Poprzednie częściJej oczy - Paul (1)

Jej oczy - Aleks (38)

Aleks

 

Czułem się dziwnie, niosąc na grzbiecie moją lunę. Nie, żeby mi to w jakikolwiek sposób przeszkadzało, ale po prostu było to nowe i ciekawe doświadczenie.

Żeby każda grupa udała się na swoje miejsce, musieliśmy się rozdzielić. Kilkanaście kilometrów temu Ivy przesiadła się z Paula na mnie i teraz obejmowała kurczowo moją szyję. Raz po raz ciągnęła mnie za futro, ale starałem się to ignorować. Nie miała doświadczenia w takiej jeździe, więc mogłem jej to wybaczyć.

Niezauważeni przesmyknęliśmy się między drzewami. Kilka wilków z watahy Czerwonego Księżyca biegło w kierunku granic, gdzie stały nasze grupy. Skuliłem się w krzakach, czekając aż teren opustoszeje. Moje ciemnobrązowe futro i moro strój Ivy sporo ułatwiały.

Dziewczyna cicho ześlizgnęła się z grzbietu. Pochyleni przebiegliśmy przez pusty plac, rozglądając się dookoła. Chwilowo byliśmy sami, ale nie mieliśmy pewności, czy za chwilę ktoś nas nie zaskoczy. Skuliliśmy się za drzewem rosnącym we wnęce domu watahy.

Mojej zmianie w człowieka towarzyszył trzask kości, na szczęście otaczała nas cisza od czasu do czasu przerywana odległymi wyciami. Zapadający mrok też był nam na rękę.

– Daj plecak – zwróciłem się do Ivy.

Ta kucała oparta o ścianę z odwróconą już głową, mocno zamkniętymi oczami i już wyciągniętym w moją stronę plecakiem. Uśmiechnąłem się, widząc delikatne rumieńce wypływające na jej policzki.

Ubrałem się pośpiesznie, wyciągnąłem dwie latarki i jedną podałem dziewczynie. Zarzuciłem plecak na ramiona, a ona poprawiła łuk i strzały. W ciemności skradaliśmy się do tylnego wejścia do posiadłości. Ono często były otwarte. Enrik uwielbiał chłód, który panował w budynku. Uważałem, że idealnie odzwierciedla on jego spojrzenie. Ewentualnie mógł się bać, że wyższa temperatura roztopi jego dawno zamarznięte serce, ale to była tylko moja teoria na ten temat.

W pośpiechu przemierzaliśmy puste korytarze. Ten debil faktycznie zabrał ze sobą wszystkich ludzi. Po schodach zeszliśmy do podziemnych lochów. Niejednokrotnie sam w nich lądowałem i nie były to miłe wizyty. Rozpoznałem smugę krwi, która ciągnęła się niemal od samych schodów po jedną z cel. Zostawiłem ją, gdy sługusy Enrika pobił mnie niemal do nieprzytomności za kradzież leków dla babci, a potem zaciągnęły tu, bym przesiedział cały tydzień zamknięty. Dreszcz przebiegł mi po plecach na samo wspomnienie tamtego dnia. Ledwo stałem na nogach. Nie miałem siły iść. Bolało mnie wszystko: od czubka głowy po mały palec u nogi. Jednak najbardziej doskwierała mi myśl, że babcia została sama w domu. Martwiłem się, że bez mojej pomocy sobie nie poradzi. Na szczęście pomogła jej sąsiadka i babcia szczęśliwie wyzdrowiała.

Poczułem dłoń na ramieniu. Napiąłem mięśnie, gwałtownie się obracając. Ivy patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem. Nawet nie zauważyłem, że zatrzymałem się przed tą smugą krwi i gapiłem się na nią, jakbym pierwszy raz ją widział. W zasadzie, gdy mnie tu ciągnęli, nawet nie wiedziałem, że zostawiłem po sobie tak wyraźny ślad.

– Wszystko dobrze? – szepnęła.

– Tak, zamyśliłem się. Przepraszam.

Uśmiechnęła się współczująco. Musiała się domyślać, że to moja krew. Chciała coś powiedzieć, ale nagły dźwięk upadającego metalu sprawił, że znieruchomieliśmy. Wsłuchaliśmy się chwilę w dźwięki dochodzące zza rogu i śledziliśmy poczynania jego cienia, widniejącego na murowanej ścianie. Ktoś musiał podnieść to, co mu upadło i brzmiało, jak pęk kluczy, sapnął cicho i z jękiem usiadł na krześle.

Wziąłem Ivy za rękę. Podeszliśmy bliżej. Ostrożnie wychyliłem głowę zza róg. Przy metalowym stoliku siedział strażnik. Opasły brzuch sprawiał, że mężczyzna musiał mieć problemy z poruszaniem się. Stąd pewnie te sapania i jęki. Dla niego nawet podniesienie kluczy musiało być niemałym wysiłkiem. Strażnik patrzył prosto przed siebie. Tam był kolejny korytarz, a zarazem nasze miejsce docelowe – cele. Nie miałem pewności, że w głębi, pomiędzy kratami nie kręci się jeszcze jeden strażnik, więc tego musieliśmy załatwić cicho, szybko i bez zbędnego narażania się.

Odwróciłem się do Ivy i pochyliłem tak, by ledwo słyszalnie wyszeptać jej do ucha:

– Jeden strażnik. Siedzi w rogu. Trafisz?

– Oczywiście, że tak – odparła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

– Masz jedną szansę, ale musisz być gotowa, jakby pojawił się następny strażnik.

– No, pewnie. – Wzruszyła ramionami. – Żadnej presji.

Z lekko nerwowym uśmiechem zamieniła się ze mną miejscem. Wzięła do rąk łuk i strzałę. Ustawiła się i naprężyła cięciwę. Wychyliłem lekko głowę. Mężczyzna w półleżącej pozycji, z dłońmi założonymi na wydętym brzuchu drzemał spokojnie, cicho pochrapując.

Ivy spojrzała na mnie kątem oka. Skinąłem tylko głową, a ona zmrużyła oczy, przenosząc wzrok na strażnika. Świst pędzącej strzały zakłócił panującą ciszę. Dziewczyna od razu sięgnęła po drugą strzałę i przygotowała się do oddania kolejnego strzału. Ten jednak nie był potrzebny.

Strażnik w lekkich konwulsjach upadł na ziemię. Z przebitej szyi raz po raz chlupała ciemna ciecz. Krew sączyła mu się także z ust. W odruchowym geście próbował zatamować ranę rękami, jednak to było bezsensowne działanie. Ivy musiała trafić w tętnicę, bo już po chwili mężczyzna leżał nieruchomo w ciemnoczerwonej kałuży.

Ponownie nastała cisza. Nie było nikogo w korytarzu. Mogliśmy odetchnąć z ulgą.

– Dobra robota. – Poklepałem ją po ramieniu.

Dopiero teraz spojrzałem na jej twarz. Była blada. Zaciśnięte na łuku palce aż pobladły od siły nacisku. Stała nieruchomo, patrząc dużymi oczami na ciało mężczyzny.

– Ivy? – Ostrożnie sięgnąłem po łuk. – Puść. Już wszystko dobrze. Daj mi to – szepnąłem, starając się wybudzić ją z szoku.

– On… Czy ja… go… – jąkała się.

– Tak, nie żyje. Właśnie o to chodziło.

Odwróciła się w moją stronę i wtuliła w tors, mocno obejmując mnie w pasie. Odwzajemniłem uścisk, cały czas pilnując, czy nikt nie nadchodził. Najwyraźniej dopiero teraz dotarło do niej, że strzelanie do tarczy to zupełnie coś innego niż wymierzanie ciosu ludziom. Oddychała szybko, trochę spazmatycznie, raz po raz pociągając nosem.

– Już spokojnie. Nie zrobiłaś nic złego.

– Zabiłam człowieka. To według ciebie niż złego? – Mocno zacisnęła palce na mojej koszulce.

– Wiesz, że ten człowiek mnie pobił niemal do nieprzytomności? – To była kolejna z moich kar. Już nawet nie pamiętałem, za co ją dostałem, ale ból pamiętałem doskonale. – Rozerwał mi koszulę i wymierzył dziesięć batów na gołą skórę. Gdybyś ty nie strzeliła, ja rozerwałbym mu gardło bez najmniejszego zawahania się. Uwierz mi, że śmierć przez strzałę była dla niego zbyt delikatna. – Głaskałem jej drżące plecy.

– Przykro mi. – Spojrzała mi w oczy. – Ale to, że on był kanalią, nie oznacza, że ja też mogę nią być.

– Nie możesz i nie jesteś, bo nie krzywdzisz niewinnych. Jesteś dobrą i cudowną osobą. To, co zrobiłaś, było dla wyższych celów. Zrobiłaś coś dobrego dla tego świata.

– Tak myślisz? – Otarła załzawione oczy.

– Ja tak nie myślę, ja to wiem.

Kiwnęła głową, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę strażnika. Ominęła go, uważając, by nie wejść w kałużę krwi. Wiedziałem, jak ponownie otarła oczy i wzięła głęboki oddech. Zabicie tego gnoja wywarło na niej ogromne emocje, ale starała się je kontrolować i za to ją podziwiałem. W tym świecie jeszcze nie raz spotka się z taką sytuacją i lepiej, żeby jak najszybciej się do nich przyzwyczaiła.

Pochyliłem się, podniosłem klucze, które na szczęście nie leżały upaprane w kałuży, i podszedłem do pierwszych metalowych drzwi. Nie mieliśmy pojęcia, kto się, gdzie znajduje, więc zostało nam sprawdzanie po kolei każdej celi. Pilnując, by Ivy cały czas była tuż za moimi plecami, przekręciłem klucz i otworzyłem drzwi.

Na ziemi siedziała mała dziewczynka. Może świętowała już trzecie urodziny, a może jeszcze nie. Miała czarne włosy, zielone oczy i brudną sukienkę. Obok niej stała pusta miska i kubek. Również bez zawartości. Na mój widok podciągnęła kolana do klatki piersiowej i wcisnęła się w kąt. Enrik był prawdziwym draniem, skoro przetrzymywał w takich warunkach małe dziecko.

– Hej, mała – przywitałem się, kucając przed nią. – Nie musisz się bać. Nie zrobimy ci nic złego.

Dziewczynka z przestrachem odwróciła głowę w przeciwną stronę i mocno zacisnęła powieki. Ivy poklepała mnie po ramieniu, żebym zrobił jej miejsce.

– Zostańcie tutaj, póki po was nie przyjdę – rozkazałem.

Ivy kiwnęła głową i rozsiadła się obok dziewczynki. Zostawiłem je razem, przymykając drzwi, a sam poszedłem sprawdzić pozostałe cele.

Cztery kolejne pomieszczenia były puste. W ostatnim znalazłem kobietę po pięćdziesiątce. Była umorusana i trochę zlękniona. Na szczęście nie wyglądała, jakby ktoś ją skrzywdził.

– Aleks? – zapytała, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

– Witaj, Oktawio. – Uśmiechnąłem się na widok ciotki Ivy.

– Aleks, jak dobrze cię widzieć! – Objęła mnie mocno, wręcz z utęsknieniem. Oddałem uścisk. Dobrze było ją widzieć. Odsunęła się na odległość ramion i ujęła moją twarz w dłonie. – Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś tutaj wracać. To nie miejsce dla ciebie.

– Przebiegałem obok, więc pomyślałem, że wpadnę. – Wzruszyłam ramionami.

– Oj, dziecko. – Uśmiechnęła się, ale szybko spoważniała. – Uciekaj stąd, póki możesz.

– W zasadzie znalazłem nowy dom i rodzinę, której nie podobają się tutejsze rządy. Postanowiliśmy to zmienić.

– O czym ty mówisz?

– Zaraz zobaczysz. Gdzie twój mąż?

– Nie wiem. – Zwiesiła ramiona, a jej uśmiech zmienił się na wykrzywiony bezradnością grymas. – Zabrali go wcześniej niż mnie. Czuję, że jest blisko, ale nie widziałam go od kilku miesięcy. Zabrali nawet naszą Susan.

– Susan? Macie córeczkę? Taką małą czarnulkę?

– Tak, widziałeś ją?

– Widziałem. Jest bezpieczna. Zaraz cię do niej zaprowadzę. Twojego męża też widziałem, tylko wczoraj w jakiejś celi. To musiało być gdzieś tutaj, ale sprawdziłem wszystkie pomieszczenia i go nie było.

– Jest jeszcze jedna cela.

Złapała mnie za rękę i poprowadziła pod ścianę na końcu korytarza. Na pierwszy rzut oka ściana wydawała się zupełnie przeciętna. Przez myśl by mi nie przeszło, że coś może się za nią kryć. Rozejrzała się, szukając czegoś. Po chwili pociągnęła za uchwyt lampy, a fragment ściany drgnął z cichym kliknięciem. Pociągnąłem go dalej, a on otworzył się jak drzwi. Za nimi zobaczyłem kraty. Pod przeciwległą ścianą siedział Bob. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, podniósł na nas wzrok.

– Oktawia? Aleks? Co wy tu robicie? – wychrypiał, zapewne przez brak wody.

– Ratujemy ci skórę. – Uśmiechnąłem się szczere, szukając odpowiedniego klucza.

– Ale Enrik…

– Jest zajęty rozprawianiem się z moją nową watahą. – Wciskałem kolejny klucz do zamka. Tym razem mi się udało i już po chwili Bob mógł swobodnie opuścić swoje więzienie. Nie wnikał, o jakiej watasze mówiłem. Liczyła się wolność.

– Jak dobrze cię widzieć.

Mężczyzna objął mnie ramieniem w męskim uścisku i poklepał po plecach. Następnie podszedł do Oktawii i mocno ją przytulił. Pocałował w czoło, a na koniec dokładnie się jej przyjrzał.

– Znalazł Susan – szepnęła kobieta ze łzami w oczach.

– Gdzie ona jest? – Spojrzeli na mnie.

Machnąłem rękę w stronę celi, w której zostawiłem dziewczyny. Przeszliśmy kilka kroków. Otworzyłem przymknięte drzwi. Ivy trzymała dziewczynkę na rękach, delikatnie nią bujając. Uniosła na nas wzrok i uśmiechnęła się promiennie.

– Susan! – Oktawia podbiegła do nich i wzięła córkę w ramiona. Bob poszedł w jej ślady, mocno obejmując swoje kobiety. Starsza z nich obcałowała dziecięcą twarzyczkę, dokładnie oglądając drobne ciało w poszukiwaniu ran. Gdy nie znalazła nic niepokojącego, spojrzała na Ivy.

– Bob, czy ty to widzisz? – szepnęła, a jej oczy przybrały kształt spodków.

– Te oczy. – Zszokowani patrzyli na Ivy.

Podszedłem do dziewczyny i pozwoliłem sobie ich przedstawić.

– Ivy, to twoja ciocia Oktawia, wujek Bob i kuzynka Susan. – Wskazałem ręką. – A to Ivy, wasza bratanica, partnerka Paula, alfy watahy Niebieskiego Księżyca i moja nowa luna.

– Ivy, nasza malutka Ivy! – zapiała Oktawia, przyciągając ją do uścisku. – Dziecko, aleś ty wyrosła. Jesteś taka podobna do swoich rodziców. Jak dobrze, że nic ci się nie stało. Tak się o ciebie martwiliśmy. Chcieliśmy cię szukać, ale ślad po tobie zaginął. Dobrze, że się odnalazłaś cała i zdrowa. Gdzie się podziewałaś? Jak się znalazłaś w watasze Niebieskiego Księżyca? Skąd się nagle znalazłaś tutaj?

Oktawia z córką na rękach, dokładnie oglądała Ivy, a ta spłonęła rumieńcem, najwidoczniej nieprzyzwyczajona do takiego skupiania na sobie uwagi.

– Kochanie, daj jej spokój. Chyba nie chcesz, żeby to była jej ostatnia wizyta, a zaraz dziewczyna ucieknie stąd z krzykiem – zaśmiał się Bob, chwytając żonę za ramię i przyciągając do swojego ciała.

– Och, naturalnie, naturalnie! Przepraszam, ale jestem tak podekscytowana.

– Oktawio, myślę, że na historię biograficzną jeszcze przyjdzie czas. Teraz musimy się stąd ulotnić. Wszyscy powinni być na bitwie, ale nie mamy gwarancji, że zaraz się tu ktoś nie pojawi.

– Jakiej bitwie? – Bob chyba dopiero teraz zrozumiał, że nasza wizyta miała konkretny cel.

– Wujku – Ivy przez chwilę smakowała to słowo – mój partner razem z watahą zorganizował próbę zdetronizowania Enrica. Wszyscy są przy zachodniej i wschodniej granicy. A wy musicie się ukryć.

– Nie ma mowy! Będę walczył za mój dom u waszego boku, moja luno. – Bob ukłonił się z czcią w oczach. – Kochanie – zwrócił się do żony – zabierz Susan do schronu. – Ponownie spojrzał na nas. – Odprowadzę je i dołączę do was.

– Uważajcie na siebie. – Ivy ostatni raz uściskała rodzinę.

Wyszliśmy z lochów, a potem z domu watahy. Bob, Oktawia i Susan zniknęli w gęstwinie drzew, a my ruszyliśmy w stronę zachodniej granicy, gdzie był Paul i zapewne Enrik.

Żadne z nas nie wiedziało, co zastaniemy na miejscu, ale jedno było pewne – nie mogło nas tam zabraknąć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Vespera 7 miesięcy temu
    morowy strój Ivy - nie jestem pewna poprawności słowa morowy w tym kontekście, to się kojarzy z roznoszącym zarazę albo z fajnym, porządnym (jako cecha charakteru). Może moro strój Ivy?

    Widzę, że Aleks ma lekkie PTSD, a Ivy się właśnie go nabawia.
  • Nysia 7 miesięcy temu
    Chyba Aleksowi nie ma co się dziwić. Sporo przeszedł. A i Ivy też lekko nie miała.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania