Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 1 - Laila (1)

Rozdział 1.

 

Laila

 

Jechałam z uczelni prosto do domu. Nawet nie zwracałam uwagi na licznik. Gnałam przed siebie, by jak najszybciej znaleźć się daleko od niego. Jak on mógł mi to zrobić? Kochałam go. Chyba. Bo teraz już nie czuję nic innego tylko czystą furię, która ogarnęła całe moje ciało. Czerwień zachodząca mi na oczy, skutecznie rozmazywała mi obraz, przez co cudem ominęłam jadącego drogą rowerzystę. Chyba, że to nie była furia, a łzy. Nie ważne. W uszach słyszałam tylko szum własnej krwi i dałabym sobie głowę uciąć, że wylatywała z nich gorąca para.

Zaciskałam dłonie na kierownicy tak mocno, że knykcie przybrały biały kolor. Tyle lat. Tyle czasu. A on co? To wszystko, co było między nami tak nagle miało się skończyć? Niedoczekanie jego! Tata już mu się dobierze do skóry.

"Pożałuje każdej sekundy spędzonej z tą suką."

Z rozpędem wjechałam na podjazd domu i w ostatniej chwili odbiłam kierownicą w lewo, by nie uderzyć w czarnego land rovera stojącego na moim miejscu parkingowym. To nie był żaden z samochodów ojca ani naszych ludzi. Bezczelnie zajął moje miejsce. Oczywiście nie było ono jakoś specjalnie oznaczone, ale zarówno ojciec, jak i osoby tu pracujące wiedziały, że za parkowa- nie tutaj można było spotkać się z moim gniewem, a to raczej nie było przyjemne, szczególnie biorąc pod uwagę mój dzisiejszy humor.

"Co on tu do cholery robił?"

Zaparkowałam tuż obok i chciałam z trzaskiem zamknąć drzwi. Problem był tylko w tym, że moje Porsche Cayenne Turbo GT miało system „miękkiego” zamykania drzwi i tym samym uniemożliwiało mi trzaśnięcie nimi. Nawet samochód, który normalnie ubóstwiałam, dzisiaj doprowadzał mnie do furii.

Minęłam ochroniarza, który właśnie robił obchód wokół posiadłości i czynił swoje czary mary dla naszego bezpieczeństwa. Kiwnął do mnie głową, lecz nie zaszczyciłam go nawet spojrzeniem.

Wparowałam z impetem do domu. Chciałam się spotkać z ojcem i obgadać z nim zaistniałą sytuację. Może on coś zaradzi. W końcu, skoro jest już w domu, to mógłby się do czegoś przydać.

Szarpnęłam za klamkę do biura ojca, nie zawracając sobie głowy pukaniem.

– Tato, ty wiesz, co… – urwałam, widząc ojca i dwóch mężczyzn siedzących przy biurku.

No, tak, land rover nie stał na podjeździe bez przyczyny. Nikt znajomy by nie zaparkował na moim miejscu.

Mężczyźni jakby odruchowo wstali i z wycelowanymi we mnie pistoletami, uważnie obserwowali każdy mój ruch. Przez moment patrzyłam na nich w lekkim otępieniu. Powoli zrobiłam krok do tyłu, chcąc zniknąć z ich celowników.

Obca mi dwójka była wysoka i dobrze zbudowana. Mięśnie napinały się pod obcisłymi koszulkami. Z bronią wyglądali niczym dwie maszyny do zabijania.

Ciarki przeszły mi po plecach. Kogo, do cholery, mój ojciec ściąga do domu?

– Panowie, spokojnie. To moja córka Laila. – Przedstawił mnie. – Dobrze, że już jesteś. – Tata uśmiechnął się podejrzanie, a mężczyźni schowali pistolety. – Poznaj, proszę, naszych nowych ochroniarzy. Maksim Nivko będzie ochraniał mnie – wskazał na faceta po mojej lewej – a Olaf Darski ciebie. – Położył rękę na ramieniu mężczyzny po prawej.

Zaniemówiłam. Ochroniarz? Dla mnie? Znowu? To chyba jakieś żarty! Nie chciałam żadnego pieprzonego ochroniarza. Już nigdy więcej. Nigdy, nigdy więcej. Złość, która uszła ze mnie w momencie ujrzenia czarnych luf, ponownie wypełniła moje ciało. Nie pozwolę, by ktokolwiek znów mnie pilnował.

– Nie! – warknęłam, odzyskując zdolność mówienia. – Nie chcę ochroniarza! Rozmawialiśmy już o tym! Sama sobie świetnie radzę. Nie potrzebuję żadnego psa, który będzie za mną łaził.

Drżały mi ręce, a głos chciał się złamać. Usilnie trzymałam się w ryzach, próbując opanować swój wybuch. Po dzisiejszym dniu nie było to jednak takie proste.

– Laila, proszę. – Ojciec podszedł bliżej. Chyba chciał mnie objąć, lecz szybko odwróciłam się i pobiegłam prosto do swojego pokoju na piętrze.

Zatrzasnęłam drzwi i padłam na łóżko. Najpierw Przemek, teraz ojciec… Czy oni wszyscy się na mnie uwzięli? Zrobili sobie konkurs, kto bardziej spieprzy mi dzień?

Ochroniarz. Jeszcze czego? Znowu będzie za mną łaził i uprzykrzał każdy krok. To rób, tego nie rób. To ci wolno, a tego nie. Niby przyjaciel, niby chce dobrze, a później… Stop! Obiecałam sobie nigdy do tego nie wracać. Nigdy więcej. Nigdy! Żadnego! Ochroniarza!

Podniosłam nadgarstek i spojrzałam na mały, srebrny zegarek bez cyfr. Dochodziła dwudziesta. To był długi i cholernie męczący dzień.

Wzięłam świeżą bieliznę, skierowałam się do łazienki i puściłam wodę pod prysznicem. Ciepła woda. Dokładnie tego teraz potrzebowałam. Czułam, jak moje napięte dzisiejszym stresem mięśnie powoli się rozluźniają, a mój umysł staje się spokojny. Dokładnie umyłam włosy moim ulubionym kokosowym szamponem. Na ciało nałożyłam kokosowy żel i dokładnie wszystko spłukałam.

Wzięłam głęboki oddech, skupiając się na unormowaniu szalejących we mnie emocji. Wdech i wydech. I jeszcze raz. Wdech i wydech. Tylko nie wpadaj w panikę. Nic złego się nie dzieje. Spławię tego ochroniarza szybciej niż się tutaj pojawił. Tylko spokojnie. Nikt nie może wiedzieć, że się boję. To było dawno. Temat zamknięty. Nie myśleć, nie czuć. Wdech i wydech.

W końcu zrelaksowana mogłam położyć się do wielkiego łóżka. Gosposia musiała dzisiaj zmienić pościel, bo ta pachniała świeżymi kwiatami. W zasadzie mogłam przysiąc, że zasnęłam już w locie na poduszkę.

 

***

 

"Przemek i ja szliśmy brzegiem złotej plaży. Ciepła woda rozbryzgiwała nam się o kostki. Zachodzące słońce rzucało nasze długie cienie na sypki piasek. Przed nami w oddali rozciągały się zielone drzewa i kolorowe domy. Urocza sceneria. Trochę nie w moim stylu, ale urocza. Niejedna dziewczyna chciałaby tu spędzić wieczór z miłością swojego życia.

Z Przemkiem znaliśmy się ponad trzy lata, a on dalej nie zauważył, że jego romantyzm na mnie nie działa. Ja gustowałam w szalonych pomysłach, przyprawiających mnie o gęsią skórkę i za- strzyk adrenaliny. Uwielbiałam skoki na bungee i ze spadochronem. Niemniej jednak bardzo doceniałam jego starania. W końcu liczy się gest. Podobno.

On był zupełnie inny niż ja. Opanowany, rozważny i rozchwytywany przez płeć przeciwną. Ja nie miałam tyle szczęścia. Był moim drugim chłopakiem, choć pierwszym na poważnie i pierwszym w łóżku. Tam też był bardzo miły i przesadnie ostrożny. W każdej sytuacji traktował mnie jak jajko, które może z łatwością rozbić. No cóż, może kiedyś coś się zmieni w tym temacie. Niby nie chciałam się jeszcze ustatkować i ślubować komukolwiek dożywotniej wierności, ale bycie jedną z wielu też jakoś za bardzo mi nie odpowiadało. Trudno było mi dogodzić.

Rozmawialiśmy o głupotach. Nic szczególnego. Studia, praca, plany na wakacje. Ja chciałam spróbować czegoś nowego, szalonego, może lotu paralotnią, a on wolał spędzać czas na romantycznych randkach i kolacjach przy świecach. Nudy.

Nagle Przemek złapał mnie za dłoń dużo mocniej niż to było konieczne. W pierwszym momencie myślałam, że stało się coś złego, zauważył coś lub kogoś, od kogo powinniśmy trzymać się z daleka. On jednak odwrócił mnie przodem do siebie i z zachwytem spojrzał mi w oczy. Często tak patrzył. Ślepo we mnie wpatrzony maślanymi oczami. Nuda. Uśmiechnął się. Uklęknął przede mną na jedno kolano, wyciągając w dłoniach pudełeczko. Czy on na serio chce mi się oświadczyć? No chyba nie. Nie chcę. Jeszcze nie teraz. Po co mi to? Zaczął coś mówić, jednak ja nic nie słyszałam. Coś dzwoniło tak głośno i upierdliwie, że nie słyszałam własnych myśli, a jedynie rozsadzało mi głowę."

Otworzyłam oczy. Budzik.

To budzik przerwał tę głupią scenę. Nie byłam na żadnej plaży, tylko w swoim łóżku, w swoim pokoju. No tak. Sen.

Przekręciłam się na bok i wcisnęłam na telefonie opcję drzemki, żeby choć na chwilę ten cholerny budzik przestał wydzierać się tuż nad moim uchem. Szósta czterdzieści. Rano miałam najmocniejszy sen, więc żeby cokolwiek do mnie dotarło alarm musiał być ustawiony na najgłośniejszym poziomie.

Przemek. Przemka już nie było w moim życiu od wczoraj. Przyłapałam go, gdy obściskiwał się z jakąś dziewczyną w parku. A taki miał być wierny i kochany. Trochę było mi szkoda tej relacji, ale jeśli miałaby się skończyć oświadczynami, to chyba jednak byłam w stanie znieść to rozstanie. Jedynie sposób naszego rozejścia mi nie odpowiadał. W czym ona była lepsza ode mnie? Chyba że to on był złamasem? Tak, ta wersja była lepsza i bardziej prawdopodobna. Nie powinnam zakładać, że rozstanie było moją winą. Jego strata. Mam niecałe dwadzieścia trzy lata i jeszcze sporo czasu na ustatkowanie się. Niemniej jednak wspomnienie wczorajszego dnia już zdążyło zepsuć mi humor.

Wyłączyłam budzik, który ponownie zaczął mi przypominać, że mam dzisiaj egzaminy. Przeciągnęłam się i z niechęcią wywlekłam z łóżka. Zazwyczaj spałam w samej bieliźnie i tak też kręciłam się po piętrze dużego domu. O tej porze nigdy nikogo tu nie było. I tym razem, jeszcze mocno zaspana, wyszłam z pokoju.

– Dobry – rzuciłam niedbale do jakiegoś faceta stojącego na wprost drzwi i ruszyłam do łazienki.

Sypialnia taty, która znajdowała się na przeciwległym końcu domu, miała swoją łazienkę i garderobę. Trzy pokoje gościnne również. Tylko moja sypialnia była połączona jedynie z garderobą. Nawet nie wiem, dlaczego ktoś wymyślił taki układ, a rodzice go zaakceptowali, ale mnie to nie przeszkadzało. Gdybym tylko chciała mogłabym go zamienić na jakikolwiek inny. Ekipa remontowa urządziłaby go zgodnie z moimi wskazówkami w kilka dni. Ja jednak uwielbiałam mój pokój, ponieważ miał najpiękniejszy widok z balkonu i rozmiarowo był największy. Miałam cały ogrom rzeczy, więc duża przestrzeń, którą mogłam bez przeszkód gospodarować był mi na rękę.

Opłukałam twarz chłodną wodą. Spojrzałam w duże, okrągłe lustro. Każdy włos miałam w inną stronę, zaspane oczy i mina mówiąca: „Zabierzcie mnie stąd.” Standard. Zrobiłam lekki makijaż, z trudem rozczesałam poplątane kosmyki. Lubiłam swoje brązowe, długie i lekko falowane włosy, ale przysięgam, że w takim dniu, jak dzisiaj, miałam ochotę uciąć je przy samej głowie. Oczywiście, tego nie zrobię. Załamałabym się. Specjalnie nie obcinałam ich nadmiernie, bo uważałam, że są bardzo seksowne. Właśnie skończyłam wiązać je w kok, gdy coś do mnie dotarło.

Facet.

Przed drzwiami do mojego pokoju stał obcy facet. Co on tam robił? Gdzie ochrona? Przecież on tu nie powinien mieć wstępu. Mam wybiec z łazienki i uciekać, czy się z nim skonfrontować? Skoro ktoś go tu wpuścił, to znaczy, że wszystko jest w porządku, a jeśli sam tu wszedł, to zarówno ochrona jak i tata zostali sprowadzeni do parteru i nikt mi nie pomoże. Uznałam, że to mało prawdopodobne. Tata jako bogaty biznesmen zatrudniał do ochrony najlepszych ludzi, więc byłam niemal pewna, że jestem bezpieczna. Nigdy nie zawalili, chociaż kiedyś musiał być ten pierwszy raz.

Ok, tchórzostwo nie było wpisane w moje DNA.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Tjeri dwa lata temu
    Hej. Przeczytałam prolog i ten odcinek. Nie wiem dlaczego nie ma tu komentarzy.
    Choć zdecydowanie nie jestem targetem tego rodzaju tekstów, to czytało mi się bardzo dobrze. Widać sprawne pióro, ładną narrację. Czasem w
    takich opisach "przy okazji" ciut za dużo wrzucasz. Jak opis włosów – nikt nie pomyślałby o swoich włosach wymieniając kilka przymiotników. Jeszcze bardziej razi tu: "Problem był tylko w tym, że moje Porsche Cayenne Turbo GT miało system „miękkiego” zamykania drzwi". Wystarczyłoby po prostu porsche. Zawsze gdzieś dalej możesz wcisnąć, że to cayenne turbo, jeśli to aż takie ważne.
    I małą literą. Wielka jest zarezerwowana dla marki. Czyli gdybyś napisała "samochód marki Porsche". Tu jest to fajnie opisane:
    https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/marki-samochodow;715.html
    Ogólnie, to jest dobre pisanie i doceniam, mimo że tematyka kompletnie nie moja.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania