Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 13 (Część 4)

Musieli być bardzo ostrożni. Wyszli z bunkra i zaczęli powoli iść tam, gdzie prowadziła ich mana. Jak na złość, musieli przejść przez miasto, po którym widocznie chodziło więcej służby porządkowej niż powinno normalnie. Choć Emerald Sand powiedziała, że „bierze ich na siebie”, normalnym było, że i tak i tak zwiększyli ochronę.

Przedzierali się niczym szczury, niezauważenie, między budynkami, które niejednych zachwyciłyby swoim pięknem. Ed chcąc, nie chcąc, podziwiał widoki, choć wiedział, że przecież nie są na wycieczce. W końcu udało im się wyjść poza miasto, przed ich oczami ukazał się gęsty las. Edowi od razu skojarzyło się to z Rebellar. Cała Gormilia była pustynna, ze skąpo występującą naturalnie roślinnością, gęste lasy czy inna zieleń była wynikiem użycia magii. Miejscowy las, zupełnie jak puszcza w Rebellar, powstał dzięki zaawansowanej magii ziemi. To również sprawiało, że Ravlrin tak bardzo wyróżniał się na tle sąsiednich miejscowości – wokoło pustynia, na pokaźnym wzniesieniu miasto, a u dołu bujny, zielony las. To właśnie tam prowadziła mana.

Edward doznał deja vu. Coraz bardziej kojarzyło mu się to z domem, co nie wzbudziło dobrych emocji. Przypominało mu to konkretnie moment, gdy wraz z Kasei poszli do lasu, w którym znajdował się dom Jenkinsów, a tam zastali to, czego nikt nie chciałby ujrzeć. I to właśnie wywołało lawinę dalszych wydarzeń, które ostatecznie doprowadziły ich właśnie tutaj.

Ciarki przeszły mu po plecach.

Eris zmieniła się w królika i pokicała na zwiad. W tej formie była bardzo zwinna i mała, mogła więc się ukryć, lub w razie nakrycia szybko czmychnąć.

Mana stawała się coraz wyraźniejsza, jej natężenie aż drapało w gardło. Nawet Hagan, zwykły człowiek, który nie był zdolny wyczuwać many w ogóle, uporczywie kaszlał. Kyoko wyciągnęła z siebie miecz, Ed skupiał się, by zareagować szybko w przypadku ataku, a Hagan targał miecz, jaki wcześniej skonfiskował z domowej zbrojowni Goro.

Wokół panowała podejrzana cisza. Szli przez las, uważając na każdym kroku i rozglądając się we wszystkie strony. Nagle Ed odwrócił się i rzucił w stronę Hagana wiązką magii. Ten, przestraszony, upadł na ziemię. Pocisk nie był wycelowany w niego, ale w mężczyznę noszącego maskę, który pojawił się znikąd. Mężczyzna został trafiony, lecz stał dalej na równych nogach. Nim się obejrzeli, w stronę Kyoko wyskoczył kolejny przeciwnik. Obroniła się mieczem, odpychając rzucane zaklęcia. Hagan podniósł się i przygotował do walki. Ten, którego Edward trafił, wyciągnął z pochwy miecz i rzucił na ostrze jakieś zaklęcie. Ruszył na Hagana, skrzyżowali miecze, siłując się. Edward w tym samym czasie podciął przeciwnikowi nogi, trafiając w nie wiązką magii. Człowiek upadł, po czym odepchnął się rękoma od ziemi, odzyskując równowagę.

Kyoko walczyła z kolejnym nieprzyjacielem. Kiedy na moment przestał rzucać zaklęcia, lisica wystrzeliła maleńką kulę magii, gdyż nie miała czasu na odpowiednie skompresowanie mocy. Mężczyzna wykonał unik, Kyoko cmoknęła niezadowolona.

Przeciwnik w końcu złamał miecz Hagana, Edward wtedy odepchnął towarzysza, skupił magię i spróbował wytrącić przeciwnikowi broń z rąk. Nie udało się. Nieprzyjaciel przeciął rękaw bluzy Edwarda i zranił skórę na ramieniu. Złotowłosy zdołał się oddalić w samą porę, nacięcie lekko krwawiło, ale nie było poważne. Ed szybko naprawił miecz i podał Haganowi.

– Uważaj – ostrzegł Ed. – Rzucił jakieś zaklęcie na swoje żelastwo i jest tak efektywne jak broń Kyoko. Zdołał przeciąć skórę pegaza.

– Jak to możliwe…? – spytał Hagan, przygotowując się do dalszego starcia.

– Magia ciągle się rozwija.

Kyoko ponownie zaczęła odbijać zaklęcia. Skupiła magię w podeszwach butów i wyskoczyła wysoko do góry. Złapała miecz w obydwie ręce, po czym machnęła, kiedy znalazła się blisko przeciwnika. Ten skrzyżował ręce i zablokował atak, lecz nie wytrzymał długo. Ochraniacze na jego rękach pękły, upadł na ziemię. Kyoko skupiła magię na koniuszku ostrza, po czym wbiła je prosto w czoło wroga.

Hagan z Edwardem dalej walczyli. Przeciwnik wyskoczył w stronę Hagana, ten zasłonił się mieczem, który ponownie zaczął pękać pod wpływem siły parcia. Zacisnął zęby, chcąc wytrzymać jak najdłużej. Edward wtedy wykorzystał moment, skupił energię i złapał za broń przeciwnika, w celu transformowania jej w inny przedmiot. Zamiast przemiany nastał wyrzut energii, który spowodował niewielki wybuch, w efekcie lekko ogłuszając wszystkich. Edward otrząsnął się najszybciej, ujrzał wtedy coś leżącego na ziemi. Było to bezwładne, małe ciałko szarego fenka, z czarnymi włosami, których grzywka zakrywała oczy. Przerażony złotowłosy podbiegł w jego stronę. Nie rozumiał, skąd fenek się tu wziął. Wtedy poraziła go przerażająca myśl. Zrozumiał, dlaczego broń przeciwnika była aż tak silna. To nie przez zaklęcie, które wcześniej rzucił. Najpewniej użył je po to, by rozbudzić broń do walki.

Edward wziął fenka ostrożnie w ręce i odgarnął mu włosy z pyska. Fenek oczy miał otwarte, lecz matowe. Nie żył. Edward przeklął głośno. Odganiał wyobrażenia, które pokazywały mu Kasei na miejscu tego nieszczęśnika.

– Zamykanie kogoś w formie broni, bez możliwości przemiany powrotnej… Co za obrzydliwa taktyka! – wykrzyczał w stronę przeciwnika, kładąc fenka na ziemi. Przejechał dłonią po jego oczach, by je zamknąć. Hagan korzystając z okazji, zaatakował. Mężczyzna zareagował i zablokował miecz przy pomocy ochraniaczy na rękach, lecz Kyoko, której się nie spodziewał, trafiła go zaklęciem w skroń, w efekcie ogłuszając. Ścięła głowę przeciwnika gładkim, poziomym cięciem wzdłuż szyi, łeb potoczył się po ziemi niczym piłka.

Kyoko podeszła do martwego fenka, wbiła miecz w ziemię, po czym schyliła się i postarała złożyć jego łapki razem, a przynajmniej położyć jedną na drugą. Potem wstała i opuściła głowę najniżej jak tylko mogła. Była to tradycyjna Nihornijska procedura oddawania hołdu niewinnym, którzy zginęli w wyniku konfliktu niezależnego od nich. Usłyszeli szmer. Zobaczyli kicającego w ich stronę, charakterystycznie niebieskiego królika. Eris wyhamowała, przemieniła się w człowieczą formę.

– Wiele mnie ominęło – skomentowała, patrząc na ciała zabitych. Stała tuż przy odciętej głowie, kopnęła ją. – Są w całym lesie. Niestety nie wiem, gdzie jest skurwiel.

– Nie szkodzi. Dzięki, że poszłaś – powiedział Ed, przecierając czoło. Kyoko wyciągnęła miecz z ziemi. Musieli ruszać dalej, nie było czasu do stracenia. Złotowłosy próbował wyzbyć się obrazu martwego fenka–broni z głowy. Jego nienawiść do Goro rosła. Zamknięcie kogoś w formie broni, bez możliwości przemiany z powrotem w człowieka, było psychiczną i fizyczną torturą. Niegdyś stosowaną tą praktykę powszechnie, szczególnie podczas wojen. Przez używanie zaklęć wydobywano wszelkie mocne cechy broni i energetyzowało ją, gdy się męczyła. Efekty tego procederu były straszliwe, wiele broni, kiedy pozwolono im się wreszcie przemienić, umierały od razu, inne zostawały inwalidami, bądź cierpiały na poważne zaburzenia psychiczne. Edward wiedział wszystko o brudach wojska, mama często opowiadała straszne, lecz prawdziwe historie, by przekonać jego i Petera, żeby nie wstępowali na militarną drogę. Na szczęście, ta obrzydliwa praktyka została prawnie zakazana.

Niestety, Goro nie zdawał się o to dbać.

Ed zastanawiał się, ile broni już obrzydliwy Delaunay skazał na taki wyrok. Nie żałował w ogóle, że nie zabrał ze sobą Kasei. Choć walka bez broni nie szła łatwo, radował się wewnątrz, że oszczędził jej tego widoku. Kyoko i Eris przemilczały tą sprawę, lecz ich pogarda wobec Goro wzrosła.

Gdy obaczyli dwóch kolejnych pionków, szybko schowali się za drzewami. Eris miała pewien pomysł. Szturchnęła Hagana łokciem, po czym przemieniła się w kuszę, którą złapał. Przyglądając się broni szybko zrozumiał, jak powinien jej użyć. Ed i Kyoko staneli w bezruchu, by mógł się skupić.

Hagan wystrzelił pierwszą strzałę, która niestety chybiła. Przeciwnicy zareagowali, Hagan parsknął ze złości, po czym wystrzelił kolejną. Ta trafiła w oczodół jednego z pionków, który wydarł się w niebogłosy. Drugi nie zdążył wyciągnąć broni, kiedy Hagan trafił prosto w przestrzeń między jego oczami. Po wszystkim, brązowowłosy przetarł czoło, które zwilżyło się pod wpływem stresu.

– Dobra robota – pochwalił go Ed.

– Dzięki – odpowiedział, biorąc głębokie wdechy. Edward wziął do ręki broń, jaką jeden z wrogów nosił na plecach. Była to pokaźna strzelba, lecz na szczęście nie magiczna. Postanowił wziąć ją ze sobą. Ruszyli dalej, tam, gdzie prowadził ślad many. Zachowując ostrożność, rozglądali się we wszystkie strony. Usłyszeli nagle podniesione głosy dochodzące z daleka, które bardzo szybko zamilkły. Brzmiało to bardzo niepokojąco.

Usłyszeli również odgłosy marszu i przedzierania się przez gąszcz. Byli gotowi do konfrontacji. Hagan zaczął wystrzeliwać strzały, Kyoko i Ed skupiali magię, tworząc skompresowane kule i również strzelili. To jednak nie przyniosło oczekiwanego efektu. Kyoko chwyciła za miecz, Ed podniósł strzelbę. Pionki, które ominęły ataki, stanęły przed nimi.

– Jakie rozkazy? – spytał jeden z przeciwników.

– Wspierajcie resztę. Są moi – odpowiedział tajemniczy, dziewczęcy głos. Żołnierze rozbiegli się we wszystkie strony, zostawiając grupę sam na sam z brązowowłosą dziewczynką o niebieskich oczach. Ed wycelował w jej stronę strzelbą, lecz Hagan złapał za końcówkę broni i mocno pchnął w dół.

– Co ty wyrabiasz?! – krzyknął Ed. Twarz Hagana wyglądała strasznie, lecz dziwnie znajomo dla złotowłosego.

– To moja siostra. Nie strzelaj – poprosił. Edward zdumiał i wraz z Kyoko pozostał w gotowości, choć nie trzymał już strzelby w górze. Hagan zrobił krok w przód. – Alana… Czy Goro przyciągnął cię tutaj? Co stało się w domu?

Dziewczynka nie odpowiedziała. Jej niebieskie oczy były nienaturalnie puste, pozbawione blasku. Zerwała w mgnieniu oka z pasa spodni zwój, po czym przejechała po nim ręką. Hagan cofnął się. Ze zwoju zaczął ulatywać czarny dym. Poczuli lekkie pieczenie w ustach i gardle.

– Alana! Opamiętaj się! – błagał rozpaczliwie Hagan.

Czarny dym przemienił się w beżowego stwora przypominającego niedźwiedzia, z bardzo długim futrem, ozdobionego brązowymi plamami jak u krowy. Z łba wyrastała para brązowych rogów, przysłoniętych nieco białymi włosami. Ślepia miał wściekło zielone, jakby neonowe. Ten stwór różnił się skrajnie od demonicznych broni jakie widzieli do tej pory, był dość kolorowy w porównaniu do wcześniejszych.

Ed i Kyoko postanowili przyjąć tą walkę na siebie. Hagan nie mógł walczyć. Stwór przeciągnął się, po czym ruszył na nich. Machnął niedźwiedzią łapą w stronę Edwarda, który zdołał odskoczyć. Kyoko zaszarżowała, wyskakując w górę. Stwór zablokował jej miecz, lecz dał się drasnąć. Kłębek futra opadł na ziemię.

– Ach… Broń – mruknął stwór, patrząc na Kyoko, która wyrzuciła w niego wiązkę magii. Demon wykonał unik. Edward w tym samym czasie skupił magię w kulę i rzucił, trafiając we wroga. Rozwścieczyło to stwora niemiłosiernie, ryknął głośno i wyskoczył w stronę złotowłosego, który tym razem nie zdołał w porę wykonać uniku. Przez uderzenie łapy, Ed poturlał się po podłożu. Wstał, nieco zakasłał i wziął kilka głębokich wdechów.

Kyoko zaatakowała stwora od tyłu, ten odwrócił się i zablokował miecz łapskami. Co jakiś czas próbował ugodzić lisicę pazurami, lecz zdołała uniknąć każdego ciosu. Siłowali się, Ed nabrał sił. Spojrzał na mistrzynie demonicznej broni, siostę Hagana, która po prostu stała w miejscu, patrząc pusto w jeden punkt. Czuł, że coś jest z nią nie tak. Zwrócił wzrok na strzelbę, która leżała obok. Podniósł ją, po czym przeładował. Celował w stronę rogów niedźwiedzia, lecz każdy strzał chybił. Edward wiedział, że wytworzona przez ludzi broń nie zada takiemu demonowi praktycznie żadnych obrażeń, lecz miał w tym inny cel. Dzięki strzelaniu, uwaga demona rozproszyła się, Kyoko wykorzystała to, by zaatakować dosadnie. Potwór ryknął, zamachnął się na fiołkowowłosą pazurami. Lisica w ostatniej chwili zdołała zasłonić twarz ręką. Demon nadszarpał materiał jej kurtki, zostawiając trzy głębokie nacięcia na przedramieniu. Nie było niczym dziwnym, że zdołał przebić skórę pegaza, w końcu to demoniczna broń. Stwór zaczął atakować z jeszcze większą siłą i szybkością. Kyoko chroniła się, zatrzymując ataki mieczem.

– Nie możecie wygrać! – warknął stwór. Kyoko poczuła, jak jej forma broni zaczyna słabnąć. Użyła magii by ją wzmocnić, lecz wiedziała, że nie będzie mogła w kółko tego robić. Musieli czym prędzej pokonać potwora.

– Hagan! – zawołał Edward, brązowowłosy stał jak słup od kilku minut. – Użyj Eris!

Hagan choć słyszał, nie mógł się ruszyć. Czuł paraliż.

– Co ty robisz, idioto!? – krzyczała Eris spoczywająca w jego rękach. – Pomóż im, do cholery!

Hagan spojrzał na siostrę. Nie mógł nic zrobić, wykonać nawet kroku. Ed rozumiał jego uczucia, lecz nie mieli czasu do stracenia. Złotowłosy wyrwał Haganowi kuszę z rąk i zaczął strzelać w stwora. Edward wiedział, że rogi są krytycznym punktem demonicznych broni. Trafił w jeden, łamiąc go. Stwór wrzasnął, zatoczył się i przewrócił na ziemię. Kyoko szybko zareagowała, chciała przeciąć szyję by go zgładzić, jednakże demon zdołał w porę odeprzeć atak resztkami sił. Hagan wtedy zauważył, że Alana poruszyła się. Ułożyła dłonie w dziwny sposób, wcześniej pocierając ciemne znamię, znajdujące się na jej nadgarstku. Złożyła palec serdeczny i środkowy obydwu dłoni razem, jednocześnie podnosząc wskazujący i ostatni do góry. Hagan widząc to, bez namysłu wybiegł w stronę demona, który otworzył szeroko swój pysk. Edward kontynuował strzelanie z kuszy, kiedy Kyoko siłowała się z łapskami stwora, które blokowały jej miecz. Demon otwierał paszczę coraz szerzej. Kyoko poczuła wtedy charakterystyczne zimno i drapanie w gardle, odskoczyła w bok, przewracając się. Demon splunął czarną mazią, która opadając na ziemię spowodowała natychmiastowe zwiędnięcie trawy i śmierć insekta, który po niej chodził.

Hagan zaatakował demona przy użyciu zwykłego miecza. Wbił ostrze w jego cielsko, po czym wyciągnął i próbował trafić jeszcze raz, tym razem w gardziel. Ed kontynuował strzelanie, lecz musiał uważać, by nie trafić przypadkowo w towarzysza. Był zaszokowany jego nagłą reakcją, którą uważał za lekkomyślną. On i Kyoko ledwo co radzili sobie ze stworem, a Hagan nie dość, że był tylko człowiekiem, to nie miał magicznej broni.

Stwór znowu splunął czarną magią, trafił w drzewo, którego liście od razu zwiędły, a drewno uległo spróchnieniu. Trzon pękł w pół, po czym upadł z hukiem, przybijając Kyoko do ziemi. Wszystko działo się zbyt szybko, nie zdążyła zareagować. Zdołała osłonić się magią na tyle, by pień jej nie zmiażdżył, lecz napar czarnej magii przesiąknięty przez drewno utrudniał odrzucenie przeszkody od siebie.

Hagan skoczył wtedy na plecy demona, ten miotał się, chcąc go zrzucić. Przez zamieszanie, Ed przypadkowo trafił Hagana strzałą w nogę, przez co brązowowłosy spadł na ziemię. Oswobodzony i wściekły demon napluł na Delaunay czarną mazią. Kyoko, która wydostała się w końcu spod upadłego drzewa, zdołała odciąć mieczem łeb stwora. Ten, jak wszystkie zgładzone demoniczne bronie, zamienił się w lśniący pył i rozpłynął. Ed, dalej trzymając Eris, podbiegł czym prędzej do Hagana, by sprawdzić jego stan. Eris zmieniła formę, powracając do człowieczego kształtu, Ed spojrzał na Delaunay, po czym na Kyoko, z wyraźnym przerażeniem w oczach. Fiołkowowłosa podeszła bliżej, Hagan leżał na ziemi, a wokół niego buzowała czarna magia. Został zarażony. Ed zaczął szukać wzrokiem jego siostry, lecz nigdzie jej nie było, zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu.

Czarna magia zaczynała wirować szybciej, Hagan krzyknął.

– Proszę… – szepnął przez zaciśnięte zęby. – Ona… Goro ją kontroluje…!

Znowu wrzasnął, a magia zabuzowała mocniej i zawirowała szybko. Odsunęli się.

– Gdyby tylko bóg oczyszczenia dalej tu by był… – szepnęła Kyoko. Ed przypominając sobie opowieści Nany, Ra i Aru, a także Icchę, opuścił głowę. Pomyślał jedynie: „Tak, gdyby tylko tutaj był…”

– Co powinniśmy więc zrobić? – spytał złotowłosy.

– Jedyne, co możemy zrobić to zabić go, zanim to weżrę mu się w duszę – odpowiedziała Eris. – Kurwa mać… Co za nieczyste zagranie, pierdolony Goro…

– Tak… – błagał Hagan. – Proszę… Ja nie chcę stać się potworem… Za długo walczyłem…! Edward…! Słuchaj mnie…!

Złotowłosy odważył się podejść bliżej, by wyraźnie słyszeć. Hagan wziął dwa głębokie wdechy.

– Wygraj w moim imieniu – kontynuował. – Jeżeli możesz… Ocal Alanę, ona nie wie, co robi… Pokonaj Goro… Byłem zbyt słaby, by móc to zrobić samemu, ale… ty i twój brat… Jak tchórz, ale pozostawiam wam… moje siostry, zemstę i wygraną…

– Niech będzie. – Kiwnął głową Edward. – Obydwoje walczyliśmy dla rodzeństwa. Poniosę twoją wolę.

Hagan uśmiechnął się słabo. Czarna magia znowu zawirowała, zaczął przeraźliwie krzyczeć. Ed odsunął się, mając głowę opuszczoną nisko. Kyoko chwyciła Eris, która ponownie przybrała formę kuszy, i strzeliła prosto w serce Hagana. Czarna magia rozproszyła się, a jego ciało opadło bezwładnie. Ed złożył ręce nieboszczyka razem, naśladując wcześniejsze zachowanie Kyoko, po czym stanął na baczność. Do Nihornijskiej tradycji dodał Gormilijską – uderzył się pięścią mocno w pierś, po czym rzekł:

– Wielki Aresie, weź go w opiekę.

Tak skończyło się życie jednego z najszlachetniejszych graczy, jakiego boska gra Icchy kiedykolwiek widziała. Ed zabrał pieczęć Hagana ze sobą. Musieli zmierzać dalej, nie mogli tracić czasu. Zostawili jego ciało za sobą. To był koniec życia Hagana Delaunay na tym świecie. Jako już zmarły obserwował, jak odchodzą. Czarna magia nie zdołała dotrzeć do duszy. Choć ogarnęła ciało, nie skaziła wnętrza. Był wolny i gotowy, by spotkać się ze zmarłą matką. Teraz musiał jedynie poczekać, aż odetną łańcuch łączący duszę z ciałem.

Edward czuł wewnętrzne rozdarcie. Hagan, choć pochodził z rodu Delaunay, był zupełnie inny od Goro. Jego wola walki i chęć chronienia bliskich tak silna, że nie mógł stanąć do walki z własną siostrą. To sprawiało, że Edward darzył Hagana ogromnym respektem, mimo jego rodowodu. Nawet, jeżeli nie znali się długo to wiedział, że byli bardzo do siebie podobni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania