Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 11 - Olaf/Laila (33)

Olaf

 

Dokładnie o dziewiętnastej pięćdziesiąt pięć przyjechałem do bazy. Zaraz przed rozpoczęciem zmiany miałem zobaczyć się z Sokołem. Chciał mi coś ważnego przekazać. Wczoraj miał spotkanie z ludźmi mafii, więc byłem bardzo ciekawy, co ustalili. Miałem też cichą nadzieję, że już wytrzeźwiał. Sam niejednokrotnie towarzyszyłem mu w podobnych okolicznościach i doskonale wiedziałem, jak to wszystko wygląda. Ledwo wyszedłem z samochodu, a szef szybkim krokiem podążał w moją stronę.

– Laila zniknęła – zaczął od razu wyraźnie poruszony.

– Co? Jak to zniknęła? – zapytałem, siląc się na spokój. Liczyłem, że zaraz powie, że dziewczyna po prostu znowu uciekła, ale niestety nie tym razem.

– Po wczorajszym spotkaniu Laila pojechała z Maksimem do domu, ale tu już nie dotarli. Dopiero godzinę temu zauważyłem, że jej nie ma i Maksima też.

Przykładny ojciec, kurwa. Dziecka nie było od rana a ten dopiero teraz się zorientował.

– Może pojechali gdzieś? Do jakaś galerii albo klubu? – Starałem się myśleć racjonalnie, ale czułem w kościach, że coś było mocno nie tak.

Maksim. Laila od dawna mu nie ufała. Zabrakło mi czasu na dokładne sprawdzenie go, a później miałem związane ręce.

– Nie, chłopaki nie wiedzieli, żeby w ogóle wrócili. Na kamerach też ich nie ma.

– GPS Laili?

– Nie ma sygnału. Auto zatrzymało się na skraju lasu pięć kilometrów stąd. Aleks i Michał pojechali to sprawdzić. Zostałem, bo miałem nadzieję, że po prostu gdzieś zabalowali i zaraz wrócą.

Gdzie on mógł ją zabrać? Znałem Maksima. Nie miał rodziny, domu, działki za miastem, nic. Całe jego życie to mafia. Nas miał za rodzinę, tutaj miał dom. Dlaczego postanowił stać się naszą konkurencją? Przecież to niemal samobójstwo.

"Znajdę cię, Laila! Obiecuję."

 

Laila

 

Obudziłam się w jakimś zatęchłym pokoju. Było ciemno i zimno. Zmrużyłam oczy, by lepiej przyjrzeć się otoczeniu. Po kilku chwilach mogłam stwierdzić, że pokój nie był pokojem, lecz piwnicą. Piwnicą zamkniętą przez duże stalowe drzwi. Ściany były betonowe, tak samo jak podłoga i sufit. Nie było nawet okna. Nie mogłam określić, czy był dzień, czy noc.

W dalszym ciągu miałam na sobie sukienkę z balu i niebotycznie wysokie szpilki. Zrzuciłam je i stanęłam boso na betonowej posadzce. Dreszcz przeszedł mi po plecach. Podeszłam do drzwi. Szarpnęłam za klamkę, jednak drzwi nawet nie drgnęły. Uderzyłam w nie pięścią, krzycząc:

– Halo! Jest tam ktoś? Wypuśćcie mnie! Pomocy!

Mój strach wzrósł, gdy zobaczyłam, że na moim nadgarstku brakowało bransoletki alarmowej. Czyli to koniec. Nikt mnie tu nie znajdzie. Byłam skazana na siebie. A biorąc pod uwagę, że nawet nie wiem, jak się obronić, byłam skazana na mojego porywacza.

No, właśnie. Porywacz. Maksim.

Wiedziałam. Po prostu wiedziałam, że on coś kombinuje, że nie można było mu ufać. Cholerni ochroniarze. Zawsze były z nimi problemy. Żadnemu nie mogłam ufać i moja teoria właśnie się potwierdziła. Tylko Olaf był w porządku. Tylko, co z tego? Maksim mnie porwał, a Olafa nie było ze mną. Przez ojca, który zaufał nie temu ochroniarzowi, któremu powinien.

Usłyszałam kroki dochodzące zza drzwi. Spięłam ciało, gotowa na najgorsze. Zamek skrzypnął i w drzwiach stanął on.

Przecież to niemożliwe. Skąd on tu…

– Witaj, Lailo. Miło się znowu widzieć. – Uśmiechnął się czarująco.

W odprasowanej białej koszuli i włosach postawionych na żelu wyglądał identycznie jak wtedy, gdy odwoził mnie na uczelnię po moim skoku z samochodu.

Kamil.

– Czego chcesz? – Położyłam ręce na swoich ramionach, cofając się dwa kroki.

– Zemsty.

 

Olaf

 

Telefon Laili był nieaktywny. Bransoletka również nie dawała znaków, że jeszcze jest w całości. Podobnie było z komórką Maksima. Nagrania z miejskiego monitoringu też niewiele pomogły. Na jednej z nich samochód z Maksimem i Lailą jechał normalnie drogą, a na kolejnej już ich nie było. Akcja porwania dziewczyny musiała być dobrze zaplanowana. Znaleźli punkt, do którego kamera nie sięgała i wykorzystali okazję. Cholerny Maksim.

Sokół siedział już trzecią dobę przed komputerem. Przez ten czas nawet nie zmrużył oka. Sprawdzał inne kamery w mieście licząc, że może któraś z nich uchwyciła jego córkę.

Razem z chłopakami sprawdzaliśmy ludzi, którym w ostatnim czasie Sokolski zalazł za skórę. Osobiście uważałem to za zbyteczne, bo urazy mogły być chowane nawet przez wiele lat, ale z braku innych pomysłów trzymaliśmy się właśnie ostatnich wrogów. Żaden z nich nie wydawał się bardziej podejrzany niż normalnie. Tkwiliśmy w ślepym zaułku, nie wiedząc, gdzie jej szukać. Każda godzina ciągnęła się w nieskończoność i z każdą z nich szanse na odnalezienie Laili całej i zdrowej niepowrotnie malały.

 

Laila

 

Kamil codziennie przynosił mi zimne resztki z obiadu. Nie wybrzydzałam, bo to było wszystko na co mogłam liczyć. Wolałam to niż głodować.

Przyszedł z samego rana. W ręce trzymał nóż: długi i szpiczasty z czarną rękojeścią.

– Zdecydowaliśmy, że już najwyższy czas zagrać na emocjach twojego tatusia. – Uśmiechnął się przerażająco.

Zamiast drogiego garnituru, miał na sobie czarne jeansy i równie czarną koszulkę. Podszedł bliżej z wyciągniętym przed sobą nożem.

– Musimy przesłać twojemu tatusiowi prezent.

Złapał mnie za prawą rękę. Jeśli myślał, że ot tak pozwolę, by zrobił mi krzywdę, to się grubo mylił.

Zaczęliśmy się szarpać. Upadliśmy na ziemię. Szamotałam się jak ryba wyciągnięta z wody i walcząca o każdy oddech. W pewnym sensie, walczyłam o kolejną chwilę życia. Piszczałam czując na sobie jego ciężar. Z rozmachu uderzyłam go w twarz. Warknął i wymierzył mi siarczystego sierpowego. Z wargi zaczęła sączyć się krew. Czułam, że moje siły powoli słabnął. Kamil siedział na mnie i ściskał moje ręce. Pomimo usilnych prób, moje starania nie miały szans z jego ciężarem. Trzymał moje ręce nad głową. Nóż skierował w stronę mojej dłoni. Poczułam ukłucie, a po chwili nieziemski ból i ciepłą krew. Zobaczyłam jeszcze jego tryumfalny uśmiech. Potem była już tylko ciemność.

 

Olaf

 

Zasnąłem siedząc oparty o stół w kuchni. Nic dziwnego, że padłem przeglądając kolejny raz nagrania z kamer domu, starając się znaleźć cokolwiek, co pozwoliłoby nam namierzyć gnoja, który straszył Lailę. W końcu kawa i energetyki przestały działać i moje ciało po prostu potrzebowało chwili odpoczynku. Sokół też zasnął, ale w swoim gabinecie na kanapie. Wszyscy byliśmy potwornie zmęczeni, jednak nikt nie chciał odpuścić poszukiwań. Pomimo że Laila miała czasami parszywy charakter, to moi koledzy ochraniający dom bardzo zaangażowali się w poszukiwania. Czas uciekał, a my dalej nie postawiliśmy nawet kroku do przodu.

Obudziło mnie dzwonienie domofonu. Od razu zerwałem się z krzesła. W drodze do drzwi przeczesałem ręką włosy, by nie przestraszyć przybysza. Zerknąłem na wideodomofon. Przy bramie zobaczyłem uśmiechniętego chłopca. Mógł mieć najwyżej dziesięć lat. Otworzyłem ciężkie drewniane drzwi i skierowałem się do bramy.

– Dzień dobry. To dla Sokoła. – Dzieciak wyciągnął przed siebie ręce. Trzymał w nich niewielkie czarne pudełko obwiązane czarną wstążką.

Zmarszczyłem brwi. Taka przesyłka mogła oznaczać tylko wiadomość o Laili.

– Skąd to masz? – Zapytałam najspokojniej jak potrafiłem, nie chcąc wystraszyć niewinnego dziecka.

– Taka pani mi dała. Powiedziała, że jak to tu przyniosę to da mi lizaka. – Pokazał wszystkie zęby w niewinnym uśmiechu.

– Jak wyglądała ta pani?

Chłopiec zastanowił się przez chwilę.

– Miała jasne włosy i była trochę grubsza, ale bardzo miła i dała mi lizaka. – Chłopczyk wyciągnął z kieszeni słodycz na patyku i pomachał nim przede mną.

– Super. Dziękuję ci bardzo za paczkę, a teraz zmykaj. – Dzieciak odwrócił się i pobiegł w stronę swojego domu.

Skierowałem się prosto do biura Sokoła. Położyłem paczkę na biurku. Przez chwilę patrzyłem na nią. Bałem się jej zawartości. Cokolwiek w niej było oznaczało, że ktoś skrzywdził moją księżniczkę.

Moją księżniczkę?

Chyba mi lekko odbiło, choć ostatnie dni uświadomiły mi, że Laila od dawna nie była tylko obiektem mojej ochrony. Stała się kimś więcej. Moją bratnią duszą. Osobą, z którą chciałem spędzić każdą chwilę życia. Miłością? Może.

Potrząsnąłem głową, by odgonić te myśli. Nie czas na to.

– Szefie – powiedziałem podniesionym głosem. Już koniec spania.

Sokół momentalnie się podniósł. Przetarł dłońmi zaspaną twarz. Podszedł do biurka i spojrzał na paczkę. On też wiedział, co ona oznaczała.

– Skąd to masz? – zachrypiał.

– Jakiś dzieciak przyniósł. Grubsza blondynka dała mu lizaka za przekazanie tej paczki.

Sokół niepewnie pociągnął za kokardkę. Podniósł wieczko. Tego się właśnie obawiałem.

Na dnie leżał ucięty palec serdeczny. Bardzo zakrwawiony, kobiecy i drobny, z pomalowanym na czarno paznokciem. Laila często malowała paznokcie na taki właśnie kolor. Pod nim znajdo- wał się pendrive.

Sokół wziął małe urządzenie i podpiął do laptopa. Na ekranie wyświetlił się link. Po jego kliknięciu pokazał się obraz.

Jakiś stary budynek. Słabo oświetlony. W centralnej części obrazu znajdowała się pobita Laila. Siedziała na drewnianym krześle. Nogi miała przywiązane do krzesła, a ręce do oparcia. Jej głowa bezwiednie zwisała przy ramieniu. Nie widziałem dokładnie jej twarzy, jednak na pewno była mocno pobita.

Po chwili na ekranie pojawiła się wiadomość:

„Czas na zemstę za Michaiła. Dwie godziny.”

Na ekranie wyświetlił się zegar odmierzający czas czerwonymi cyframi.

– Dwie godziny? Co się stanie za dwie godziny? – Sokół zacisnął dłonie w pięści.

Zmrużyłem oczy, przyglądając się dokładnie obrazowi na monitorze. Zobaczyłem migająca kropkę znajdującą się pod Laila. Przeszedł mnie dreszcz. Wskazałem ją szefowi.

– Bomba? – powiedziałem niepewnie.

– Kurwa! – Sokół z rozmachem strącił wszystkie rzeczy z biurka. Wyciągnął telefon. – Do mnie! – warknął do słuchawki.

Niecałe dwie minuty później w drzwiach gabinetu stanął Sebastian – człowiek, który potrafił namierzyć wiele rzeczy. Znał się na swojej robocie, jak mało kto i dlatego też jako jedyny nie mógł sobie pozwolić na chociaż chwilę przerwy. Ciągle pracował nad namierzeniem Laili i Maksima.

Sokół przerzucił link do swojej chmury. Podał pendrive Sebastianowi.

– Namierz gnoja. Masz niecałe dwie godziny i lepiej, żebyś się nie spóźnił.

Gdy Sebastian wyszedł z gabinetu, musiałem zadać jedno pytanie. Jedno pytanie, co do którego byłem przekonany, że rozwieje wiele niewiadomych krążących w mojej głowie.

– Szefie, kim jest Michaił?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania