Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 3 - Olaf (16)

Olaf

 

Ja pierdolę. Czy słońce musiało wybrać sobie akurat dzisiejszy dzień na napierdalanie promieniami? Jeszcze do dziesiątej było całkiem znośnie. Siedziałem na ławce i obserwowałem otoczenie: kilka przechodniów, rodzice odprowadzające dzieciaki do świetlicy, jedna z pracownic. Generalnie nic ciekawego, co byłoby w jakikolwiek sposób dziwne lub podejrzane. W międzyczasie prześwietliłem kobiety, które pracowały z Lailą.

Barbara Zając: znajoma z pracy mamy Laili, mężatka, dwoje już dorosłych dzieci. Mąż był hydraulikiem. Dzieciaki siedziały za granicą.

Paulina Michoń lat dwadzieścia dziewięć. Skończyła studia pedagogiczne. Mieszka na tym samym osiedlu, na którym znajdowała się nasza świetlica. Narzeczony procował przy wykończeniówce domów. Bezdzietna.

Alicja Paproch miała dwadzieścia osiem lat. Ojciec zginą w wypadku, matka pracowała w sklepie spożywczym. Dziewczyna nie miała ani chłopaka, ani dzieci.

Westchnąłem. Nie stanowiły żadnego zagrożenia dla Laili. I bardzo dobrze. Nie miałem najmniejszej ochoty uganiać się za jakimiś laluniami, które próbowałyby wbić nóż w plecy mojej podopiecznej.

Po godzinie dziesiątej przeniosłem się pod dęba. Liczyłem na to, że drzewo osłoni mnie choć trochę przed żarem lejącym się z nieba. Lekko się zawiodłem. Owszem dawało trochę cienia, ale i tak było gorąco jak w piekle. Żałowałem, że nie założyłem krótszych spodni. W ustach już dawno mi zaschło, a kiszki grały coraz głośniejszy marsz.

Dokładnie przeskanowałem pobliskie budynki, ale w zasięgu wzroku nie było ani jednego osiedlowego sklepiku. Żadnego! Totalnie nic! Jak to w ogóle możliwe? Nie mogłem oddalić się od świetlicy. Gdyby cokolwiek się stało, musiałem być na miejscu, choćbym miał tu paść.

Uroki bycia prywatnym ochroniarzem.

W tym momencie zadowoliłbym się nawet suchym batonem. Na co dzień nie jadam takich rzeczy. Stawiam na pełnowartościowe posiłki, o ile praca ochroniarza i gangstera na to pozwala. No cóż, mięśnie nie biorą się znikąd.

Z moich fantazji o słodkim jedzeniu wyrwał mnie dźwięk zamykanych drzwi. Laila zaczęła iść w moją stronę. Jej mina nie wyrażała absolutnie niczego. Czyżby stało się coś, co sprawiło, że uznała mnie za potrzebnego?

Wyszedłem jej naprzeciw.

– Coś się stało? – zapytałem, rzucając okiem na jej ciało.

Chciałem się upewnić, że fizycznie nic jej nie jest. Jednak moje oczy nie rozumiały pobudek mózgu i dłużej zawiesiły się na dekolcie opinającym piersi.

Ciekawe, jak wyglądają bez stanika. Na pewno są jędrne i idealnie wpasowałyby się w moje dłonie. Chciałbym ich dotknąć, ssać i całować, a potem…

Stop!

Jestem, kurwa, w robocie! Dziewczyna do mnie przyszła, bo pewnie ma jakąś sprawę, a ja wpatruję się w jej cycki jak jakiś niewyżyty nastolatek.

"Priorytety, Olaf, priorytety!"

– Chodź – rzuciła tak zimno, aż przeszedł mnie dreszcz.

– Laila, co się dzieje? – Teraz byłem już niemal pewny, że coś tu nie gra.

– Nic się nie dzieje. Nie musisz przełączać się na tryb bojowy. Po prostu chcę, żebyś siedział w środku. – Była trochę spięta, ale spokojna.

Dobra, to jednak było dziwne. Zauważyłem już, że Laila czasami potrafiła pokazać mi swoje ludzkie oblicze i wówczas za bardzo nie wiedziała, jak się zachować. Najwidoczniej nie było to dla niej normalne. To chyba właśnie taki moment.

Posłusznie wszedłem za nią do niewielkiego budynku. Szybko zlustrowałem teren: recepcja, za którą siedziała Alicja, szatnia, sala z dzieciakami i dwoje drzwi. Jedne z nich były oznaczone jako standardowe „WC”. Za drugimi znajdowała się zapewne toaleta dla dzieci, sądząc po naklejce w kształcie uśmiechniętego misia siedzącego na sedesie. Przypomniały mi się słowa ojca: „Nie ważne jak, ważne, że wszyscy wiedzą, o co chodzi.” W tym przypadku sprawdzało się to idealnie.

Alicja wyszła zza kontuaru. Podeszła do mnie i podała rękę.

– Cześć, jestem Alicja. – Uśmiechnęła się, pokazując białe jedynki.

Gdzie ja ją już widziałem? Byłem wzrokowcem, więc dopasowanie twarzy do osoby i sytuacji nigdy nie stanowiło dla mnie problemu. Jednak teraz wpatrywałem się w niebieskie oczy i miałem przeświadczenie graniczące z pewnością, że skądś je kojarzę. Musiałem je już widzieć, lecz nie osobiście. Może na jakimś zdjęciu? Będę musiał ją dokładniej prześwietlić.

– Cześć, Olaf – odparłem chłodno.

– Jesteś jej nowym ochroniarzem, tak? – Kiwnęła głową w stronę Laili. – Laila musi ci dawać nieźle w kość, co nie? Bywa wkurzająca, ale to naprawdę złota dziewczyna. – Dodała konspiracyjnym szeptem.

Zobaczyłem, jak Laila przewraca oczami i chwyta mnie za przedramię.

– On jest w pracy. Ty też. Nie zapominaj o tym – Laila warknęła ostrzej niż to było konieczne.

Spiorunowała wzrokiem najpierw koleżankę, a potem mnie. Pociągnęła mnie za sobą do sali zabaw. Wskazała mi krzesło stojące w kącie, dając do zrozumienia, że mam siedzieć i nie przeszkadzać.

Odeszła w stronę półki, na której leżała jej torebka. Zaczęła w niej grzebać. Po chwili podeszła do mnie i podała mi dwie drożdżówki.

– Tyle mam. Weź sobie wodę, jak chcesz. – Wskazała na dystrybutor stojący przy oknie po drugiej stronie sali.

Czyżby znowu odezwało się w niej serce?

Wypiłem duszkiem trzy pełne plastikowe kubeczki. Nalałem sobie po raz czwarty i wróciłem na krzesło. Szybko pochłonąłem drożdżówki.

Dzieciaki na początku rzucały mi ciekawskie spojrzenia, ale już po kilkunastu minutach straciły mną zainteresowanie i traktowały jakbym nie istniał. I dobrze. Właśnie o to chodziło.

 

Pół dnia gapiłem się na Lailę zabawiającą dzieci. Co ciekawe, miała do nich zupełnie inny stosunek niż do mnie. Dla nich była miła, sympatyczna i z sercem na dłoni. Najwidoczniej dla niej obce dzieciaki stały w hierarchii wyżej niż ochroniarz, który tylko pilnuje, aby włos jej z głowy nie spadł.

Po zamknięciu świetlicy Laila ruszyła w stronę domu. Profilaktycznie trzymałem się kilka kroków za nią. Nie potrzebowałem kolejnej kłótni.

Było już po szesnastej, ale słońce w dalszym ciągu nie dawało za wygraną. Laila szła pewnie z słuchawkami w uszach. Nawet się nie oglądnęła, czy za nią idę. Nagle się zatrzymała i wlepiła wzrok przed siebie. Momentalnie namierzyłem miejsce, w które patrzyła, ale nie było tam nic oprócz kilku pojedynczych krzaków.

Stanąłem tuż za plecami dziewczyny, która zdążyła już ściągnąć słuchawki.

– Co tam widzisz? – zapytałem.

Laila aż z piskiem podskoczyła zdenerwowana. Najwyraźniej naprawdę zapomniała, że szedłem tuż za nią. Zaczęła dziwnie szybko oddychać.

– Laila, co się dzieje? – Położyłem dłonie na jej ramionach, ale szybko je strąciła.

– Nic – wykrztusiła po dłuższej chwili, łapiąc pierwszy głębszy oddech. – Wystraszyłam się tylko.

– Co tam zobaczyłaś?

– Psa, dużego psa.

Wróciłem wzrokiem do krzaków, ale ani wcześniej, ani teraz po psie nie było żadnego śladu.

– Jesteś pewna?

– Nie. Chyba mi się coś przewidziało. Gorąco jest. To jednak był głupi pomysł, żeby dzisiaj iść na piechotę.

– Źle się czujesz? – Uważnie przyjrzałem się jej twarzy. Była bardzo blada. Nie wyglądała jakby miała zemdleć z przegrzania. Raczej ze zmęczenia.

– Wszystko jest ok. Chodźmy już do domu – poprosiła cicho.

– Ale teraz idę obok ciebie. Odnoszę wrażenie, że zaraz mi tu zasłabniesz.

Odprowadziłem ją bezpiecznie do domu. W dalszym ciągu nie wyglądała najlepiej. Przechodząc przez próg domu lekko się zachwiała. Złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do swojego torsu, aby ustabilizować jej ciało.

– Puść mnie! – Wyrwała mi się z objęć z lekką paniką.

– Spokojnie. Nie chciałem tylko żebyś upadła.

– Dzięki, ale dam sobie radę – prychnęła zdenerwowana.

Już trochę pewniej weszła schodami na piętro. Udała się prosto do swojego pokoju. Patrzyłem jeszcze jak zamyka za sobą drzwi, a potem udałem się do kuchni. Miałem ogromną ochotę na kawę. Nawet jeszcze nie zdążyłem dojść do ekspresu, gdy do kuchni wszedł mój szef.

– Olaf, chodź do gabinetu – powiedział, rzucając mi pełne powagi spojrzenie.

– Co się dzieje? – zapytałem, siadając na fotelu. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że dość często zadaję dzisiaj to pytanie i tylko jeden raz dostałem względnie sensowną odpowiedź.

Sokół zamknął drzwi, a następnie nalał do dwóch niskich szklanek swojego ulubionego whisky. Jedną trzymał w dłoni, a drugą postawił na dębowym biurku przede mną.

– Nie piję. W robocie jestem – stwierdziłem, choć miałem ogromną ochotę na coś mocniejszego.

– Słusznie. – Kiwnął głową. – Wiem, że bardzo pilnujesz Laili. Nie zauważyłeś, żeby ktoś się przy niej kręcił?

– Gdybym zauważył tobym ci zameldował. Nikogo podejrzanego nie było.

– Musisz teraz podwoić wysiłki.

– Gdyż? – Uniosłem brew. Zupełnie nie podobała mi się ta rozmowa.

– Wczoraj dostałem SMS-a, że mam bardzo ładną córkę i szkoda by było, gdyby trafiła do jakiegoś burdelu.

– Czemu nic o tym nie wiem? – Zacząłem się wkurwiać.

Ktoś grozi, że porwie Lailę, a ja dowiaduję się dopiero teraz?

– Wiesz, ile gróźb w życiu dostałem? Nie mam czasu zajmować się takimi pierdołami – warknął.

– To czemu jednak mi mówisz?

– Bo dzisiaj do SMS-a dostałem też to…

Sokół kliknął coś na telefonie i pokazał mi zdjęcie Laili wychodzącej dzisiaj rano z piekarni.

Kurwa. Byłem tam. Tuż za nią. Problem w tym, że w tamtym momencie usiłowałem kupić coś na śniadanie i nie rozglądałem się za potencjalnym zagrożeniem. Gdyby ten ktoś zamiast aparatu miał broń, już nie miałbym roboty. Głupi błąd, który Laila mogła przypłacić życiem.

– Dlaczego nie widzę cię na tym zdjęciu? – Sokół uważnie mi się przyglądał.

Znałem to spojrzenie. W ten sposób chciał wychwycić, czy moja odpowiedź będzie szczera. Chciał sprawdzić, czy przypadkiem nie olewam swoich obowiązków.

– Byłem w piekarni. Tuż za nią. – Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Przez częściowo matowe drzwi na zdjęciu pozostawałem niewidoczny. – Laila kupiła dwie drożdżówki z serem i dwie z czekoladą. Zapłaciła piętnaście złotych z groszami.

– Pilnuj jej – rzucił surowo.

– Tak jest. – Wstałem i skierowałem się w stronę schodów.

Chciałem sprawdzić, czy z szarooką dziewczyną wszystko w porządku. Trochę niepokoił mnie jej stan zdrowia. Ledwo wszedłem na półpiętro, gdy usłyszałem niepokojący dźwięk dochodzący z jej pokoju. Jakby coś ciężkiego wylądowało na ziemi. Wbiegłem przeskakując po dwa stopnie na piętro i bez pukania wpadłem do pokoju.

Kurwa, co jest?

Laila leżała nieprzytomnie na podłodze blada jak ściana. Rozejrzałem się, ale nikogo więcej nie było w pokoju. Okna także wyglądały na nietknięte.

Kucnąłem przy mojej podopiecznej. Oddychała. Na jej ciele nie było żadnych ran ani nic co mogło zagrażać jej życiu. Wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku. Po sekundzie do pokoju wpadł Sokół.

– Co się stało? – zapytał przyglądając się córce.

– Nie wiem. Kiedy wszedłem leżała na ziemi.

Objąłem jej twarz ręką i obróciłem w swoją stronę. Zacząłem lekko klepać ją po policzkach.

Laila powoli otworzyła oczy, jednak jej powieki zostały cięż-kie. Zdezorientowana rozejrzała się dookoła.

– Laila? Słyszysz mnie? – zapytałem spokojnie.

– Tak – szepnęła. – Zemdlałam?

– Na to wygląda – odparł Sokół. – Zaraz zadzwonię po lekarza.

– Nie trzeba. Już mi lepiej – powiedziała szybko.

– Nie pyskuj – warknął.

– Nie pyskuję. Nic mi nie jest! – Usiadła na łóżku. Widać było, że faktycznie szybko jej się polepszyło.

– Laila, w tym domu ja podejmuję decyzję, więc mnie nie wkurwiaj.

Dziewczyna fuknęła. Ponownie się położyła tym razem odwracając się do nas plecami.

– Uparty bachor – prychnął Sokół wychodząc, trzaskając drzwiami.

Siedzieliśmy dłuższą chwilę bez słowa. Laila zwinięta w kłębek cicho jęknęła.

– Możesz mi podać tabletki? Są w szufladzie pod toaletką. – szepnęła.

Podszedłem do białego mebla i sięgnąłem do szuflady. Leżały tam tylko jedne tabletki w różowo-białym opakowaniu o działaniu rozkurczowym.

– Czemu nie powiedziałaś, że boli cię brzuch?

– Nie twoja sprawa. Z łaski swojej, weź przykład z mojego ojca i idź stąd. – Wzięła ode mnie paczkę, wycisnęła jedną tabletkę i popiła wodą prosto z butelki stojącej przy łóżku.

– Jeśli jesteś chora powinien cię ktoś zbadać.

– Nie jestem chora! Rozumiesz?

– To po co ci tabletki?

– Jezu, okres mam i wszystko mnie boli, ok? Dasz mi wreszcie spokój?

– Trzeba było tak od razu. – Uśmiechnąłem się. Ulżyło mi trochę, że to nic poważniejszego. – Ale nie mogę cię zostawić. Jakbyś znowu zemdlała, ktoś musi cię zebrać z podłogi.

Znowu prychnęła i odwróciła się do mnie plecami, zwijając się do pozycji embrionalnej.

Może nie powinienem, ale zawiesiłem wzrok na jej wypiętym tyłku. Krótkie spodenki z jasnego jeansu podkreślały okrągłe pośladki. Ciekawe, czy gdybyśmy byli w trochę innej sytuacji, to pozwoliłaby mi wejść między nie albo chociaż zafundować jej kilka soczystych klapsów? Nie żebym był masochistą, ale na takie podgrzanie atmosfery nie skarżyła się jeszcze żadna z dziewczyn, które lądowały pode mną.

To marzenie musiałem zostawić w odmętach mojej wyobraźni, bo Laila właśnie zapadła w sen. Ostrożnie okryłem ją cienkim kocem i wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Targówek dwa lata temu
    *Ja pierdolę. Czy słońce musiało wybrać sobie akurat dzisiejszy dzień na napierdalanie promieniami?*
    Tak

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania