Pokaż listęUkryj listę

Boska Makabra: Filozof - Rozdział 11 (Część 6)

Choć Cana odradzała im natychmiastowy wyjazd zważając na ich obrażenia, wszyscy uparcie stwierdzili, że nie mają więcej czasu do stracenia. Finał mógł zacząć się lada moment, a oni byli poza Gormilią. Wspólnie twierdzili, że im szybciej powrócą do kraju gry, tym lepiej. Przewrotny los wtedy ponownie postawił im coś na drodze. Do lecznicy sprowadzono jakiegoś mężczyznę. Ci, co go znaleźli mówili, że zwisał nieprzytomny z grzbietu wielbłąda. Osoby wyczulone na odór many bożka nie miały cienia wątpliwości, że to nim zawiało.

Cana wraz z Peterem pod pretekstem udzielenia pomocy medycznej poszli sprawdzić delikwenta, każąc reszcie cierpliwie poczekać. Ed poprzysiągł, że jeżeli to Goro, to tym razem sprzątnie go raz, a porządnie. Wtedy to ponownie zakłuły go słowa bożka, dotyczące zabijania innych. Pomyślał jednakże, że odwołanie się do tych słów w tym przypadku jest jeszcze bardziej błędne, niż przy oszalałych Wyznawcach Światła. Tych w większości kontroluje moc życzenia, jakie wypowiedział Ra. Dla Edwarda i jego przyjaciół Goro nie był człowiekiem. Był czymś gorszym od samego diabła.

Nana odłączyła się od grupy, postanawiając odnaleźć Bast, by pożegnać się przed wyjazdem. Chwilę po tym przybył Peter, by zaprowadzić wszystkich do podejrzanego człowieka, który choć był graczem, nie był Goro. Peter już raz go widział.

– Proszę, musisz mi powiedzieć wszystko, co wiesz! Jeżeli wygram, będę mógł wyleczyć hemasitus! – Słowa rozniosły się, gdy Peter uchylił drzwi od pokoju, w którym ów człowiek przebywał. Cana, zamiast odpowiedzieć, wzięła naczynie wypełnione wodą i przyłożyła mu do ust.

– Pij powoli – nakazała. Wziął powolne, drobne łyki. Cana zabrała naczynie, pacjent był odwodniony, musiała dawkować płyny. Peter z całą grupą weszli do środka. Tajemniczy gracz zlustrował ich wszystkich po kolei wzrokiem, w którym rosło przerażenie. Choć nie był magiem czuł coś, jakby bożka.

– Nie obawiaj się, nie czyhają na twoją głowę – zapewniła Cana.

– Więc jednak to gracz – powiedziała Aru. – Jak się nazywasz?

On milczał, wpatrując się w Petera i Edwarda. W końcu opuścił głowę lekko i westchnął.

– Hagan Delaunay – odpowiedział. Po Edwardzie przeszedł zimny dreszcz.

– Masz coś wspólnego z tym gnojem Goro? – warknął Ed.

– Niestety – odpowiedział.

– Jesteś jego kolejnym przydupasem? – warknął ponownie. Peter położył rękę na ramieniu brata.

– To nie tak Edziu, ja go znam. Leczę jego siostrę, która przez Goro została zarażona hemasitus.

Edward osłupiał.

– Słyszałem o was – przemówił Hagan. – Goro śledził każdy wasz najmniejszy ruch. Wiem o tym, że zniszczyliście demona Vinte, walczyliście ze złodziejami... Ktoś, kto dba tylko i wyłącznie o życzenie, nie podjąłby się takich wyzwań. Siedziałby w ukryciu, jak Goro, czekając na odpowiedni moment.

– Tak uważasz? – spytał Edward. – Że zrobiliśmy to wszystko nie tylko dla życzenia?

– Być może zaufaniem tego nie nazwę, jednak wierzę, że nie chcecie zażyczyć sobie rewolucji światowej tak, jak Goro. Nie wiem, dla jakiego celu walczycie, lecz skoro połączyłeś swoje siły z innym graczem – spojrzał na Aru – oznacza to, że musicie mieć wspólny cel. A wspólny cel to nigdy nie jest jedno, egoistyczne życzenie. Przynajmniej tak wierzę.

Edward uśmiechnął się lekko. Dziwne, jak wiele może różnić dwie osoby z jednej rodziny.

– Masz rację – przytaknął Ed. – Ty chcesz wyleczyć hemasitus, prawda? Usłyszeliśmy co nieco.

– Uważam, że możecie mieć podobny cel. Szczególnie, że twój brat jest specjalistą od tej choroby. Mylę się? – Hagan wbił w Edwarda spojrzenie swoich piwnych oczu. W odpowiedzi, Edward zamknął swoje, zielone.

– Mylisz się. – Edward odpowiedział spokojnie. Puls Hagana na moment stanął. – Nie walczymy o lek na hemasitus, tylko o powstrzymanie gry bożka, na zawsze.

– Nie rozumiem… – Hagan zmarszczył czoło. – Dlaczego? Po co stracić jedyną okazję, by móc wyleczyć osoby chore?! Nie boisz się, że twój brat zachoruje lecząc innych? Że nie będziesz mógł mu pomóc?! Jesteś synem Caroliny, generała Gormilii, która zmarła na ową chorobę, czyż nie? Chcesz, by dochodziło do takich przypadków częściej?

– Miałeś nadzieję, że będziemy twoimi sojusznikami? – spytał Ed. – To pewnie dlatego, że Goro tak bardzo mnie nienawidzi i byłem przez ten cały czas jego celem, prawda? Chodzi o to, że jeżeli teraz wygramy, to za ileś lat bożek znowu wróci. Pojawi się ktoś taki jak Goro i tym razem to taka osoba wygra. W tej grze byliśmy już świadkami skutków trzech życzeń, jakie ktoś wypowiedział i żadne z nich nie jest pozytywne. Pragnienie władzy stworzyło radykalnych Wyznawców Światła, którzy gwałcą, rabują i mordują „niewiernych”. Żądza mocy zrodziła demoniczną broń zdolną spowodować niewyobrażalne zniszczenia, która pochłonęła setki istnień. Chęć zniszczenia swoich wrogów stworzyła hemasitus. Każde z tych życzeń, wypowiedziane lata temu, doprowadza wciąż i wciąż do tragedii. Tą grę trzeba uciąć. Bożek jest zbyt niebezpieczny.

– Hemasitus to wynik życzenia…? – szepnął przerażony Hagan, po czym spojrzał na swoje dłonie. – Wyznawcy Światła… też?

– To wszystko prawda – potwierdziła Cana. Hagan złapał się za głowę.

– W takim razie… co z Yvon… Mam poświęcić moją siostrę na rzecz dobra świata…? Mam odpuścić dla wyższego celu? Ceną życia mojej siostry…?

Edward poczuł ucisk w sercu, ale jednocześnie i podziw, że choć to Delaunay, krew podobna Goro, to jednak tak diametralnie inna postawa. Choć czuł, że w Goro jest coś niestety podobnego do niego samego, to jednak bliżej mu było do Hagana. W końcu obydwaj walczyli o to samo, dla swojego rodzeństwa. Teraz jednak nie trzeba było poświęcać jednego celu na rzecz drugiego.

Peter podszedł do Hagana i schylił się lekko.

– Nie musisz poświęcać Yvon. Ona wyzdrowieje. Znalazłem lek – wyszeptał. Hagan podniósł głowę, Peter uśmiechnął się wtedy.

– O czym ty mówisz… Chyba nie kłamiesz…?

– To prawda – dodała po raz kolejny Cana, po czym znów dała Haganowi wody do picia. – Jest tu osoba, która zachorowała, ale została wyleczona. To ta rudowłosa dziewczynka. – Wskazała na Kasei. Ta od razu zarumieniła się i podrapała tył głowy. Cana zabrała naczynie, gdy Hagan wziął kilka łyków. – Zaufaj im.

– Wyleczę Yvon, gdy wrócę do Gormilii – zapewnił Peter. – Przyprowadzę ci ją, całą i zdrową.

Hagan milczał. Widział przekonanie w tych zielonych oczach, lecz nie był pewien… Wierzyć, czy nie?

– Powierzyłem ci siostrę w opiekę – szepnął. – Więc powierzę i moje zaufanie. Jednak jeżeli ktokolwiek stąd zechce go nadużyć, niech liczy się z konsekwencjami. Jeżeli chcecie powstrzymać bożka, najpierw musicie powstrzymać Goro. Mogę was zaprowadzić do wszystkich jego kryjówek.

– Czy w jego aktualnym stanie to będzie konieczne? – spytała Aru. – W końcu Goro nie otrzymał leku, wkrótce wykituje.

– Słucham…? – Zdumiał Hagan.

– Goro złapał hemasitus – powiedział Ed i poprawił włosy beztrosko. Hagan, choć nie chciał, uśmiechnął się lekko. – Póki jednak jest na chodzie, może dożyć finału. Dlatego powinniśmy go znaleźć i dobić.

– Gdy wyruszymy, skupię się na odnalezieniu śladu pieczęci, jaką ze sobą ma – powiedziała Kyoko. Hagan zatrząsł się lekko, schował usta w dłoni.

– Ten gnój będzie cierpiał. Zasłużył – szepnął. Tylko Edward usłyszał, podzielał ten entuzjazm.

Cana odwróciła lekko głowę, gdy do jej uszu doszły jakieś szmery. Szybkim krokiem podeszła w stronę drzwi i otworzyła je. W holu panowało zamieszanie, medycy i pomocnicy, a także niektórzy pacjenci, biegali we wszystkie strony. Słychać było świst rzucanych zaklęć.

– To złodzieje?! – Eris wybiegła na korytarz, by sprawdzić co się dzieje. W tłumie biegnących ludzi ujrzała nagle znajomą postać: dziewczynkę z uszami psa, nieco poranioną i zapłakaną.

– MATKO CANO! – krzyczała. Staruszka wybiegła, Bast na jej widok rozpędziła się i wtuliła w nią. – Nanę… On zabrał Nanę…!

– Kto taki?! Kogo widziałaś?! – Cana poczuła, jak w jej wnętrzu rośnie napięcie.

– Czarnowłosy… Z zielonymi oczami… Teleportował się z nią…

Edward słysząc to, z mocnym tupnięciem ruszył.

– Idziemy. – Rozkazał, a furia na jego twarzy była coraz bardziej widoczna.

– Edward, to nie może być Goro! – powiedziała Aru. Wtedy na moment stanął, nie odwrócił się. – Przecież Goro nie jest magiem, jak niby więc…

– Przecież ma sojuszników. Może jakimś cudem o niej wie… To dlatego ją zabrał! Hagan! – Edward odwrócił się w stronę brązowowłosego Delaunay. – Nie jesteś już zwykłym człowiekiem, odkąd stałeś się graczem. Jeżeli chcesz wyleczyć siostrę, musisz nam zaufać. Czy jesteś w stanie jednak ślepo uwierzyć? Osoba, którą on zabrał, zbawiła ten świat od hemasitus. Oboje nienawidzimy Goro, dlatego jestem w stanie ci zaufać, ale czy ty możesz zaufać mi? Cana, obiecuję, że ocalę Nanę. – Tym razem zwrócił się do kapłanki, która przyciskała do siebie Bast i… trochę płakała. – Obiecuję…

Cała grupa ruszyła. Nie mieli więcej czasu do stracenia. Nie wiedzieli, z kim Goro przybył, ale musiał być to ktoś nowy, gdyż nie znali tej many. Czyżby to kolejny gracz, który zawiązał z Delaunay współpracę? Nie wiedzieli tego.

Biegnąc, Kyoko i Aru próbowały odnaleźć ślady many Nany. Znalazły poszlakę, wymieszaną wraz z nową maną. Przeraził je jednak fakt, że ślady te były już bardzo odległe. Jakim cudem zdołali się oddalić z nią w tak krótkim czasie? Wiedzieli jednak, gdzie zmierzać.

W stronę Gormilli.

Hagan zrzucił z siebie kołdrę, wziął naczynie z wodą i wypił całą zawartość. Podążył ich śladem, wybiegł z lecznicy, którą uszkodziły rzucone wcześniej zaklęcia. Ujrzał ich, biegnących w stronę torów. Zawołał i czym prędzej pobiegł w ich stronę. Przez moment miał dziwne zwidy, przetarł oczy. Wydawało mu się, że wokół grupy unoszą się srebrne i złote motyle…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Lotos 29.11.2020
    No i przeczytałem kolejną część i spoko, znaczy fajnie się czyta. Używasz imion bogów i bogiń z różnych religii: Eris, Ra, no ciekawe, będę musiał przeczytać od początku, bo nie wiem czy to ma jakieś znaczenie.
  • Clariosis 29.11.2020
    Bardzo mnie cieszy, że się podoba. :)
    Ano, ma znaczenie, ale bardzo luźne. Głównie dotyczy charakterów postaci.
  • Lotos 29.11.2020
    Clariosis tak też myślałem. Chociaż Re to nie wiem jaki miał charakter, to taki bóg stworzyciel bardzo odległy.
  • LBnDrabble 01.12.2020
    Zapraszamy do wzięcia udziału w Literackim konkursie na Drabble!
    Tematy dwa:
    - Apokatastaza
    - Beczka Diogenesa
    Czas do jutra - północ! Sto słówek tylko!
    Wszystkiego dowiesz się na Forum: https://www.opowi.pl/forum/lbnd-19-tematy-konkursowe-w1339/
    Liczymy na Ciebie!!!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania