Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 3 - Olaf/Laila (15)

Olaf

 

Wychodząc spod prysznica, westchnąłem z rezygnacją. Nie spodziewałem się, że księżniczka wstanie tak wcześnie. Gdzie chciała iść o tej porze? Miała jeszcze dwie godziny do otwarcia świetlicy.

Szybko się wytarłem i ubrałem. Złapałem telefon. Wyłączając play listę, schowałem go do kieszeni. Wychodząc minąłem chłopaków rzucających mi współczujące spojrzenia.

Laila stała oparta o samochód. Miała miną jakby chciała kogoś zamordować. W zasadzie nic nowego. Jednak odniosłem wrażenie, że dzisiaj bez kija ryzykownie było do niej podchodzić. Najwidoczniej zawieszenie broni się skończyło i ponownie wracamy na pole bitwy. Wręcz cudowny początek tygodnia.

– No, w końcu! Co tak długo? Ile można na ciebie czekać? – zaczęła z wyrzutem.

– Zmieściłem się w twoich pięciu minutach, więc nie marudź. – Spojrzałem na zegarek. Faktycznie nie zeszło mi nawet pięciu minut.

– Że niby ja marudzę? Tyś mnie jeszcze marudzącej nie widział. – Podniosła dumnie głowę z diabolicznym uśmieszkiem.

O kurwa! Chyba właśnie niechcący rzuciłem jej wyzwanie, które ona niestety podjęła.

– Gdzie jedziemy? – zapytałem, siląc się na spokój.

– Nie jedziemy, tylko idziemy. Na spacer. Tylko trzymaj się daleko ode mnie – rzuciła gniewnie, marszcząc brwi.

"Bardzo chętnie."

Odwróciła się i ruszyła w stronę furtki. Skręciła w prawo. Powoli szła chodnikiem w stronę centrum miasta. Widziałem, że włożyła słuchawki do uszu, więc teraz zapewne nawet wybuch z armaty by do niej nie dotarł. Też tak często robiłem podczas biegania. Muzyka dawała mi spokój. Pozwalała ukoić nerwy i zebrać myśli.

Widziałem, że dziewczyna zbliża się do przejścia dla pieszych z sygnalizacją świetlną. Problem w tym, że tak zapatrzyła się w telefon, że nie zauważyła czerwonego światła. Sprintem podbiegłem do niej i chwyciłem ją w pasie powstrzymując przed wpadnięciem pod koła mijającego nas samochodu. Kierowca zatrąbił, ale dziewczyna chyba nawet niego nie zarejestrowała.

Laila napięła wszystkie mięśnie. Chciała się wyszarpać z mojego uścisku. Przytrzymałem ją jeszcze chwilę, oddalając się o krok od przejścia. Szarpnąłem za kabel od jej słuchawek.

– Nie dotykaj mnie! – Cofnęła się.

– Co ty robisz? Życie ci nie miłe? – warknąłem.

– Oj, nie dramatyzuj już tak. Zapatrzyłam się tylko trochę. Przecież nic się stało. – Przewróciła oczami jakby nie zdawała sobie sprawy z sytuacji.

– O mało nie weszłaś po auto! Serio uważasz, że to nic?

– Przecież mnie uratowałeś.

– W ostatniej chwili.

– To następnym razem się lepiej postaraj. W końcu za to ci tata płaci – fuknęła.

Ręce mi opadły. Dorosła dziewczyna, a zachowuje się jak rozpuszczony bachor. Dlatego właśnie nie lubiłem dzieci.

Przeszliśmy przez jezdnię. Laila szła przodem i tym razem rozglądała się zanim weszła na ulicę. Dotarliśmy do rynku. Po kilku minutach weszliśmy do piekarni. Już od progu pachniało świeżym pieczywem. Mój brzuch zaczął cicho mi przypominać, że przez kaprys księżniczki nie zdążyłem zjeść śniadania.

Laila wybrała jakieś drożdżówki i wzięła kawę na wynos. Też chciałem sobie coś kupić, lecz zanim jeszcze zdążyłem otworzyć usta do starszej ekspedientki, Laila już była przy drzwiach.

– Zaczekaj sekundę – poprosiłem dziewczynę.

– Zapomnij – rzuciła, wychodząc.

Westchnąłem i rezygnując ze śniadania, ruszyłem za moją podopieczną. Chodziliśmy po bocznych uliczkach bez wyraźnego celu. Laila nie odezwała się słowem, co akurat było mi na rękę.

Tuż przed ósmą trafiliśmy do świetlicy. Laila zatrzymała się przed drzwiami i obróciła się w moją stronę.

– Zostań tutaj. W środku nic mi nie grozi, a tylko dzieci wystraszysz.

– Jesteś pewna? – Przyglądałem się jej uważnie, próbując wyłapać jakieś oznaki podstępu.

– Tak. Tam jest ławka. – Wskazała drewniane siedzenie przy ścieżce prowadzącej do głównej ulicy.

Kiwnąłem głową i pozwoliłem Laili zniknąć za drzwiami. Znałem to miejsce. Obraz z czterech kamer zamontowanych w budynku można było oglądać w domu ochroniarzy. Sokół i jego ludzie zawsze mieli oko na Lailę, chociaż ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Nawet na telefonie mogłem zobaczyć podgląd, więc oddalenie się od niej na kilka metrów nie było problemem.

 

Laila

 

Musiałam się choć na chwilę od niego uwolnić. Już sama myśl, że szedł trzy kroki za mną doprowadzała mnie do szału. Chciałam być sama. Zaszyć się w jakimś kącie i zniknąć. Ale to później. Teraz czekała na mnie banda uśmiechniętych dzieci.

Może dla Olafa byłam opryskliwa, ale dzieci kochałam. Zawsze mnie czymś zaskakiwały. Były szczere i lojalne. Oczywiście do czasu, kiedy w grę nie wchodziły słodycze. Dla kilku cukierków te dzieciaki byłyby wstanie powiedzieć i zrobić wszystko.

W świetlicy przebywały głównie dzieci w wieku od czterech do sześciu lat. Rodzice nie odprowadzali ich do przedszkola tylko do nas, bo często mieli bliżej. Część starszych dzieci przychodziła tylko okazjonalnie. Wszystkie mieszkały na tym osiedlu, więc doskonale się znały. Miło było patrzeć, że dobrze się ze sobą czują i chętnie razem bawią.

Zawsze starałyśmy się zapewnić im jakąś rozrywkę: prace plastyczne, taniec, zabawy ruchowe, a przy odpowiedniej pogodzie – pobliski plac zabaw. Dzieciaki to uwielbiały.

Weszłam przez niewielki hol. Po lewej stronie znajdowała się mała szatnia, a po prawej na recepcji siedziała Alicja. Była niewiele starszą ode mnie blondynką przy kości. Jej okrągła twarz i rumiane policzki sprawiały, że kochały ją wszystkie dzieci.

– Cześć, Laila. Kim jest to ciasteczko? – No tak, uwielbiała plotki i od razu zauważyła mojego nowego towarzysza.

– Ochroniarz. Nie zwracaj na niego uwagi, proszę.

– Znowu ojciec ci kogoś przydzielił? Tylko nie mów, że coś ci grozi. – Zmarszczyła brwi.

– Nic mi nie grozi. – Westchnęłam. – Wiesz, jak to mówią: przezorny zawsze ubezpieczony. – Uśmiechnęłam się.

– Domyślam się, że jego też próbujesz wykończyć.

– Oczywiście. – Zaczęłyśmy się śmiać.

Alicja była doskonale zorientowana w mojej sytuacji. Znałyśmy się już od kilku dobrych lat i pomimo że się nie przyjaźniłyśmy, lubiłyśmy czasami szczerze pogadać. Zazwyczaj to jej wystarczało. Resztę dopowiadała sobie sama.

Skierowałam się do sali zabaw. Pokój wypełniony był zabawkami, grami i rysunkami naszych podopiecznych. Podłoga wyłożona była wykładziną ze wzorem przedstawiającym ulice i domy, by dzieci mogły jeździć po niej samochodzikami.

W środku bawiło się już troje dzieci. Mateusz i Staś budowali coś z klocków, a moja ulubienica, Zosia, zawzięcie malowała coś na kartce. Dziewczynka miała cztery latka i była uroczym rudzielcem z buzią pełną piegów. Pani Basia, opiekunka pamiętająca moją mamę, pokazywała jej, jak narysować jakiś wzorek.

– Cześć! – zawołałam od progu.

– Laila! – Zosia zerwała się z krzesła i podbiegła do mnie z impetem wpadając w moje ciało.

– Hej, Zosia. Co tam malujesz? – Wzięłam dziewczynkę na ręce, choć obawiałam się przepukliny i podeszłam z nią do stolika.

– Słonia! A pani Basia namalowała trąbę! – zawołała podekscytowana.

Standardowo ucałowałam Panią Basię w policzek i zajęłam się pomaganiem Zosi.

Po południu zabawa w Babę Jagę sprawiła, że wszyscy mieli dość takiej pogody. Był koniec czerwca, a słońce dopiekało jak w połowie lipca. Niby mieliśmy klimatyzację, ale i tak było nam trochę za ciepło. Podeszłam do okna by zasunąć rolety i zobaczyłam Olafa. Przez dzieciaki kompletnie zapomniałam, że on ciągle mnie pilnuje.

Stał oparty o drzewo, próbując ukryć się przed słońcem i obserwując otoczenie. W tych jeansach i jasnej koszulce musiał umierać z gorąca. Mimo to wyglądał nieziemsko seksownie. Lubiłam patrzeć, jak jego koszulki opinają mu mięśnie. Po randce z Michałem, gdy Olaf niósł mnie do auta, przekonałam się, że nie szprycował się żadnymi wspomagaczami. Każdy mięsień był zbudowany wysiłkiem fizycznym. Jego ciało było twarde, mocne i silne. Kręciło mnie to. Niósł mnie jakbym nic nie ważyła. Michał przy nim to chucherko, które wiatr mógłby porwać. Owszem był całkiem przystojny, ale i tak do urody Olafa jeszcze mu daleko. Cholera, zdecydowanie Olaf był genialnie zbudowany, a przy tym przystojny. Gdzie takich produkują? Chętnie kupiłabym jednego takiego, tylko z innym charakterem.

Poczułam, jak przez okno promienia słońca przypiekają mój policzek. Zrobiło mi się żal Olafa. Dziwne, że jeszcze nie uciekł. Był bez wody i prawdopodobnie bez śniadania. Nie pozwoliłam mu przecież rano nic kupić w piekarni.

Obróciłam się w stronę pani Basi i Pauliny, drugiej opiekunki, która przychodziła na dziewiątą.

– Dziewczyny, ja zaraz wrócę. – Uśmiechnęłam się do nich. Kiwnęły głowami i wróciły do czytania bajki o Kopciuszku. Pewnie domyśliły się, gdzie idę. Uwadze żadnej z nich nie

umknął facet warujący przy budynku.

Wyszłam z sali zabaw. Skierowałam się do wyjścia. Z toalety usłyszałam ciche pogwizdywanie Alicji. Zawsze coś nuciła, gdy była w łazience. I nie tylko w łazience. Miała swoją ulubioną melodyjkę, którą nuciła bardzo często nawet siedząc przed komputerem. Mówiła, że to kołysanka, którą nucił jej do snu tata. Zmarł, gdy Alicja miała kilka lat. Obydwie dorastałyśmy jako pół sieroty i chyba przez to całkiem nieźle się rozumiałyśmy. Uważałam za całkiem urocze, że melodia kołysanki tak często towarzyszyła jej w życiu. Trochę jej tego nawet zazdrościłam.

Ja nie miałam tyle szczęścia. Po mamie nie zostało praktycznie nic. Ani jedno zdjęcie. Tylko kubek i pluszowy miś. Nie wiedzieć dlaczego, tata wszystko wyrzucił. Może nie chciał, żeby cokolwiek mu o niej przypominało i sprawiało, że ból po jej stracie by powrócił?

Już miałam chwycić za klamkę, gdy usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni i spojrzałam na ekran. Numer nieznany. Wcisnęłam zieloną słuchawkę.

– Słucham – powiedziałam, jednak po drugiej stronie panowała kompletna cisza. – Halo, halo!

Pozostawiona bez odpowiedzi. Zmarszczyłam brwi. Dziwne. Rozłączyłam się i schowałam komórkę. Może ktoś pomylił numer albo były jakieś problemy na linii. Przez moment czułam dziwny niepokój, jakby mnie ktoś obserwował. Rozejrzałam się. Hol był mały i na pewno nikogo oprócz mnie w nim nie było. Nie mieliśmy także kamer, więc to na pewno nie o to chodziło. Musiało mi się coś wydawać. Z resztą, nieważne.

Zatrzymałam się na chwilę. Co ja właściwie mam mu powiedzieć? Przecież nie: „Słuchaj, Olaf, zrobiło mi się ciebie żal. Nie możesz się tak smażyć. Może wejdziesz do środka?” Prychnęłam, wychodząc na zewnątrz.

 

PS: Wolicie czytać krótkie rozdziały (takie jak te wcześniejsze), czy trochę dłuższe?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania