Poprzednie częściVigor cz1

Vigor 64

Siedząc na ławce w swoim dobrze nasłonecznionym ogródku. Kazimierz “Krucha” Kruchecki , chłonął promienie ciepłego, Lipcowego popołudnia. Ubrany w zniszczone już spodnie ogrodowe koloru brązowego, oliwkową koszulę w czerwone pasy . Siedział na bosaka. Zmarszczone, wychodzone stopy ,tonęły w głębokiej zielonej trawie , która teraz rozciągała się aż pod sam dom. Za jego plecami , stał mały drewniany domek , który postawił tutaj jakieś 15 lat temu, wraz ze zmarłą już żoną.

Farba zaczęła już odchodzić ze ścian , w niektórych miejscach zaczęły próchnieć ramy okiennic. Domek zestarzał się z godnością tak jak jego większy brat po drugiej stronie gęstego trawnika.

Spękane tynki , poluzowane rynny. Zarośnięte bluszczem ściany.

Nie brakowało mu jednak życia. Beżowy kolor wciąż trzymał się twardo. Lekko wykrzywiony płot , który prowadził do wejścia frontowego , dodawał mu jakiegoś ukrytego uroku. Dach z czerwonej dachówki również dobrze się prezentował.

-Czas to dziwny towarzysz życia . - pomyślał Krucha.

-Jeszcze niedawno temu się tu wprowadziliśmy a teraz ……. - westchnął powoli Krucha.

-A teraz wszystko zabiera ziemia. - skończył zmęczony.

-Ile to już jest teraz . 8 lat bez Kari , 26 chyba na tym domu . 26 ? czy 25 ? - liczył , wpatrując się świerkowy las , który górował nad wschodnią częścią jednopiętrowego budynku.

Przylepiony do linii lasu o długości ponad 30 km . Dom pana Kazimierza Krucheckiego był jedynym domostwem położonym tak blisko Puszczy Białowieskiej. Jedyny w całym województwie podlaskim.

Razem z żoną mieszkali w zupełnym odosobnieniu . Taką podjęli decyzje zaraz po przejściu na emeryturę . Cisza i spokój to było to czego razem szukali .

On zasłużony architek mostów, ona nagradzany architekt wnętrz.

-26 lat - Krucha kontynuował liczenie w myślach.

-Tak, 26. To razem będzie , czekaj ….34 lata. Wcześniej Warszawa 10 lat na ul. Prawej a wcześniej studia i akademik - Tak - westchnął.

-34 lata - kiwnął zgodnie do przodu głową.

-34 lata ale nie przypominam sobie żeby ten dom był kiedykolwiek taki zarośnięty. . Przecież tydzień temu kosiłem tutaj trawę .

Wpatrując się w zarośnięty płot , wysoką miejscami trawę i pnącza , które wieszały się z drzew , Krucha zmarszczył brwi.

-A może to było dwa tygodnie temu ?

Łapiąc się za siwą niedawno przyciętą brodę , Krucha zmarszczył brwi jeszcze mocniej.

-hmm - mruknął , pocierając brodę okrągłym ruchem ręki.

Przechylając się lekko do przodu , oparł się łokciem na kolanie . Jego uwagę przykuł , drobny pył , który unosił się w powietrzu tuż nad koronami drzew. Pył poruszał się na wietrze przy akompaniamencie szumu lasu i odgłosu leśnych ptaków. Jego ruchy były jak głęboki wdech i wydech, który zdawał się tańczyć równomiernym rytmem.

Mieniąc się tysiącami kolorów przybierał na sile i kształcie aż wreszcie w jego miejscu jakby znikąd pojawiły się dwie męskie sylwetki .

Unosząc się swobodnie w powietrzu coś do siebie mówiły . Pomimo tego ,że nie było to zbytnio wyraźne , Krucha zdołał wyłapać kilka zdań .

-To będzie tutaj. Tutaj powinniśmy zacząć. To największe skupisko leśne. Nikt niczego nie zauważy. Przynajmniej nie tak od razu - powiedział pierwszy mężczyzna.

-Tak - potwierdził drugi, kiwając głową do pierwszego. - To będzie dobre miejsce. Bardzo dobre.

Unosząc się jeszcze przez chwilę , wpatrywali się przed siebie po czym zniknęli tak samo nagle jak się pojawili, pozostawiając za sobą mieniący się słońcem pył.

-hhmhmhh - kaszlnął z wrażenia Krucha.

-Co to było ? Co to - starał się powtórzyć ale z wrażenia zaschło mu w ustach.

Siedząc sztywno i wpatrując się w niebo . Krucha na ślepo starł się wymacać w trawie butelkę piwa podlaskiego.

Miał ją obok lewej nogi ławki na której siedział , ręka jednak jakoś nie mogła jej znaleźć.

Błądziła bezwiednie a on sam wpatrywał się w puste miejsce na horyzoncie nieba i drzew.

Obraz był wyraźny , nasycony kolorem.

Nie był jakiś tam nadzwyczajny.

Były piękniejsze widoki w okolicy.

Ale ten był spokojny. Doskonale spokojny.

W całkowitym kontraście .

-Czy to oni coś takiego zrobili ? - pomyślał Krucha.

-Czy oni jeszcze wrócą ?

Widok jednak się nie zmieniał .

Krucha szybkim ruchem poderwał się z ławeczki i ruszył w kierunku tylnych drzwi do swojego domu.

Jak zwykle, przywitały go brązowym kolorem lekko spękanej futryny. Wtopionej w beżową fasadę budynku.

Naciskając na miedzianą klamkę , Krucha zmusił drzwi do lekkiego skrzypnięcia.

Wpadając do małego ganku , Krucha założył na stopy styropianowe klapki po czym szybkim krokiem ruszył w kierunku kuchni. Sunąc do przodu po wykafelkowanej podłodze, zastanawiał się nad tym co właśnie widział .

To w zasadzie nie było aż tak niepokojące. To czym się martwił naprawdę było to czy wziął dzisiaj swoje tabletki czy też nie. Lekarz ostrzegał go przed taką sytuacją.

Nie był już pewien.

Nie tak jak kiedyś.

Nie po diagnozie.

“ Ale mam jeszcze, mam 5 lat “ - pomyślał Krucha.

“ Może więcej”

Przecinając korytarz po kaflach koloru jasnej sosnowej deski, Krucha wszedł do dużej, jasnej kuchni , która wyglądała oknem na ogród. Zmęczone czasem, pożółkłe białe meble. Błyszczały słonecznym ciepłem popołudnia. Zagracony rupieciami stół pod oknem. Był posłany białą ceratą w wyblakłe zielone liście.

-Tak muszę sprawdzić - mruknął Krucha.

Podchodząc do stołu , otworzył stojący na nim chlebak , w którym miał swoje prostokątne pudełko z lekami.

-Poniedziałek, Wtorek , Śro… - mruczał pod nosem, przesuwając palcem po przeźroczystej stronie pudełka.

-Czwartek pusty ? - powiedział podnosząc głowę do góry .

-To znaczy ,że wziąłem - odetchnął z ulgą.

-Ale jaki dzisiaj jest dzień ?

-Chwileczkę ?

Krucha przystanął w miejscu skonsternowany.

Rozglądając się po kuchni , szukał wzrokiem czegoś znajomego.

Jasna sosnowa szafka , wysoka aż po sufit wydawała się znajoma.

Ale to nie było to .

Czego szukał ?

Co to było ?

TO miało mu pomóc.

Ale co to było ?

Przez głowę przebiegła mu myśl , której nie mógł złapać.

Jego umysł nie mógł przez chwilkę skojarzyć wcześniejszego faktu.

Jak to możliwe , że nie mógł tego pamiętać? Jego oczy zmętniały a serce wpadło w suchy dudniący rytm.

Stojąc tak w bezdechu, starał się sobie przypomnieć.

Suchy dudniący rytm z lekka przyspieszył. Jego przytłumione pukanie , stało się coraz wyraźniejsze. Ciężko , jedno za drugim. Popychało krew do nasady mózgu.

Aż wreszcie przyjemne ciepło w dole czaszki przypomniało mu co ma zrobić.

-Acha !! - zaskoczył Krucha.

-Jaki to dzień ? Tak , Telefon. Tam mam aktualną datę . Szukać telefon !

 

C.D.N.

Następne częściVigor 65 Vigor 66 Vigor 67

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania