę.

– Wróć – szepnęłam przez ściśnięte gardło.

– Wrócę, kochanie. Zobaczysz, że za kilka godzin zjemy razem obiad.

– Zjemy, ale dopiero po tym, jak mnie naznaczysz.

Dokładnie widziałam rozszerzające się źrenice mojego partnera i delikatny, czuły uśmiech. Pocałował mnie w czoło.

– Obiecuję, że zapamiętasz ten moment na całe życie.

– Będę czekać.

Z bólem serca patrzyłam, jak Paul, Ethan i Mike znikają za drzwiami.

Oby wrócili. Wszyscy.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania