Vigor 57
- Czy ktoś tam jest? - odezwał się miękki , dziecięcy głos.
- Heeej ? - powtórzył niepewnie.
- Ugh - burknął - Ona się budzi ?! - urwał krótko westchnieniem, które rozeszło się zimnym echem.
Zapanowała cisza.
Cisza, która coraz bardziej wwiercała się w uszy.
Cisza , która była coraz bardziej natrętna. Coraz bardziej wszechobecna. Coraz bardziej uciążliwa. Coraz bardziej niezaspokojona.
I panowała ciemność.
Ciemność wszechobecna. Ciemność nieprzenikniona. Dookoła.
Ciemność, cisza i jej coraz głębszy oddech.
Nic więcej.
Najpierw powolny, ospały. Jak po przebudzeniu. Potem niepewny , niewyraźny. Nie trzeźwy. Jak przy lekkiej tremie.
Nabierając siły, oddech przyspieszył zamieniający się w rosnący napad paniki.
Jej wzrok błądził po omacku. Szukał czegoś co pamiętał. Czegoś na czym mógłby się skupić. Czegoś co miałoby sens.
Dokoła nie było jednak nic.
Nic.
- Gdzie więc jestem ? - pomyślała Kalamo.
- Gdzie ja jestem?
Nikt nie odpowiadał. Panowała ciemność i cisza.
Ale ona przecież wiedziała, że tutaj jest.
Wiedziała, że oddycha, że nie śni.
- Hej ! - wykrzyknęła z całych sił.
- Gdzie ja jestem !?
Jej oddech zwolnił.
- Gdzie ? - dodała opanowanym już głosem.
- Gdzie ?
W pewnej chwili zdała sobie sprawę, że nie mówi swoim głosem.
- Gdzie ? powtórzyła ponownie, nie rozpoznając swojego głosu.
Atak paraliżującej paniki powrócił.
- Co to znaczy ? pomyślała.
- To co właśnie powiedziałam,
W zupełnej ciszy zastanawiała się nad swoimi słowami.
- Co to za język? To nie jest mój…
Przerwała.
Jej uwagę zwrócił jasny, powoli migający punkt światła. Oczarował ją swoim ciepłym, hipnotyzującym blaskiem wprowadzając w całkowity stan oszołomienia.
Ciemność w której się pojawił w jakiś sposób ożyła.
Jego wyrazista krawędź przecięła jasny punkt światła, odznaczając się na jej złocistym środku.
Jak powiększający się dywan. Ciemność falowała mamiąc ją migającym pejzażem błysków.
Błyski stawały się coraz większe , przybierając coraz to bardziej wyraziste kształty .
Kształty z kolei zaczęły formować obrazy.
Obrazy w chwilę później zamieniły się w ruchome smugi.
Słodkie niczym wspomnienie.
Przez chwilę miała wrażenie że oblizała się po ustach.
W tym też momencie pojawił się przed nią obraz. Obraz małego chłopca, który wgryza się w polanego lukrem pączka. Jego buzia tonie w brązowym, dobrze wypieczonym cieście, z którego wyciekał gęsty, czerwony dżem.
Przez chwilę znów miała wrażenie że oblizuje sobie usta.
I znowu.
I znowu.
Po chwili znowuż zdała sobie sprawę, że chciała się oblizać.
- Gdzie ja jestem ? - pomyślała.
- Gdzie ja jestem - wydusiła bezsilnie.
W tym też momencie, obraz chłopca zniknął w ciemności.
Jego miejscu ustąpił obraz powoli wyłaniającej się wieży.
Wieży którą widziała już wcześniej
Przeszedł ją dreszcz.
To było jej własne wspomnienie.
Wspomnienie o istocie ze statku.
O tym jak przemierza niezliczone odległości bez wysiłku. Jak przywraca do życia całe systemy skinieniem dłoni. Jak odwiedza świat za światem. Jak czas i materia nie mają dla niej żadnego znaczenia. Oprócz może jednej rzeczy. Małej niebieskiej nic nie znaczącej planety w kosmosie.
Pełnej podobnych mu istot, które kochał i nienawidził jednocześnie.
Kim był, nie było zagadką.
Wieża odsłoniła prawie każdy zakątek jego życia.
Wielka szkoda, że nie mogła obejrzeć jej w całości. Gwałtownie wyburzona z transu alarmem niekompetentnego członka załogi.
Po tym co zobaczyła nie było żadnych wątpliwości, że istota jest zdolna do współczucia. Wypełniało ją to pozytywnym ciepłem. Istniała duża szansa, że będzie przyjaźnie nastawiona. Ale czy na pewno?
Nie słyszała o nikim kto mógłby wydostać się z czarnej dziury. A tutaj mogła oglądać jego własne wspomnienia z tamtego momentu.
Jak traktować tak potężną postać ?
I jak ona będzie traktować ciebie?
Wieża powoli zniknęła w ciemności.
Jej szary, błyskający piorunami kształ , zgasł. Pozostawiając ją sam na sam ze swoimi myślami.
I znowu zapanowała ciemność.
Nie działo się nic.
Przez dłuższą chwilę zdawało się jej , że słyszy bicie swojego serca. Tej jednej rzeczy jednak nie mogła właśnie zrozumiec.
Ona nie miała serca.
To jednak nie było to. Skąd w ogóle taka myśl ?
Dźwięk narastał powoli jak szumiący w oddalił wiatr.
Pulsował rytmicznie coraz mocniej aż wreszcie głośne echo huknęło niskim, męskim głosem :
- Kalamo !!!
- Obudź się !!!
- Umierasz !!!
- Obudź się !!!
C.D.N
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania