Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 3 - Laila (14)

Laila

 

Nienawidzę poniedziałków. Ten cholerny dzień powinien być ustawowo wolny od wszystkiego.

Zawsze w przerwie międzysemestralnej pomagałam w świetlicy osiedlowej. Mieściła się ona jakieś dwa kilometry od mojego domu i kiedyś należała do mojej mamy. Po jej śmierci świetlicę przejął tata, ale tylko na papierze. W ogóle się nią nie interesował. Chciał ją sprzedać, ale uprosiłam go by została jako pamiątka po mamie. Lubiłam to miejsce. Mogłam się trochę wyżyć artystycznie malując i tańcząc razem z dzieciakami.

Pracowały tu dwie panie opiekunki. Jedna nawet pamiętała moją mamę i czasami coś przebąknęła na jej temat, choć niechętnie. Mówiła, że mama była bardzo miłą i ciepłą osobą. Kochała dzieci, zapewniała im mnóstwo atrakcji. Bardzo ucieszyła się na wieść, że mam się niedługo urodzić. Niestety zmarła, gdy miałam kilka tygodni. Nie wiedziałam, co się stało. Ojciec nigdy nie mówił o przyczynie jej śmierci, a gdy tylko coś o niej wspomniałam wpadał w szał. Nawet nie przychodził na jej grób. Dla niego to był drażliwy temat, więc po kilku próbach przestałam pytać. Opiekunka ze świetlicy też nie znała przyczyn odejścia mamy. W ogóle to wszystko było owiane tajemnicą.

Oficjalnie nie mogłam pracować w świetlicy, ponieważ nie miałam ku temu żadnych kompetencji, jednak ojciec zrobił tak, że nikt się do tego nie przyczepiał. Ogólnie świetlica działała na granicy prawa. Tata musiał komuś nieźle dać w łapę, by ewentualne kontrole przechodziły bez najmniejszego problemu. Opiekunki miały kwalifikacje do zajmowania się dziećmi, więc to trochę nas ratowało.

Świetlica w wakacje była otwarta od ósmej, więc powinnam wstać dokładnie o szóstej czterdzieści pięć. Problem był tylko w tym, że nad ranem dostałam okresu, wszystko mnie bolało i nie mogłam spać. A nie było nawet szóstej.

Powoli zwlekłam się z łóżka. Spojrzałam przez okno. Na podjeździe stał samochód taty. Najwyraźniej wrócił z delegacji, kiedy spałam. Dobrze, że nie było go przez weekend. Jeszcze by zadzierał nosa, że miał rację z wynajęciem Olafa. Bo o tym, żeby zainteresował się, czy nic mi się nie stało to nawet nie wspomnę. Daremna nadzieja. Ciekawe, czy chociaż zaglądnął do mojego pokoju. Czasami odnosiłam wrażenie, że miał mnie kompletnie gdzieś. Mogłabym zniknąć, a on by nawet tego nie zauważył. Chociaż nie. Teraz mam ochroniarza, który by mu doniósł, gdyby coś się stało.

Olaf.

Nie mam dzisiaj ochoty na niego patrzeć. Znając życie będzie znowu łaził za mną krok w krok. To irytujące mieć takiego psa za sobą. I nawet nasza ostatnia rozmowa nie był w stanie tego zmienić.

Wzięłam z szafy czyste ubrania i poszłam pod prysznic. Ciepła woda rozluźniła mięśnie podbrzusza, więc zrobiło mi się trochę lepiej. Dalej wszystko mnie bolało, ale spacer na tym etapie powinien mi pomóc. Ubrałam się i poszłam do kuchni. Z domowej apteczki wyjęłam różowo-białe opakowanie tabletek przeciwbólowych i połknęłam jedną kapsułkę popijając dużą ilością niegazowanej wody. Dotknęłam obolałe podbrzusze. Teraz zostało mi tylko czekać aż przejdzie.

Miałam ochotę na śniadanie w formie jakiejś dużej i słodkiej drożdżówki, jednak nie znalazłam żadnej, która by mi odpowiadała. Prychnęłam sfrustrowana. No nic, będę musiała sama wybrać się do piekarni.

Udałam się długim korytarzem łączącym dom i budynek ochroniarzy. Chcąc nie chcąc musiałam zabrać ze sobą Olafa. W końcu wczoraj ustaliliśmy, że będę go informować o swoich wyjściach i sama nigdzie się nie ruszę.

Weszłam do głównego pomieszczenia budynku. Aleks i Maksim siedzieli przy stole i jedli śniadanie, bawiąc się telefonami. Maksim zmierzył mnie surowym wzrokiem. Dreszcz przeszedł mi po plecach.

– Gdzie jest ten mój pies pasterski? – prychnęłam pomijając przywitanie.

– Nie znam nikogo takiego – Aleks popatrzył na mnie z naganą. – Ale jeśli szukasz Olafa, to jest w łazience. Przed chwilą wrócił z biegania.

Z biegania? Była szósta rano, a on już był po bieganiu? Wiedziałam, że z nim coś jest nie tak. Ja o tej porze powinnam się przekręcać na drugi bok.

"Bieganie, też mi coś."

Podeszłam do drewnianych drzwi z pozłacanymi literami: „Łazienka” na końcu korytarza. Słyszałam za nimi szum wody i jakąś cichą rockową muzykę.

Oczyma wyobraźni zobaczyłam umięśnione ciało Olafa, po którym spływała piana i ciepła woda. Jego mięśnie napinały się seksownie przy każdym ruchu. Włosy opadały mu w nieładzie na czoło. A tyłek aż prosił się o dotknięcie. Chciałam chwycić za klamkę i bezceremonialnie wejść do środka, by to zobaczyć.

O kurwa, stop!

Co to miało być? To mój ochroniarz. Seksowny, ale ochroniarz. Dlaczego więc chodził mi po głowie jego nagi wizerunek? Musiałam szybko odgonić od siebie te myśli.

Zaczęłam pięścią dobijać się do drzwi.

– Przydupasie! Rusz swoją leniwą dupę i chodź! Za pięć minut widzę cię przed domem! – wydarłam się.

Na odchodne jeszcze uderzyłam w drzwi otwartą dłonią. Wyszłam z budynku z dumnie podniesioną głową nie zwracając najmniejszej uwagi na pozostałych ochroniarzy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania