Pokaż listęUkryj listę

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 14 (Część 3)

Druga część grupy zorientowała się nieco później, że nie są w stanie namierzyć po manie ani Edwarda, ani Petera. Kyoko, podobnie jak Ed, poczuła się zirytowana faktem, że nie zauważyła tego „szczegółu” wcześniej. Aru szła przodem, tuż za nią Nana, a potem Kyoko i Lorenzo. Ustawili się tak, by być w stanie ochronić albinoskę, gdyby przeciwnikom przyszło na myśl ją zaatakować. Przedzierali się przez coraz to większą ilość pomieszczeń, schodząc lub wchodząc po schodach, w zależności od tego, gdzie trafili. Nie słyszeli odgłosów bitwy, nie czuli żadnej many. Nie mieli pojęcia, że ich towarzysze właśnie stoją twarzą w twarz z legendarnym mordercą bogów, którym wzgardzał, jak i również obawiał się każdy z wyznawców Dwunastu, a także wyznawcy odłamów takich jak Wyznanie Yomei. Choć poglądy mieli różne, wspólnie wierzyli, że ten potwór odebrał im ich święte istoty.

Po twarzy Aru spływały krople potu. Ogień, jaki skupiała wokół palca wskazującego by oświetlić drogę, co jakiś czas podskakiwał, bądź przechylał się w różne strony. Kyoko zauważyła, że jej mistrzyni nie może się skupić. Aru czuła głęboki strach. Kiedy bożek wypowiedział imię „Marina”, zrobiło się jej lodowato… Nie było to normalne, gdyż jako mag ognia nie odczuwała zimna praktycznie w ogóle.

„Marina”… co niby było tak szczególnego w tym imieniu? Podobno jest jednym z najpopularniejszych w Nihorii, wiele razy je słyszała, kiedy trwała wojna w Wojcy. Ale dopiero gdy usłyszała je od Icchy, poczuła strach i to zimno, jakby nagle cały ogień wewnątrz niej zgasł. Aru zdawało się, jakby pamiętała coś, co stało się tak bardzo dawno temu, że nie mogła nawet określić kiedy. Trwała na ziemi, w miejscu jakie znali nieliczni. Żyła z feniksami, z jakimiś ludźmi… Obserwowała codzienność zwykłych, nieświadomych jej obecności śmiertelników, czasami wtapiając się między tłum jako „zwykły mag ognia”, rozmawiając i bawiąc się z ludźmi… Była na swoim miejscu, wykonywała swoje obowiązki, wychowywała magów ognia i strzegła tej magii tak, jak należy. Na pewno musiała być wtedy szczęśliwa… Ale nie wiedziała, skąd to pamięta, dlaczego to pamięta… i kiedy to się działo?

Pamiętała też straszliwy dzień, gdy dom zalała woda. Nie jakaś zwykła woda, to tak jakby sam bóg wody wypowiedział jej pojedynek… To jednak nie była jego inicjatywa, nie… To osoba nosząca imię „Marina”, która zalała jej dom używając do tego skradzionych bogu wody mocy. Magowie ognia walczyli ramię w ramię, Aru wraz z nimi, ale Marina była zbyt potężna. I choć bogowie są nieśmiertelni, nie są niepokonani. Aru zginęła jak śmiertelnik, jej dusza straciła formę… i moc. Gdzie się znalazła po śmierci? Na pewno nie tam, gdzie dusze śmiertelników. Była bardzo daleko, niewyobrażalnie daleko… Połączyła się z czymś ogromnym i niewyjaśnionym, słyszała różne głosy, na pewno widziała wiele, ale nie pamiętała co… Wiedziała coś niesamowitego, coś, o czym nikt nie wie, ale miała zakaz pamiętania o tym. Tak coś nakazało, czy tego chciała, czy nie… Jedyne, co pozwolono pamiętać, to tamtą piękną, ciemnoskórą kobietę i jej głębokie, granatowe oczy… Aru pamiętała jeszcze kilka postaci, na przykład byłego boga kosmosu… Ale co tam robili? Czym w ogóle byli? Na pewno nie byli ani ludźmi, ani bogami… Na to odpowiedzi nie mogła znać. Wiedziała jedynie, że zakazał jej wiedzieć… „Absolut”. Ale czym był Absolut? Nawet teraz jako bóstwo, choć wiedziała te rzeczy, nie umiała pojąć, czym jest. Nie umiała go nazwać ani opisać, nie mogła powiedzieć nic prócz tego, że go nie pojmuje. I że jest potężny. I że ustala zasady.

Absolut… to coś, do czego Aru i wszystko, co istnieje na tym świecie i poza nim, należy… Powróciła stamtąd, choć nie umiałaby wskazać skąd tak naprawdę. Ale teraz, kiedy to wiedziała, kiedy z mocą obudziła się ukryta wiedza, bała się tam wrócić. Bała się znowu porzucić ten świat, bała się niewiedzy, braku kontroli i bycia tam gdzie nie powinna być. Gdyż tylko ten świat jest jej miejscem… Nie chciała już nigdy stąd odejść. Już nigdy opuścić znowu tej ziemi. Bała się Mariny. Bała się śmierci, jak zwykły śmiertelnik.

Aru, Kyoko, Lorenzo i Nana trafili do największego, porównując ze wcześniejszymi w jakich byli, pomieszczenia. Poczuli, że to jest właśnie miejsce spotkania graczy, którzy przetrwali do finału. Całe pomieszczenie wykonano z białego marmuru, zapach stęchlizny się tu nie unosił. Sufit posiadał symetryczne wycięcie w kształcie rombu, które było dość przerażające zważając na fakt, że ukazywało gwieździste niebo, zupełnie jakby nastała już późna noc. A przecież kiedy wchodzili do świątyni było jeszcze dość jasno. Nie wiedzieli czy to iluzja, czy ta świątynia rządzi się swoimi prawami i nastało tu zakrzywienie czasoprzestrzeni.

Ze ścian wypływała woda, spływając powoli do oczka znajdującego się po środku pomieszczenia. Tuż za tym oczkiem, na podeście, stał marmurowy ołtarz z wyrytym na przodzie symbolem wiary Dwunastu – dwunastoma pięcioramiennymi gwiazdkami ułożonymi w kształt litery „X”. Przy zbiorniku wodnym leżała nieprzytomna Haley. Na ołtarzu, co dostrzegli dopiero chwilę później, leżała Alana, z wbitym w klatkę piersiową ostrzem. Niedaleko stał Goro, który był ewidentnie zniecierpliwiony. Aru widząc co zrobił z dziewczynką, bez ostrzeżenia wystrzeliła serię ognistych pocisków, które rozbiły się o niewidzialną ścianę.

– Nareszcie! – zawołał uradowany Goro, lecz mina szybko mu zrzedła. – Nie jesteście nawet w komplecie, czy wy nigdy nie możecie zrobić jednej rzeczy poprawnie? Ciągle krzyżujecie mi plany!

– Ty potworze… Co ty zrobiłeś własnej siostrze?! – wykrzyczała w furii Kyoko. Goro przeczesał włosy dłonią.

– To mała albinoska nie powiedziała wam, że do przyzwania bożka potrzebna jest ofiara?

– …Należy rozsmarować krew na ołtarzu. Potrzebna jest, by przywrócić ciału bożka materialną formę, którą zniszczył bóg kosmosu karząc go tym za grzechy. Bożek musi oszczędzać energię, by móc stworzyć grę i spełnić życzenie, a gdyby chciał samoistnie się zmaterializować, zużyłby całą moc... To dlatego albinosi są potrzebni do gry, gdyż tylko my możemy bożka zmaterializować, dzięki naszej mocy – wyjaśniła szybko Nana. – Krew jest potrzebna… lecz nie zabijanie kogoś.

– Bożkowi na pewno się spodoba – odparł obojętnie Goro.

– Co do jego uciechy nie ma wątpliwości. – Kyoko wyciągnęła z siebie formę miecza. – Jednakże ty… masz czelność wykorzystywać do tego krew, która jest podobna twojej! To nigdy nie zostanie wybaczone!

Ruszyła w stronę Delaunay, lecz niewidzialna ściana skutecznie zablokowała szarżę. Lisica próbowała się przebić, waliła mieczem, lecz bezskutecznie. Zapora była zbyt silna. Goro wybuchł obrzydliwym śmiechem.

– Nie przebijesz takiej bariery mieczykiem. Marina postawiła ją, bym mógł w spokoju poczekać, aż wszyscy się tu zbierzecie. Dopiero wtedy zaczniemy bankiet.

Kyoko przestała uderzać, spojrzała na Delaunay z pogardą. Ten poczuł się zaszczycony.

– Jesteś interesująca – Goro zwrócił się do fiołkowowłosej. – Mag i broń w jednym, na dodatek masz wysokie umiejętności szermiercze. Musisz być Kyoko Sarutobi, jedna z największych zdrajczyń, jakie Nihoria widziała. Pamiętam, jak na każdym słupie wisiały ogłoszenia, że władze szukają cię żywą lub martwą, co roku podnosili cenę za twój łeb. Imponujące. Cały świat cię nienawidzi, a ty, nieugięcie, nie dałaś się nikomu złapać. Miałaś w dupie swój klan, ojczyznę i to, co o tobie pomyślą. Robiłaś to, co chciałaś.

– Oszczędź sobie tych pochwał. Nic o mnie nie wiesz – odparła stoicko spokojnie. – Nie zrobiłam tego co chciałam, lecz to, co należało.

– „Co należało”… Iście Nihornijskie – wyszydził. – Twoi krewni raczej nie wzięliby tych słów do serca, od ręki ścięliby ci ten piękny, jeżeli wolno mi zauważyć, łeb. Fakt pozostaje faktem, jesteś zdrajcą. Zrobiłaś to co chciałaś, a nie to, co ci kazano. To, że teraz rozmawiamy, nie jest przypadkiem. Kiedy wygram tę grę, chciałbym niektórych uprzywilejować. Osoby takie jak ty naprawdę mi imponują. Patrząc na twoje moce trochę szkoda byłoby się ciebie pozbywać. Powiedz mi, nie wolałabyś być po stronie wygranych?

– Wygranych? – Kyoko powtórzyła i zrobiła coś niepodobnego do siebie: wybuchła głośnym śmiechem, jak po usłyszeniu dobrego żartu. Po chwili uspokoiła się, powracając do oficjalnego stylu bycia. – Ta gra się jeszcze nie skończyła, Delaunay. Przejście na twoją stronę? Prędzej zabiłabym siebie, niż zhańbiła honor! Być może zdradziłam swój ród i kraj, lecz dokonując tego przywróciłam temu światu boga ognia! I zginę za tego boga, jeżeli będzie trzeba, tak jak Wyznawca Światła za Ra!

– Dajesz, Kyoko! – wiwatował Lorenzo. Goro zmarszczył czoło w gniewie.

– Mistrzu Aru, pokażmy mu co znaczy stanąć przed obliczem boga. Wygrajmy tą grę. – Kyoko wyciągnęła dłoń. Czerwonowłosa uśmiechnęła się i chwyciła, przekazując lisicy drobny kawałek swojej mocy. Puściły dłonie i skupiły magię, po czym zaczęły atakować barierę postawioną przez Marinę. Nana postanowiła się przyłączyć.

– Oszczędzaj manę, by przyzwać bożka! – powstrzymała albinoskę Aru, nie przerywając nawet na moment ostrzału. – Kiedy przebijemy barierę, postaraj się wraz z Lorenzo zabrać stamtąd Haley, zrozumiano?

– Tak jest! – odpowiedziała różowowłosa.

Nagle na niewidzialnej ścianie zaczęły pojawiać się pęknięcia. Goro wzdrygnął. Wiedział, że przeciwko Aru sam nie ma szans, lecz nie poddał się uczuciu, że jest na straconej pozycji. Maniakalnie rozmyślał, że to on musi wygrać, po prostu musi i że nic go nie powstrzyma, nawet bóg ognia we własnej osobie.

„Jeszcze tylko chwila, jeszcze tylko chwila… Ona na pewno będzie wiedziała, kiedy wrócić…” – myślał nerwowo. Nagle to przypomniał sobie coś oczywistego. Zaczął się śmiać.

– Miejcie swoją chwilę triumfu… bo długo to nie potrwa! – Goro wziął w dłoń mały kamyk, po czym rzucił w Haley. Albinoska ocknęła się i wstała. Aru i Kyoko przestały atakować na moment. Niebieskowłosa miała pusty wyraz oczu, dokładnie taki sam jak wcześniej Alana. Wyciągnęła z siebie formę miecza i stanęła gotowa do walki.

– Ma ją pod kontrolą… – szepnęła zdenerwowana Kyoko, Aru warknęła.

– I co? Przebijecie się i staniecie z ukochaną waszego Edwarda do walki? Zabijecie ją? Bo uwierzcie, Haley będzie walczyć z zamiarem zabicia was.

Nie mogły atakować dalej, Goro miał je w potrzasku. Żadna nie odważyłoby się zrobić Haley krzywdy i on dobrze o tym wiedział. Delaunay śmiał się obrzydliwie, kiedy Kyoko i Aru próbowały wymyśleć, co zrobić dalej. Haley patrzyła beznamiętnym wzrokiem. W głębi, tam, gdzie ostała się część świadomości, rozpaczliwie wołała Edwarda, by przyszedł jej na pomoc.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania