Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 11 - Olaf/Laila (32)

Olaf

 

Z przyjemnego snu wyrwało mnie silne szarpanie za ramię. Ktoś siłą wyciągnął mnie z łóżka. Upadłem na ziemię.

Kurwa, co jest?

Oprzytomniałem dopiero, gdy poczułem prawego sierpowego na mojej szczęce. Byłem w swoim pokoju. To dobrze. Spałem z Lailą w jednym łóżku. Cholera. To niedobrze. Bardzo niedobrze.

Przede mną stał jej ojciec aż czerwony ze złości. Szarpnął mnie, podnosząc z podłogi. Wycelował we mnie broń.

– Nie! – Dobiegł mnie krzyk Laili. – Tato, to nie tak, jak myślisz! – Stanęła między mną, a Sokołem.

– Spał z tobą! – fuknął Sokół.

– Nie, po wczorajszym napadzie bałam się spać sama w pokoju, więc Olaf wziął mnie do siebie, żebym się czuła bezpieczniej. Tyle. Nic się nie stało.

Widziałem wściekły wzrok szefa, który raz po raz padał to na mnie, to na Lailę. Już wiedziałem, że tłumaczenia Laili nic nie dadzą. Nie powinienem spać z nią w jednym łóżku. Nie wiem, co mi wczoraj odbiło. Przy tej dziewczynie, moje rozsądne rozumowanie samoczynnie się wyłączało. Wiedzieliśmy, że do niczego między nami nie doszło, ale nie byłem pewny, czy Sokołowi to wystarczy. Nawet jeśliby w to uwierzył, nie zmieniłoby to mojej parszywej sytuacji. Nic by jej nie zmieniło. Szkoda, że nie napisałem testamentu, albo chociaż nie wykupiłem jakiegoś nagrobka. Chociaż pewnie i tak nie byłby mi potrzebny. Zapewne skończę w dole pod jakimś obskurnym drzewie.

Szef opuścił broń. Laila trochę uspokoiła oddech, ale cały czas była bardzo spięta.

– Olaf, chodź. – Sokół miną mnie już bez emocji.

– Nie zostawię was samych – zaprotestowała Laila.

– Nic mu nie zrobię – warknął przez zaciśnięte gardło.

Uśmiechnąłem się uspokajająco do Laili. Nie musiała wiedzieć, że zapewne widzimy się po raz ostatni. Poszedłem za Sokolskim do jego gabinetu. Usiedliśmy po przeciwległych stronach biurka.

Szef wyciągnął broń i położył na blacie, precyzyjnie kierując lufę w moją stronę.

– Podobno każda broń raz do roku wypala sama. – Spojrzał na nie uważnie.

– Nie dotknąłem jej.

– Wiem, nie jesteś samobójcą i wierzę, że zostałeś na noc tylko po to, żeby czuła się bezpieczna. – "Serio?" – Niemniej jednak, nie podoba mi się relacja, jaka jest między wami.

– Jaka relacja? Między nami nic nie ma – skłamałem bezczelnie patrząc wprost na niego.

– Nie dość, że całkiem dobrze znosisz jej charakter, to jesteś jej bardzo oddany. W dodatku nieźle się dogadujecie.

– Pracujemy razem prawie dwa miesiące. Może to niewiele, ale musieliśmy się dogadać dla dobra Laili.

– I nic do niej nie czujesz? – Podniósł z niedowierzaniem brwi.

– Nic. – Nawet mi powieka nie drgnęła. Wiedziałem, że tylko tak jestem w stanie coś ugrać.

– Czyli nie będziesz miał problemu, gdy ktoś inny zajmie twoje miejsce, a ty wrócisz do swoich dawnych obowiązków?

– Nie – odparłem przez zaciśnięte gardło.

Musiałem jakoś chronić nasze tyłki. Poza tym jasno określiłem Laili naszą relację. Raz nam się zdarzyło i wystarczy.

– To dobrze. Za dwie godziny pojedziesz po haracz razem z Kamilem i Grześkiem. A teraz stąd zjeżdżaj, póki jeszcze żyjesz.

– Tak jest. – Wstałem i skierowałem się do drzwi.

W pokoju spakowałem swoje rzeczy. Z powrotem musiałem się przenieść do swojego mieszkania. Żyłem tu raptem dwa miesiące, a czułem, że zostawiam tutaj nie tylko kilka wspomnień, ale coś więcej. Została część mnie. Ta część, którą niechcący oddałem Laili, i która teraz sprawi, że nie będę mógł przestać o niej myśleć.

Wsiadłem do auta. Wyjeżdżając, widziałem Lailę stojącą przy oknie. Ocierała załzawione oczy. Myśl, że więcej miałem jej nie zobaczyć sprawiała, że chciałem coś rozwalić, roznieść w drobny mak. Z całej siły uderzyłem ręką w kierownicę. Zabolało.

Jechałem przed siebie boczną drogą o wiele szybciej niż powinienem. Chciałem wrócić, przetłumaczyć Sokołowi, że to ja muszę ochraniać Lailę. Tylko ja. Zdawałem sobie jednak sprawę, że to dla mnie skończy się kulką w łeb, a dla Laili pewnie pobiciem. W pewnych sytuacjach szef bywał bezlitosny nawet dla własnej córki. Nie chciałem, żeby ją skrzywdził. Nie ją. Tak będzie lepiej. Dla niej, tak będzie lepiej.

 

Laila

 

Zaraz po odjeździe Olafa, przybiegłam do gabinetu ojca. Przeglądał jakieś papiery. Czułam, że zaraz eksploduję, a złość parowała mi uszami.

– Coś ty zrobił? – wrzasnęłam.

– Uspokój się – poprosił spokojnie.

– Olaf nic nie zrobił. Dlaczego go wyrzuciłeś?

– Nie wyrzuciłem, tylko przeniosłem do innej pracy. Będzie teraz ochraniał jedną z moich firm.

– Ale to ja potrzebuję ochrony! – Nie mogłam się uspokoić.

– Ooo…, no popatrz – Popatrzył na mnie z udawanym zdziwieniem. – Nagle stwierdziłaś, że tak bardzo chcesz mieć ochroniarza?

– Biorąc pod uwagę, że wczoraj o mało ktoś mnie nie zabił, chyba mogę zmienić zdanie. Ty nawet nie zapytałeś, czy nic mi się nie stało.

– Przecież widzę, że nic ci nie jest.

– Wiesz czyja to zasługa? Olafa. Uratował mi życie i to nie raz, a ty mi go zabierasz.

– Dostaniesz kogoś innego. – Wzruszył ramionami.

– Nie chcę nikogo innego! Chcę Olafa!

– Widzę, że jednak coś cię z nim łączy.

– Nie! Nic mnie z nim nie łączy! Po prostu czuję się przy nim bezpieczna. – Chciałam wymusić na sobie spokojniejszy, bardziej rzeczowy ton, ale bez większych efektów. – Sam powiedziałeś, że Olaf jest twoim najlepszym pracownikiem i nikomu innemu byś nie powierzył mojego bezpieczeństwa.

– Ja też mogłem zmienić zdanie. W każdym razie, nie zobaczysz już swojego Olafa.

– Ale…

– Nie ma „ale”, Laila. – Wstał z krzesła i podszedł do mnie. – Koniec z Olafem! Nigdy więcej o nim nie wspomnisz!

Przyparł mnie do ściany i ścisnął za gardło. W jego oczach zobaczyłam wściekłość. W życiu nie był tak wkurwiony jak teraz. Nie poznawałam go. Często się wkurzał, ale żeby aż tak? Co się z nim stało? Po raz pierwszy naprawdę bałam się własnego taty. Bałam się jego kolejnego ruchu.

– Teraz wracaj do pokoju i nie pokazuj mi się już dzisiaj na oczy.

Kiwnęłam tylko głową.

Niestety ojciec dotrzymał słowa i kilka godzin później poznałam Krzysztofa. Nowy ochroniarz miał co najmniej pięćdziesiąt lat i nie był nawet w jednej trzeciej tak przystojny, jak Olaf. Myślę, że tata specjalnie go wybrał, żeby mieć pewność, że się nie zakocham. Krzysztof był nudny, stary i kompletnie mnie nie rozumiał. To dopiero była męczarnia.

Co noc myślałam, gdzie jest mój Olaf. Co robi? I z kim? Może poznał jakąś fajną dziewczynę i o mnie zapomniał? A może siedzi w oknie, jak ja i o mnie myśli? W to akurat wątpiłam, ale lubiłam fantazjować. Potrzebowałam go całą duszą. Chciałam znowu się w niego wtulić, pocałować albo chociaż go zobaczyć. Ojciec zmienił mi numer telefonu i wykasował numer Olafa. Nie mogłam nawet do niego zadzwonić. Ale byłam głupia, że nie zapisałam tych kilku cyfr gdzieś na kartce. Teraz zostało mi tylko żyć nadzieją, że kiedyś znowu go spotkam.

Któregoś dnia usłyszałam przypadkiem rozmowę dwóch ochroniarzy. Mówili, że Olaf przyjedzie w południe i pojedzie z ojcem coś załatwić. Cieszyłam się, jak dziecko, gdy na podjeździe zobaczyłam parkującego czarnego mercedesa. Taty nie było, ale mógł wrócić w każdej chwili. Postanowiłam nie zmarnować takiej okazji. Może jedynej okazji. Wybiegłam przed dom. Olaf czekał opierając się o drzwi kierowcy i palił papierosa.

– Olaf! – zawołałam, podbiegając do niego. Odruchowo go przytuliłam. W końcu było mi dobrze.

– Laila, to nie jest najlepszy pomysł. – Delikatnie mnie od siebie odsunął i spojrzał w oczy. – Już ci to mówiłem.

– Wiem, ale nie mogłam się powstrzymać.

– Oj, księżniczko. – Z uśmiechem pokręcił głową.

– Mam coś dla ciebie z okazji urodzin. – Uśmiechnęłam się, wyjmując z tylnej kieszeni spodni bransoletkę z rzemyków. W centralnej części znajdowały się drewniane trzy głowy cerbera identyczne jak te, które miał na plecach.

– Dziękuję. – Uśmiechnął się szczerze. Przytulił mnie i czule pocałował w czoło.

Jego zachowanie nie pasowało do słów, którymi starał się mi wmówić, że nic z tego nie będzie. – Zmykaj, bo Sokół zaraz przyjedzie. – Popchnął mnie lekko w stronę domu.

– Zobaczymy się jeszcze? – zapytałam z nadzieją.

Boszzz… Zachowywałam się jak dziecko albo zakochana nastolatka, a nie jak dorosła kobieta. Więc dlaczego tak bardzo było mi to potrzebne?

– Nie liczyłbym na to. Idź już, proszę – powiedział smutno.

Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe, gdy usłyszałam wjeżdżający na posesję samochód. Uf, w ostatniej chwili.

Trudno mi było pogodzić się z faktem, że on mnie nie chce. To było bolesne uczucie przeplatane z nadzieją, że może jednak coś się kiedyś odmieni. Mówią, że nadzieja umiera ostatnia. W moim przypadku to się zgadza. Ale mówią też, że nadzieja jest matką głupich i to też do mnie pasuje. Nie powinnam zadurzać się w człowieku, który nie jest dla mnie. Pochodziliśmy z dwóch różnych światów. Inne warunki życia, inne plany i marzenia pewnie też. Musiałam o nim zapomnieć. Tylko to nie było takie proste.

Niestety.

Mijały kolejne dni, a ja żyłam normalnie, a przynajmniej próbowałam. Starałam się nie myśleć o najprzystojniejszym mężczyźnie, jakiego widziały moje oczy. Chyba szło mi całkiem dobrze, bo nie siedziałam już na parapecie i nie patrzyłam przez okno z nadzieją, że może akurat go zobaczę. Gdy wracałam do domu nie patrzyłam w stronę bazy ochroniarzy, nie rozglądałam się za znajomym samochodem. Chyba powinnam być z tego dumna. Problem w tym, że nie potrafiłam się z tego cieszyć. Z niczego nie potrafiłam się cieszyć. Wszystko było takie nijakie. Wszystko mi przeszkadzało: to, że słońce za jasno świeci, wiatr za słabo wieje, ptaki za głośno śpiewają, nawet kubek postawiony nie w tym miejscu, co powinien. Na imprezy nie miałam ochoty, a gdy już na nie szłam to bez przekonania. Ciągle miałam uraz do klubów. Uważałam na siebie, momentami wręcz przesadnie. Miałam świadomość, że tym razem nikt mnie uratuje. Nikt nie zareaguje tak szybko, jak Olaf. Nikt nie będzie siedział przy moim łóżku całą noc tylko po to, by przypilnować, żeby mój stan zdrowia się nie pogorszył.

Zostałam sama.

No, nie sama. Z Krzysztofem. Ale on był za stary i za sztywny. Jakiś taki dziwny. Nie lubiłam go. Dziwnie na mnie patrzył, dziwnie się uśmiechał. Momentami się go bałam, choć nigdy nie podniósł na mnie ręki ani nie krzyknął. Olaf potrafił ustawić mnie do pionu, a jednak jego się nie bałam. Krzysztof od początku wydawał mi się podobny do Michaiła. I do Maksima trochę też.

Nikt nie próbował mnie już porwać, ale głuche telefony nie ustawały. Przynajmniej jeden dziennie był obowiązkowy. Ojciec je zlekceważył, mówiąc, że dopóki mam Krzysztofa to nic mi nie grozi, a skoro on się nimi nie przejmował, panowie odpowiedzialni za znalezienie mojego prześladowcy również. Tylko Olaf chciał mi pomóc. Tylko jemu tak naprawdę zależało na moim bezpieczeństwie i bez niego czułam się kompletnie bezbronna. Nawet zaczynałam bać się wychodzić z domu. Moje życie ponownie krążyło między domem a świetlicą. Tylko tyle mi pozostało.

 

*****

 

Słońce prażyło niemiłosiernie. Aż dziwne, że tak mocno, skoro był wrzesień. Pogoda była podobna do tej, kiedy Olaf po raz pierwszy towarzyszył mi w świetlicy. Ciągle pamiętałam jego zmęczony upałem wyraz twarzy, choć bardzo starał się wyglądać profesjonalnie.

Tata planował na dzisiaj jakiś spęd, na którym miałam mu towarzyszyć. Kiedyś już byłam na czymś takim: dużo obcych mężczyzn ubranych w garnitury z najwyższych półek, panie wciśnięte w wieczorowe suknie z najnowszych kolekcji, dużo alkoholu i niezrozumiała dla mnie paplanina o interesach.

Nudy.

Nie miałam najmniejszej ochoty pojawiać się na tej imprezie. Próbowałam przekonać tatę, że to nie moje klimaty i nic mu po mnie. Będę tylko przeszkadzać. On jednak wyszedł z argumentem, który przekonał mnie do przemęczenia się na tej imprezie.

– Jeśli pójdziesz i będziesz się zachowywać odpowiednia, to pozwolę ci się na chwilę zobaczyć z Olafem.

Chyba zdawał sobie sprawę, że czuję coś do mojego byłego ochroniarza. Inaczej na pewno by tak nie stawiał sprawy.

Pomimo usilnych starań, nie potrafiłam zapomnieć o Olafie. Chciałam go widzieć, chciałam czuć jego silne ramiona, którymi mnie otacza. Chciałam go całego. Tak po prostu.

Wieczorem wzięłam prysznic, wcisnęłam się w elegancką suknię wieczorową, zrobiłam makijaż i wyprostowałam włosy. Czarna suknie ciągnęła się do samej ziemi. Opinała moje ciało jak druga skóra. Dół był bardzo prosty bez zbędnych zdobień. Za to góra uszyta z koronki podkreślała moje kobiece kształty. Dekolt sięgał niemal do pępka. Podobało mi się to, co zobaczyłam w lustrze. Jak już miałam się pokazać, to musiałam wyglądać odpowiednio.

Punktualnie o dwudziestej na podjazd wjechał czarny mercedes. Wysiadł z niego Maksim. To on miał dzisiaj towarzyszyć mi i ojcu. Otworzył mi drzwi, a ja potulnie wpakowałam się do środka. Musiałam być grzeczna, miła i profesjonalnie się uśmiechać. Moja rola na takiej imprezie sprowadzała się tylko do tych pozornie prostych rzeczy. Czasami naprawdę trudno było mi utrzymać gracje i szyk. Szczególnie, gdy musiałam przebywać w towarzystwie obrzydliwych, spasionych i nie najtrzeźwiejszych facetów. No trudno. Czego się nie robi, żeby móc znów choć na chwilę zobaczyć Olafa. Szkoda tylko, że tata nie doprecyzował, kiedy się z nim zobaczę.

Tata po kilku minutach wsiadł do samochodu i w ciszy pojechaliśmy na przyjęcie.

Mały dworek z dawnych lat prezentował się świetnie. Widać było, że ktoś włożył ogrom pracy w jego konserwację i odnowienie. Był biały z drewnianymi elementami. Podjazd wysypany białymi kamyczkami, a na jego środku klomb z kwiatami i fontanną. Wokół dworku rosły stare drzewa. Piękne miejsce.

Przed budynkiem stało już kilka samochodów. Maksim zaparkował przy samych schodach prowadzących do głównych drzwi. Pomógł mi wysiąść i po chwili odjechał kawałek dalej by zaparkować. Razem z tatą weszłam do środka. W głównej sali stały stoły i krzesła. Do uszu dobiegła mnie spokojna, przyjemna muzyka. Jedzenia, a przede wszystkim alkoholu, którego ceny nawet nie chciałam znać, nie brakowało.

Do drugiej w nocy siedziałam przy stole i starając się zakryć znudzenie, wysłuchiwałam dziwnych rozmów o dziwnych interesach. Wiedziałam, po co to robię. Miałam konkretny cel. Zasłużyć na rozmowę z Olafem. Ale w tym momencie było mi szkoda nawet Maksima.

Stał przy drzwiach na rozstawionych szeroko nogach, ręce miał splecione z przodu. Nawet na chwilę nie spuścił z nas wzroku. Musiał nas, a raczej mnie, pilnować bez całą imprezę, nawet jeśli wymagało to kilkugodzinnego stania prawie na baczność. Nogi mi ścierpły i tyłek mnie bolał od ciągłego siedzenia. Chciałam się przejść. Przeprosiłam siedzących przy stole i udałam się w stronę łazienki. Przed lustrem poprawiłam włosy oraz makijaż. Po kliku minutach wyszłam z toalety. Tuż przed drzwiami stał Maksim.

– Muszę się przejść – powiedziałam krótko.

On tylko kiwnął głową i ruszył za mną. Trzymał dystans kilku kroków. Wyszłam na zewnątrz. Tu też kręciło się parę osób. Obeszłam dworek dookoła. Stwierdziłam, że już późno i chcę wracać do domu. Kulturalnie pożegnałam się z gośćmi, siedzącymi przy moim stoliku. Wypili już sporo wódki. Nie byłam pewna, czy dotarła do nich informacja, że wychodzę. Ale to nie było już moim zmartwieniem. Wsiadłam do samochodu. Musiałam się czegoś napić. Na bankiecie nie było mi wolno, więc chociaż teraz. Maksim podał mi kieliszek białego wina, które stało w małej lodówce w samochodzie. Wiedziałam, że w samochodowym schowku zawsze jest coś dobrego.

Uważałam, że to niesprawiedliwe, że mężczyźni na przyjęciu mogą się zapijać do zgonu i nikt na nich krzywo nie patrzy, a kobiety nie mogły wypić nawet lampki. Ojciec mówił mi kiedyś, że kobiety towarzyszące facetom na takich spędach muszą być trzeźwe, bo są wizytówką. To one wystawiają opinię swojemu mężowi lub, jak w moim przypadku, tacie.

Zaczęło mi się kręcić w głowie. Dziwne. Po niecałej lampce wina?

– Maksim, czy możesz się zatrzymać? – szeptałam ledwie słyszalnie. Ostatnie co widziałam, to jego wzrok w lusterku.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania