Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 1 - Olaf (4)

Olaf

Siedziała na fotelu pasażera. Biała koszula, czarna spódnica i wysokie szpilki sprawiały, że wyglądała jak mokry sen każdego nastolatka. Brakowało jej jeszcze wielkich okularów. Nieobecny, spokojny wzrok wbiła w przednią szybę. Pewnie myślała o egzaminie albo o ojcu.

Tyle lat znałem Sokoła, ale nigdy bym nie przypuszczał, że mógłby uderzyć własną córkę. Różne były sytuacje i różne rzeczy robiłem, ale nigdy na żadną z dziewczyn nie podniosłem ręki. Krzyczałem, szarpnąłem, owszem, ale nigdy nie uderzyłem. Po prostu nie akceptowałem bicia kobiet. Uważałem to za słabe i poniżej mojej godności. Gdyby Krystian nie był moim szefem, do- stałby ode mnie strzała w pysk, ale chwilowo musiałem się przed tym powstrzymać.

Ziewnąłem, zasłaniając usta ręką. No tak, zmęczenie dawało o sobie znać.

"Spać albo chociaż kawy."

Niestety na sen musiałem poczekać. Dzień zapowiadał się spokojny, długi i raczej nudny. Po egzaminach Laila miała wrócić do domu i zaszyć się w pokoju, planując wyprowadzkę.

Gówniany pomysł. Zero przyszłościowego myślenia. Niby dorosła, a podejście dziecka. Myślałem, że wyrosła już ze swoich szczeniackich wybryków. Szczerze mówiąc podejrzewałem, że się nie wyprowadzi. Może i ojciec ją zranił, ale mimo wszystko obstawiałem, że jednak zostanie. Miała wielki dom, wielki ogród, gosposię, ochronę i kasy jak lodu. Żyć nie umierać. A ojciec? I tak wiecznie był zajęty interesami. Dałaby radę to wytrzymać. Chociaż?

– Jak mnie zostawisz pod uczelnią, będziesz mógł pojechać do domu i się wyspać. Kończę około trzynastej – powiedziała, nie patrząc na mnie. W jej głosie dalej słyszałem złość i chyba lekką irytację.

– Nie będę mógł. Powiedziałam ci, że mam cię pilnować na każdym kroku – odpowiedziałem, wjeżdżając na parking uczelni.

– Nie mów, że będziesz trzymał mnie za rączkę podczas pisania egzaminu – zakpiła.

– I sprawdzał, czy nie ściągasz. – Uśmiechnąłem się nonszalancko, puszczając do niej oczko.

– Nie chcę, żebyś tam ze mną szedł! – Podniosła głos.

– Wyluzuj, zaczekam na korytarzu. Między egzaminami nie musisz zwracać na mnie uwagi. Nie będę ci przeszkadzał bez potrzeby.

Wyszła z samochodu, trzaskając drzwiami. Dobrze, że szyba nie wypadła. Zamknąłem pilotem pojazd. Poszedłem za nią. Pomimo niebotyczne wysokich szpilek, szła pewnie i szybko, kręcąc biodrami. Robiła to specjalnie, czy miała to w genach?

Weszliśmy po schodach na pierwsze piętro. Na końcu korytarza stała grupka młodych osób. Pewnie jej znajomi z roku. Zgodnie z obietnicą, zatrzymałem się kilkanaście metrów od nich, odprowadzając Lailę wzrokiem.

Bacznie lustrowałem młode towarzystwo. Laila rozmawiała z dwiema dziewczynami opartymi o parapet. Obok stała grupka chłopaków pokazujących sobie coś na telefonach. Pewnie jakieś gotowce. Na ławce ktoś wczytywał się w notatki. W kącie jakaś dziewczyna pisała coś długopisem na ręce. Norma. Każdy orze jak może.

Punktualnie o ósmej na korytarzu pojawiła się kobieta koło czterdziestki. Podeszła do studentów i zaprosiła ich do sali. Na twarzy Laili widziałem jedynie pełne skupienie.

Usiadłem na ławce. Czekałem.

Po dwóch godzinach z sali wyszła Laila i jej znajomi. Minęli mnie. Przenieśliśmy się pod inną salę. Teraz zamiast spięcia oraz nerwów, wyczułem u nich rozluźnienie i dobry humor. Najwidoczniej czekało ich coś lżejszego. Po kilku minutach przyszedł stary profesor.

– Jak tam, dzieciaki? Obaliliście już flaszkę i zaczynamy, czy jeszcze mam poczekać? – zapytał rozbawionym głosem.

Studenci wybuchli śmiechem, mówiąc, że jeśli pan profesor chce, to załatwią pół litra i się podzielą. Ja bym skorzystał z tej propozycji.

Nudziło mi się. Nic ciekawego się nie działo. To spóźniony student przebiegł korytarzem, to sprzątaczka coś marudziła sama do siebie, że ta dzisiejsza młodzież to nie ma za grosz szacunku do starszych, to grupka studentów głośno omawiała odpowiedzi egzaminu. Nuda, która zawsze męczyła mnie znacznie bardziej niż napięty grafik.

W przerwie przed trzecim i na szczęście ostatnim egzaminem Laila podeszła do mnie. Wzbudziło to moją czujność. Może i na zewnątrz nic się nie działo, ale Laila mogła być zagrożona od środka. Nigdy nie wiadomo, kogo ma na sali. Oczywiście zdążyłem sprawdzić całą jej klasę i nikt nie wzbudził moich podejrzeń. Jednak ostrożności nigdy za wiele. Po co miałaby do mnie podchodzić? W końcu nie podobała jej się moja obecność.

– Co jest? – zacząłem, marszcząc brwi.

– Masz jakieś plany na wieczór? – zapytała obojętnie.

– Zapraszasz mnie na randkę? – zażartowałem, widząc, że wszystko z nią w porządku.

– Ciebie? W życiu – prychnęła z pełną pogardą.

Nie żeby mnie to obchodziło, ale pierwszy raz poczułem się mentalnie kopnięty w jaja. To zazwyczaj ja dawałem kosza dziewczynom. Wiedziałem, że Laila jest wyniosła, ale żeby gardziła ludźmi? Coś czuję, że będę musiał nauczyć się olewać jej wzrok, który kierowała na mnie. Patrzyła tak, jakby przejechała autem psa.

– Umówiłam się na randkę i jak mniemam, podczas niej też będziesz za mną łaził.

– Niestety – odparłem z niechęcią.

– Zaraz po egzaminie pojedziemy do galerii.

– Gdzie ta randka? – Wolałem wiedzieć, gdzie będzie spędzać czas. Lubiłem mieć zrobione rozpatrzenie terenu.

– Nie wiem jeszcze.

– A ten chłopak to…?

– Nie twoja sprawa i tak go nie znasz.

– Ale chętnie poznam. – Mógłbym się o nim dowiedzieć wszystkiego w przeciągu kilku minut, jakby tylko podała mi jego nazwisko. Trudno. Trzeba przygotować się na wszystkie scenariusze.

Odwróciła się. Już miała odejść, gdy jeszcze obróciła się przez ramię.

– Piętro niżej jest automat z kawą – rzuciła mniej obojętnie niż by chciała.

Czy aż tak było widać po mnie zmęczenie? Wiek robił swoje. Gdzie te czasy, kiedy człowiek nie sypiał po nocach, a w ciągu dnia kimał po cztery godziny i słyszał, że wygląda obłędnie?

Laila skończyła pisać egzaminy i zgodnie z zapowiedzią pojechaliśmy do galerii. Piątek, środek dnia, a parking pełny. Czy ci ludzie do pracy nie chodzą? Wcisnąłem się w miejsce, które zwolniło się dosłownie przed chwilą. Do wejścia mieliśmy kilkadziesiąt metrów. Jeszcze nie weszliśmy do środka, a ja już miałem dość.

Nienawidziłem galerii, kolejek, zakupów i wszystkiego, co z tym związane. Laila chyba to wyczuła, bo uśmiechnęła się złośliwie. Czyli nie wyjdziemy stąd szybko. Mogę się założyć, że specjalnie dokładnie oglądała każdą napotkaną sukienkę i pół godziny zastanawiała się, czy wziąć niebieską, czy może zieloną, a ostatecznie nie wzięła żadnej i musieliśmy iść do kolejnego sklepu.

Dziesięć lat bycia najbliższym współpracownikiem groźnego mafiosa. Po dziesięciu latach wymuszania haraczy i walenia po mordach napakowanych kolesi, siedziałem na różowym pufie, starając opanować chęć bardzo brutalnego morderstwa tej małolaty i wszystkich wokół.

Tuż obok dużej przebieralni, w której zamelinowała się Laila z toną kiecek, na haczykach wisiały jakieś apaszki, czy inne chustki. A gdyby tak wziąć jedną z nich i zacisnąć Laili na szyi? Albo lepiej. Związać jej nadgarstki, powiesić na tych haczykach, przelecieć i dopiero później udusić. Tak, to byłoby świetne. Tylko później Sokół by mnie odstrzelił. A to już nie byłoby fajne.

Z marzeń wyrwała mnie Laila, wychodząca z przymierzalni.

– I jak? – zapytała obracając się wokół własnej osi.

Miała na sobie czarną sukienkę, idealnie opinającą jej tyłek. Dekolt też był niczego sobie. Ten pomysł z przeleceniem jej mógł za chwilę przestać być tylko przyjemnym pomysłem. Wyglądała diabelnie seksownie.

– Ujdzie w tłumie – rzuciłem, starając się nie okazywać zainteresowania.

– Też tak myślę. – Uśmiechnęła się cwaniacko i wróciła do przymierzalni.

Wróciliśmy do domu obładowani, jak wielbłądy. Nie musiałem nosić za nią tych toreb, ale widząc, że Laila nie mogła sobie sama poradzić, łaskawie zdecydowałem się jej pomóc.

Dziewczyna padła z rozmachem na wielkie łóżko z baldachimem. Jej pokój był ogromny: szaro-białe ściany z licznymi zdjęciami, biblioteczka w kształcie drzewa rozciągającego się wzdłuż całej ściany, toaletka z lustrem oświetlonym okrągłymi lampkami, podwieszona do sufitu kula do siedzenia i szeroki fotel. Widziałem też otwarte drzwi do garderoby. Chyba nawet w sklepach nie ma tyle ciuchów, co tutaj.

– Zmęczyłam się tymi zakupami – westchnęła.

– Trzeba było przymierzać jeszcze więcej tych cholernych kiecek – ironizowałem przyglądając się kolekcji książek: kryminały, erotyki, kryminały, romanse, kryminały, fantastyka i jeszcze więcej kryminałów. A przynajmniej tak wnioskowałem po tytułach.

– Nie lubisz zakupów, co nie? – Z seksownym jękiem ściągnęła ze stóp czarne szpilki i rozmasowała palce.

– Nie.

– Cóż za rozbudowana odpowiedź. Te zdania złożone współrzędnie i podrzędnie sprawiły, że zaraz będę piać z podziwu nad twoją elokwencją – kpiła.

– Proste pytanie, prosta odpowiedź. Jeśli spodziewałaś się usłyszeć Wielką improwizację na temat mojego podejścia do zakupów to zły adres, księżniczko – odgryzłem się.

Zbliżała się godzina dwudziesta. Znowu siedziałem na sofie przed pokojem Laili, czekając aż księżniczka zrobi się na bóstwo. Czy ona wiedziała, że na dwudziestą umówiła się z tym swoim kochasiem? No, tak. Jak kocha, to poczeka.

W końcu stanęła przede mną: jasna, koronkowa kiecka z obcisłą górą i rozszerzająca się ku dołowi, do tego beżowe, niewysokie szpilki.

– Może być pierwszą na randkę? – zapytała obojętnie.

– Nie wiem. Nie chodzę na randki.

Wstałem i skierowałem się w stronę schodów nie czekając na nią.

– A tak z męskiego punktu widzenia?

– Serio obchodzi cię moje zdanie, czy wzięłaś sobie za punkt honoru dręczenie mnie? – Zaczynała wkurzać mnie ta rozmowa. I rozmówczyni też.

– Coś pomiędzy. To jak? – Uśmiechnęła się, trzepocząc rzęsami.

Boszzzzz... Przewróciłem oczami. Momentami odnosiłem wrażenie, że to mądra dziewczyna, a chwilami, że pilnuję pustą dziunię, dla której liczą się tylko kolorowe szmatki.

– Wyglądasz pięknie, wręcz zjawiskowo. Chłopak padnie na twój widok. Porównałbym cię nawet do jakiejś celebrytki, ale niestety nie śledzę czerwonego dywanu – powiedziałem ironicznie tylko po to, żeby dała mi spokój.

– Wiem – rzuciła z rozbrajającym uśmieszkiem.

Wyglądała bardzo kobieco. Jej długie nogi przyprawiały mnie o palpitację serca. Zawsze miałem słabość akurat do tej części kobiecego ciała. Sam chciałbym iść z nią na randkę, ale przecież jej tego nie powiem. Miałem być jej ochroniarzem, a nie kochankiem. Tego musiałem się trzymać.

– Nie żeby mnie to jakoś specjalnie obchodziło, ale dlaczego nie ubrałaś tej czarnej sukienki?

– Bo nie chciałam. Przyda się może na jakąś inną okazję, a jak nie, to kiedyś ją wyrzucę – odparła, wzruszając ramionami.

Kasy jak lodu, to i nikt nie nauczył sensownych zakupów.

Wsiadła do samochodu, zamykając za sobą drzwi, choć ja powinienem to zrobić. Widać, że nie traktowała swoich ochroniarzy zbyt poważnie. „Sama! Sama! Sama! Ważna mi dama”, przypomniał mi się fragment wierszyka, który pojawił się w szkole. Idealnie ją opisywał. „Laila Samosia”.

Odwiozłem ją na miejsce. Zanim zdążyłem otworzyć jej drzwi, sama wyskoczyła z pojazdu i szybkim krokiem podeszła do czekającego już na nią chłopaka.

Wiedziałem, kim był. Zdążyłem go dokładnie prześwietlić. Michał był z nią na roku. Jedyny syn rodziców lekarzy. Przystojny? Nie mnie oceniać, ale bez szaleństw. Stać ją na kogoś ładniejszego. W każdym razie nikt ciekawy i raczej nie będzie z nim problemów.

Przez kolejne dwie godziny wlokłem się żółwim tempem kilkanaście metrów za nimi, uważnie skanując teren. Nie słyszałem ich rozmowy, ale Laila zdawała się być zadowolona ze spotkania.

Spojrzeli na mnie z głupimi uśmieszkami i przyspieszyli kroku. Co oni kombinowali? Również przyspieszyłem. Skręcili w osiedle. Na moment zniknęli mi z pola widzenia. Pobiegłem za jeden z bloków. Przytulali się i na przytulaniu chyba miało się nie skończyć. Nie zauważyli mnie, więc zostałem za rogiem. Niech dzieciaki mają chwilę prywatności. Stali w ślepym zaułku, nie było szans, żeby mi uciekli.

Czułem się, jak jakaś przyzwoitka z dawnych lat. Sokół mówił mi, że mam się nie wtrącać w randki oraz życie uczuciowe jego córki. Miałem tylko sprawdzać jej chłopaków i pilnować, żeby nie skrzywdzili jej pod względem fizycznym. Na ból serca nikt nie mógł nic poradzić. Sama miała decydować o swoich sercowych wyborach. Musiała też ponosić tego konsekwencji. W końcu była dorosła.

Stałem oparty o ścianę bloku, czekając aż obiekt moich służbowych zainteresowań przestanie się migdalić z tym fagasem. Gdy wychodzili z zaułku, Laila nawet na mnie nie spojrzała. Szliśmy przez park. Było już późno, cisza, spokój, jednak coś mi nie pasowało. Czułem w kościach, że coś jest nie tak.

Z naprzeciwka nadchodził jakiś mężczyzna: wysoki, postawny, zakapturzony. Ledwo minął Lailę i sięgnął do tylnej kieszeni.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Tjeri dwa lata temu
    Zszokowanie Olafa po spoliczkowaniu dziewczyny niezbyt wiarygodnie wyszło. Facet zajmujący się rozbojem, ściąganiem haraczy i "trzymaniem za mordę kierowników burdeli" na pewno niejedno widział niejedno robił. :)
    Zapewne to, że nie jestem targetem, wpływa na mój odbiór. Raczej śmieszą mnie romanse lukro-gangsterskie, ale i tak myślę, że nawet w takich powiastkach warto dbać o wiarygodność postaci.
  • Tjeri dwa lata temu
    "Oczywiście zdążyłem sprawdzić całą jej klasę i nikt nie wzbudził moich podejrzeń." – raczej "grupę". Nie ma "klas" na studiach. Chyba że chciałaś podkreślić, że Olaf nie miał o tym pojęcia – to jak najbardziej ok.
  • Nysia dwa lata temu
    Tjeri Tak, chodziło mi o to, że Olaf nie ma bladego pojęcia o studiach :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania