Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 8 - Laila/Olaf (26)

Laila

 

Dopijałam herbatę, patrząc przez okno. Powoli zapadał zmrok, a Olaf z Aleksem kręcili się przed domem i palili papierosy. Mieli kategoryczny zakaz palenia w domu i w budynku ochrony. Zarówno jednemu jak i drugiemu bardzo się to nie podobało.

Nie lubiłam zapachu fajek. Ledwo mogłam znieść, gdy Olaf nimi cuchnął. Chociaż powoli się przyzwyczajałam do tego zapachu. W połączeniu z jego seksownymi perfumami tworzyła się interesująca mieszanka. Ale o samym tym smrodzie i dymie snującym się po całym parterze nawet nie mogło być mowy. Nigdy bym tego nie wywietrzyła.

Minął ponad tydzień od naszego powrotu z Sycylii. Zaczęliśmy z Olafem udawać, że nasz nocna przygoda nigdy niemała miejsca. Mimo że bawiłam się świetnie i Przemek nie dorastał ochroniarzowi do pięt, po wszystkim czułam się dziwnie.

Wiem, że sama to zainicjowałam, chciałam tego i w klubie robiłam wszystko, by nakręcić Olafa, ale chyba trochę mnie to przerosło. Może faktycznie lepiej będzie, gdy zapomnę, że to się wydarzyło. Ciągnęło mnie do Olafa, chciałam być z nim najbliżej jak to tylko możliwe. Czułam jednak, że to może nie skończyć się zbyt dobrze. Czas wrócić do życia w kategoriach ochroniarz- ochraniana. Tylko, czy dam radę tak po prostu do tego nie wracać, skoro, gdy tylko zamknęłam oczy widziałam jego twarz pełną ekstazy, czułam jego ręce na moim ciele i miękkie usta na moich wargach?

Przed bramą zatrzymał się samochód dostawczy z logo firmy kurierskiej. No, wreszcie! Ileż można czekać na przesyłkę?

Jeden z dwóch ochroniarzy, którzy pilnowali wjazdu na posesję, odebrał paczki i podał je Aleksowi. Po chwili usłyszałam otwierające się drzwi. Aleks położył na stole trzy paczki. Każda owinięta była innym kolorem taśmy klejącej.

– Kurier był – poinformował mnie.

– Wiem – odparłam, odstawiając kubek na blat.

Podeszłam do stołu z zamiarem rozpakowania przesyłek. Chciałam wziąć pierwszą z nich.

– Zaczekaj! – Olaf momentalnie zjawił się przy moim boku, łapiąc mnie za rękę, powstrzymując przed dotknięciem pierwszego z pudełek. – Zamawiałaś wszystkie te paczki?

– Tak, a co? Spodziewasz się bomby?

– Sprawdź, czy adresy firm się zgadzają.

Westchnęłam. Nie było sensu z nim dyskutować. Przyjrzałam się etykietom.

– Tak, w tej są nowe szpilki. – Wskazałam na pudełko, które chciałam otworzyć, zanim pojawił się Olaf. – W tej kosmetyki, a w tamtej pewnie sukienka. – Popatrzyłam na pozostałe paczki.

– Pewnie? – Podniósł prawą brew.

– Pierwszy raz zamawiałam z tej firmy i nie pamiętam adresu. – Wzruszyłam ramionami.

Olaf kiwną głową, dając znak, że mogę otwierać. Razem z Aleksem zniknęli w korytarzu.

Nożem otwarłam pierwszą paczkę. Krwisto czerwone szpilki patrzyły na mnie, błagając o założenie. Były robione na zamówienie. Podobnie jak wszystkie moje buty.

Nie mogłam kupować żadnych butów w sklepie, bo zaraz robiły mi się bąble i rany. Zawsze zamawiałam z jednej firmy, do której miałam zaufanie, jeżeli chodzi o moje obuwie. Tylko w ich szpilkach mogłam przetańczyć całą noc bez ranienia sobie stóp. Założyłam szpilki i przeszłam się w nich po kuchni. Tak. Były idealne.

Zgodnie z moimi podejrzeniami w kolejnym pudełku znajdowały się moje ulubione perfumy oraz fiolka z najnowszej kolekcji. Za małą buteleczkę zapłaciłam prawie tysiąc złotych i miałam nadzieję, że zapach spodoba mi się równie bardzo jak szklany pojemniczek. Otworzyłam wieczko i zaciągnęłam się cudownym kokosowo-cytrusowym zapachem. Miałam bzika na punkcie kokosowych zapachów, a ten był genialny.

Gdy miałam przeciąć czarną taśmę na ostatnim pudełku, zauważyłam, że wieczko posiada małe otwory. Dziwne. Nigdy nie spotkałam się z takim pakowaniem ubrań. Może to jakaś wentylacja, czy coś w tym rodzaju?

Rozcięłam taśmę. Podniosłam wieczko. Takiej zawartości kompletnie się nie spodziewałam. Krzyknęłam przerażona, strącając paczkę na podłogę. Cofnęłam się kilka kroków.

Z tekturowego prostopadłościanu wyszedł wkurwiony pająk. Nie taki zwykły, domowy pajączek, tylko naprawdę olbrzymi i włochaty. Najprawdziwsza tarantula.

Potwór szedł prosto w moją stronę. Mogłam zobaczyć, jak rusza paszczą. Cofnęłam się do ściany. Mój oddech przyspieszył. Nie potrafiłam kontrolować nadchodzącego ataku.

– Laila? – Olaf wpadł do kuchni.

Nie odrywałam wzroku od bestii, która była coraz bliżej mnie. Chyba nie spodobała jej się podróż w pudełku.

– Wskakuj na parapet! – rozkazał pewnie Olaf.

Bez wahania podciągnęłam się na rękach i wspięłam na parapet, stając na nim. Tu pająk na pewno nie mógł mnie dosięgnąć. Chociaż, jakby wystrzelił pajęczynę, to kto wie?

Słyszałam, że ochroniarz grzebie za czymś w szafce. Wyciągnął z niej dużą patelnię. Podszedł do tarantuli.

Odwróciłam wzrok. Po moich policzkach spłynęła duża łza. Usłyszałam huk patelni uderzającej o płytki. Zacisnęłam mocniej powieki, kuląc się w sobie.

Poczułam dłoń dotykającą mojej nogi.

– Laila, już po wszystkim. – Powiedział spokojnie.

Olaf złapał mnie w pasie, ściągając z parapetu. Owinęłam ręce wokół jego szyi, a nogi wokół bioder. Mocno wtuliłam się w twarde, umięśnione ciało, chowając twarz w zagłębieniu między szyją a obojczykiem. Jedna z jego dłoni podtrzymywała mi tyłek, a druga czule głaskała plecy w uspokajającym geście.

Odważyłam się otworzyć oczy dopiero, gdy poczułam, że położył mnie na łóżku. Usiadł obok mnie.

– Nie można cię zostawić samej nawet na 5 minut, co, księżniczko? – Uśmiechnął się.

– Nie ma go już? – zapytałam szeptem.

– Nie ma. Aleks się go pozbędzie.

– Na pewno?

– Tak. Możesz spać spokojnie.

– Nie mogę. Ktoś wrzucił pająka do mojej paczki. A jeśli podłoży coś takiego w domu. – Na samą myśl po plecach przeszedł mi dreszcz.

– Do domu nikt obcy nie ma wstępu. Już ci mówiłem. Dom to twoje królestwo, twoja twierdza, księżniczko. Tutaj nie masz się czego bać.

– A Maksim? – On mógł bez problemu poruszać się po domu.

– Od tygodnia jest z twoim tatą w Berlinie. Raczej wątpię, że wysłał ci tę paczkę. Musiała być nadana tuż przed dostarczeniem, żeby pająk przeżył. Poza tym nie mamy żadnych konkretnych dowodów świadczących przeciwko niemu. Póki co, ja wszystkiego pilnuję, więc nic ci się nie stanie.

Już miałam z nim dyskutować, ale zadzwonił mój telefon. Pokazałam Olafowi wyświetlacz z informacją o nieznanym numerze. Obydwoje wiedzieliśmy, co to oznacza.

– Daj na głośnik – powiedział szorstko, marszcząc brwi.

Wcisnęłam zieloną słuchawkę i od razu włączyłam tryb głośnomówiący.

– Halo? – odezwałam się drżącym głosem.

– Jak prezent, podobał ci się? – Głos znowu był mocno zmodyfikowany, ale wyraźnie czułam, że rozmówca się uśmiecha.

– Czego chcesz?

– Zemsty na twoim tatusiu, maleńka. To dopiero początek. – Połączenie zostało przerwane.

Spojrzałam na Olafa. Zacisnął szczękę. Był wkurwiony. Rzadko go coś aż tak ruszało. Bał się o mnie?

– Co teraz? – zapytałam wystraszona.

– Teraz połóż się spać. Dam znać chłopakom, że gnojek znowu dzwonił i każę im ruszyć dupy do roboty.

Sięgnęłam pod poduszkę. Wyciągnęłam stamtąd pluszowego, jasnobrązowego misia o szarych oczach.

– Śpisz z misiem? – Olaf nie chował rozbawienia.

– To pamiątka po mamie – szepnęłam lekko zawstydzona.

– Ma jakieś imię? – zapytał widząc moje zawstydzenie.

– Szaruś.

– Adekwatnie. Ma podobne oczy do twoich.

– Tata dał go mamie na urodziny. Kiedy byłam mała, nie potrafiłam zasnąć bez niego.

– Brakuje ci jej – stwierdził oczywistość wyczytaną z mojego wzroku, jaki kierowałam na zabawkę.

– Trochę. Wierzyłam, że dzięki niemu mama zawsze jest przy mnie, broni mnie i jestem bezpieczna. Głupie, wiem – stwierdziłam samokrytycznie.

– Wcale nie. Każdy ma kogoś, za kim tęskni.

– A twoi rodzice? Co robią? – Spojrzałam na niego, chcąc uniknąć niewygodnych wspomnień.

Spiął się. Ponownie zacisnął szczękę. Czyli też nie lubił o nich mówić. Nigdy nie pytałam o jego przeszłość. W zasadzie bardzo mało o nim wiedziałam.

– To długa historia. Może kiedyś ci opowiem. Teraz śpij, księżniczko.

Wstał z łóżka i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Oj, Olaf, dlaczego musisz być taki tajemniczy?

 

Olaf

 

Moja podopieczna umyślała sobie wyjazd w góry. Lubiłem piesze wycieczki, więc dla mnie pomysł idealny. W dodatku była mała szansa na zagrożenie. Las, góry, krajobrazy. Prosta przestrzeń do obserwacji.

Wziąłem plecak, do którego wrzuciłem butelkę wody, kilka pseudoenergetycznych batoników, płaszcz przeciwdeszczowy, choć nie zanosiło się na ulewę, bluzę, przezornie dorzuciłem linkę, spray na komary i scyzoryk. Mocno zawiązałem buty trekkingowe.

Wyprowadziłem samochód z garażu i zaparkowałem go przed wielką posiadłością Sokolskiego. Miałem już wysiąść i iść po Lailę, ale ona już zdążyła wpakować mi się do auta.

– Ruszamy! – podekscytowana wydała polecenie.

– Nie, nie ruszamy – stwierdziłem, spoglądając na jej strój.

Miała na sobie bluzkę ledwo zakrywającą biust, spodenki tak krótkie, że nawet wolałem o tym nie myśleć i, o zgrozo, sandałki, które trzymały jej stopę zaledwie dwoma cienkimi paseczkami. Szkoda, że nie ubrała dziesięciocentymetrowych szpilek. Po prostu Grażyna polskich gór.

– Coś nie tak? – Zmarszczyła brwi.

– Wszystko, moja droga księżniczko. Ty idziesz w góry, czy na promenadzie szukać księcia z bajki? Choć w tym stroju raczej dzianego kolesia na jedną noc.

– To w co mam się ubrać?

Westchnąłem, wysiadając. Otworzyłem drzwi od jej strony i gestem poprosiłem, by wysiadła.

Bez zaproszenia wpakowałem się do jej garderoby. Ubrania były posegregowane na pory roku oraz kolory wręcz pedantycznie. To wiele ułatwiało. Zdjąłem z wieszaka spodenki, które względnie przyzwoicie zasłaniały to, co zasłaniać miały i koszulkę z krótkim rękawem. Wręczyłem jej ubranie. Poszła się przebrać, a ja sprawdzałem podeszwy jej butów równo ułożonych w rzędzie.

– Te mają najlepszy bieżnik – powiedziałem, gdy tylko wróciła, pokazując palcem na jedne z kolorowych butów sportowych. – Jeszcze bluza, bo cię komary zjedzą.

– Jak ty się o mnie martwisz? – zakpiła, trzepocząc rzęsami.

– Plecak jakiś masz?

– Stoi koło toaletki – poinstruowała, wiążąc buty.

– Spakuj wodę i coś na przegryzkę. Zaplanowałem taką trasę, że wrócimy późnym wieczorem.

– Nie będzie przerwy na obiad w restauracji?

– Jedziemy połazić po górach, a nie się opychać.

Westchnęła wkładając rzeczy do plecaka. Zapakowani wsiedliśmy do samochodu.

Po dwóch godzinach jej nieustannego przebierania nogami z niecierpliwości dojechaliśmy. Ruszyliśmy spokojnie zielonym szlakiem. Nie chciałem, żeby złapała zadyszkę już na starcie. Pomimo że była szczupła, wiedziałem, że z kondycją u niej średnio.

Laila była nieziemsko zachwycona. Chciała wszystko obejrzeć, wszystkiego dotknąć. Była trochę jak dziecko w sklepie z zabawkami. Co chwilę zatrzymywała się, by przyjrzeć się jakimś kwiatkom albo podziwiać coraz lepsze widoki.

Po trzech godzinach spaceru weszliśmy na niebieski szlak. Pamiętałem, że kończył się nad urwiskiem. Tam widok był najlepszy. Bardzo chciałem go jej pokazać.

Chyba jednak trochę przeceniłem jej siły. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach trasa zrobiła się bardziej śliska.

Usłyszałem za sobą zipiący głos Laili:

– Olaf, czekaj. – Odwróciłem się.

Byłem dobrych kilka metrów przed nią. Cofnąłem się.

– Chodź, pomogę ci. – Podałem jej dłoń.

Złapała się mnie kurczowo, jakbym był jej ostatnią deską ratunku. Powoli wygramoliliśmy się na plac widokowy. Usiedliśmy na ławce.

– Skąd znasz te tereny? – zapytała, po wypiciu kilku dużych łyków wody.

– Przyjeżdżałem tu z tatą, gdy byłem mały. – No to teraz zacznie się seria pytań.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania