Poprzednie częściCerber - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cerber - Rozdział 14 - Olaf/Laila (38)

Laila

 

Obudził mnie delikatny pocałunek. Potem jeszcze jeden i kolejny. Olaf kierował się od mojego ramienia przez szyję do ust. Zawzięcie udawałam, że śpię. Chciałam zobaczyć do czego się posunie. Pocałował moje wargi przejeżdżając po nich językiem. Uśmiechnęłam się nieznacznie, jednak szybko odzyskałam rezon. Niestety to zauważył. Pochylił się do mojego ucha i podgryzając jego płatek, szepnął:

– Kiepski z ciebie aktorzyna, księżniczko.

Przewrócił mnie na plecy i schodził z pocałunkami coraz niżej. Na dłużej zatrzymał się przy moim obojczyku. Zaczął go lekko kąsać i zasysać. Uwielbiałam, gdy to robił. Objęłam jego szyję jedną ręką, a place drugiej wsunęłam z westchnieniem w jego włosy. Zsunął się niżej. Chwilę obcałowywał moje piersi. Powoli, bez pośpiechu. Jakby nie chciał zrobić mi krzywdy. Wilgotnym językiem wyznaczył ścieżkę pomiędzy moimi piersiami przez brzuch, aż to najwrażliwszego miejsca na moim ciele. Zaczął ssać jednocześnie wkładając do mojego wnętrza dwa palce. Wygięłam plecy w łuk, głośno jęcząc. Chciałam więcej, mocniej, głębiej.

– Olaf! – pisnęłam, gdy zwiększył tempo.

Mój oddech przyspieszył i zaczął się urywać, a ja czułam te niepowtarzalne napięcie, ból błagający o uwolnienie. Jeszcze moment. Jeszcze chwila. Zacisnęłam palce w jego włosach.

– Olaf, ja, ja.

Dołożył trzeci palec, a ja odleciałam, krzycząc imię mojego kochanka. Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie doszła. Czułam jakbym na moment się rozpłynęła. Nic nie miało znaczenia. Liczyły się tylko te błogie sekundy. Po chwili rozluźniłam spięte do granic możliwości mięśnie. Z trudem łapałam oddech. Jak przez mgłę widziałam tryumfujący uśmieszek Olafa. Pochylił się do moich ust. Od razu wpuściłam jego język do środka i zaczęłam go ssać, jakby był najlepszym lizakiem na świecie.

– Kurwa, Laila – wykrztusił z trudem, odrywając się ode mnie. – Nawet sobie sprawy nie zdajesz, co za mną robisz.

– To mi pokarz. – Uśmiechnęłam się szeroko.

– Nie jestem pewny, czy po tym wszystkim…

– Pokarz. – Przyciągnęłam go do siebie i tym razem to ja go pocałowałam. Głęboko, mocno, z pełnym oddaniem.

Warknął. Przekręcił mnie na brzuch. Pociągnął mnie za biodra tak, że opierałam się na łokciach i kolanach. Przejechał ustami wzdłuż moich pleców i bez ostrzeżenia wszedł we mnie. Pisnęłam. Jego powolne ruchy szybko zmieniły się w wściekły galop. Złapał mnie za włosy i pieprzył mnie równo, mocno. Moje mięśnie zaciskały się na nim coraz mocniej. Niezbyt delikatnie ciągnąc mnie za włosy, przyciągnął moje ciało do siebie. Złapał za szyję i lekko ścisnął. Nawet nie ograniczył mi dostępu do powietrza, jednak zadziałało to niczym efekt placebo. Złapałam go za rękę ściskającą moją szyję i kolejny raz doszłam z ciężkim oddechem. Olaf puścił moje gardło. Pchnął mnie na materac. Jedną rękę położył mi między łopatkami, dociskając mnie tym samym do pościeli, a drugą przytrzymywał mi biodra. Przyspieszył i po chwili sam jęknął z rozkoszy. Opadł na mnie całym ciężarem, ledwo biorąc kolejny oddech.

– Gdyby nas teraz zobaczyli twoi dziadkowie pewnie zaczęliby się modlić o twoje nawrócenie – wydusiłam z siebie między kolejnymi haustami powietrza.

– Babcia zapewne tak, choć mi już żadne modlitwy nie pomogą. Ale dziadek by mi jeszcze kciuka w górę pokazał i zabrał babcię do kościoła, żeby nam nie przeszkadzać. – Też się śmiał, dysząc mi w kark.

– Olaf? – Zaczęłam się lekko wiercić.

– Taaa. – Pocałował mnie w szyję.

– Nie żebym narzekała....

– Ale... – Uwielbiałam, gdy muskał wargami mój kark.

– Ale jesteś ciężki. Złaź! – rozkazałam, próbując wydostać się spod jego muskularnego ciała.

Ze śmiechem sturlał się tuż obok mnie i ramieniem przyciągnął moje ciało do siebie. Położyłam głowę na jego idealnej klatce. Już dawno nie czułam się tak dobrze, spokojnie. Mogłam odetchnąć, odpłynąć, nie myśleć, nie czuć, nie przejmować się otaczającym mnie światem.

Olaf opuszkami palców delikatnie gładził moje plecy. Oparł podbródek o moją głowę. On też był spokojny. Jego na co dzień spięte mięśnie, rozluźniły się. Wyłączył tryb ciągłego czuwania, codziennej obserwacji i chęci mordu każdego, kto się do mnie zbliżył. Dobrze było go zobaczyć w takim stanie. Teraz był zwykłym człowiekiem, który po prostu odpoczywał, a nie gangsterem, latającym po mieście z pistoletem i strzegącym swojej księżniczki, niczym książę na białym koniu walczący ze smokiem. Brakowało mu tylko papierosa w jednaj ręce i szklanki whisky w drugiej. Nieziemsko kręciła mnie ta postawa zwycięzcy.

– Dzwonił twój ojciec – powiedział, przerywając ciszę.

– I? – Podniosłam się tak, by na niego spojrzeć.

– Możemy wracać do domu. – Uśmiechnął się.

– Serio? – Wcale nie ucieszyła mnie ta wiadomość. Po pierwsze oznaczało to, że nie będę mogła już zasypiać i budzić się w ramionach Olafa, a bardzo mi się to podobało. Po drugie…

– O co chodzi? – Zauważył moją zmianę nastroju.

– Oni nie żyją, prawda? – Zapytałam prosto z mostu.

– Kto? – Zmarszczył brwi.

– Kamil i ten facet z klubu. Nie jestem głupia. Całe życie miałam zakaz wstępu do piwnicy. Tata zawsze powtarzał, że tam jest brudno i roi się od pająków, więc nawet mnie nie kusiło, żeby tam wejść, ale skoro on jest mafiosem, to chyba oczywiste, co tam się dzieje.

– Jesteś zdecydowanie zbyt domyślna, księżniczko. – Jego oczy wlepione były w moje. – Nie chcę cię okłamywać – zaczął powoli, uważnie ważąc słowa. – Owszem. Nie żyją, ale musisz wiedzieć, że w pełni na to zasłużyli. Mafia nie wybacza napaści na córkę szefa. Oni biorąc w tym udział, sami świadomie podpisali na siebie wyrok.

– Ale przecież byli ludźmi. Nie można kogoś tak po prostu zabić.

– Byli gnidą, a gnidy można zabić bez mrugnięcia okiem.

– Zawsze tak podchodziłeś do zabijania? Bez emocji? – Nie mieściło mi się w głowie, że można od tak do kogoś strzelić, albo go torturować, bo wątpię, żeby tata z nim kulturalnie rozmawiał.

– Nie zawsze. Nie jestem potworem. A przynajmniej nie zawsze byłem. Na początku trudno mi było pociągnąć za spust. Pierwszy facet, którego zastrzeliłem śnił mi się po nocach przez miesiąc. Jednak szybko zrozumiałem pewną zależność. Albo ty zabijesz ich, albo oni zabiją ciebie. Myśląc w ten sposób jest łatwiej.

– I teraz nie masz wyrzutów sumienia, gdy kogoś zabijesz?

– Nie, ani trochę. Najczęściej zabijałem ludzi, który zagrażali mi, szefowi albo robili naprawdę ohydne rzeczy, więc pozbycie się takiej szumowiny było w pewnym sensie przysługą dla świata.

– Chyba nigdy tego nie zrozumiem. – Opadłam ponownie na jego klatkę.

– Obyś nie musiała nigdy tego rozumieć. – Pocałował mnie w czubek głowy.

Powinnam się go bać. Potrafił strzelić do człowieka i nawet się nie zawahać, a ja leżałam spokojnie tulona w niego. Co najlepsze nie przeszło mi przez myśl, że on mógłby skrzywdzić również mnie. Gdzieś coś w głębi mnie mówiło mi, że nie był do tego zdolny. Może to kobieca intuicja, a może zaufanie, które zdobył w ciągu tych trzech miesięcy? Nie ważne. Ważnie, że przy nim byłam bezpieczna i czułam się kochana. Nie powiedział tego wprost, ale jego wyznanie, zachowanie, sposób w jaki na mnie patrzył nie mogły mnie oszukać. Coś było na rzeczy.

 

Olaf

 

Stałem w kuchni z kubkiem kawy w ręce. Patrzyłem jak Laila biega po tych kilkunastu metrach kwadratowych i zbiera swoje rzeczy. Jak to się stało, że byliśmy tu raptem dwa dni, a ona zdążyła porozrzucać ciuchy, kosmetyki i inne badziewia po całym domu? Biorąc pod uwagę, że spakowałem tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy, było to naprawdę fascynujące. Ja się nawet nie rozpakowywałem.

Dziewczyna biegała w tę i z powrotem, a ja spokojnie podziwiałem jej epicki tyłek opięty szarymi leginsami. Dopiero wyszliśmy z łóżka, a ja już miałem ochotę do niego wrócić. Co ta księżniczka ze mną robiła?

Zbierała właśnie nowy telefon i ładowarkę ze stołu, gdy jej wzrok padł na mój kubek. Podeszła bliżej i bez słowa wyciągnęła go z mojej dłoni. Patrząc mi w oczy napiła się łyk. Ja za to już wyobrażałem sobie, że w tych miękkich i seksownych ustach jest coś zupełnie innego niż kawa. Zmrużyła lekko powieki i cwaniacko uniosła prawy kącik ust. Dobrze wiedziała, co mi chodziło po głowie. Mała wredota. Odebrałem jej kubek. Wziąłem spory łyk.

Spuściła wzrok na mój pas.

– Dasz mi go potrzymać? – zapytała szeptem.

Lekko zakrztusiłem się kawą. Czy ona sugerowała właśnie, że…

Zaczęła się śmiać, widząc moją reakcję.

– Miałam na myśli pistolet, zboczeńcu!

Faktycznie wyłapałem jej wzrok na broni. Zazwyczaj chowałem ją pod koszulką lub kurtką. Wolałem nie nosić jej na wierzchu. Tak było bezpieczniej, a w razie nagłego wydarzenia dochodził element zaskoczenia. Teraz spluwa spoczywała w kaburze przypiętej do mojego paska przy spodniach. Szybko ją zasłoniłem koszulką, puszczając przy tym oko do Laili.

– Nie – odpowiedziałem błyskawicznie.

– Czemu? – Zrobiła smutną minę.

– To nie jest zabawka, księżniczko. Powinnaś już o tym wiedzieć.

– Chciałam tylko zobaczyć z bliska. Nie będę przecież strzelać. No proszę. – Myślała, że miną zbitego psa i maślanymi oczami zdoła coś ugrać. Fakt, widok jej poobijanej twarzy nie był zbyt przyjemny. W połączeniu z dużymi, szarymi oczami, które szkliły się w próbie wybłagania swojej prośby, rzeczywiście mógł rozpuścić niejedno zamarznięte serce.

– Nie – odparłem z kamienną twarzą.

Założyła ręce na piersi i uniosła dumnie głowę, udając focha tysiąclecia. Zacząłem się śmiać. Z obrażoną miną skierowała się do pokoju. Nie zdążyła nawet przekroczyć progu, bo objąłem ją w pasie. Chciałem pocałować jej kark, lecz ona…

– Puść! – krzyknęła.

Jej głos nie był tylko zaskoczony. Był wystraszony. Spięła całe ciało, gotowa do walki. Oddech na moment utknął jej w gardle. Zaczęła się nawet wyrywać.

Zrozumiałem, że łapanie jej w ten sposób, to nie najlepszy pomysł. Najwyraźniej trauma zaczynała dawać o sobie znać. Trudno się było dziwić. To przez co przeszła musiało odcisnąć na niej swoje piętno. Nie bała się mojego dotyku, ale zachodzenie jej znienacka od tyłu wywoływało u niej odruch obronny. Od razu cofnąłem się o krok.

– Ok, już ci dotykam. – Podniosłem ręce w poddańczym geście.

– Przepraszam – szepnęła, spuszczając wzrok.

– Chciałem ci tylko coś pokazać. – Wyciągnąłem dłoń w jej stronę. Niech sama zdecyduje, czy chciała ze mną iść.

Wahała się tylko przez sekundę. Złapała mocno moją rękę i spokojnie dała się wyprowadzić za dom dziadków.

Znajdował się tam mały ogródek warzywny, a raczej to, co z niego zostało. Kilka krzywych grządek, stare grabie oparte o ścianę drewnianego składziku i złamana motyka. Działka otoczona była wysokimi krzakami, które ostatni raz obcinane były za życia mojego dziadka, czyli dobrych kilka lat temu. Wówczas wszystko miało swoje miejsce, grządki były wydzielone jak od linijki, liście z sąsiednich drzew zawsze leżały zagrabione na jedną kupkę. Babcia dbała, by na grządkach rosły zioła i drobne warzywa.

Jeszcze pamiętam, kiedy byłem mały i przyjeżdżałem tu na wakacje. Babcia codziennie wysyłała mnie po marchewkę oraz zioła do zupy. Z dziadkiem chodziłem nad pobliskie jezioro i łowiłem ryby. Nielegalnie oczywiście. Dlatego też każdą rybę jaką złapaliśmy, wypuszczaliśmy z powrotem do wody. Tu nie chodziło o łapanie ryb na sprzedaż, czy do jedzenia, ale o czas spędzony z osobą, którą się kochało. To tutaj nauczyłem się pływać. Można powiedzieć, że uczyłem się od samych ryb. Potrafiliśmy przesiedzieć nad jeziorem całe godziny. Wieczorami siedzieliśmy na wysłużonych krzesłach i słuchaliśmy śpiewu ptaków, rechotania żab i cykania świerszczy. Nie było telefonu, komputera, ani nawet telewizora. Nikogo nie obchodziło, kto z kim się pokłócił, kto komu groził, czy co obiecał jakiś polityk. Żyło się spokojnie, powoli, bez stresu, a największym zmartwieniem było to, czy pogoda w danym roku dopisze i czy kret nie podkopie warzyw. Życie było po prostu prostsze. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Dużo bym dał, żeby przeżyć jeszcze jeden taki dzień.

Gdyby babcia zobaczyła, że na co dzień chodziłem z bronią przy pasie i bez wahania strzelałem do ludzi, dostałaby zawału serca. Była dobrą kobietą, która zawsze bardzo dbała, aby niczego mi nie brakowało. Czasami odnosiłem wrażenie, że ją zawiodłem. Nie tak mnie wychowywała, a jednak zboczyłem z jej wymarzonej dla mnie drogi na księdza. Nie żałowałem, ale stojąc w tym ogródku z Lailą u boku i zamiarem nauczenia jej podstaw obsługi broni, czułem się trochę dziwnie. Jeżeli jest jakieś niebo i moja babunia śledziła moje poczynania, na pewno już dawno przewróciła się w grobie. Dziadek pewnie też nie pałałby dumą, ale on zawsze miał ciągoty do broni i chciał zrobić coś więcej niż pielenie ogródka i łowienie ryb, więc może on prędzej by mnie zrozumiał.

Spojrzałem na Lailę, która, trzymając mocno moją dłoń, rozglądała się uważnie dokoła. Miała włosy związane w wysokiego kucyka. Kilka pasemek okalało jej twarz. Moją bluzę z kapturem zasunęła prawie po samą szyję. Nie wiedzieć dlaczego, wolała chodzić w mojej bluzie niż w swojej, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało. W jakiś sposób było to nawet słodkie. Praktycznie w niej tonęła. Może właśnie o to chodziło. Żeby chociaż trochę ukryć się przed światem. Nie rzucać się w oczy. Zatonąć w czymś miękkim i bezpiecznym.

– Gotowa? – zapytałem, gdy spojrzała mi w oczy.

– Gotowa na co? – Zmarszczyła brwi.

– Chciałaś, żebym ci pokazał mój pistolet, więc zrobię ci szybkie szkolenie.

– Myślałam, że fochem u ciebie nic nie ugram.

– To nie foch. – Wyciągnąłem broń z kabury.

– A co? – Stanęła tuż przy mnie.

– Twoje oczy kota ze Shreka. – Uśmiechnąłem się.

Wyjąłem magazynek. Nie miałem zamiaru uczyć jej prawdziwego strzelania, tylko chciałem spełnić jej zachciankę o zobaczeniu spluwy z bliska w bezpieczny sposób. Upewniłem się, że w lufie nie ma żadnej zaginionej kuli. Podałem jej pistolet i z rozbawieniem patrzyłem jak nie ma pojęcia, co z nim zrobić. Stanąłem tuż za jej plecami. Spięła się lekko.

– Mam się odsunąć? – zapytałem. Nie chciałem, by zaczęła wpadać w panikę.

– Nie, jest w porządku – odpowiedziała mniej pewnie niż by chciała.

– Wysuń jedną nogę trochę do przodu. Musisz stać stabilnie, czuć tą stabilność. – Zacząłem ją instruować.

Opuszczając broń w stronę swoich stóp, skupiając się na ustawieniu nóg. Szybko wyrwałem glocka z jej ręki, kierując lufę do ziemi.

– Laila, nigdy nie celuj w siebie ani nikogo, kogo nie chcesz skrzywdzić. To niebezpieczne – powiedziałem spokojnie, stając z nią twarzą w twarz.

– Ale przecież nie ma amunicji. Nic się nie stanie. – Patrzyła na mnie zaskoczona.

– Jeżeli nie nauczysz się tego bez naboi, to z pełnym magazynkiem też nie będziesz o tym pamiętała. A to już jest śmiertelnie niebezpieczne. Każdy pistolet może zabić i nie możesz o tym zapominać. Zawsze patrz na cel.

– Jasne, przepraszam.

– Jeszcze raz. – Oddałem jej broń i ponownie stanąłem za nią. – Jedna noga do przodu. – Tym razem wykonała polecenie bez patrzenie pod nogi. Oparłem dłonie na jej biodrach, lekko poprawiając jej pozycję. – Teraz musisz przeładować. Przesuwasz zamek lufy do końca aż kliknie i puszczasz. – Powoli przeładowała. – Ok. Teraz trzymasz broń oburącz. Prawą ręką trzymasz rękojeść jakby od boku, a lewą od spodu. Właśnie tak – pochwaliłem ją. – Ustawiasz pistolet na wysokości oczu. Widzisz wypustkę na początku lufy i wypustki na końcu?

– Tak – powiedziała podekscytowana.

– Super. Celujesz tak, żebyś widziała wypustkę na początku lufy pomiędzy wypustkami na końcu. Masz?

– Yhm.

– Ten pistolet ma duży odrzut, więc jak strzelisz poczujesz szarpnięcie i pewnie cofnie cię o krok. To normalne. Dlatego przed oddaniem kolejnego strzału dobrze jest jeszcze raz się dobrze ustawić.

– Mogę strzelić? – Odwróciła głowę w moją stronę.

– Co powiedziałem o patrzeniu na cel? – zganiłem ją trochę, mrużąc oczy.

– A tak, jasne. – Ponownie skupiła uwagę na celowaniu.

– Jeśli czujesz się gotowa, to strzelaj.

Wzięła głęboki oddech. Jej ramiona uniosły się i powoli opadły, spinając mięśnie. Nacisnęła spust. Broń wystrzeliła, odrzucając Lailę prosto w moje ramiona. Przytrzymałem ją w talii, by ustabilizować jej ciało.

– Widziałeś? Strzeliłam! – Odwróciła się w moją stronę. Jej oczy aż świeciły się z dumy, jakby co najmniej zdobyła Mont Everest, a nie strzeliła z pustej spluwy.

– Brawo! – Powiedziałem, podtrzymując jej zachwyt. – Ale teraz oddawaj i sama się nie baw. A, no i to oczywiście tylko teoria i prawidłowe zachowanie. ycie jest życiem, więc w nagłej sytuacji nie zastanawiaj się nad pozycją, tylko przeładuj, wyceluj i strzelaj. Jasne?

– Jak słońce. – Oddała mi pistolet i pocałowała w policzek.

Już miała odejść do domu, ale złapałem ją stanowczo za łokieć i przyciągnąłem do siebie. Pocałowałem jej usta. Mocno. Wręcz zaborczo. Chciałem, żeby pamiętała do kogo należy, żeby to do mnie zawsze wracała, żeby to mnie wspominała na stare lata. Założyła ręce na mojej szyi i odpowiedziała na pocałunek. Czułem jednak, że jest jakiś inny niż zawsze. Przepełniony większą ilością emocji. Bardziej głęboki. Metafizyczny. Nierealny. Gdy się w końcu od niej oderwałem, spojrzałem w jej oczy. Ku swojemu zaskoczeniu, nie widziałem w nich radości, pasji czy rozanielenia, tak jak zawsze. Były pełne smutku i bólu.

– Co się stało, księżniczko? – zapytałem, obejmując dłonią jej policzek. Wtuliła się w niego z przymkniętymi oczami.

– Wiesz, co oznacza powrót do domu? – szepnęła smutno.

– Wiem.

Dopiero teraz to sobie uświadomiłem. Powrót do domu oznaczał, że Sokół znów będzie nad nami krążył. Skończy się spanie w jednym łóżku. Skończy się seks i pocałunki. Skończy się nasz prywatny czas. W jakiś sposób znowu zostaniemy rozdzieleni. Znowu będziemy uważać no to, co mówimy i robimy. Znów będziemy musieli udawać. I to mi się kurewsko nie podobało, ale wiedziałem, że nie mogę po raz kolejny podpaść szefowi, bo mógłby mi już nie odpuścić. Tym razem musiałem odsunąć się od Laili na dostateczną odległość. Nikt nie mógł nawet nic podejrzewać. Spędziliśmy bez krępacji tylko dwa dni, ale czułem, że cholernie będzie mi tego brakować.

– Hej, księżniczko. – Delikatnie podniosłem dłonią jej twarz, zmuszając, by na mnie spojrzała. – W dalszym ciągu będziemy razem pracować. Twój ojciec przywrócił mnie na stanowisko twojego ochroniarza, więc dalej będę pilnował twojego zajebistego tyłka. – Zażartowałem. Chciałem ją trochę rozweselić.

Uśmiechnęła się subtelnie. Dobre i to. Przytuliłem ją do swojego torsu i pocałowałem w czubek głowy. Weszliśmy do domu dziadków. Wziąłem torby z naszymi rzeczami i ruszyliśmy pieszo drogą na parking. Laila nie odezwała się słowem, dopóki nie zobaczyła, że zatrzymuję się przy starej srebrnej skodzie.

– Będziemy jechać tym gratem? – zdziwiła się.

– Owszem – odparłem, sięgając za lewe koło i wyciągając kluczyki.

– Skończyły wam się mercedesy?

– Wypasiony mercedes rzucałby się w oczy dużo bardziej niż wysłużona skoda.

Otworzyłem bagażnik, wrzucając do środka torby. Otworzyłem też drzwi od strony pasażera.

– Zapraszam, księżniczko.

Laila wpakowała się na siedzenie i chyba po raz pierwszy bez przypominania zapięła pasy bezpieczeństwa.

Jechaliśmy do domu. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Laila chyba była dość zmęczona lub przytłoczona ostatnimi wydarzeniami, bo oparła głowę na zagłówku, odchylając oparcie w tył do pozycji półleżącej. Zamknęła oczy. Wiedziałem, że nie zaśnie. Znałem ją już zbyt dobrze i domyślałem się, że będzie musiała teraz wszystko na spokojnie poukładać sobie w głowie. Będzie potrzebowała trochę czasu, by wrócić do normalnego życia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Tjeri dwa lata temu
    Hej! Przeczytam chyba większość z dotychczasowych odcinków. Że nie jestem targetem i że tematyka nie dla mnie, to już wiesz. Ale może dzięki temu moja ocena jest obiektywniejsza.
    Piszesz bardzo dobrze i to podtrzymuję. Te późniejsze odcinki są jednak mniej dopracowane, wkrada się sporo błędów. Co do konstrukcji fabuły, na minus jest pewna sztampa w ujęciu tematu.
    Na plus zaś sposób pisania, który nie skupia się tylko i wyłącznie na meritum no i sam sposób układania literek na poziomie zdań, akapitów (dzięki któremu przyjemnie się czyta.). Sceny miłosne są pisane bardzo dobrze, pomijając ich nierealność jeśli chodzi o khem wydajność i takie tam wyidealizowane szczegóły :D. Jest w tym troszkę nastoletniej naiwności, ale pewnie tak właśnie adresujesz serię, więc nie czepiam się, tak tylko zauważam.
    Chętnie przeczytałabym coś Twojego z innej beczki. Pozdrawiam!
  • Nysia dwa lata temu
    Dziękuję bardzo, cieszę się, że nie ma tragedii. Zapraszam również do przeczytania moich już zakończonych historii :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania