Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 10 (Część 9)

Peter nie wytrzymał napięcia zdarzeń z dnia dzisiejszego, i choć starał się nie zasnąć, ostatecznie to zrobił. Nie spał jednak spokojnie. Usnął na fotelu, jego ciało drgało, a usta układały się w grymas. Mimo tego nawet na moment nie otworzył oczu. Kasei okryła go kocem, jednocześnie wspominając, jak postawił się Edowi i wypluł wszystko, co leżało mu na sercu. Poklepała go lekko po ramieniu.

– Nareszcie zrozumiałeś, jak bardzo silny jesteś, co? – szepnęła. Otulony kocem Peter stał się spokojniejszy. Rudowłosa patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, po czym usiadła na drugim fotelu. Znajdowali się w małym, lecz przytulnym pokoju, oświetlonym świeczkami. Aru otworzyła drzwi i weszła do środka, chwilę wcześniej poszła po kawę. Trzymała trzy kubki na tacy.

– Jakby dał się wcześniej namówić na kawę, zamiast gadać, jak bardzo źle wpływa na organizm, to by nie zasnął. A tak się zapierał, że da radę pozostać przytomnym. – Czerwonowłosa parsknęła pod nosem. Postawiła tackę na małym stoliczku, Kasei wzięła kubek. Nie była wielkim wielbicielem tego napoju, lecz zmusiła się do picia, by zmniejszyć zmęczenie. Wzięła porządny łyk.

– Uważaj! Poparzysz się! – Aru zaniepokoiła się.

– Hm? – Kasei odsunęła kubek od ust. – Zawsze piję gorące rzeczy, ani razu się nie poparzyłam.

– Naprawdę? – Zdumiała się czerwonowłosa. – Huh… Zupełnie tak jak ja, tylko ja jestem magiem ognia…

– No widzisz, mamy jakąś cechę wspólną, nie? – Dziewczynka zaśmiała się i znowu wzięła łyk. Aru uśmiechnęła się lekko.

– Są silni, prawda? Peter i Ed. – Spytała czerwonowłosa.

– Oczywiście. Choć z Eda straszny matoł, a Peter zbyt łatwo ulega innym. Jednak… wydaje mi się, że to wszystko ich zmieniło. Jak widzę, na lepsze.

– Bardzo wiele przeszli… – szepnęła. – Mam jedynie nadzieje, że uda nam się wyjść z tego cało. I że z Haley wszystko w porządku…

– Eris nam nogi z dupy powyrywa, nie? – Westchnęła Kasei. – Mimo to teraz bardziej niż o jej reakcję, to boję się o Eda. Niby się trzyma, ale słabo z nim…

– Eris wszystko by pogorszyła, gdyby się dowiedziała. Dlatego musimy zakończyć sprawę tutaj jak najszybciej się da i wrócić do Gormilii…

W tym momencie świeca niepodziewanie zgasła. W pokoju nastała zupełna ciemność.

– Och. Zapalę ją – powiedziała Aru wstając.

– Nie, nie! Oszczędzaj siły. Ja to zrobię. – Kasei zerwała się z fotela, czerwonowłosa więc ponownie usiadła. Po chwili ogień rozbłysnął, lecz wtedy Aru zamarła. Kasei trzymała świece w ręku, do rozpalenia jej nie użyła niczego, nawet zapałek.

– Jak… Jak ty to zrobiłaś?!– spytała przerażona. Kasei uśmiechnęła się.

– Potrafię to od zawsze! Niezła sztuczka, nie? – Aru podniosła się, po czym złapała Kasei za dłoń. Wtedy przeszedł ją mocny strumień ciepła.

– Że ja nie zauważyłam tego wcześniej… – powiedziała do siebie.

– Ale… Co takiego? – spytała zmartwiona rudowłosa.

– Masz aurę magów ognia. Rozumiem… Urodziłaś się przecież w Wojcy… Gdybyś była magiem, umiałabyś tkać ogień!

– Eh, los więc nie obdarował mnie zbyt łaskawie, co? – powiedziała nieco smutna z tego powodu. – Z jednej strony cieszy mnie, że mam coś, czego potrzebujesz… Z drugiej nie będę chyba zbyt użyteczna, skoro nie mogę tego używać…

– Kasei, nie! To znaczy, że możesz mi pomóc! – Aru zabrała świecę z rąk Kasei i odstawiła ją na świecznik. Złapała dłonie dziewczynki swoimi, patrząc jej w oczy. – Być może nie umiesz używać tego tak jak ja, lecz jest to w tobie! Jesteś jedną z nadziei dla żywiołu ognia! Podczas walki mogę rzucić na ciebie jakieś ogniste zaklęcie, gdy będziesz pod postacią broni, bo ani ty, ani ja, nie poparzymy się. Oczywiście, jeżeli Ed pozwoli mi tobą walczyć, w końcu jesteś jego bronią… Ale mamy teraz tak wiele możliwości!

– PF! Nie jestem jego własnością! – odparła swoim typowym tonem. – Mam gdzieś jego pozwolenia, jeżeli mogę pomóc tobie i feniksom, zrobię to! Jestem teraz ważniejsza od niego, w końcu jestem niejako magiem ognia, prawda?

– Tak, dokładnie tak! – Aru zaśmiała się. Poczuła, jak nadzieja na ocalenie feniksów i magii ognia bez bożka rośnie w niej. Już nie miała wątpliwości. Chciała pokonać Icchę i ocalić magię ognia własnymi rękoma.

„Tak naprawdę, to ty sama jesteś niczym wieczny płomień magii ognia. Magii, która zanika, a ty jesteś jej uosobieniem.” – Przypomniała sobie słowa Edwarda. Poczuła spokój. Nagle usłyszała coś, jakby wybuch. Wybuch, jaki musiał mieć miejsce bardzo, bardzo daleko stąd. Puściła dłonie Kasei i podbiegła do okna. Widziała jak znad horyzontu wyłania się czarny obłok dymu.

– Aru, co się stało? – spytała Kasei, podchodząc bliżej.

– Obudź Petera. Wydaje mi się, że złodzieje próbują się przebić…

~

Nóż wbił się w ścianę, zostawiając kolejny ślad. Prasz wyciągnął go, po czym podał swojemu panu. Goro obrócił nóż w dłoni, złapał za ostry koniec po czym raz jeszcze rzucił. Poszybował, obracając się w locie, i wbił się ponownie w ścianę, pozostawiając następny ślad. Prasz znowu go wyciągnął, po czym znów podał Goro. Siedzieli w pociągu. Nawet Goro nie był na tyle przygotowany, by przejść przez pustynię do Egrezji. Został więc zmuszony, by znaleźć kolejowe połączenie do tego państwa. Zadowalało go, że udało mu się „upiec dwie pieczenie na jednym ogniu” – złapać Haley i pociąg. Nie musiał też zawracać sobie głowy dostarczeniem albinoski rodzinie, zrobili to za niego jego ludzie.

Znowu rzucił nożem.

Pomimo tych sukcesów, droga dłużyła się niemiłosiernie. Starał się nie okazywać, jaki jest poirytowany oczekiwaniem. Tak bardzo chciał stanąć twarzą w twarz do walki z Edwardem z Rebellar, a było już tak blisko do tego.

Prasz znowu wyciągnął nóż i podał czarnowłosemu. Goro obrócił go w dłoni, lecz zamiast rzucić, przyjrzał się ostrzu dłuższą chwilę.

– Coś nie tak, mistrzu? – spytał chłopiec. Goro nie odpowiedział. Wstał, po czym wyszedł z przedziału. Zacisnął pięść wokół ostrza, po rękojeści spłynęło kilka kropel krwi. Jego ludzie obserwowali w milczeniu, jak przechodzi przez korytarz w stronę kajuty maszynisty. Znajdował się tam motorniczy, pilnowany przez jednego z pionków. Sługa trzymał broń palną w dłoni, gotowy do zaatakowania, gdyby prowadzący pociąg postanowił się zbuntować. Wszyscy jechali bez biletów, nie czekali nawet na poranny wyjazd. Zmusili siłą motorniczego do wyjechania jeszcze w nocy do Egrezji. Jeniec trzymał kierownicę kurczowo, a pot spływał mu po twarzy. Jego zęby zgrzytały, lecz reszta ciała zachowała opanowanie.

Drzwi do kajuty otworzyły się.

– Mistrzu. – Pionek pochylił głowę na widok czarnowłosego.

– Niech ten staruch jedzie szybciej. Nie mamy zbyt wiele czasu! – warknął Goro.

– Oczywiście. Nie słyszysz?! Gaz do dechy! – krzyknął na motorniczego, poprawiając strzelbę w ręku.

– Jadę tyle, na ile pozwala ta maszyna – odpowiedział, biorąc głębokie wdechy. – Nie dam rady wydusić więcej. Podróż wymaga czasu. Proszę zrozumieć…

Goro drgnęła ręką. Podszedł do mężczyzny, po czym wbił mu nóż w szyję. Pociąg jechał dalej. Puścił wykrwawiającego się motorniczego na ziemię. Jego podwładny poczuł strach, jednak zdołał to zakamuflować.

– Nie mamy czasu – powiedział bez emocji Goro. Wyszedł na korytarz, po czym gwizdnął. – Wszyscy magowie mają użyć swojej mocy, by przyspieszyć jazdę kół! Od teraz ja będę prowadził ten złom!

Magowie wykonali rozkaz. Goro wrócił do kajuty, po czym zasiadł za kierownicą. Jego podwładny, który widział całe zajście, mimo starań zaczął drżeć. Patrzył na martwego maszynistę, z którego ciała jego mistrz zrobił sobie podnóżek.

– Siadaj – rozkazał Goro, wskazując na fotel obok. Pionek posłusznie wykonał polecenie.

– Mistrzu… Jeżeli mogę spytać…

– Dlaczego go zabiłem? Mógłby nam później zaszkodzić, ot dlaczego. Teraz też dostaniemy się do naszego celu o wiele, wiele szybciej. Wyruszając ze mną na tę wojnę raczej byłeś gotowy na takie widoki, więc nie rozklejaj się. Jesteś żołnierzem, a ja twoim generałem. To ja tutaj decyduję. Zrozumiano?

– Oczywiście, to nie podlega wątpliwości. – Ukorzył się.

– By coś osiągnąć, trzeba coś poświęcić. A mój cel jest wart więcej, niż życie takich robaków – podsumował, uśmiechając się paskudnie.

Hagan siedział w wagonie przeznaczonym na bagaże. Dobrze schowany, tak, by go nie znaleźli. Był bardzo, bardzo cierpliwy. Wiedział, że musi być. Z każdą chwilą determinacja i wola walki rosła w nim. Non stop w głowie powtarzał: „Goro jest moim największym przeciwnikiem. Przeciwnikiem, którego muszę pokonać za wszelką cenę.”

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania