Pokaż listęUkryj listę

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 10 (Część 7)

Edward siedział na szerokim kamiennym parapecie, z jedną nogą ugiętą, a drugą opadającą na ziemię. Znajdował się w holu prowadzącym do różnych pokoi. Opierał łokieć o ugiętą nogę, jednocześnie przytrzymując dłonią głowę skierowaną do dołu, gdy druga ręka podobnie do nogi bezwładnie opadała.

„Jestem żałosny”.

Przez okno wpadały różne odcienie czerwieni, malowane światłem rzucanym przez zachodzące słońce. Mógł jedynie gdybać jaki dziś jest dzień i która godzina - rachuba czasu przestała w ogóle dla niego istnieć. Zbyt dużo się działo, a czas gnał nieubłaganie.

Najbardziej męczyła go sprawa Petera, który przez moc Icchy zamordował złodzieja. Zupełnie tak, jak on wtedy Hemva. Jednak Peter, zdawać by się mogło, szybko się z tego otrząsnął. Ed wiedział jednak, że to dlatego iż Peter widział siebie już jako mordercę.

„Jestem żałosny.”

Wstąpił do tej gry, by Peter nie musiał więcej moczyć dłoni we krwi i mógł wreszcie pomóc tym, którymi tak starannie zajmuje się codziennie jako medyk. A wyszło zupełnie na odwrót. Peter kolejny raz zabił, i to z winy bożka, który miał to zakończyć.

„Jestem taki żałosny…”

Powierzchownie zdawać by się Edwardowi mogło, jakby każda kolejna makabryczna sytuacja wywierała na nim coraz to mniejsze wrażenie, zupełnie jakby przyzwyczaił się do tego. Lecz to nie była prawda. Szok nie przechodził szybciej, to jego umysł był już zbyt przeciążony, by reagować. Lecz później to wychodziło. Zawsze. Gdy tylko było cicho, spokojnie… powracało, ze zdwojoną siłą.

Spłynęła mu jedna łza po policzku, dusza była w chaosie. Sam nie wiedział co czuje.

„Chcesz ocalić świat, a nie jesteś nawet w stanie ochronić kobiety, jaką kochasz”. – Słowa diabła zabrzmiały mu w głowie niczym grom.

„Nie umiem jej ocalić…”

Więcej łez spłynęło.

Przypomniał sobie tamten sen. Czuł w nim straszliwy ból i strach, lecz wtedy zobaczył ją, wśród tych motyli, lekko uśmiechniętą.

„Obiecałem ci, że cię odnajdę… A nie mam pojęcia jak to zrobić…”

Zasłonił oczy dłonią. Zatrząsnął się lekko, kiedy po rozgrzanych z emocji policzkach popłynęły kolejne łzy.

Usłyszał kroki.

Jak porażony otarł mokrą twarz rękawem koszuli, próbując doprowadzić się do porządku. Nagle ujrzał Lorenzo i Kyoko, trzymali trzy kubki, Lorenzo jeden, a Kyoko dwa.

– Mistrz Aru prosiła, byśmy ci to przynieśli – powiedziała fiołkowowłosa, podając kubek Edwardowi.

– A cóż to takiego? – spytał, zasłaniając twarz dłonią. Wolną sięgnął po naczynie.

– Wspaniały napar, dzięki któremu nie zaśniesz! – powiedział Lorenzo z głupim uśmiechem. Złotowłosy powąchał.

– Ach tak, kawa. – Wziął łyk, nie odsłaniając twarzy.

– Mężczyzna nie powinien wstydzić się swoich łez – powiedziała Kyoko.

– Co? Filozof płacze? – spytał lis, mocniej wpatrując się w Eda. – Och, rzeczywiście… Taka czerwień na twarzy…

– Nie ma o czym gadać. – Ed wziął kolejny łyk i odwrócił wzrok w stronę okna, słońce coraz bardziej się chowało za horyzontem.

– Mistrz Aru wszystko nam powiedziała. Eris na razie nic nie wie i lepiej by tak zostało. Kiedyś się dowie, będzie wściekła, ale powinna potem zrozumieć.

– Nie oczekuję wybaczenia. Miałem się zająć jej siostrą, a spieprzyłem.

Nastała cisza.

– Przybiliśmy w jeszcze jednej sprawie – przełamała ciszę Kyoko. – Nie z rozkazu mistrza, ale z naszej własnej inicjatywy. Chcemy, byś przysiągł, że pomożesz mistrzowi Aru w uratowaniu magii ognia.

– Tak samo, jak ona pomoże pokonać ci bożka – dodał Lorenzo. – Aru zrezygnowała ze swojego życzenia, by spełnić twoje… A może lepiej będzie powiedzieć, że… zrezygnowała z tego, by spełnić wspólne. Ale to nie znaczy, że te wcześniejsze życzenie jest nieważne, tak samo, jak dla ciebie nadal ważny jest lek na hemasitus…

– Chcemy, byś w zamian za to pomógł mistrzowi. Nie wiemy, czy to możliwe… ale prosimy, byś zrobił wszystko, co w twojej mocy. Tak jak my i mistrz zrobimy wszystko, by pokonać Icchę. Błagam… jako jej broń i twój towarzysz. – Kyoko ukłoniła się nisko. Lorenzo „zgapił” gest, lecz nie wyszło mu tak pięknie jak lisicy. Ed odetchnął z lekkim uśmiechem.

– Zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, obiecuję – odpowiedział. – Jednak przed tym, jak i przed pokonaniem Icchy, trzeba najpierw… odnaleźć Haley. Teraz… to jest najważniejsze.

Kyoko oniemiała na te słowa. Powoli wyprostowała się, a tuż za nią Lorenzo.

– Dziękujemy. Naprawdę – odpowiedziała. – Będziemy szli teraz na wartę. Jeżeli czegokolwiek ci będzie potrzeba, przyjdź na dół. Chodź Lorenzo, wróg nie śpi.

– Idę, idę! Dzięki Ed, wiedziałem, że dobry z ciebie przyjaciel. – Lorenzo uśmiechnął się do złotowłosego, po czym poszedł posłusznie za fiołkowowłosą. Ta nadal była oniemiała jego słowami. Ale nie dlatego, że powiedział, że im pomoże. Chodziło jej o ostatnie zdanie.

„Miłość naprawdę jest piękna. Była w stanie narodzić się nawet wtedy, gdy wszystko przepełnia mrok…”

~

– Może powinniśmy zmusić ich do zrezygnowania z tego? – spytała Bast, która razem z Caną i Naną przebywały w małym, niedostępnym dla reszty pomieszczeniu. Była to ukryta, nieduża biblioteczka z różnymi starymi księgami. Kapłanka stała tyłem do dziewcząt, szukała na półkach konkretnego tomu, lecz uważnie słuchała, co do niej mówią. – To szaleństwo próbować targnąć się na Icchę. I konkurencja, jaką mają…

– Jednak to może być jedyna szansa na pozbycie się go – wtrąciła Nana. – Rzadkim zjawiskiem jest, by ktoś mógł tak łatwo oprzeć się wpływowi mocy boga życzeń... A co dopiero odrzucić możliwość spełnienia dowolnego życzenia, na rzecz dobra przyszłych pokoleń…

– Ale nadal muszą zmierzyć się z samą Cedrinn…

– Nie są sami, póki stara Cana tutaj jest – odparła staruszka, lekko zdołowanym głosem. – Też jestem Kavaru. I wiem najlepiej, jak rozprawić się z Cedrinn. Znam ją lepiej niż ktokolwiek. – Nagle zatrzymała się przy jednej z ksiąg i z trudem ściągnęła z półki, była porządnych rozmiarów i niemało ważyła. Położyła ją z trudem na biurku i odetchnęła. – Zapomniało mi się kilku zaklęć, więc mam co studiować całą noc. Musimy zrobić wszystko, by Cedrinn nie osiągnęła swojego celu. Jest też rzecz jaką chcę, byście zrobiły. Postarajcie się zmobilizować graczy do walki, najbardziej jak tylko możecie. A w szczególności Aru z Wojcy. Wiecie dobrze, jak postępować. Nie tłumaczcie, ale kierujcie. Być może ocali to nas wszystkich gdy nadciągną czarne chmury.

– Zrozumiano – odpowiedziała pewnie Nana, gdy Bast jedynie kiwnęła głową.

– I… miałabym jeszcze jedną prośbę. Pod żadnym pozorem niech nie przyjdzie wam na myśl ratowanie mnie. Kiedy Cedrinn przybędzie, to ja będę musiała się z nią zmierzyć jako pierwsza.

– Nie mogę pomóc…? – spytała Bast.

– Och moja mała, wiem, że zawsze chcesz mi pomóc. Ale są rzeczy, które tylko my osobiście możemy zrobić, nawet jeśli nie jesteśmy na nie przygotowani i nigdy nie moglibyśmy być. A teraz zmykać! Babka musi się wyedukować…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania