Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 6 - Olaf/Laila (23)

Olaf

 

Dzwonił Aleks. Chciał, żebym wyszedł ze świetlicy, bo była jakaś sprawa do obgadania. Dałem Laili znać, że zaraz wracam i skierowałem się na mały parking przed świetlicą. W czarnym mercedesie za kierownicą siedział Aleks, a na miejscu pasażera Maksim. Coś tu było nie tak. Czemu Maksim nie pilnował szefa?

– Co jest? – Oprałem się o karoserię i z założonymi na piersiach rękami, obserwowałem okolicę.

– Zamiana – rzucił Maksim.

– Maksim zostaje z dziewczyną, a my jedziemy – wyjaśnił Aleks.

– Bo? – Nie podobało mi się to. Nie lubiłem zostawiać Laili.

Po ostatnich wydarzeniach wolałem osobiście mieć ją na oku.

– Bo szef twierdzi, że masz lepsze oko od nas. – Maksim wyszedł z auta i spojrzał na mnie mrużąc oczy. – Gdzie ona jest?

Bez słowa skierowałem się do świetlicy. Maksim szedł krok za mną. Stanęliśmy w progu sali zabaw. Gdy wzrok Laili spotkał się z Maksimem, coś się w niej zmieniło. Cała się spięła, wystraszyła. O co chodzi?

Staliśmy w holu, a ja próbowałem rozgryźć jej dziwne zachowanie. Stała nienaturalnie blisko mnie, ale najwidoczniej tak czuła się bezpieczniejsza, więc się nie odsunąłem. Jej lekki dramatyzm na wieść, że musi zostać z kimś innym niż ja, tylko podsycił mój niepokój. Dlaczego ona tak reagowała na Maksima? Zrobił jej coś? Skrzywdził? Na widok Aleksa też by się tak zachowywała? Więcej pytań niż odpowiedzi.

Usiadłem obok Aleksa na miejscu pasażera. Wyciągnąłem telefon i wystukałem wiadomość do Laili.

– Czego chce szef? – zapytałem, gdy ruszyliśmy w stronę wyjazdu z miasta.

– Pamiętasz Burego? – odpowiedział pytaniem napytanie.

Oczywiście, że pamiętałem. Moje pierwsze zlecenie. Tuż po osiemnastych urodzinach szef zabrał mnie do jednego ze swoich klubów. Do Torpedy. Dragi, którymi tam handlowaliśmy wchodziły jak torpeda i równie mocno kopały. Bury był jego kierownikiem. Okazało się, że Bury chciał kręcić biznes narkotykowy za naszymi plecami, z czego szef nie był zadowolony. Dostałem polecenie sprowadzenie gościa do pionu. Choć zamiast do pionu sprowadziłem go do parteru. Podobno nie pokazywał się w klubie przez trzy tygodnie. W sumie się nie dziwiłem. Ze złamanym nosem i obitą gębą nie wyglądał zbyt korzystnie. Za to ja spodobałem się szefowi na tyle, że mogłem liczyć na kolejne zlecenia. I tak powoli piąłem się na szczeblach mafijnej hierarchii aż awansowałem na prywatnego ochroniarza księżniczki. Jej ojciec był królem miasta, więc tytuł „księżniczki” nie był przypadkowy. Choć jej wyniosłość na pewno w jakimś stopniu się do tego przyczyniła.

– Co z nim? Znowu jakąś dilerkę kręci?

– Gadał z psami. Później przetrzepali mu lokal i znaleźli nasze dragi. Wygadał, że to szefa i teraz trzeba debila sprzątnąć.

– Niczego się nie nauczył? Psy nic nie zrobią. – Zaśmiałem się.

– W bagażniku mam sprzęt dla ciebie.

– Zajebiście. – Zabijanie nie było dla mnie żadną nowością, a w takiej sytuacji kara za zdradę była oczywista. Poza tym chyba potrzebowałem spuścić trochę emocji. Po próbie porwania Laili, niedoszłym pocałunku i dotyku jej cudnego ciała musiałem się trochę wyżyć.

Po kilkunastominutowej jeździe zatrzymaliśmy się kilkaset metrów od klubu. Bury zawsze przyjeżdżał do lokalu o tej samej porze, więc przyszykowanie dla niego niespodzianki było dziecinnie proste. Z bagażnika wyciągnąłem snajperkę. Wszedłem na opuszczony budynek. Na dachu rozstawiłem sprzęt i wygodnie rozłożony, czekałem na przyjazd zdrajcy. To był idealny punt obserwacyjny. Dokładnie widziałem wejście do klubu oraz parking. Miałem najlepsze oko z najbliższych współpracowników Sokoła, więc nic dziwnego, że szef chciał, abym to akurat ja strzelał.

Bury zjawił się punktualnie. Rutyna zabija. Dosłownie. Wycelowałem centralnie w środek czoła. Przez lunetę spojrzałem mu w oczy. Nacisnąłem spust. Nawet powieka mi nie drgnęła. Już przywykłem do tego uczucia i nie odczuwałem nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. Pocisk trafił dokładnie tam, gdzie chciałem. Wykorzystałem, że jeszcze przez moment mój cel chwiał się na nogach. Strzeliłem ponownie. Tak dla pewności. Bury osunął się na ziemię. W sekundę zebrałem się z dachu i zbiegłem do samochodu. Jak gdyby nigdy nic odjechaliśmy z miejsca zdarzenia.

Pojechaliśmy prosto nad rzekę. Zatrzymaliśmy się na moście. Wrzuciłem broń do torby obciążonej kamieniami. Przerzuciłem ją przez barierkę i przez chwilę patrzyłem na idealne kółka pojawiające się na tafli wody w miejscu, gdzie zniknął dowód zbrodni.

Jeden problem mniej.

– Ciekawe, kto przejmie interes po Burym? – zastanawiał się Aleks.

– Mam nadzieję, że ktoś mądrzejszy od niego.

– Na głupszego trudno trafić. – Zaśmiał się.

Aleks popatrzył na mnie uważnie, marszcząc brwi.

– Co znowu? – Poznałem Aleksandra jeszcze zanim szef zrobił z niego ochroniarza. Lubiliśmy ze sobą współpracować. Znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, że ta mina nie wróży nic dobrego.

– Żeby się nie okazało, że sam jesteś takim idiotą i podkładasz się szefowi.

– O czym ty mówisz? – Tym razem to ja zmarszczyłem brwi.

– O Laili, oczywiście. Widziałem, jak na nią patrzyłeś w aucie po próbie porwania.

– Daj spokój. Już o tym gadaliśmy. Nie jestem samobójcą.

– Ale ciągnie cię do niej.

– Nie cięgnie – stwierdziłem stanowczo.

– Kumplowi nie powiesz? Ja ci mówiłem o każdej panience, która wpadał mi w oko.

– Nie wpadały ci w oko, tylko wpadały ci do łóżka równie szybko, co z niego wypadały.

– A co? Ty chciałbyś się ustatkować? – Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Proszę cię. – Zacząłem się śmiać. – Nigdy. Nie w tym życiu i na pewno nie w tej robocie. I nie z tą gówniarą. Ona wyżej sra niż dupę ma. Ledwo z nią wytrzymuję. To, że dziewczyna miała chwilę słabości, nie oznacza, że schowała pazurki.

– No, skoro tak twierdzisz.

Nie wierzył mi. Chyba nawet ja sam sobie nie wierzyłem. Może i Laila była rozpieszczonym bachorem, ale miała w sobie coś, co nie dawało mi o niej zapomnieć. To już samo w sobie sprawiało, że znajdowałem się w czarnej dupie. Kurwa.

Późnym popołudniem wróciliśmy do domu Sokoła. Szef jeszcze nie wrócił z objazdu po burdelach, o czym świadczył brak jego odpicowanego lamborghini.

Wszedłem do domu. Już od drzwi słyszałem krzyk Laili.

– Wypierdalaj, słyszysz? Nie chcę cię widzieć. Niech tylko ojciec wróci, a wykopie cię na zbity pysk.

Wbiegłem po schodach na piętro i skierowałem się do pokoju dziewczyny. Korytarzem szedł nabuzowany Maksim.

– Co jest, stary? – zapytałem.

– Odpierdala jej! To psycholka.

Nie zdążyłem nawet dopytać o szczegóły, bo już zbiegał na parter.

Drzwi do pokoju Laili nie były zamknięte za to dziewczyna chodziła w kółko od ściany do ściany. Wszedłem do środka i uważnie się je przyglądałem. Była zdenerwowana. Chodząca bomba zegarowa mogąca wybuchnąć w każdej chwili i rozpieprzyć wszystko dookoła.

– Laila? O co poszło z Maksimem? – zapytałem w końcu.

Odniosłem wrażenie, że w ogóle mnie nie zauważyła.

– Olaf! – Podskoczyła na dźwięk mojego spokojnego głosu. Tak, zdecydowanie mnie nie zauważyła. – Dobrze, że jesteś. Nie zostawiaj mnie z nim nigdy więcej.

– Bo?

– On coś kombinuje. Jest niebezpieczny.

– O czym ty mówisz? – Zbliżyłem się i położyłem dłonie na jej ramionach, chcąc ją trochę uspokoić.

– Nie dotykaj mnie! – Wyrwała się. Roztarła ramiona jakby było jej zimno. Bała się mnie?

– Ok, spokojnie, Laila. Przecież cię nie skrzywdzę. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego i o co konkretnie podejrzewasz Maksa.

– Kiedyś słyszałam jego jakąś dziwną rozmowę przez telefon, a potem mieliśmy wypadek. Miałam kilka głuchych telefonów. Dzisiaj ktoś zadzwonił, kiedy byłam w świetlicy i powiedział, że mnie widzi. On w tym czasie też coś mówił do telefonu. Ogólnie jest dziwny. Patrzy się na mnie jakoś tak podejrzanie. Nie ufam mu.

– Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że miałaś głuche telefony i nie raczyłaś mi o tym wspomnieć?

– Myślałam, że ktoś sobie robi jakieś głupie żarty.

– W naszym świecie nie ma żadnych głupich żartów.

– W naszym świecie? – Spojrzała na mnie uważnie.

Zagalopowałem się. Nie powinienem tego mówić. Ona nie może nic wiedzieć, dopóki Sokół nie wyrazi na to zgody, a nie wyrazi jej jeszcze przez długi czas. O ile w ogóle.

– Ile miałaś tych telefonów? – Zmieniłem szybko temat.

– Nie wiem. Kilka. Maksimem się zajmij.

– Zajmę się bez obaw. Wszystko w swoim czasie.

Coś mi nie grało. Maksim nie mógł rozmawiać z Lailą przez telefon mając ją trzy kroki od siebie. Za duże ryzyko. A to, że się na nią krzywo patrzy nie jest żadnym dowodem, że jest zdrajcą. Znałem go równie długo, co Aleksa i mocno wątpiłem, że jest po przeciwnej stronie barykady. Sokół go szanował i cenił jego pracę, a to się rzadko zdarzało w tej branży. Być tak blisko szefa i go zdradzać to wybitnie duże ryzyko. Poza tym, co chciał tym ugrać?

Okup? Nie. Nasza praca była dobrze wynagradzana. Zemsta? Ale za co? Sokół dał mu robotę, pozycję i szacunek. Nie miałby powodów, żeby się mścić. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. Tak, czy inaczej będę musiał się mu bliżej przyjrzeć.

 

Laila

 

Przez kolejne dni Olaf nie opuszczał mnie na krok. Kiedy siedziałam w domu sprawdzał numery, z których otrzymywałam głuche telefony. Mówił, że Maksima też kontroluje. Chciałam zgłosić wszystko ojcu, ale Olaf stwierdził, że sam mu powie. Tak miało być lepiej i bezpieczniej. Ojciec pewnie by się wkurzył, że ukrywałam te połączenia, a tak to ochroniarz miał to wszystko załatwić tak, by było dobrze. Sprawa Maksima została między nami. Musieliśmy mieć dowody lub konkretne podejrzenia. Olaf nie chciał stracić kolegi, a moje obserwacje dało się łatwo pod- ważyć. „To, że się dziwnie na ciebie patrzy, nie jest niczym konkretnym. Też czasami mam ochotę cię postawić do pionu, ale to nie znaczy, że cię zabiję”, powiedział. Rozumiałam to. Na szczęście ojciec był w rozjazdach, więc w domu było bezpiecznie.

Większość czasu spędzałam w świetlicy. Tam pod okiem ochroniarza i otoczona biegającymi potworkami czułam spokój. Mogłam zapomnieć o tych wszystkich dziwnych sytuacjach dziejących się w moim życiu.

Wiedziałam, że sprawa jest poważniejsza niż mogłam przypuszczać, bo Olaf nie oddalał się ode mnie nawet na krok. Gdybym mu pozwoliła, wszedłby za mną do łazienki. Znikł też jego dobry humor. Stał się poważny i czujny niczym prawdziwy pies pasterski. Wolałem tę jego poprzednią wersję.

Mimo wszystko nie chciałam być zamknięta między świetlicą a domem. Potrzebowałam się gdzieś wyrwać. Podejrzewałam, że Olafowi ten pomysł nie przypadnie do gustu, ale w końcu to ja rządziłam w tej chorej relacji. A może udałoby mi się skraść kilka przyjemnych chwil tylko dla nas?

Szatyn siedział na tarasie za domem i stukał w klawiaturę laptopa. Ja byłam w kuchni i robiłam ciasteczka. Ostatnio mu smakowały, więc pomyślałam, że może nimi uda mi się poprawić mu humor. Pani Halinka sprzątała piętro, więc miałam całą kuchnię dla siebie. Dokładnie tak, jak lubiłam. Przy pieczeniu robiłam kompletny rozgardiasz wokół siebie, a pani Halinka uwielbiała porządek. To był główny powód, przez który rzadko cokolwiek gotowałam.

Widziałam, że Olaf co chwilę rzucał mi przez przeszkloną ścianę powłóczyste spojrzenia. Przyglądał mi się nie do końca dyskretnie. Podobało mi się to. W tym spojrzeniu było coś, czego nie mogłam zdefiniować. Zaciekawienie? Przyciąganie? Podniecenie?

Wyciągnęłam z piekarnika blachę pełną gorących ciastek i przełożyłam je na duży, okrągły talerz ze złotą obwódką. Weszłam boso na taras i postawiłam talerz obok laptopa.

– Proszę, pracusiu. – Uśmiechnęłam się przemile.

– Dzięki. – Odwzajemnił uśmiech, odwracając na chwilę wzrok od ekranu. – A teraz powiedz, co knujesz? I cokolwiek by to nie było, odpowiedź brzmi: „nie”.

Kurwa. Jednak nie będzie tak prosto.

– Czemu uważasz, że coś knuję? – oburzyłam się sztucznie.

Usiadłam na miękkim fotelu tuż obok Olafa. Wyciągnęłam długie nogi okryte tylko krótkimi spodenkami na poduszkę na sąsiednim fotelu. Każdy facet lubił patrzeć na ładne nogi, a moje z pewnością takie były. Świadczył o tym chociażby wzrok Olafa ślizgający się po nich.

– Ostatnio – zaczął, wracając spojrzeniem do mnie – gdy zrobiłaś te ciastka, chciałaś mnie przeprosić. Biorąc pod uwagę, że ostatnimi czasy siedzisz na tyłku spokojnie i nie rozrabiasz, nie masz mnie za co przepraszać. W związku z tym obstawiam, że czegoś chcesz i wiesz, że nie będę chciał się zgodzić.

– Za bardzo analizujesz, Olaf. Zdecydowanie za bardzo.

– Więc? – Zamknął laptopa i skupił na mnie całą uwagę.

– Znalazłeś coś na Maksima? – zapytałam, chcąc go trochę zbić z tropu.

– Jeszcze nie. Pracuję nad tym i tymi głuchymi telefonami, ale połączenie było szyfrowane, więc chłopakom zajmie to trochę czasu.

– Myślisz, że coś znajdą?

– Na pewno. Twój tata nie zatrudnia byle kogo. – Uśmiechnął się widząc moje wątpliwości.

– Nie uważasz, że jestem tu średnio bezpieczna?

– W domu są kamery i zawsze ktoś czuwa nad twoim bezpieczeństwem, więc tutaj nic ci się nie stanie. Już ci to mówiłem.

– Tak, wiem, ale pomyślałam, że... – Nie pozwolił mi skończyć.

– Wiedziałem. Przejdźmy więc do konkretów. Słucham.

Olaf wziął ciastko i rozłożył się wygodnie na fotelu, opierając kostkę lewej nogi na kolanie prawej. Wystarczyłoby mu dać cygaro zamiast ciastka i szklankę whisky, i wyglądałby jak król świata.

Dobra, trzeba się zmierzyć z tym cwaniakiem. Założyłam nogę na nogę, przerzuciłam włosy na jedną stronę, odsłaniając tym samym dekolt i pochyliłam się lekko do przodu, by miał lepszy widok.

– Pomyślałam, że moglibyśmy wyskoczyć gdzieś razem na weekend. – Uśmiechnęłam się niewinnie, trzepocząc rzęsami.

– Razem? – Podniósł brew.

– Sycylia? Tam jest taki świetny klub. Mają genialne drinki.

– Czekaj, czekaj, księżniczko, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałem – Pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach. – Chcesz polecieć na Sycylię tylko po to, żeby napić się drinka w jakimś klubie?

– Tam mi nic nie będzie grozić.

– Nie pamiętasz, jak skończyła się twoja ostatnia wycieczka do klubu?

– Olaf – skarciłam go. Pamiętałam, aż za dobrze.

– Sorry. Po prostu tam będzie ci grozić to samo, co tutaj, tylko dużo dalej od domu.

– Ale nie będzie tam tego, kto mnie chce zastraszyć. Nie chcę mu pokazywać, że się boję. Mam dość krążenia między świetlicą a domem. Są wakacje, a ja siedzę zamknięta. Chcę gdzieś wyjść, coś zobaczyć, przeżyć.

– Za mało masz przeżyć?

Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, pochylając się bliżej niego. Doskonale wiedział, że nie o takie przeżycia mi chodziło.

Skierował wzrok na mój dekolt. Faceci są jednak dość prości w obsłudze. Wystarczy pokazać im kawałek ciała i ślinią się jak psy.

Westchnął zrezygnowany.

– Zarezerwujesz hotel, czy ja mam to zrobić?

– Wszystko załatwię – pisnęłam, klaszcząc w dłonie.

Wstałam z fotela. Pochyliłam się nad ponownie opartym na krześle Olafem. Otulił mnie zapach jego męskich perfum będących mieszanką pieprzu, cedru i lawendy oraz papierosów. Może mogłabym się przyzwyczaić do tej kompozycji? Pocałowałam go delikatnie w policzek.

– Kochany jesteś – szepnęłam mu do ucha.

Złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Szepnął mi do ucha niskim głosem:

– Nie prowokuj mnie, księżniczko.

Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Wyrwałam się z jego uścisku i czmychnęłam do pokoju. Musiałam przecież wszystko przygotować.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania