Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 13 (Część 6)

Kilka minut przed…

Czarna postać wychynęła zza drzewa, ominęła mistrzynię demonicznej broni i przedostała się do kryjówki. Haley odetchnęła, po czym poprawiła pelerynę. Ubrania, jakie wybrał jej dziadek, nie krępowały ruchów: była to kolejno fioletowa bluzka z czarnym, marynarskim kołnierzem, którą zakładała zawsze do treningów, chcąc w ten sposób uczcić symbolikę księżyca, na którą zwrócił uwagę Yosuke. Rozciągliwe, lekkie czarne spodnie i sięgające do kolan sznurowane od przodu czarne buty ze skóry pegaza, spadek po Artemidzie. Szyję ozdabiał naszyjnik z półksiężycem, podarunek od Edwarda. Miała ciut głupiej nadziei, że przyniesie jej szczęście.

Bunkier w którym skrywał się Goro miał o wiele szerszy korytarz od innych ukrytych pod miastem i oświetlony był pochodniami. Schodząc po schodach, a potem przemierzając korytarz, gasiła jedną po drugiej. Zauważyła, że bunkier posiada kilka izb, do których wchodziło się przez ciężkie, ołowiane drzwi. Ołów był materiałem bardzo dobrze tłumiącym magię, to z niego, doprawionego kilkoma innymi pierwiastkami, wykonywano tłumiki magiczne. Jedna z izb, w przeciwieństwie do reszty, miała otwarte drzwi. Haley przyjrzała się pomieszczeniu z daleka, nie miała zamiaru tam wchodzić. Wiedziała, że jeżeli dałaby się tam zamknąć, nie zdołałaby uciec. Dostrzegła w środku kamienny, nieco zakrwawiony ołtarz, na którym płonęły świece. Próbowała się skupić, lecz ołów przeszkadzał w detekcji magii. Ktoś tu był, albo mag, albo broń – nie umiała wskazać, gdyż metal zaburzał zmysły. Mana, jaką czuła, początkowo zdawała się prosta, bez fal, jak uczucie broni. Lecz nagle mogła przysiąc, że poczuła małą falę, czyli maga. Mana broni skupia się wyłącznie na tworzeniu bojowej formy i nie jest w ogóle plastyczna, więc nie może posiadać fal. Haley przez ołów nie potrafiła zupełnie określić, czy ma do czynienia z magiem, czy bronią… lecz uczucie tej many zdawało się być znajome. Miała wrażenie, że jest podobna do niej samej…

Usłyszała dźwięk trzeszczenia, tuż za nią otworzyły się drzwi. Nastawiła jedno kocie ucho, słyszała kroki i czyiś oddech. Zmarszczyła czoło. Podeszła bliżej otwartych drzwi, stanęła przed futryną.

Goro był wewnątrz, opierał się o ścianę. Pod jego nogami leżała rożowowłosa dziewczyna, której ręce i nogi skuto razem zaklęciem.

– Witaj, ma luba! – Goro powitał Haley z wyśmienitym humorem. – Jestem zaskoczony twoim przybyciem. Stęskniłaś się?

Haley zamiast mu odpowiedzieć, patrzyła na leżącą na ziemi, przerażoną dziewczynę. Nie wierzyła w to, co widzi. To albinos, ale jakim cudem? Na dokładkę, nie byle jaki albinos. To musiała być Nana Nagisa Viltis, zwana „nadzieją” przez starszyznę Kavaru i Enzernów. Według plotek, miała posiadać wyjątkową moc zdolną zmienić świat. Wszelkie informacje o Nanie były ściśle chronione zarówno przez Enzernów jak i samego cesarza, nikt nie wiedział kiedy się urodziła ani gdzie, kto był jej ojcem, ani jak wyglądała jako niemowlę. To córka sławnej Artemidy via Enzern i główny powód wzniecenia przez Brando powstania w Nihorii przeciwko Enzernom i władzy. Krążące pogłoski o dziecku, które od narodzin ukrywano, wzbudzało zazdrość i strach w Brando. Wielu Nihornijczyków uważało, że Artemida była reinkarnacją Diany, więc wieść o „dziecku bogini” pobudzała wyobraźnię. Wszyscy jednak żyli w przekonaniu, że dziecię to, tak jak inne albinosy, zostało zabite podczas rzezi. Dla Haley był to nie lada szok, że Nana Nagisa żyje. I jak na złość, Goro dopadł ją w swoje łapska.

– Starzy dużo gadali, że jest wyjątkowa – powiedział nagle Goro, zauważając, że Haley skupia wzrok na Nanie. – Kiedy okazało się, że Księżycowy Demon ma dziecko, choć nikt nigdy nie widział jej w ciąży, cała Nihoria huczała. To śmieszne, gdy miejscowa legenda staje się prawdą… I w jej przypadku, jak i w twoim. Obraz makabry godny Enzerna–zabójcy, czyżby magia krwi?

Haley nie odpowiadając, wyciągnęła z siebie formę miecza. Goro był pozytywnie zaskoczony.

– Więc nastał czas? Zobaczę w końcu tą moc?

– Będzie to ostatnie, co ujrzysz w swoim życiu. Nie mrugaj, bo przegapisz.

– Ależ oczywiście – odparł, po czym wyciągnął coś zza płaszcza, było to pewne naczynie. Haley na moment zamarła, pamiętała ten przedmiot bardzo dobrze.

Goro zerwał wieko, ze środka zaczęła wylatywać czarna chmura, która przybrała znany jej kształt stwora przypominającego wilka, ze smoczymi kończynami. To była ta sama broń, która zabiła Yosuke. Ręce Haley zadrżały. Ogień pochodni pod wpływem aury demona zmienił barwę na zieloną.

Stwór zaszarżował, Haley odepchnęła go mieczem. Machnął łapskiem, niebieskowłosa umacniając ostrze magią zablokowała atak. Ślepia potwora napierały na nią, niczym oczy Goro, nie mogła tego znieść. Odskoczyła w tył i zauważyła, że stwór ugodził ją w rękę, na szczęście nieznacznie. Haley musiała uważać, wykorzystała wcześniej bardzo dużo many, musiała być więc ostrożna z używaniem zaklęć. Nie przewidziała, że Goro użyje właśnie tej broni przeciwko niej. Nie wiedziała nawet, że Yanarowie w ogóle mu ją oddali. Próbowała się utrzymać w garści, musiała. Nawet, jeżeli powracały teraz te paskudne wspomnienia, te makabryczne obrazy… Walczyła ze stworem. Był silny, oporny na zaklęcia. Nie chciała ryzykować wyrzutem many, pamiętała, co stało się z nią w Yodiarze. Uznała, że jeżeli nie będzie innego wyjścia, wtedy zaryzykuje.

Walczyła zaciekle, choć tak się bała. Bała się tych żółtych ślepi, które posiadał stwór. Przypominały to, co najgorsze. Tak samo jego pazury. To właśnie nimi demon zabił Yosuke.

Haley blokowała ataki, gdy Goro obserwował całe zajście z widocznym zadowoleniem.

– Wiedziałem, że z każdą inną sobie poradzisz. Ale ta jest bardzo kłopotliwa, prawda? – zakpił.

Haley nie miała zamiaru odpowiadać. Próbowała zaatakować rogi stwora, lecz ten skutecznie chronił się przed szarżą. Spróbowała zaklęciem, wyrzuciła wiązkę magii, którą stwór z łatwością odbił, trafiła w jej twarz. Gniewnie splunęła na ziemię. Goro uśmiechnął się.

– Domyślałem się, że przybędziesz, więc przygotowałem dla ciebie specjał. Jestem przekonany, że jesteś mile zaskoczona.

– Skończ grać! – warknęła. – Powinieneś stanąć ze mną do walki osobiście, zamiast wyręczać się tym plugawym stworem!

– Och, Haley… – Goro szepnął parodystycznie zatroskanym tonem. – Nie różnisz się niczym od tego plugawego stwora. To, co zrobiłaś z moimi pachołkami niewiele różni się od tego, co ten zrobił twojemu kochasiowi.

– Skończ… – Zawarczała jak dziki zwierz, a wszystkie jej mięśnie napięły się. Wyskoczyła w stronę Goro, demon zatarasował jej drogę. Próbowała ponownie zaatakować, albo w szyję, albo w rogi. Znowu tak samo bezskutecznie.

„Dlaczego nie mogę zadać mu żadnych obrażeń…?! Dlaczego…!?” – pytała samą siebie. Próbowała wszystkiego. Magii w rozsądnej ilości, szarży, każdej techniki, której nauczył ją dziadek. I nic. To wszystko przynosiło mizerny skutek. Stwór zadawał Haley coraz więcej obrażeń, a ona pozostawała mu dużo dłużna. Nie mogła nic zrobić, czuła bezsilność. Wiedziała dobrze, że to, co Goro powiedział, jest prawdą. Użyła magii krwi po to, by szybko pozbyć się pionków i wreszcie zakończyć z nim sprawę raz na zawsze. Przypomniała sobie, jak straciła nad sobą kontrolę, gdy Yosuke zginął… przysięgała, że już nigdy więcej nie pozwoli, by obłęd nią zawładnął. Że już nigdy więcej nie użyje czarnej magii. Nie dotrzymała danej sobie obietnicy. Zabiła tak wielu przy jej pomocy, choć miała już nigdy więcej nie dać się ciemnej stronie księżyca… Nie była w stanie ujarzmić bólu, który doprowadzał ją do szaleństwa. Poddała się obłędowi. Czuła wobec siebie obrzydzenie i nienawiść. Nic nie umiała zrobić, ani postawić się rodzinie, ani uciec, ani pokonać Goro. I ona śmiała zwać się albinosem? Była zbrukana krwią, przesiąknięta odorem śmierci i ciemności. Nie potrafiła niczego, ani nikogo ochronić. Nienawidziła siebie nawet bardziej, niż nienawidziła Goro.

Jak śmiała w ogóle sądzić, że Edward mógłby ją pokochać?

Walczyła ze wszystkich sił. Rozpaczliwie chciała pomścić przyjaciela. Udowodnić iż to, że przestała robić tak jak wypada, było prawidłowe. Udowodnić, że ma resztki ludzkiej godności. Udowodnić, że jest na tyle silna, by móc ukarać Goro.

Chciała udowodnić, że jest w stanie naprawić to wszystko, co zostało zniszczone… To była tylko sekunda, kiedy poczuła znajomą manę. Te złote włosy lśniące w świetle słońca i powiewające na wietrze, była przekonana, że widzi je przed oczami… Jego zielone oczy, ciepło wyglądającą twarz… Edward z Rebellar… To jego mana…

Jest tutaj…

Straciła koncentrację. Demon wytrącił miecz z jej ręki, po czym uderzył. Haley upadła na ziemię, miecz rozproszył się. Demon ryknął i opluł ją, zacisnęła oczy czując straszliwy odór.

– Odsuń się – rozkazał Goro. Demon posłusznie zrobił kilka kroków w tył. Delaunay ukucnął przy Haley, która ciężko oddychała, przytrzymując się rękoma podłogi. – Nie ma sensu, byś to ciągnęła, wygrałem tę walkę. Pora, byś się poddała.

– Nigdy się nie poddam!

– Och! – Zaśmiał się obrzydliwie i wyprostował się. – To co masz zamiar zrobić? Masz tylko dwie opcje: albo dołączyć do mnie, albo umrzeć wraz z twoim kochasiem, Edwardem. Opcja numer jeden będzie o wiele lepsza, uwierz mi. Jesteśmy w końcu tacy sami, kochamy rozlew krwi. Pasujemy do siebie, przestań temu zaprzeczać.

– Nie… Nie! – zaprzeczała jego słowom.

– Tak, tak! – przedrzeźnił ją. Uwielbiał zadawać Haley ból, robiąc to czuł się zupełnie tak jakby torturował znienawidzoną Artemidę.

Na ziemię pokapały krwawe łzy. Haley ścisnęła pięści. Czarna mana zaczęła ulatywać z jej ciała.

– Och, jeszcze masz siłę? – Zdumiał się Goro, po czym lekko uśmiechnął. Jego zadowolenie jednak nie trwało długo. Poczuł ogromny dyskomfort, gdy Haley uniosła głowę. Jej oczy były przerażające, spływała z nich krew. Magia buchnęła z ciała niebieskowłosej, uderzając silnie w Goro. Delaunay poczuł smak krwi w ustach, wokół jego szyi oplotła się macka zrobiona z czarnej aury. Serce Nany przyspieszyło ze strachu.

„O nie…” – pomyślała przerażona dziewczynka. – „Tylko nie to…”

Haley zawyła. Był to przerażający dźwięk. Goro próbował wydać rozkaz demonicznej broni, lecz ta nie była w stanie rozpoznać swojego pana przy tym natłoku czarnej magii. Niebieskowłosej popękały naczynka w oczach, nadając białkom czerwonawego koloru. Wszystkie mięśnie w jej ciele potężnie się napięły, żyły powychodziły na rękach i twarzy. Nana zaczęła płakać.

– Nie! Nie idź! Nie idź w stronę ciemnej strony księżyca! – krzyczała Nana, próbując wyrwać się z sideł zaklęcia krępującego. Haley wzięła ciężki wdech nozdrzami, wbiła spojrzenie swoich wrzecionowatych, przekrwionych oczu prosto w Goro. Pierwszy raz to ona zdominowała jego, aż nogi mu zadrżały.

– Goro… GORO!! – Haley wydarła się doniośle, nie reagując na błagania dziewczynki. Goro próbował oderwać od swojej szyi mackę, nie chciał dać za wygraną. Nie mógł ukryć, że był śmiertelnie przerażony. Szukał wzrokiem swojej towarzyszki, lecz ta gdzieś zniknęła. Klął w myślach. W drzwiach pojawiła się jednak Alana. Widząc to, co się dzieje, rozkazała demonowi zaatakować Haley. Stwór zareagował na szczęście dla Goro na rozkaz dziewczynki, skoczył w stronę oszalałej albinoski. Niebieskowłosa zignorowała Goro i zaczęła szarpać się z demoniczną bronią. Delaunay upadł na ziemię, zakasłał. Nana mocno płakała.

– Haley! Opamiętaj się! – błagała zrozpaczona dziewczyna, kiedy niebieskowłosa walczyła z demonem tak zaciekle i brutalnie, jakby sama była potworem. Nana obawiała się, że Szara Strona przejmie nad Haley całkowicie kontrolę i nie będzie już dla niej ratunku. – Wiem o tym, że spotkało cię wiele bólu i rozczarowania, ale pomyśl o tym, czym jesteś! Jesteś księżycem! Musisz być jasna!

Haley użyła ogromu siły, by odtrącić od siebie demona. Spojrzała na Nanę, która leżała skrępowana na końcu pokoju. Przymknęła oczy, po czym skupiła garść magii i ze strasznym wyrazem twarzy rzuciła wiązką w stronę dziewczyny. Puls Nany Nagisy na moment zatrzymał się, czas zwolnił, zacisnęła oczy.

Liny krępujące jej nogi i ręce pękły. Nana poczuła lekki ból, lecz nie było to nic poważnego. Uniosła głowę, by spojrzeć na Haley, która wyglądała teraz o wiele lepiej, czarna magia przestała z niej buchać. Nie myśląc długo, Nana pobiegła w stronę niebieskowłosej, Goro nie zdążył jej zatrzymać. Demon zaatakował po raz kolejny, Haley znowu zaczęła się z nim siłować. Nana stanęła za nią, po czym położyła jej dłonie na plecach.

– Użyczę ci mojej mocy – rzekła Nana, po czym skupiła się, by uwolnić magię z pieczęci na plecach. Pieczęcie Haley również zalśniły, stopując wylew krwawych łez. Demon, choć był silny, przeciwko mocy dwóch albinosów nie mógł dać rady. Nastał błysk, który rozproszył ciemność. Po demonie został tylko pył. Haley nie mogła w to uwierzyć, że wreszcie pomściła Yosuke. Przynajmniej to udało się jej dokonać. Była jednak bardzo osłabiona, wcześniejsze wybryki z używaniem magii krwi, po czym ten nagły wybuch many z powodu szaleństwa, nie mogły przejść bez echa. Prawie upadła, ale Nana zdołała ją wesprzeć. Haley brała bardzo ciężkie wdechy, była wykończona.

Goro zaklął głośno.

– Jebane kurwy… Zniszczyłyście mi najlepszą broń! – skomentował gniewnie.– To jednak bez większego znaczenia…

Nana spojrzała na niego, znowu przybierając maskę matki. Goro skrzywił twarz.

– Wiem co, a raczej kogo masz na myśli. – Nana pomogła Haley usiąść na ziemi, po czym stanęła dumnie. – Nie masz pojęcia, co robisz. Nie masz pojęcia, z kim współpracujesz!

– Więc wiesz, kim ona jest? – wywnioskował z pewności w głosie Nany. – Nie bez powodu nazywają cię „przeznaczonym dzieckiem”. Pewnie twoja cholerna mamusia była faktycznie reinkarnacją bogini księżyca, jaka więc szkoda, że ją zarżnęli! Ominie ją powrót tej, która zrzuciła ją z piedestału boskiego.

– Jesteś gorszy od diabła. – Nana odpowiedziała z pogardą. Goro zaśmiał się.

– Wkrótce będę bogiem, gówniaro. A ona mi pozwoli to osiągnąć.

– Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Nie masz pojęcia, jaki jest jej prawdziwy cel.

– Przymknij się w końcu! – warknął. Alana podeszła do Goro i podała mu kolejny zwój z demoniczną bronią. – Już nie jesteś mi potrzebna, Haley starczy, by wezwać bożka. Wyleczyłem hemasitus, więc możesz zdychać.

Rozwinął zwój, a wtedy usłyszeli głośny wybuch, który musiał nastąpić na zewnątrz. Nana była pewna, że poczuła moc albinosa. Goro, choć nie miał żadnych mocy prócz znamienia, został sparaliżowany przez to uczucie.

Nana, nie zastanawiając się długo, wybiegła wprost na Delaunay i wyrwała mu zwój z pieczęcią z rąk, po czym wyrzuciła na koniec pokoju. Goro ocknął się zirytowany, Nana skupiła magię w dłoniach i próbowała uderzyć go w brzuch. Czarnowłosy złapał albinoskę za nadgarstek, po czym drugą ręką chwycił za jej szyję, podniósł do góry i szybko rzucił nią o ziemię. Schylił się nad różowowłosą dziewczyną i zaczął uderzać z otwartych dłoni w jej twarz, po czym podduszać. Nana szarpała się i kopała, Goro znokautował ją z łokcia, po czym nacisnął na jej klatkę piersiową swoim cielskiem. – Jesteś zupełnie taka sama, jak twoja cholerna mamusia – skomentował pogardliwie. Haley próbowała się podnieść, by pomóc Nanie, lecz nie mogła, była zbyt słaba. Użyła więc resztek magii, by stworzyć mały pocisk magiczny. Rzuciła w Goro, po czym upadła ze zmęczenia na twarz. Magia trafiła prosto w oko Goro, który krzyknął i zwalił się z Nany, pozwalając dziewczynie zaczerpnąć powietrza. Zasyczał głośno, zasłaniając zranione oko dłonią.

– Pieprzone albinosy, uparte jak osły! – wykrzyczał, wstając z ziemi.

Więcej pocisków wystrzeliło nagle w jego stronę, tym razem w kolorze jasnoczerwonym, a nie fioletowym, jak magia Haley. Uderzenia przyjęła na siebie Alana, upadła na ziemię nieprzytomna. W drzwiach pojawiła się Kyoko wraz z Edwardem. Goro odszedł na kraniec izby, sięgnął po zwój, który wyrzuciła mu wcześniej Nana. Kyoko zaatakowała ponownie, Delaunay zwinnie zrobił unik. Klął w myślach, gdzie to podziała się jego towarzyszka. Wiedział, że z tą dwójką nie ma żartów i może sam sobie nie dać rady.

Kyoko pobiegła do Nany którą wzięła na ręce i teleportowała się razem z nią w tył. Położyła dziewczynę przy ścianie, z dala od Goro. Do dyszącej ze zmęczenia Haley podszedł Edward. Niebieskowłosa nie miała odwagi unieść głowy. Ed nic nie mówiąc, wygiął swoje usta i brwi w smutku. Spojrzał na Goro, który rozwijał właśnie zwój. Widać było po nim, że nie jest zadowolony z obrotu spraw. Nie miał już więcej demonicznych broni przy sobie, a pionki nie zdołały pozbyć się wrogów tak, jak zakładał. Na dodatek jego tajemnicza towarzyszka nagle postanowiła zniknąć nie wiadomo gdzie. Edward wystrzelił w Goro wiązką magii, wytrącając tym zwój z jego rąk i zostawiając rany.

– Buda, psie – zagroził złotowłosy. Goro ściął go wzrokiem pełnym nienawiści, Edward odpowiedział tym samym. Nienawidził tego, jak bardzo ich oczy były podobne. – Kyoko, osłaniaj mnie.

Fiołkowowłosa cały czas pozostawała w gotowości do ataku, gdyby to Goro wpadł nagle jakiś durny pomysł do głowy. Dziwiło ją, jak Delaunay w pojedynkę był w stanie to wszystko zorganizować. A może mimo wszystko nie był sam? Ta dziwaczna, straszliwa mana dalej unosiła się w powietrzu, musiała zachować ostrożność.

Edward schylił się przy Haley, po czym delikatnie położył ręce na jej ramionach. Zamarła, czując dotyk. Nadal nie podniosła głowy, nie umiała na niego spojrzeć.

– Nic ci już nie grozi – wyszeptał Edward. – Przyszedłem po ciebie. Przepraszam, że cię zostawiłem.

– O czym ty mówisz… Przyszedłeś po mnie? Przecież ja jestem… mordercą – mówiła przerażona, mając przed oczami obraz wszystkich zamordowanych przez nią ludzi.

– To nieważne. Gdybym tylko ci zaufał, nie doszłoby do tego, to moja wina. Ludzie szaleją w tej grze, jeżeli zostaną w niej sami.

Haley w końcu odważyła się na spojrzeć na Edwarda. Miał tak mile wyglądające oczy, pełne zrozumienia, współczucia. I poczucia winy. Łamało jej to serce.

– Słyszałem cię – kontynuował Edward – jak bardzo się bałaś, jak próbowałaś walczyć. Czułem, jak cierpisz, jak bardzo nienawidzisz tego potwora. – Rzucił krótkim spojrzeniem na Goro, który zadarł głowę wysoko w górę. – Przepraszam, że ci nie uwierzyłem. Ale teraz wreszcie cię odnalazłem. Widziałem cię w złocie i w srebrze, wśród motyli.

Haley przypomniała sobie wtedy dawną wizję wśród ciemności. Słyszała głos, który wołał jej imię, widziała śniące punkciki, zmieniające się w motyle… Więc Edward też je widział?

Jej serce biło bardzo szybko, ale nie dlatego, że się bała, czy stresowała. To bardzo dziwne uczucie, którego nie można porównać z niczym innym.

– Haley. – Edward wypowiedział jej imię z głębokim uczuciem. – Choć czyniłaś zło, nigdy nie będziesz taka jak Goro. Walczyłaś ze swoimi wrogami, być może w zakazany sposób, lecz oni walczyli dla niego, dla jego wygranej. Zasługiwali na karę. Jesteś w końcu księżycem. Ty wydajesz sprawiedliwość.

– Nie bądź śmieszny! – wykrzyczał Goro. Kyoko przygotowała się, by strzelić magią. Zauważając to, zamilkł. Edward nie zwrócił nawet na niego uwagi.

– Co ty mówisz… – Haley nie wierzyła w to, co słyszy.

– Nie miałem przez te wszystkie lata absolutnie niczego. Żadnego celu, żadnego marzenia. Jak wstąpiłem do gry, moim celem było uratowanie brata. Ale wiesz co? To mój brat uratował mnie. Gdyby nie on… nigdy nie odnalazłbym własnego celu, mojego marzenia. Jest to coś, czego nawet bożek nie byłby w stanie mi dać... To ty, Haley. Ty jesteś moim celem, moim marzeniem i jedynym życzeniem. Jesteś wszystkim, czego pragnę. I jeżeli ta cała przelana krew miała mi to uświadomić… to było tego warte.

Czas się zatrzymał. Jedyne, co mogła zrobić, to szeroko otworzyć oczy. Jej usta rozwarły się lekko w szoku, policzki zaczerwieniły, a źrenice… pierwszy raz w życiu, rozszerzyły się. Nie do idealnego okręgu, ale na pewno znacząco. Widziała teraz uśmiech Edwarda bardzo wyraźnie.

Złotowłosy pomógł Haley wstać, podając jej ręce. Ścisnęła je mocno, podnosząc się. Edward delikatnie przysunął ją do swojego ciała i objął obydwiema rękami, by mieć pewność, że się nie przewróci. Haley była nadal osłabiona i nie potrafiła wyprostować nóg zupełnie. Oparła dłoń na ciele Eda i oddychała głęboko, nie wierząc w to, co usłyszała.

„Więc to jest… moje Yomei…?” – spytała samą siebie w głowie, spoglądając na twarz Edwarda, który gniewnie obserwował Goro. – „Yosuke… Twoja wola żyje wśród ludzi… Odrodziła się w nim i sprowadziła go dla mnie. To nie ja… to Edward jest twoim Romei. On jest… Romei nas wszystkich.”

Goro stał dalej tam, gdzie wcześniej, zagryzał wargi ze wściekłości. Kyoko pozostawała w gotowości do ataku, gdyby cokolwiek chciał zrobić. Goro zaciskał pięści, patrzył na Edwarda z nienawiścią. Po chwili jednak uśmiechnął się, po czym zaczął śmiać. Najpierw cicho, a potem coraz głośniej.

– Z czego rżysz? – spytał Edward. Goro kontynuował obrzydliwy śmiech. Przestał nagle, biorąc głęboki oddech i niesamowicie spokojnie oznajmił:

– Naprawdę uważasz, że wygrałeś? Och, nie, nie… to jest dopiero początek!

Za Goro pojawiła się nagle jakaś zakapturzona postać. Kyoko i Ed poczuli dezorientacje. Kiedy ta osoba w ogóle się zjawiła? Nie słyszeli wcześniej żadnych kroków, nawet nie widzieli błysku teleportacji. Zauważyli też, że siostra Hagana, która leżała wcześniej nieprzytomna na ziemi, dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Edward zaczął się nerwowo za nią rozglądać, ale nigdzie jej nie znalazł. Nana próbowała wstać z ziemi, lecz jej ciało bardzo bolało. Kyoko, nie odrywając wzroku od Goro i tajemniczej postaci, podała różowowłosej rękę. Nana ścisnęła dłoń lisicy, poczuła się o wiele bezpieczniej.

– Edwardzie! – zawołała Nana. – Uważaj, ona jest…!

Nagle towarzyszka Goro machnęła ręką i wystrzeliła wiązkę magii w sufit bunkra. Ziemia zaczęła się trząść, a ściany z każdej strony pękać. Tam, gdzie stał Edward z Haley, sufit pękł najszybciej, ziemia zaczęła wsypywać się do środka. Haley wtedy, wykorzystując resztki swojej siły, odepchnęła Edwarda w stronę Kyoko. Upadł na ziemię, kiedy Goro, wykorzystując okazję, chwycił Haley za nadgarstek, po czym uderzył mocno dłonią w kark, pozbawiając przytomności.

– NIE! – Edward wrzasnął i wstał, pobiegł w stronę Haley. Goro uśmiechnął się obrzydliwe, po czym wraz z albinoską i swoją towarzyszką zniknął w błysku magii, zanim Edward zdążył dobiec. Ed stanął, ziemia zaczęła coraz szybciej wsypywać się do środka, lecz nie zwracał na to uwagi. Czuł, jak rośnie w nim rozpacz i panika. – Nie… Nie! NIE!

– Edward! Wracaj tu! Musimy się teleportować! – krzyczała Kyoko, do której przytulała się osłabiona Nana. – Szybko, chodźże tutaj!

Edwardowi łzy ściekły po twarzy, pobiegł szybko w stronę fiołkowowłosej, która skupiła magię. Zniknęli, a wtedy cały bunkier zasypała ziemia.

Nastał błysk magii, wylądowali na trawie. Dokonali tego, zdołali uciec… Bunkier zapadł się, kurz wraz z pyłem wisiał w powietrzu. Edward padł na kolana i zaczął walić w ziemię pięściami. Czuł mieszankę agresji z rozpaczą. Wrzeszczał, uderzając coraz szybciej i mocniej.

– Jak mogłem?! JAK MOGŁEM?! – darł się. – JAK MOGŁEM DO TEGO DOPUŚCIĆ, BY ON JĄ ZABRAŁ?!

– Edward, zachowaj trzeźwość umysłu! – Kyoko złapała złotowłosego za nadgarstki i siłą powstrzymywała go od walenia w ziemię.

– NIGDY SOBIE TEGO NIE WYBACZĘ! – krzyczał zrozpaczony. W końcu odpuścił, Kyoko uwolniła jego ręce. Zasłonił wtedy brudnymi dłońmi twarz, delikatnie przeciągając je po policzkach.

– Pani Kyoko… – Nana zwróciła się do fiołkowowłosej bardzo cicho. – Wiem, że sytuacja jest trudna, lecz musimy jak najszybciej odnaleźć boginię Aru… Wiem, kim jest wspólniczka tego Delaunay…

– Wiesz z kim współpracuje?! – Edward zareagował jak poparzony. Nana kiwnęła głową z przerażoną miną. Nagle usłyszeli znajomy głos.

– Edward! Kyoko! – Aru wołała z daleka. Ujrzeli ją wraz z Lorenzo, Kasei i Peterem.

Aru przeteleportowała się czym prędzej i odetchnęła z ulgą.

– Uratowaliście Nanę, jak dobrze… Poczułam straszliwą manę, więc czym prędzej ruszyliśmy, by was znaleźć. Cieszę się, że jesteście cali… Ale… gdzie jest Hagan… Gdzie Eris? – Czerwonowłosa rozejrzała się we wszystkie strony. Edward i Kyoko popatrzyli po sobie, po czym opuścili głowy nisko.

– Mistrzu Aru… – przemówiła Kyoko łamiącym się głosem, po czym uklęknęła. – Proszę o wybaczenie… Eris zginęła, poświęcając życie, byśmy mogli dotrzeć do Goro Delaunay. Wybacz mi, proszę…

– Eris nie żyje?! – krzyknął Lorenzo, po czym położył obydwie ręce na głowie, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.

– To nie była wina Kyoko – wyjaśnił Ed. – Cholerny gnój wykorzystał własną siostrę, by z nami walczyła. Demoniczna broń użyła czarnej magii, straciłem przez to dech. Kyoko mnie inhalowała, nie mogła walczyć…

– Eris… – szepnęła Aru, zasłaniając usta dłonią, w jej oczach stanęły łzy. – Kyoko, proszę, wstań… Uratowałaś Edwarda, to się liczy…

Kyoko bez słowa wykonała prośbę.

– To był zły pomysł, by się rozdzielać… – skomentował Peter. – Gdybyśmy poszli razem…

– Peter, to nie ma sensu – ucięła Kasei, obejmując za ramię płaczącego Lorenzo. – To, co się stało… Nie cofniemy już tego…

– A Hagan…? – spytał Peter. – On też…?

– On też. – Kyoko potwierdziła. – Delaunay kontrolował swoją siostrę, ta rozkazała demonicznej broni zarazić go czarną magią. Dobiliśmy go, zanim było za późno.

– …Goro złamał tabu – wyszeptał wściekłe Peter. – W lesie leżą ludzie, których zabiła magia krwi… Kontrolował umysł kogoś... Kazał zarazić… – Zaciskał coraz mocniej pięść. – Gdzie on teraz jest?!

– Nie wiemy – odpowiedziała Kyoko, nie uświadamiając Petera, że akurat za magię krwi odpowiadał ktoś inny. – Porwał Haley, która również się tu zjawiła… A potem, wraz ze swoim niezidentyfikowanym towarzyszem rozpłynął się w powietrzu. Cudem zdołaliśmy uciec z bunkra, zanim się zapadł.

– Musimy go znaleźć! – naciskał Peter.

– ONA! – krzyknęła Nana głośno, by zwrócić na siebie uwagę. Wszyscy zamilkli, odwracając wzrok w stronę dziewczyny. – Ona… Towarzyszka Delaunay… To… To morderczyni bogów…

– Morderczyni… bogów? O czym ty mówisz? – spytała Kasei. Ed spojrzał z przerażeniem na Aru.

– Ed…? – Czerwonowłosa zaniepokoiła się jego spojrzeniem. Złotowłosy nagle zaczął łypać nerwowo powietrze. – Ed!

– To przez czarną magię?! – spytała zmartwiona Kasei. Peter podbiegł do brata, by sprawdzić jego stan. Przyłożył dłoń obtoczoną magią do ust Edwarda i zaczął go inhalować. Po chwili złotowłosy mógł znów normalnie oddychać.

– Ten demon… – przemówił Ed. – Który zabił bogów… To, o czym mi opowiadałaś… To masz na myśli?

– Kiedy zobaczyłam jej twarz, coś poczułam, ale… nie chciałam w to wierzyć. Ale potem… Goro Delaunay powiedział… że powrócił ktoś, kto zrzucił bogów z ich piedestału. A ona, ta towarzyszka… wygląda jak Kavaru… Kavaru, ale albinos.

– Przecież to niemożliwe! – Kyoko uniosła się w emocjach, a to nie było do niej podobne. – Przecież to oznacza, że ona jest… tą, która chciała przejąć moce wszystkich bogów… Która zamordowała ich, sprawiając, że magia ziemi, ognia… bóg oczyszczenia i księżyc… Że to wszystko zniknęło.

– …A przecież już wiemy, że wiara Dwunastu jest prawdziwa – spuentowała Aru.

– Więc co to znaczy…? – Kasei spytała, trzęsąc się. Teraz to Lorenzo ją przytulił.

– Nie mam kurwa pojęcia. – Edward udzielił jedynej możliwej odpowiedzi.

I wtedy coś zaczęło go nawoływać wewnątrz umysłu. Usłyszał głos, który wywoływał w nim uczucie obrzydzenia takie samo, jak widok twarzy Goro. Słowa wypowiadane w jego głowie sparaliżowały całkowicie ciało.

Wszyscy patrzyli na Edwarda pytając, co się stało. Widzieli, że coś jest bardzo nie tak i bali się. Nana złapała złotowłosego za przedramię i spojrzała mu prosto w oczy.

– Edwardzie, Edwardzie z Rebellar! – wołała. Nagle jakby oprzytomniał, pomrugał mocno kilka razy. Spojrzał na dziewczynkę, która kiwnęła pewnie głową.

– Więc wiesz…? – spytał Edward.

– Wiem… – odpowiedziała. – Bożek cię wezwał. Finał nadszedł.

Nastała głucha cisza.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania