Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 5 - Laila (21)

Laila

 

Olaf przyniósł mnie do kuchni i posadził na krześle.

Działałam na autopilocie. Kazał złapać się za szyję, żeby mnie nieść – złapałam, kazał mi się przytulić – przytuliłam się, kazał usiąść – usiadałam. Było mi już wszystko jedno. Wyłączyłam funkcję myślenia, czucia i chcenia. Chciałam tylko, żeby ktoś podejmował za mnie wszystkie decyzje. A najlepiej, jakbym mogła zniknąć. Tak po prostu, żeby mnie nie było. Chciałam zapomnieć ten dzień. Doznać amnezji albo chociaż zapaść w długi sen.

Ojca, jak zwykle nie było, ale miałam to gdzieś. Chyba już przywykłam, że nigdy go nie było, gdy coś się działo.

Patrzyłam, jak Olaf włączył czajnik i wrzucił do mojego kubka torebkę herbaty. Gdy tylko woda się zagotowała, nalał jej do misia. Po chwili wyciągnął torebkę i wyrzucił ją do kosza. Do herbaty dolał sok malinowy i wrzucił dwie kostki cukru, czyli dokładnie tak jak lubiłam najbardziej.

Kucnął przede mną i podał kubek.

– Wypij. Tylko uważaj, bo gorące, dobrze? – Uśmiechnął się pocieszająco.

Kiwnęłam nieznacznie głową. Tylko tyle byłam stanie zrobić. Słowa grzęzły mi w gardle. Choćbym chciała, nie mogłam ich stamtąd wydostać.

Przysunęłam kubek do ust. Wzięłam mały łyk. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Pomimo ładnej pogody i wysokiej temperatury na zewnątrz, w środku czułam się zimna. To pewnie przez stres. To wszystko w dalszym ciągu było takie nierealne. Czułam się jak po sennym koszmarze i naprawdę wierzyłam, że to wszystko się nie wydarzyło.

Ochroniarz wyciągnął z szafki apteczkę i położył ją na stole obok mnie. Wyjął małą gazę i namoczył w środku odkażającym. W pierwszym momencie nie byłam pewna, po co to robił. Zrozumiałam, gdy przyłożył ją do mojej wargi. Dopiero teraz poczułam, że jest lekko spuchnięta i piecze. Ten facet, który chciał mnie porwać, uderzył mnie, gdy chciałam mu się wyrwać. Dobrze, że Olaf go…

Właściwie, co się stało po tym jak strzeliłam? Nie pamiętałam kompletnie nic. Nawet jednego obrazu, przebłysku. Następne, co pamiętam, to moje oddychanie razem z Olafem.

To wyrwało mnie z transu i pomogło mi się uspokoić. Zazwyczaj sama jestem w stanie wyrównać oddech, ale ten przypadek był inny. Tak dużego stresu nie przeżywałam od zajścia z Michaiłem. W zasadzie przez niego to wszystko się zaczęło.

Olaf nałożył mi na pękniętą wargę jakąś maść.

– Pij tak, żeby tego nie zmyć. Dasz radę? – zapytał. Ponownie kiwnęłam głową.

Odwrócił się, aby odłożyć maść do pudełka i wtedy to zobaczyłam. Jego ręka. Od bicepsa po nadgarstek ciągnęła się stróżka zaschniętej krwi. Był ranny. Nie poważnie, skoro nawet nie zwracał na to uwagi, ale ranny. Teraz to ja musiałam mu pomóc.

Powoli wstałam z miękkiego krzesła, odłożyłam kubek na prostokątny stół i spojrzałam na ochroniarza.

– Ściągnij koszulkę i usiądź – poprosiłam cicho.

– Po co? – zdziwił się.

– Ciebie też trzeba opatrzyć.

– Nic mi nie jest, księżniczko. Nie martw się. Idź do pokoju i odpocznij. Ja się sam sobą zajmę.

– Proszę, Olaf. Chcę ci pomóc tak, jak ty pomogłeś mnie. – Zrobiłam maślane oczy.

– No dobrze – westchnął z rezygnacją.

Ściągnął przybrudzoną koszulkę przez głowę i pokornie usiadł na wskazanym przeze mnie miejscu.

O, cholera! On faktycznie miał sześciopak i mięśnie układające się w literę V znikającą pod linią jeansów. W zasadzie, dlaczego mnie to tak dziwiło? Opalona klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała w równomiernym oddechu. Szeroka klatka, dość wąska jak na faceta talia i seksowne biodra tworzyły obrazek, od którego trudno było oderwać wzrok. Delikatnie wystające kości obojczyka tylko sprawiły, że w dole brzucha poczułam przyjemne pulsowanie.

Chyba oszalałam. Chciałam dotknąć tego muskularnego ciała, sprawdzić, czy w rzeczywistości jest takie twarde na jakie wygląda. Chciałam zatonąć w tych ramionach i poczuć ich siłę. Potrzebowałam tego. Ale on był tylko moim ochroniarzem. Nie powinnam go pożądać. Powinnam go nienawidzić. Powinnam chcieć, żeby znikł z mojego życia. Więc dlaczego czułam się przy nim taka bezpieczna? To bez sensu. Odgoniłam te myśli i skupiłam się na ranie.

Nie była głęboka, ale ciągnęła się prawie od szczytu ramienia do połowy bicepsa. Umięśnionego bicepsa.

Laila, ogarnij się! Tępiłam samą siebie.

Przecierałam dokładnie rozcięcie środkiem odkażającym.

– Mogę cię o coś zapytać? – Olaf popatrzył na mnie z ukosa. Chyba nie był pewny, czy powinien zadać kolejne pytanie.

Kiwnęłam głową w odpowiedzi, nie odwracając wzroku od rany.

– Po tym, jak postrzeliłaś tego skurwysyna, wpadłaś w jakiś dziwny trans. Twój oddech był dość nietypowy. To nie był tylko szok wynikający z sytuacji, prawda? Już wcześniej zauważyłem, że miewasz takie nagłe napady.

Znieruchomiałam na moment. No tak, mogłam się domyślić, że w końcu to zauważy i zacznie drążyć. Niby to nic złego, ale każdy atak przywoływał traumę, do której nie miałam ochoty wracać. Chociaż może najwyższy czas spróbować się z tym zmierzyć?

Westchnęłam, wracając do oczyszczania rany.

– Yyy… Tak. – Co ja, kurwa, miałam mu w zasadzie powiedzieć? – Ja… Ja… – Znowu mój oddech przyspieszył.

– Laila, spokojnie. Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.

Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić. Coraz częściej mi się zdarzały ataki, choć przez pewien czas myślałam, że się wyciszyły.

– Miewam ataki paniki połączone z hiperwentylacją. Przeważnie nie są to ostre ataki. Pojawiają się w stresujących sytuacjach. Ostatnio dość często. – Mój głos z każdym słowem stawał się coraz cichszy.

– Byłaś z tym u lekarza?

– Tak. Mają podłoże psychiczne i niewiele można z nimi zrobić. Chodziłam do kilku terapeutów, ale problem tkwi we mnie. Ja muszę chcieć się pozbyć traumy.

– Jakiej traumy? – Podchwycił szybko.

Wpatrywałam się tępo w biały bandaż, który trzymałam w rękach. Powiedziałam za dużo. Nie chciałam do tego wracać.

– Nie ważne. – Ucięłam temat.

– Ok. A co mam zrobić, gdy masz taki atak?

Zastanowiłam się przez moment, ale odpowiedź była oczywista.

– To, co zrobiłeś. Uspokoić mnie. Powtarzać, że wszystko jest dobrze, że jestem bezpieczna. To brzmi tandetnie, ale działa. Pomysł ze wspólnym oddychaniem też był całkiem dobry. Wiesz – zawiesiłam się na moment, zastanawiając się, jak mu to wytłumaczyć. Musiał znać kilka konkretów, żeby móc mi pomóc – Atak jest bardzo odrealniony. Wydaje mi się, że zaraz umrę, że budynek się zawali albo zemdleję i nikt mi nie pomoże. Trzęsą mi się ręce, nie mogę normalnie oddychać. Czasami przez to zaczynam płakać i się dusić. To nasila lęk i jeszcze bardziej panikuję.

– Błędne koło – podsumował.

– Dokładnie. To strach, który paraliżuje. Chcesz się uspokoić, chcesz coś zrobić, ale nie możesz. To tak jakby przegrzały ci się styki w głowie i po prostu twoje ciało cię nie słucha, nie reaguje. Zazwyczaj przechodzi po kilku minutach i trzeba go przeczekać, ale przez ten czas dobrze jak ktoś jest obok i pomaga nie oszaleć. Gumka też się całkiem nieźle sprawuje.

– Jaka gumka?

– Do włosów. – Pokazałam mu nadgarstek. – Gdy jestem sama i czuję, że taki atak się zbliża, strzelam z niej. Ból pomaga oderwać mi się od strachu i wrócić do rzeczywistości. Ogólnie odwrócenie uwagi też może pomóc.

Widziałam, że starał się wszystko zakodować w swoim umyśle. Pewnie teraz będzie się zastanawiał, co tak mocno na mnie wpłynęło. Niech myśli. I tak nic nie wymyśli. Nic, co do czego będzie pewny.

Owinęłam bandaż wokół jego ramienia i zawiązałam supełek, upewniając się, że wszystko dobrze się trzyma.

– Skończone. Nie za mocno? – zapytałam.

Olaf wstał w krzesła i podszedł do szafki ze szklanymi drzwiami. W szybie przyjrzał się opatrunkowi.

– Jest super.

Przyglądałam się jego umięśnionym plecom. Na łopatkach miał duży tatuaż przedstawiający mitycznego Cerbera z groźnie wysuniętymi kłami, który stał nad rzeką. Styks? Czarno–szary obrazek był przerażający i piękny zarazem. Chciałam przyjrzeć mu się z bliska, dotknąć, poczuć pod opuszkami palców jego fakturę. Pies jakby poruszał się wraz z ruchami mięśni na wyrzeźbionych plecach.

Wzrok zjechał mi niżej na tyłek Olafa. Choć zakryty spodniami, wyglądał równie imponująco, co reszta jego ciała. Aż mnie ręka świerzbiła, żeby za niego złapać.

Napięcie z podbrzusza przeniosło się między moje nogi i uderzyło z podwójną siłą. Już tak dawno z nikim nie wylądowałam w łóżku, że zaczęło mi tego brakować. Olaf był przystojny, umięśniony i przede wszystkim pod ręką. Może by to wykorzystać? Może pomógłby mi pozbyć się napięcia tego dnia? Może poczułabym się pewna i bezpieczna? Tego uczucie dzisiaj mi bardzo brakowało.

Podniosłam wzrok z pośladów Olafa na jego barki i wyżej. Zobaczyłam, że patrzy się na mnie w odbiciu szyby.

Na mojej twarzy momentalnie pojawił się zawstydzony rumieniec. Nie, to nie był po prostu rumieniec. W mgnieniu oka zrobiłam się czerwona jak burak. Świetnie. Zostałam przyłapana na bezczelnym gapieniu się na niego, niczym nastolatka, która w życiu nie widziała kawałka męskiego ciała. No i co teraz? Przeprosić? Ale za co? Powiedzieć, że wygląda zajebiście? Przecież musi to wiedzieć. A może udać, że się nic nie stało? Tak, ta opcja była chyba najlepsza.

Chrząknęłam, starając się, by mój głos brzmiał normalnie.

– Chcesz coś przeciwbólowego? – zapytałam, podchodząc do szafki z lekami, która na moje szczęście znajdowała tuż obok niego. Skoro chciałam sprawdzić jego zwinność w łóżku to nie mogłam się wstydzić.

– Nie, dzięki – odparł, patrząc mi w oczy.

Staliśmy blisko siebie. Bardzo blisko. Widziałam w jego brązowych oczach kurwiki. To dobry znak. Jego ciepły oddech łaskotał mój policzek.

Mimo, że czułam, że ta sytuacja była trochę ugrana na siłę, chciałam pociągnąć ją dalej. Przysunęłam twarz jeszcze bliżej, a mój wzrok padł na jego usta, by po chwili wrócić do hipnotyzujących oczu. Przygryzłam dolną wargę. Niemal stykaliśmy się nosami.

Zwilżył językiem wargi. Tak, był mój!

Nagle Olaf spuścił ze mnie wzrok i cofnął się. Przez sekundę bił się z myślami. Chrząknął.

– Na pewno jesteś zmęczona, księżniczko. Idź się połóż. – Tymi słowami momentalnie sprowadził mnie na ziemię.

Nie, nie był mój. Nie chciał? Przecież widziałam, że chciał. Więc o co chodzi?

Opuściłam głowę. Komunikat był jasny: „Odpuść.” Może to faktycznie było zbyt wymuszone. Może kuchnia nie była dobrym miejscem. Ktoś mógł nas zobaczyć, a Olafowi zależało na tej pracy. Romans z ochranianą nie mógł się przecież dobrze skończyć. Niemniej jednak poczułam ukłucie w sercu. Tak, jakby się rozpadło.

Odwróciłam się i skierowałam w stronę schodów. Jednak już na korytarzu zrobiło mi się słabo. Krew uderzyła mi do uszu. Słyszałam tylko pusty szum. Przed oczami zaczęły mi migać czarne plamki, a ciało napadło nagłe ciepło. Oparłam się o zimną ścianę.

Olaf w sekundę zjawił się obok mnie. Coś do mnie mówił, jednak nic nie przedzierało się przez szum. Ujął moją twarz w chłodne dłonie, próbując się ze mną skontaktować. Jedną rękę ułożył pod moimi kolanami, a drugą złapał w pasie i podniósł. Wniósł mnie po schodach na piętro. Wypuścił mnie z objęć dopiero, gdy kładł na łóżku.

– Laila, słyszysz mnie? – zapytał, odgarniając kilka kosmyków z mojego czoła i zakładając za ucho.

– Tak, już mi lepiej. – Podniosła się na łokciach. Chciałam, żeby zauważył poprawę, a nie tylko wierzył w puste słowa.

– Coś często ostatnio mdlejesz.

– To przez emocje. Poza tym w dalszym ciągu mam okres, więc mogę czuć się trochę słabiej – wyjaśniłam pewniejszym niż ostatnio głosem.

– No, dobrze. Połóż się i śpij.

– Nie chce mi się spać. Jest środek dnia. – Olaf westchnął zrezygnowany.

– Czy możesz choć raz się nie buntować?

– Ja się nie buntuję. Po prostu nie chce mi się spać. – I to by było na tyle, jeśli chodzi o porozumienie między nami.

– To chociaż leż spokojnie i odpoczywaj. Tyle chyba możesz zrobić?

– Mogę – stwierdziłam łaskawie, choć w rzeczywistości nie czułam się zbyt dobrze, więc i tak zostałabym w łóżku.

Olaf chciał wyjść na korytarz, jednak szybko go zatrzymałam. Była jeszcze jedna kwestia, która nie dawała mi spokoju i musiałam o nią dopytać.

– Olaf? Mógłbyś zaczekać chwilę na korytarzu? Chcę cię

o coś zapytać, tylko najpierw muszę się przebrać.

Spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. Kiwnął głową na znak zgody i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Powoli przebrałam się w dresowe krótkie spodenki i lekką bluzkę na ramiączkach. Usiadłam ponownie na łóżku.

– Chodź! – zawołałam.

– Co się dzieje? – Wszedł do pokoju.

– Zostaniesz tutaj, czy raczej wrócisz teraz do waszego domku? – zapytałam niepewnie.

– Zważając na okoliczności i to, że Sokół wybył, myślę, że byłoby bezpieczniej dla ciebie, żebym został tutaj – stwierdził, wyglądając przez okno. – W razie czego będę na dole. Możesz być pewna, że usłyszę, kiedy znowu zaliczysz twarde zderzenie z podłogą – Uśmiechnął się uspokajająco.

– A, czy mógłbyś… – Urwałam. Chciałam, żeby był przy mnie, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, jak to wygląda. Po akcji w kuchni chyba miałam marne szanse.

– Czy mógłbym… – Zachęcał.

– Czy mógłbyś zostać tutaj? W sensie w moim pokoju, ze mną. – Widziałam, że się waha. – Boję się zostać sama. A jeśli ktoś wejdzie przez okno? – dodałam, mocno wyolbrzymiając swój strach. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo tandetnie to zabrzmiało.

– Nikt tu nie wejdzie, księżniczko. Dom ma zamontowane kamery. Ktoś cały czas śledzi, co się dzieje na posesji. Nic ci tu nie grozi – przekonywał.

– Proszę. – Popatrzyłam na niego, robiąc minę zbitego psa i oczy kota ze Shreka.

– Dobrze, posiedzę przy tobie – zgodził się po chwili namysłu. – Tylko pamiętaj, że to niczego między nami nie zmienia.

– Wiem.

Uśmiechnęłam się. Może to było dziecinne, głupie i naiwne. Pewnie nie tak powinna zachowywać się dorosła kobieta. Ja po porostu chciałam mieć go blisko. Nie tylko dlatego, że czułam się przy nim bezpieczniej, a dzisiejsza akcja trochę wyprowadziła mnie z równowagi, ale głównie dlatego, że chciałam poczuć jego samego. Uczucia, gdy oczyszczał mi wargę – tak delikatnie, potem, gdy staliśmy tak blisko siebie – tak emocjonalne i w końcu, gdy niósł mnie na rękach – tak pewnie, sprawiły, że naprawdę chciałam, być tuż przy nim i ciągle czuć na sobie jego duże i szorstkie dłonie.

Położyłam głowę na poduszce. Zamknęłam oczy, usiłując trochę zebrać siły. Chciałam poruszyć nurtującą mnie kwestię, ale chyba jednak brakowało mi do tego siły.

Olaf usiadł obok mnie. Delikatnie dotknął otarcia na moim obojczyku. Drgnęłam. Szybko cofnął rękę.

– Przepraszam, nawaliłem.

– Najlepszym się zdarza – powiedziałam pierwsze, co mi przyszło do głowy.

– Nie, Laila. Gdyby ten facet zachował się tak, jak powinien, wciągnąłby cię od razu do auta. A wtedy nie miałbym możliwości powstrzymania ich. Uratowało cię tylko to, że to był jakiś debil i chciał zgrywać geniusza zła, zabijając mnie. – Patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem.

– Może od początku chcieli cię zabić?

– Gdyby tak było, wyciągnęliby mnie z samochodu razem z tobą albo po prostu strzelili. Cały czas chodziło tylko o ciebie.

– Więc mieliśmy szczęście. – Uśmiechnęłam się.

– Owszem. No i twoją odwagę. – Podniósł prawą brew.

– Odwagę? – zdziwiłam się.

– Niewielu ludzi strzeliłoby do drugiego człowieka.

– No, właśnie o tym chciałam pogadać. – Jednak musiał wykrzesać z siebie jeszcze trochę siły. – Nic mu nie będzie? – Nie wiem, dlaczego, ale chciałam mieć przekonanie, że tamtemu mężczyźnie nie zrobiłam dużej krzywdy.

– Serio, księżniczko, martwisz się o gościa, który chciał cię porwać? – W jego oczach dostrzegłam niedowierzanie.

– Ja nie chciałam zrobić mu krzywdy. Gdy wcisnął mi pistolet w rękę, bałam się, że przypadkiem do ciebie strzelę. Nie umiem się posługiwać bronią i nie wiedziałam, co robić. Chciałam tego faceta tylko uderzyć. Nie postrzelić. To samo strzeliło.

Westchnął.

– Posłuchaj, dobrze zrobiłaś. Nawet jeśli to był przypadek, to przytrafił się w odpowiednim momencie. Dzięki temu mogliśmy działać. Postrzeliłaś go w stopę. Sądząc po tym, że się ze mną bił, raczej go tylko drasnęłaś. Pewnie jakoś się wyliże. Dobrze, że to zrobiłaś, choć nigdy nie powinno dojść do takiej sytuacji.

– Nie powinieneś się obwiniać. – Widziałam, że bardzo go to gryzie. – Stało się i już. Wyszliśmy z tego bez szwanku i tylko to się liczy. A jeśli obawiasz się reakcji taty, to obiecuję, że będę cię bronić i nic ci nie zrobi.

– Śpij już, obrońco pokrzywdzonych. – Uśmiechnął się.

Okrył mnie cienkim kocem i zasunął rolety w oknach. W pokoju zrobiło się ciemniej.

Zamknęłam oczy. Poczułam jego szorstką dłoń na policzku. Było w nim dużo troski, choć na pierwszy rzut oka bym się tego nie spodziewała. Wyglądał, jak milion dolarów, na uczelni oglądały się za nim wszystkie moje koleżanki. Był twardy, wkurzający i momentami bezwzględny. W życiu bym nie pomyślała, że gdzieś głęboko w nim ukrywa się czułość i opiekuńczy instynkt.

Siedział dłuższą chwilę bez ruchu. W ciemności słyszałam tylko jego ciężki, głęboki oddech. Powoli oddawałam się w objęcia Morfeusza, gdy poczułam, że kładzie się za mną i obejmuje mnie ręką.

– Nie pozwolę, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek cię skrzywdził, obiecuję – szepnął mi wprost do ucha.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Volturia dwa lata temu
    Przeczytane jednym tchem.
  • Nysia dwa lata temu
    Bardzo się cieszę, że Cię wciągnęło.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania