Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 1 - Laila (3)

Laila

 

Stał oparty o ścianę. W tej pozie koszulka opinała jego mięśnie tak, że nawet nie musiałam się specjalnie zastanawiać, jak wygląda bez niej. Szatyn, przynajmniej sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, czyli o jakieś dwadzieścia więcej niż ja. Starszy ode mnie, ale niewiele. Mógł mieć maksymalnie dwadzieścia osiem lat. Przystojny, jak diabli i dobrze o tym wiedział. Gdyby nie był obcym człowiekiem i z niewiadomych przyczyn nie stał przy moim pokoju, chętnie sprawdziłabym, co potrafią zrobić te zgrabne biodra. Jego brązowe oczy utkwione były we mnie. Bardzo się pilnował, żeby nie spuścić badawczego wzroku z mojej twarzy. Ciekawe, o czym myślał?

Uśmiechnął się uprzejmie, pokazując rząd białych zębów. Miał w sobie coś mrocznego, ale i pociągającego. Nie mogłam mu dać po sobie poznać, że był w moim typie. Był dla mnie obcym człowiekiem. Mógł chcieć mnie skrzywdzić.

Podeszłam do niego liczą w duszy, że to jakaś pomyłka i zaraz sobie pójdzie.

– Kim jesteś? – zapytałam bez zbędnych wstępów.

– Cześć, jestem Olaf Darski. – Wyciągnął dłoń.

– Co za Olaf Darski? – wyplułam z pogardą. – Co ty tu robisz? I kto cię tu, do cholery, wpuścił? – wyrzuciłam z siebie z prędkością pocisków wystrzelonych z karabinu maszynowego, starając się zagłuszyć walące w mojej piersi serce.

– Olaf Darski, twój nowy ochroniarz. Poznaliśmy się wczoraj. W pewnym sensie. – Cofnął dłoń. Chyba zauważył, że nie jestem do niego ciepło nastawiona.

Chwila! Ochroniarz! Wczorajszy wieczór i kłótnia z tatą kompletnie wyleciały mi z głowy. Jak mogłam o tym zapomnieć?

– Ale ja nie chcę żadnego ochroniarza! – Zdenerwowałam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam, że powstrzymuje się przed przewróceniem oczami.

– To rozmawiaj ze swoim tatą – odparł trochę zniesmaczony moją reakcją.

Odwróciłam się na pięcie i zbiegłam schodami na parter. Z rozmachem wbiegłam do kuchni. Gosposia, pani Halinka, drobna kobieta po sześćdziesiątce, krzątała się po kuchni, mieszając coś w dużym garnku. Tata siedział przy stoliku. Przeglądał coś na laptopie i dopijał kawę. Miał spokojny wyraz twarzy, ale dobrze wiedział, że jego spokojny poranek szybko zamieni się w dzień pełen nerwów.

– Dlaczego ty mi to robisz? – zapytałam z wyrzutem. Podniósł na mnie wzrok.

– Olaf to fachowiec. Zna się na robocie. Będziesz z nim bezpieczna – odparł bez cienia emocji, ciągle wpatrując się w komputer.

– Już ci mówiłam, że nie chcę żadnego ochroniarza. To zbędna kula u nogi! Potrzebny mi, jak rybie powieki. Po co mi on?

– Ciekawe, czy będziesz tak samo twierdzić, gdy ktoś cię napadnie?

– Przez kilka lat nic mi nie groziło.

– I właśnie dbam, żeby to się nie zmieniło.

– Ale tato…

– Nie ma żadnego „ale tato”! – krzyknął, podnosząc się z krzesła. – Olaf będzie cię ochraniał, czy ci się to podoba, czy nie!

– I co? Będzie tak za mną łazić, a ja mam udawać, że go nie znam? – Mogłabym przysiąc, że z uszu parowała mi złość.

Ojciec albo miał mnie gdzieś, albo chciał mnie usidlić. Nienawidziłam go za to. Wiecznie go nie było. Wiecznie zajęty, wyjazd gonił wyjazd, a kiedy już był w domu, to nawet nie sprawdził, czy jestem w pokoju. A ja? Miałam gosposię, ochroniarzy i według niego, to miało mi wystarczyć.

– Masz go słuchać! – wydarł się na mnie ojciec, marszcząc brwi. – Jasne? – dodał już nieco spokojniej.

– Nie! Ciebie nigdy nie było! Sama sobie świetnie zawsze radziłam i nie potrzebuję niańki! – wydarłam się już na całe gardło. Chyba słyszeli nas wszyscy sąsiedzi, ale miałam to gdzieś.

Ojciec otwartą dłonią uderzył mnie w twarz. Czułam, jak mój policzek robi się czerwony i zaczyna piec. Przez chwilę stałam i tępo patrzyłam przed siebie. Odwróciłam się. Wbiegłam po schodach na piętro. Zamknęłam się w pokoju, nie zwracając najmniejszej uwagi na mężczyznę, dalej stojącego na korytarzu. Wrzuciłam do walizki najpotrzebniejsze rzeczy. Ochroniarz zapukał i wszedł do pokoju.

– Wszystko w porządku? – zapytał bez emocji.

– Tak – szepnęłam, a łzy napłynęły mi do oczu.

Podszedł do minie. Przyjrzał mi się uważnie, marszcząc ciemne brwi. Jego wzrok utknął na zaczerwienieniu na mojej twarzy. To nie było miłe uczucie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wi- dział mnie w takim stanie. Chyba nie spodobało mu się zachowanie mojego taty, bo cicho warknął.

Byłam pewna, że dokładnie słyszał naszą kłótnię i choć nie pałałam dumną ze swoich słów, naprawdę nie chciałam, a przede wszystkim, nie potrzebowałam ochrony. Od lat nic poważnego mi się nie stało. Owszem, gdy miałam dwanaście lat, ktoś próbował mnie porwać, ale to było dawno. Poza tym od dawna nie miałam swojego stałego ochroniarza. Żaden ze mną nie wytrzymywał dłużej niż tydzień. A ostatniego nie wspominam zbyt dobrze. Straszny sztywniak. Zero poczucie humoru i racjonalnego podejścia do życia młodej dziewczyny. Ja chciałam wychodzić do koleżanek, bawić się, spędzać aktywnie czas, a on był za stary na takie hece. W konsekwencji siedziałam głównie w domu lub na podwórku. Poza tym, nie ufałam już żadnemu ochroniarzowi. Na samą myśl, że znowu mam kogoś nowego u boku, robiło mi się nie dobrze.

– Gdzie się wybierasz? – Przeniósł wzrok na walizkę.

W tym momencie zdałam sobie sprawę, że właściwie nie mam, dokąd pójść. Całe życie spędziłam w tym domu. Nie licząc wycieczek i wakacji w drogich kurortach, zawsze spałam tutaj, ewentualnie w Palermo. Problemem było tylko to, że organizacja wylotu na Sycylię zajmowała trochę czasu, a ja go dzisiaj nie miałam. Nie chciałam się wyprowadzać, ale w tym momencie nie widziałam innej możliwości. Może to trochę głupie, szczeniackie, nierozsądne i kompletnie nieprzemyślane, niemniej jednak nie chciałam tu być, ani chwili dłużej.

– Do hotelu – rzuciłam pierwsze, co mi przyszło na myśl.

– Yhm i co dalej? – Popatrzy na mnie drwiąco.

– Nie wiem – wyrwało mi się zanim zdążyłam się powstrzymać. – Z resztą, to nie twoja sprawa, głupi cieciu – burknęłam szybko – Przepuść mnie.

Próbowałam go wyminąć, jednak skutecznie zagrodził mi drogę do drzwi.

– Poczekaj. – Złapał mnie mocno za przedramię, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Mimo że było to całkiem miłe uczucie, wolałam, żeby mnie nie dotykał w ten sposób. Wyrwałam mu się. – Jesteś bystrą dziewczyną i zdajesz sobie sprawę, że to dość głupi pomysł i na dłuższą metę to nie wypali – stwierdził z pełnym przekonaniem o swojej racji.

– Nie wiesz, jaka jestem. Nie znasz mnie.

– Owszem, ale masz dzisiaj egzamin i szkoda byłoby zawalić rok z powodu ochroniarza. – Uśmiechnął się.

– Nie ochroniarza, tylko ojca – sprostowałam.

To nie była jego wina, że mój ojciec go wynajął. Skąd miał wiedzieć, jaki mam stosunek do ochroniarzy pracujących tutaj? Fakt był taki, że ich nie lubiłam. Wszystkich. Bez wyjątku.

– Ok. To zrobimy tak: zaraz pojedziemy na uczelnię, zaliczysz ten egzamin…

– Egzaminy – wtrąciłam.

– Wrócisz – kontynuował – i wszystko przemyślisz. Twój ojciec wyjeżdża na weekend, więc będziesz miała kilka dni na sensowne spakowanie się. Potem pojedziemy, gdzie tylko będziesz chciała.

Zaskoczył mnie. Każdy normalny człowiek najpierw by mnie wyśmiał, a potem próbowałby odwieść od tego pomysłu. A on zamiast za mnie kpić, przedstawił rzeczowy plan działania, w którym w dalszym ciągu to ja miałam ostatnie słowo. Punkt dla niego.

Chwila!

– Zaraz, jak to „pojedziemy”? – Zdziwiłam się.

– Wytyczne są jasne: mam cię pilnować na każdym kroku, niezależnie, gdzie cię poniesie.

Patrzyłam na niego buntowniczo, ale zdawałam sobie sprawę, że to co mówił miało sens. Był tylko jeden problem. Wiedziałam, że po podejściu do tematu na chłodno, zostanę tutaj i nigdzie się nie wyniosę.

Ok, będę myśleć potem. Teraz mam egzaminy do zdania. Muszę się skupić, bo inaczej czeka mnie poprawka we wrześniu, a na to nie miałam ochoty.

– Dobra, jedźmy – powiedziałam od niechcenia. Minęłam go i ruszyłam do drzwi.

– Laila – zaczął ostrożnie z głupim uśmieszkiem. – Nie zapomniałaś może o czymś? – Podniósł prawą brew.

Rozejrzałam się. Torebkę ze wszystkimi rzeczami miałam w przedpokoju. Telefon! No tak! Ciągle leżał na szafce nocnej. Spojrzałam na Olafa. Wpatrywał się we mnie. Spuściłam wzrok. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że przez cały ten czas miałam na sobie samą bieliznę. Byłam tak bardzo zaaferowana kłótnią z ojcem i człowiekiem, który od teraz miał być moim nowym cieniem, że kompletnie zapomniałam się ubrać. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Niezgrabnie zasłoniłam rękami piersi.

– No i co się gapisz, psie? – warknęłam.

– Od tego mam oczy.

– Chcę się ubrać! Wynoś się! – Machnęłam ręką w stronę drzwi.

– Skoro muszę – rzucił i wyszedł.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Tjeri dwa lata temu
    Podtrzymuję zarzut z poprzedniego odcinka.
    Postaci jak na razie to słaby punkt.
    "Ojciec albo miał mnie gdzieś, albo chciał mnie usidlić." "Usidlić" kojarzyło mi się tylko z łapanką w celach matrymonialnych, aż zajrzałam do słownika. A tam faktycznie szersza definicja. Więc błędu tu ma, ale i tak użyłabym innego słowa, np. "usadzić".

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania