Pokaż listęUkryj listę

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 10 (Część 8)

"Złodzieje. Takim mianem przyszło ich nazywać, choć robią o wiele gorsze rzeczy, niż tylko kradzież. Nienawidziłem ich długie lata. Nienawidziłem wszystkich, którzy wierzyli w boga słońca, nie myśląc nawet o tym, że również oni byli krzywdzeni. Teraz już wiem, że nie wszystko jest jednoznacznie białe czy czarne. Niby wiedziałem to już wcześniej, lecz wciąż kategoryzowałem, nawet tego nie odczuwając."

 

Nastała noc. Odłożył na moment notes, by wziąć łyk kawy. Pił drugą i ostatnią. Peter tłumaczył mu wiele razy jak negatywny wpływ na organizm może mieć kofeina spożyta w zbyt dużej ilości. Powtarzał to tak często, że Ed zrobił się nieco przewrażliwiony na tym punkcie. Nie pamiętał już nawet, kiedy ostatnio pił kawę. Porzucił ją całkowicie na rzecz herbaty, kiedy to spokojnie siedział godzinami w domowej bibliotece i czytał książki, jednocześnie marząc o tym, by kupić ich więcej. Odstawił kubek obok, siedział na ziemi. Nadal znajdował się w holu, przy dużym oknie na którego parapecie wylegiwał się wcześniej. Teraz oświetlały go płomienie świec, gdyż słońce dawno zaszło. Podniósł notes.

 

"Szczerze… boję się. Boję się ich. Zdołali obejść straż Egrezji, pewnie uda im się przebić przez ochronę, jaką zapewniła Kapłanka Kavaru. Próbuję tego nie okazywać, ale jednak… Nie umiem nawet opisać, jak bardzo się ich boję. Fanatycy im podobni zabili moją matkę… Czy naprawdę jestem w stanie się z nimi zmierzyć? Czy… nie spanikuję? Jednakże, Peter też tu jest. Nie mogę tak po prostu uciec, choć naprawdę mam ochotę... ale nie mogę. Bo wszyscy na mnie liczą. Bo muszę znaleźć Haley…"

 

Ponownie odstawił notes. Oparł się o ścianę i odetchnął. Nie był bardzo zmęczony. Dla pewności, że nie zasłabnie podczas walki, przespał się chwilę wieczorem. Przed drzemką rozpuścił włosy, których nie spiął z powrotem gdy się obudził. Opadały mu na ramiona, lekko podwijając się na końcach do góry. Z nudów nakręcił jedno pasemko na palec. Od pewnego czasu zwracał na nie większą uwagę, a to wszystko przez słowa Haley. Powiedziała, że nie sądziła, że złote włosy mogą być takie piękne.

„Powiedziałaś, że przypominałem ci jego. Czy teraz więc, gdy cię porzuciłem, znowu ci go przypominam? A może jestem nawet gorszy…?”

Puścił kosmyk włosów i westchnął. Wziął notes, po czym schował go w wewnętrzną kieszeń kamizelki. Zamknął oczy. Starał się nie myśleć o niczym, chciał się całkowicie wyciszyć, choć na moment. Nie myśleć o bożku, o śmierci, hemasitus, walce, bogach, Hemvie, Wyznawcach Światła, morderstwach, niesprawiedliwości, bólu, Mateo, narzeczonym Haley…

Odrzucił wszystkie myśli, by tylko na chwilę uciec od tej całej przykrej rzeczywistości. By tylko na chwilę uwolnić głowę od tego ogromnego ciężaru. By choć na moment zaznać spokoju…

I nagle przed oczami stanęła mu ona. Z lśniącymi, niebieskimi włosami. Z ciemnofioletowymi, dużymi oczami ozdobionymi długimi rzęsami. Z puchatymi, czarnymi kocimi uszami. Z uśmiechem na twarzy.

Nie mógł o niej zapomnieć nawet teraz, nawet na jedną chwilę. Otworzył oczy, przeszły go ciarki. Miał wrażenie, jakby nie był w stanie już dłużej wytrzymać presji. Że to wszystko co się stało, co się dzieje, to za dużo dla niego. Skulił się i pozwolił sobie płakać, choć tak nienawidził tego robić. Długi czas sądził, że należy zachować w emocjach umiar. Nie przeżywać bólu, ani się nie ekscytować.

„Jaki ja byłem durny sądząc, że tak się da…” – Skrytykował sam siebie. – „Gdy nadchodzi prawdziwa tragedia nie da się zachować spokoju… Żaden człowiek, który posiada serce, nie jest w stanie tego zrobić…”

Usłyszał szmer.

Wysunął głowę spod rąk. Niczego nie zauważył, póki nie odwrócił głowy w lewo. Nana stała widocznie zmartwiona, z rękoma schowanymi za plecami. Ed zaśmiał się głupio, po czym otarł łzy.

– Głupio tak, nie? By facet ryczał…

– Mówienie, że mężczyźni nie mogą płakać jest jedną z największych bujd – odpowiedziała. Schyliła się i podała mu chusteczkę. Ed wziął ją, po czym otarł twarz.

– Dziękuję. Niech to zostanie między nami – poprosił, znowu śmiejąc się głupio ze wstydu. Dziewczynka, nadal schylona, wpatrywała się w niego uważnie.

– Czy coś nie tak?

– W nocy widać więcej niż za dnia, jeżeli umie się odpowiednio patrzeć – powiedziała.

– Och? – Zdumiał się nieco. – Co takiego więc widzisz?

– Coś w tobie. Coś, czego wcześniej nikt nie zauważył. Jest to na twojej twarzy.

– Na mojej twarzy? – Zastanowił się. Pomyślał, że teraz najbardziej widać zmartwienie i wewnętrzne rozterki… Czy jednak różowowłosej mogłoby chodzić o to? Czyżby jako albinos dostrzegła prawdziwą przyczynę tego stanu emocjonalnego? A może widzi coś więcej? W końcu nie jest to zwykły człowiek… Co takiego więc mogła dostrzec? Może czyta z niego jak z otwartej książki, a on o tym nie wie? Co taka maleńka, niepozorna istota, mogła swoimi złotymi oczami dostrzec na jego twarzy? Może wszystkie sekrety? A może nawet coś, o czym sam Edward nie miał bladego pojęcia? Przełknął nerwowo ślinę. Nana przymknęła oczy, po czym lekko kiwnęła głową.

– Faktycznie. Teraz wyglądasz bardziej jak jajeczko.

Złotowłosy zamarł na moment. Filozoficzne myśli sprzed sekundy zmieniły się w chaotyczne, pełne pytań i zdziwienia.

– Ale… co? Wyglądam jak… co? – Czuł się zdezorientowany. Nie miał pojęcia, co Nana miała na myśli.

„Czy to jakiś żart na poprawę humoru…?” – pomyślał.

– Masz nieco pociągłą, ale jednak owalną twarz. Kojarzy mi się z jajeczkiem. Teraz, gdy rozpuściłeś włosy, widzę to jeszcze bardziej.

– To jakiś żart na poprawę humoru…? – Parsknął pod nosem, przywołując swoją wcześniejszą myśl. Nana kiwnęła głową i zachichotała cicho.

– Chciałam rozładować atmosferę, nieco cię podpuścić. – Uśmiechnęła się. – Oczywiście ten drobny żart nie zmienia faktu, że w nocy naprawdę widać więcej. Na przykład teraz wiem, że w głębi bardzo, ale to bardzo cierpisz.

– Ten ból jest niczym w porównaniu do tego, co przeżywa Peter. Czy… nawet ktoś inny – odpowiedział.

– Każde cierpienie jest okropne. Obiecałam ci opowiedzieć troszkę o religii Dwunastu, prawda? To dlatego przyszłam. Zauważyłam jednak z daleka, że płaczesz… Kotki mają w końcu lepszy wzrok w nocy, niż zwykli ludzie.

– Czytałem nieco o tej religii, jednak wtedy byłem ignorantem. Chętnie wysłucham wszystkiego. Może da mi to jakieś wskazówki.

– Szukasz prawdy o świecie, mylę się? Słyszałam kiedyś, że aby odnaleźć swoją prawdę, trzeba poznać prawdę innych. Być może poznanie mojej ci pomoże?

– Jak na swój wiek mówisz bardzo mądre rzeczy. – Uśmiechnął się. – Zawsze uważałem, że to nie wiek ale zachowanie i sposób myślenia mówią o dojrzałości człowieka.

– I masz zupełną rację. Mogę się przysiąść? – Ed kiwnął głową. Dziewczynka usiadła obok niego. – Od czego by tutaj… Jak sama nazwa wskazuję, wierzymy w dwunastu bogów, którzy są filarami na jakich opiera się nie tylko świat, ale cały wszechświat. Wierzymy również, że każda istota żywa posiada duszę, której symbolem jest gwiazda na niebie. Na czele bogów stoi bóg kosmosu, decydujący o tym co dzieje się z duszą po śmierci, odpowiada również za ład w kosmosie. Nawet, jeżeli jest niejako „szefem” wszystkich, nie narodził się jako pierwszy. Tuż po nim wymienia się boginię życia i stojącą na równi boginię śmierci. Mówi się, że były pierwsze, wyłoniły się z Absolutu, czyli mocy niepojętej dla zwykłych ludzi i razem zrodziły bogów żywiołów; boga wody, boga powietrza, boga ognia i boga ziemi. Bogini życia pozwala rodzić się wszystkiemu, a bogini śmierci wcale nie niszczy, ale odpowiada za zaopiekowanie się duszą, gdy ciało umiera. Odprowadza duszę do boga kosmosu, który ma ocenić jej czyny. Kolejny jest bóg słońca. Jego historia z Księgi Dwunastu, z rozdziału o narodzinach świata głosi, że narodził się tutaj, wśród pierwszych ludzi, stworzonych przez boginię życia. Jako jedyny posiadał wtedy duszę. Reszta ludzi była pusta w środku, pozbawiona rozumu… Mieli jedynie instynkt. W dniu, w jakim się narodził, na czarnym niebie bez gwiazd… Rozumiesz chyba, prawda? Wierzymy, że gwiazda przedstawia duszę. Kiedy dusz nie było, nie było też gwiazd…

– Spokojnie, zrozumiałem. Kontynuuj.

– Hm, dobrze… Więc w dniu jego narodzin powstała pierwsza gwiazda, która rozrosła się i zmieniła w ogromną, ognistą kulę zawieszoną we wszechświecie, zmieniając kolor czarnego nieba na niebieski. Od tamtego momentu nocą dostrzec można było również kilka gwiazd, które przedstawiały duszę bogini życia, bogini śmierci i bogów żywiołów. Ludzie jednak nadal pozostali puści. Aż pewnego razu słońce zawieszone w przestrzeni spuściło dwie maleńkie kropelki… Jedna spadła prosto na ziemię, uderzając w ciężarną kobietę. Druga za to najpierw wymieszała się z czernią wszechświata, po czym również opadła tutaj, trafiając w inną kobietę. Na niebie powstały dwie nowe gwiazdy. Dzieci, które te kobiety urodziły, zostały nazwane Delaunay i Enzern. Delaunay urodził się z tej pierwszej, a Enzern z drugiej. Ich potomkowie również rodzili się z duszami, w efekcie czego niebo nocne zaczynało być coraz piękniejsze. Niedługo później córka Delaunay urodziła boginię snu, a syn Enzerna sprowadził na świat boga oczyszczenia. Z połączenia tych dwóch bogów, jeszcze tutaj na ziemi, narodziła się podobna do boga słońca esencja duszy. Jednakże w przeciwieństwie do słońca nie przeganiała mroku, lecz świeciła wśród niego – bogini księżyca.

W dniu jej narodzin, podobnie jak w dniu narodzin boga słońca, na czarnym niebie pojawił się obiekt. Podobny do słońca, lecz zupełnie inny. Mówili, że był bardzo blady, zdawał się kamienny, lecz był niesamowicie piękny. Świecił wśród mroku, ale go nie odganiał, tak jak wcześniej powiedziałam. Bóg słońca był esencją do narodzin duszy, a bogini księżyca była skupieniem całej duchowej mocy. Naznaczyła ona Enzernów, którzy jej zaufali, swoją mocą. Stąd pochodzą albinosi. Świat jednak nadal pozostawał niestabilny, a bogowie robili wszystko, by to zmienić. Wkrótce część mocy bogów przypadkowo skupiła się na jednej duszy. Przez to narodziło się dziecko, z niespotykanymi dotąd cechami – miało jasne niebieskie oczy i platynowe włosy. Nazwali go Kavaru, okazał się być uduchowiony i niezwykle bliski bogom, jako jedyny z ludzi mógł komunikować się z nimi. Los chciał, że jego ukochaną została kobieta Enzernów, jedna z pierwszych albinosów. Narodziły się z tego bliźnięta – bóg życzeń i bóg kosmosu. Jednakże po zorientowaniu się, jaka jest to niszczycielska moc, zakazano Enzernom mieszania się z Kavaru. I ten zakaz jest głęboko zakorzeniony w ich świadomości. Matka Cana powiedziała mi kiedyś, że taki związek jest zakazany pod groźbą kary śmierci.

– Brzmi… strasznie. Czego ludzie nie zrobią dla wiary…

– Lecz… gdy narodziły się bliźnięta… Wszechświat uzyskał równowagę. Bóg kosmosu rzekł, że to nie był błąd, gdyż bogów winno być dwunastu, aby równowaga istniała. Och… Chyba za bardzo się rozgadałam, jeżeli chodzi o historię powstania świata… W sumie matka Cana już ci opowiadała, jak to było z Icchą… Och, to może teraz powiem coś na temat imion bogów. Nie jest to taka oczywista sprawa, w księdze nie padają wszystkie imiona. Wiele ludzi spisujących księgę, głównie Kavaru, pisało, że to jedynie dobra wola boga, by wyjawił swoje prawdziwe imię. Nie jest znane imię boga kosmosu, ani bogini śmierci. Ale bogini życia nazywa się Tora. Jest nawet poświęcony jej osobny rozdział, w której Rin via Kavaru opisywał misję powierzoną mu właśnie przez tą boginię. To właśnie tam zapisał, że wyjawiła mu swoje imię. Czy „Tora” nie brzmi pięknie? – dziewczyna zachichotała. Ed uśmiechnął się lekko. – Bóg słońca to oczywiście Ra, bogini snu Yuxu, a bogini księżyca Diana. Imiona bogów żywiołów również nie są znane, podobnie boga oczyszczenia. A bóg życzeń, którego zwie się pogardliwie „bożkiem”, już znasz. To Iccha.

– Owszem. – Przeciągnął się nieco. – Powiem ci, że wcale nie zaprzeczam tym bogom. Przyznam szczerze jednak, że historia powstania świata brzmi dla mnie jak historia opowiadana dzieciom do poduszki. Bez urazy, oczywiście… Tych jedenastu, omijając bożka, mogą przecież istnieć. Interesuje mnie coś jednak… Wspomniałaś o bogach żywiołów. Czy wasza religia mówi coś na temat zanikania magii ognia? Pamiętam, że jeden żywioł przechodził to samo, ale nagle się ustabilizował. Jak to tłumaczycie? Wywnioskowałem, że skoro bogowie mają utrzymywać ład na świecie, powinni też dbać o żywioły, są nawet ich przedstawiciele. Więc jak to jest? Bóg ognia postanowił się nagle rozleniwić? Eh. Przepraszam. Wiem, że brzmi to okrutnie.

– Nie. Dobrze zauważyłeś – przytaknęła. – To dlatego, że nie wszyscy bogowie żyją…

Ed spojrzał na dziewczynkę poważnie.

– Co masz przez to na myśli?

– Matka Cana opowiadała wam wcześniej, że bóg kosmosu zapieczętował część mocy bożka. By tego dokonać poświęcił własną duszę. Pozwolono więc wymieszać się Kavaru z Enzernami, jeszcze ten jeden raz, by narodziła się kolejna dusza mogąca zająć jego miejsce, gdyż tylko ktoś z krwią Enzerna i Kavaru może zostać bogiem kosmosu. Ku zaskoczeniu wszystkich urodziły się bliźnięta, przez co nie wiadomo było, które powinno zostać prawowitym następcą.

– Czyli urodziło się dwóch bogów? – spytał Ed.

– Nie, to nie tak. – Nana od razu wyjaśniła. – W tym przypadku moce boga kosmosu nie związały się z żadnym z bliźniąt, więc musiano zadecydować, któremu zostaną przekazane. Jak wiesz, Kavaru są łącznikami między ludźmi a bogami, więc byli w stanie tego dokonać. Szczególnie, że jak wspomniałam wcześniej, moce boga kosmosu może przejąć jedynie ten, który ma krew Enzerna i Kavaru. W tym przypadku… wystarczyło po prostu wybrać któreś z bliźniąt. Przez to chciano zamordować jedno, lecz bogini księżyca nie dopuściła do tego.

– Więc to drugie było zwykłym człowiekiem, a nie bogiem? – dopytał.

– Dokładnie tak. Oczywiście, jeżeli albinosa który jest jednocześnie Kavaru można nazwać zwykłym. – Dziewczynka uśmiechnęła się. – Kavaru złączyli moce boga kosmosu z duszą i ciałem starszego bliźnięcia przez specjalny rytuał. Z czasem jednak okazało się gorsze od bożka, przez co nazywamy je „demonem”. Pomordowało część bogów, odbierając im moce. Bogini księżyca w tym starciu również straciła życie, księżyc znikł. Młodsze bliźnie pokonało demona, zajmując miejsce boga kosmosu. Nie mogło jednak przejąć mocy jakie skradziono innym bogom, zachwiałoby to całą równowagę. Te moce wróciły do dusz bogów, lecz skoro nadal nie mają formy, moc nie działa jak należy. Teraz oczekujemy. Czekamy, aż nasi bogowie się odrodzą. To dlatego Prawo Yomei nie działa, czarna magia wbija się w dusze, a magia ognia zanika. Tak to właśnie wygląda. Nie musisz wierzyć. Opowiadam ci to, co sama wiem. Edward nie odpowiadał długą chwilę.

– Wierzysz, że tak naprawdę jest? Że pomordowano ich i to dlatego żywioł ognia zanika?

– Nie wierzę. Ja to wiem. – Zamknęła oczy i odetchnęła smutno. – Skoro jesteś sceptyczny… To jak wyjaśnisz fakt, że magia ziemi i wody zanikała, a nagle przestała?

– Przepraszam za wcześniej. Sam po prostu nie wiem w co wierzyć. Chciałbym pomóc Aru… Ale jeżeli to, co mówisz, jest prawdą… Nic nie mogę zrobić.

– Nie martw się, na pewno uda ci się jej pomóc. – Uśmiechnęła się. Złotowłosy poczuł się dziwnie. – Jeżeli mogę spytać… Wspomniałeś, że kiedyś byłeś ignorantem wobec wiar. Dlaczego?

– Heh. Moja matka, Generał Carolina, została zamordowana w zamieszkach wywołanych na tle religijnym. Zarażono ją hemasitus.

– Bardzo mi przykro… – szepnęła nieco łamiącym się tonem.

– A co z twoimi rodzicami? Raczej Cana jest… zbyt wiekowa, by być twoją prawdziwą matką. No i to Kavaru… Przepraszam, głupio pomyślałem.

– Nic nie szkodzi, kto pyta, nie błądzi. Zostałam tutaj przeniesiona podczas wojny Enzernów z Brando. Moją mamą była Artemida z rodu Enzernów, bardzo znana postać tej bitwy. Przez jednych zwana bohaterem, przez innych potworem… Ale ja wiem, że chciała po prostu zadbać o moje bezpieczeństwo, ochronić mnie i naszą rodzinę… Za wszelką cenę…

– Artemida? Czy to o niej wspominał… – zastanowił się głośno. Nana spojrzała badawczo w jego stronę. – Zanim tutaj przybyliśmy, spotkaliśmy gracza. Nazywał się Hanzo. Wierzył w boga księżyca i w Prawo Yomei, walczył o jego przywrócenie. Nie wiemy, co się z nim stało.

– Wiara w boga księżyca w dzisiejszych czasach jest skryta. Lecz ci, którzy wierzą, robią to głęboko… Bogini księżyca był najłaskawsza ze wszystkich, przedstawiała duchowość. Podobno księżyc zmieniał swoje oblicze co noc. Widziałam nawet raz rysunek Rina via Kavaru, który w encyklopedii narysował „fazy księżyca” i opisał je; pełnia, czyli okres w którym księżyc był idealną kulą jak słońce, przedstawiał ludzką jasną stronę. Gdy księżyc w ogóle nie świecił, czyli był skryty w mroku, przedstawiał ciemną stronę, nazywano to nowiem. Bywało też, że księżyc był w połowie jasny, lub w połowie ciemny, co zwano kwadrą. Czasami jednak to większość jego powierzchni była jasna, a część czarna i na odwrót. Chciałabym móc to zobaczyć…

– Brzmi… niesamowicie – odparł z prawdziwym podziwem, kiedy wyobraził sobie to na przykładzie słońca. – Ciekawe jak to działało...

– Hm, tym razem nie brzmi jak historia dla dziecka? – spytała z łagodnym uśmiechem. Ed parsknął. – No i… te fazy kojarzono z życiem. Gdy księżyc „rósł”, czyli coraz bardziej jaśniał, ukazywał dorastanie. Gdy był pełny, przedstawiał dorosłość. Gdy się zmniejszał - starość, a czerń śmierć. Lecz księżyc zawsze wracał z mroku. Bo tak jest. Odradzamy się.

– Reinkarnacja, co? – Przypomniał sobie noc, w której o tym czytał. – Wcześniej uważałem, że śmierć to definitywny koniec. A teraz… nie wiem. Mam mętlik w głowie. Być może dowiem się, gdy ten dzień nadejdzie. Albo i nie, jeżeli śmierć to naprawdę koniec. – Zaśmiał się nieco. – Teraz wiem natomiast, że tam, na górze, istnieją niesamowite dziwy… Gdy opuszczę to ciało, na pewno coś zobaczę. Nie uważam już, że dalej nic nie ma. Więc być może… posłałem go w niebo? – Przypomniał sobie Hemva i swój zapis w notatniku po zamordowaniu go. Nana nie pytała. Ed patrzył w jeden punkt, pogrążając się w myślach.

– Wiesz co? – po dłuższej chwili kontynuował. – Wiara Dwunastu zdaje się takim zlepkiem wszystkich innych wiar. Ale raczej jest na odwrót. Inne wyznania są jej odłamami, czyż nie?

– Dokładnie tak.

– Naprawdę zastanawiam się, co z tego może być prawdziwe. Wiecie od tylu set lat o Icchy… Kto wie, co naprawdę tam skrywacie?

– No wiesz. Skądś tą wiedzę na pewno mamy – powiedziała tajemniczo. – Och, to jeszcze wspomnę ci o tym! Czytałam w księdze, że demoniczne bronie powstały przez czarną magię, którą bóg oczyszczenia zabierał z dusz. Potem wraz z boginią Torą zaklął tę magię i nadał jej formę, po czym przekazał nowopowstałe istoty Delaunaym pod opiekę.

– Dużo ciekawych „poduszkowych historii” masz. Wybacz. – Parsknął śmiechem.

– Nie szkodzi. Dziwnym by było, gdybyś od razu uwierzył w to wszystko.

– Przepraszam, jeżeli zdaję się dupkiem. Nie atakuję twoich wierzeń. Jak już mówiłem… Sam po prostu nie wiem.

– Powtórzę: nic nie szkodzi. Ale to nie wierzenia. Ja to wiem. – Uśmiechnęła się słodko. Ed zdumiał się, na chwilę zamilknął. – Ale wiesz co? Choć wiem, że bogowie są prawdziwi i ich role również… Sama nie wierzę w większość historii. – Po powiedzeniu tego zachichotała. Mina Eda znowu przybrała zdumiony wyraz twarzy.

– Dziwna z ciebie osoba – uśmiechnął się. – Masz coś jeszcze do opowiedzenia?

– Bylebyś nie zasnął od tych bajek do poduszki! Pewnie, mogę ci coś jeszcze opowiedzieć. Na przykład… Mówi się, że żywioł ognia i ziemi jest związany ze słońcem. Za to wody i powietrza z księżycem. Myślę, że coś w tym jest. – Zastanowiła się. – Och! Mogę ci jeszcze powiedzieć… Słyszałeś, że co dziesięć lat ilość koszmarów u ludzi stale się powiększa? To akurat naukowy fakt. Wielu mówi, że to dlatego, że bogini snu została pokonana, a moc, jaką zostawiła, stale zanika…

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania