Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 2 - Olaf (6)

Rozdział 2.

 

Olaf

 

Normalnie miałem mieszkać w budynku dla ochroniarzy razem z Aleksem, Maksimem i czterema innymi ochroniarzami. Ostatnią noc spędziłem jednak jeszcze w swoim mieszkaniu. Ostatnio dużo się działo i jeszcze nie miałem czasu przywieźć tutaj najpotrzebniejszych rzeczy.

Przez całą dobę posiadłość była pilnowana przez stałych ochroniarzy, na przykład Aleksa, więc teren był potencjalnie bezpieczny. Nie musiałem się martwić o Lailę, gdy była tutaj.

Wjechałem do garażu mojego szefa, pana Krystiana Sokolskiego o wielkości sporego domu. Stało tutaj kilka starych samochodów kolekcjonerskich i kilkanaście tych z wysokiej półki. Jakbym pracował na etacie to nawet do końca życia nie uzbierałbym na którekolwiek z nich. Na szczęście pracując u Sokoła, mogłem wozić się nimi do woli. Sokół bardzo cenił moją pracę i sowicie ją wynagradzał, więc prywatnie też mogłem sobie na wiele pozwolić. Mercedes-Benz GLE 300 był moim najnowszym nabytkiem. Czarny, wielki jak krowa i na pełnym wypasie. Po- kochałem to auto od pierwszej jazdy testowej. Nie najdroższe. Pewnie nawet nie dałem za niego połowy kwoty, którą Sokół wywalił na najtańszy pojazd, którym jeżdżę służbowo, ale dalej niedostępny dla przeciętnego człowieka.

Wysiadłem z samochodu, wziąłem torbę z bagażnika i udałem się do mojego nowego lokum. W budynku znajdowała się mała kuchnia z salonem, telewizorami i małą siłownią, osiem pokoi, łazienka i pralnia.

Mój pokój miał numer pięć. Rzuciłem torbę na podłogę. Rozejrzałem się dookoła. Ściany były jasnoszare. Pod oknem stało podwójne łóżko z szafką nocną, obok mały stolik i krzesło, dalej szafa i komoda. Do jednej ze ścian przykręcony był drążek do podciągania. Fajnie. Lubiłem ćwiczyć. To był mój sposób na wyładowanie emocji.

Nie zostałem długo w pokoju. Musiałem iść do Laili. Coś czułem, że to nie będzie spokojny początek dnia. Wczoraj trochę zawaliłem, to fakt. Za szybko wyciągnąłem wnioski i pomyliłem się. Trudno. Wolę się mylić w tę stronę niż później tłumaczyć się szefowi, dlaczego musi zakopać córkę trzy metry pod ziemią i przykryć marmurem. Oczywiście w optymistycznej wersji. W pesymistycznej, moi koledzy po fachu zakopywaliby mnie w jakimś lesie, zanim zdążyłbym cokolwiek wyjaśnić. Praca podwyższonego ryzyka. Nie mogłem zawalić. Po prostu nie mogłem.

Po wczorajszej awanturze spodziewałem się, że Laila będzie na mnie nieziemsko wkurzona i znowu zacznie wygłaszać swoje mądrości na temat mojej pracy i tego, jaki jestem beznadziejny. A co ona mogła o tym wiedzieć? Przecież była święcie przekonana, że jej ojciec jest uczciwym przedsiębiorcą. Też mi coś. Ciekawe, jaką minę by zrobiła, gdyby odkryła prawdę. Swoją drogą, jakim cudem to się jeszcze nie wydało? Nie była głupia. Podobno miała najlepsze oceny na roku. Nie chciało mi się wierzyć, że kompletnie nic nie podejrzewała, że niczego się nie domyślała, ani nic nie słyszała. Fakt faktem, że każdy z pracowników, który miał kontakt z Lailą lub przebywał w jej otoczeniu dłuższy czas dostawał od Sokoła bonus do wypłaty za trzymanie gęby na kłódkę. A ja nawet podwójnie, bo musiałem mieć wytłumaczenie, co wcześniej robiłem u Sokolskiego. Nie mogłem jej przecież powiedzieć prawdy, a historyjka musiała być przekonująca.

Stanąłem przed drzwiami pokoju księżniczki. Zapukałem.

– Czego? – przywitała się iście uprzejmie, otwierając mi drzwi. – Wczoraj chyba wyraziłam się jasno, co o tobie myślę. – Chciała zamknąć mi drzwi przed nosem.

Byłem szybszy i włożyłem buta między skrzydło a futrynę. Wpakowałem się do pokoju.

– Owszem, ale to co o mnie myślisz, nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Ochraniam cię i to się od wczoraj nie zmieniło – stwierdziłem bez emocji.

– Jeszcze. Właśnie próbuję dodzwonić się do taty i wszystko mu opowiem. – Uśmiechnęła się z wyższością.

– Twój tata jest teraz na… – Zastanowiłem się, jak ładnie określić spotkanie szefa mafii z kierownikiem jednego z burdeli – Konferencji. Wątpię, żeby odebrał. Z resztą, już z nim dzisiaj rozmawiałem.

– I co? Przyszedłeś się pożegnać?

– Nie słuchasz mnie – westchnąłem trochę już tym znudzony. Znowu ta sama śpiewka. – Sokół stwierdził, że dobrze zrobiłem, bo lepiej sto razy interweniować nad wyraz, niż raz nie zrobić nic.

– Ale mi nic nie grozi! – podniosła głos.

– W każdej chwili może cię ktoś zaatakować.

– To czemu przez tyle czasu nic niebezpiecznego się nie działo? – Skrzyżowała ręce na piersi, robiąc przy tym wyniosłą minę.

– Bo miałaś więcej szczęścia niż rozumu.

– Yhm, akurat.

– Posłuchaj mnie uważnie gówniaro – Podszedłem do niej i złapałem ją mocno za ramiona. Chciałem nią trochę wstrząsnąć. Musiała wiedzieć, kto będzie rządził w tej chorej relacji. Cała się spięła. – Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz i czy mnie lubisz, czy nie. Osobiście mam to w dupie. Twój ojciec chce, żebym cię pilnował i będę to robił, choćbyś krzyczała, wierzgała i piszczała. Masz się mnie słuchać we wszystkim, co mówię, nie utrudniać mi pracy, a przede wszystkim nie podważać moich kompetencji, bo nie masz pojęcia, w co grasz. Jasne? – warknąłem oschle.

Na jej twarzy pojawił się strach. Skuliła się w sobie i spuściła wzrok. Najwidoczniej tego się nie spodziewała. I dobrze.

– Spadaj – odpysknęła, udając, że się mnie nie boi. Puściłem ją i opadłem na miękki fotel. Patrzyłem na jej zbuntowaną minę, mówiącą, że i tak będzie robić co zechce. Dziecinna naiwność.

Usiadła na łóżku, biorąc do ręki książkę, na okładce której był umięśniony mężczyzna bez koszulki. Oho, małolacie marzy się gorący romans. Uśmiechnąłem się. Siedziałem i patrzyłem, jak zaczyna się rumienić. Domyślałem się, co mogło być w tym fragmencie powieści. Chciałem powiedzieć, że jeśli tylko chce, to możemy tę scenę odtworzyć na żywo. Szczególnie, że miałem całkiem niezły widok na jej szorty, które odkrywały trochę więcej niż powinny. Powstrzymałem się jednak. Ochroniarz i ochraniana. Nic więcej. Skarciłem sam siebie.

– Będziemy cały dzień tak siedzieć, czy masz jakieś plany? – zapytałem, starając się odsunąć do siebie gorące myśli.

– Może mam, może nie – odparła, nie podnosząc wzroku znad kartek.

– Nie pogrywaj ze mną. Nic ci to nie da.

– Nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie.

– Ja się nie denerwuję. Lepiej dla ciebie, żebyś tego zjawiska w moim wydaniu nie widziała. Mogłoby cię to przerosnąć. Ale muszę przyznać, że jesteś na bardzo dobrej drodze, by tego do- świadczyć – ostrzegłem lojalnie.

– Nic mi nie zrobisz – stwierdziła pewnie, podnosząc na mnie wzrok.

– Żebyś się nie zdziwiła – zaśmiałem się.

– Nie ośmielisz się mnie uderzyć, bo mój tata cię dojedzie.

– No tak, przecież on ma wyłączność na bicie ciebie. Wybacz, zapomniałem. – Zabolało ją.

– On mnie nie bije. On tylko… – zwiesiła głos, szukając najlepszych słów.

– Tylko próbował ci ręcznie przekazać swoją skumulowaną energię i akurat twoja twarz wydała mu się do tego odpowiednia. Ok, czyli jak rozumiem, już się nie wyprowadzasz? – To był cios poniżej pasa.

Patrzyła na mnie i wiedziała, że mam rację, ale jej duma nie pozwoliła tego przyznać. Miała pioruny w oczach. Nie reagowała dobrze, gdy wspominałem jej ojca. Byłem ciekaw, czy chodzi tylko o wczorajszą kłótnię, czy problem leżał gdzieś głębiej. Obstawiałem to drugie. Musiałem się tego dowiedzieć. Ale nie teraz. Na razie ona miała ochotę mnie zabić. Tak samo, jak podczas każdej naszej rozmowy, a raczej kłótni. Po prostu tak na siebie działaliśmy. Skakało nam ciśnienie za każdym razem, gdy byliśmy w pobliżu siebie. Nie powinno mi za bardzo zależeć, żeby mnie polubiła, ale z doświadczenia wiedziałem, że lepiej się współpracuje, gdy relacje są co najmniej poprawne, a nasze obok poprawnych nawet nie leżały. Dobrze byłoby to zmienić dla mojego, a przede wszystkim jej dobra.

– To co robimy? Kino, restauracja, park, czy raczej książki? – zapytałem.

– Impreza w klubie – stwierdziła z uśmiechem.

– Zapomnij – powiedziałem od razu. Klub, masa ludzi, alkohol i narkotyki pewnie też. Nie miałem szans porządnie ochraniać jej w takich warunkach. Chyba to wiedziała.

– To impreza z okazji zakończenia roku, nie ma opcji, żebym nie przyszła.

– Nie ma opcji, żebyś tam poszła.

– Pójdę z tobą albo bez ciebie. Przypominam ci, że jesteś moim ochroniarzem, a nie ojcem i nie możesz mi niczego zabronić. Sama decyduję o sobie. Tobie nic do tego. Nie masz prawa się wtrącać! – wyrzuciła z siebie z szybkością karabinu maszynowego.

– Jesteś tego pewna? – Podniosłem brew. – A co, jeśli ktoś cię napadnie? Dalej będziesz takim kozakiem?

– Nikt mnie nie napadnie!

– Powtarzasz się – stwierdziłem nad wyraz spokojnie, chociaż miałem ochotę przełożyć ją przez kolano i ręcznie wybić jej ten pomysł z głowy. Jak ona mnie irytowała.

Sokół wyraźnie mówił, żebym uważał na jego córkę, bo przeczuwa, że może coś jej grozić. Nie wiedziałem jednak, co miał dokładnie na myśli. Wiedziałem za to, że ta impreza, to bardzo zły pomysł.

– I tak tam pójdę – warknęła, wracając do czytania książki.

Nie miałem ochoty odwodzić jej od tego pomysłu. Nie miało to sensu. Ona i tak przecież wie wszystko najlepiej, więc żadne sensowne argumenty nie miały dla niej znaczenia. Co innego, że jedynym argumentem, jakim ja dysponowałem, był rozkaz jej ojca, żeby jej nie puszczać w potencjalnie niebezpieczne miejsca. Ciężkie życie ochroniarza. Za stary chyba już jestem, żeby się użerać z małolatą. A mogłem zostać ekspedientem w sklepie z bielizną i całymi dniami gapić się na młode dziewczyny kupujące fikuśne staniki.

"W co ja się wpakowałem. To się nie skończy dobrze."

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania