Poprzednie częściCerber - Prolog

Cerber - Rozdział 4 - Laila (17)

Laila

 

Obudziło mnie szarpanie za ramię. Otworzyłam zaspane oczy. Tuż nad moją twarzą wisiał Olaf z wkurzoną miną. O co tym razem mu chodziło? Przecież grzecznie spałam w swoim łóżku.

Wczoraj obudziłam się późnym wieczorem. Wzięłam szybki prysznic, zjadłam kolację i od razu ponownie wskoczyłam pod kołdrę. Byłam grzeczna, nigdzie nie wychodziłam ani nie uciekłam. Choć mogłam, bo podczas kolacji nigdzie go nie wiedziałam, więc zapewne siedział w budynku ochrony.

– Laila, kurwa, trzy razy ci już budzik dzwonił. Zaraz się spóźnisz! – Podniósł głos jakby co najmniej od tego zależało jego życie.

Przez chwilę nie wiedziałam, o co mu mogło chodzić. Gdzie niby miałabym się spóźnić? Do świetlicy przecież dzisiaj nie szłam, bo… O kurwa!

– Obrona! – krzyknęłam, uświadamiając sobie, że za godzinę muszę być na uczelni.

Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona i pobiegłam do łazienki.

Miałam dzisiaj pokazać światu, albo przynajmniej sobie, że trzy lata nauki nie poszły w las.

O dziewiątej miałam wchodzić do sali. Budzik ustawiłam na siódmą trzydzieści, a skoro dzwonił trzy razy zostało mi jakieś dwadzieścia minut do wyjścia. Nie ma szans. Spóźnię się.

Szybko umyłam zęby, rozczesałam włosy i przejechałam po nich prostownicą. Nałożyłam lekki makijaż. Na końcu wcisnęłam tyłek w czarną ołówkową sukienkę ze skromnym dekoltem. Musiałam wyglądać elegancko i stosownie do okazji. W pośpiechu minęłam opartego o ścianę Olafa. Bosa wbiegłam do pokoju wrzucając do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Wiedziałam, że jestem w plecy z czasem, więc nawet nie miałam, kiedy zacząć się stresować samą obroną. Bałam się jedynie, że nie zdążę dojechać.

– Wyprowadź jakieś auto z garażu i czekaj na mnie z otwartymi drzwiami. Jedziemy za sekundę! – zawołałam w stronę ochroniarza.

– Twoja karoca już od dawna czeka na podjeździe, księżniczko. – Ukłonił się teatralnie.

– A ty powinieneś czekać w niej!

– Spokojnie, księżniczko, konie twojego ojca zawiozą nas na czas. – Zaczął się szczerzyć jak głupi do sera.

– Co spokojnie? Co spokojnie? Zaraz się spóźnię! – Właśnie poprawiałam makijaż, gdy Olaf wybuchnął śmiechem.

– No i czemu tak rżysz ośle? – Czułam zaczynającą się gotować w moich żyłach krew. Czy on nie rozumiał, że spóźnienie mogło oznaczać, że będę musiała się bronić w innym terminie? No tak, przecież to ochroniarz. Pewnie skończył jakąś zwykłą zawodówkę i załapał się do pracy jako mięśniak.

"Co za troglodyta..."

– Lekko nagiąłem prawdę. – Rozpromienił się jeszcze bardziej.

– Czyli? – fuknęłam.

– Twój budzik nie dzwonił trzy razy tylko raz.

– Jak to raz? – Stanęłam jak wryta.

– Normalnie, nie zaspałaś jakoś znacznie. – Olaf spojrzał na swój srebrny zegarek zapięty na lewym nadgarstku. – Siódma pięćdziesiąt.

– Osz ty! Kurwa, wiesz, jak się wystraszyłam? Co ty sobie wyobrażasz? Wynoś się z mojego pokoju w tej chwili! – Teraz już naprawdę myślałam, że urwę mu ten pusty łeb. Albo jaja. Tak to zdecydowanie był lepszy pomysł.

– Laila… – Zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.

– Już! – krzyknęłam, rzucając w niego puchatą, szarą poduszką, która pełniła w moim pokoju wyłącznie funkcję ozdobną.

Olaf zrobił szybki unik i ze śmiechem skierował się w stronę schodów.

Stanęłam na środku pokoju nie wiedząc za bardzo, co mam ze sobą zrobić. Wkurwił mnie, ale jego śmiech i wesołe błyski w oczach sprawiły, że zrobiło mi się ciepło, a po plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Co on w sobie miał, że tak na mnie działał?

Chciałam spojrzeć w te brązowe oczy z bliższej odległości. Przyjrzeć się im i się w nich przejrzeć. Zatonąć. Tonąć w jego silnych ramionach opiętych jasnoszarą koszulą z podwiniętymi rękawami. Albo najlepiej bez koszuli. Skóra przy skórze. Usta przy ustach. Tak blisko. Sam na sam.

Kurwa! Co jest ze mną nie tak? Jeszcze kilka dni temu nie chciałam słuchać o żadnym ochroniarzu, a teraz o jednym fantazjuję? Nie! Dość! Mam ważniejsze sprawy na głowie niż głupi ochroniarz, który gra mi na nerwach.

Zeszłam po schodach na parter i skierowałam się do kuchni. Skoro miałam jeszcze trochę czasu, chciałam napić się herbaty. Kawy już zdecydowanie nie potrzebowałam. Olaf wystarczająco podniósł mi już ciśnienie.

Moja ręka zatrzymała się w połowie drogi do czajnika, gdy usłyszałam czyjś głos dochodzący z salonu. Nie należał ani do Olafa, ani ojca. Podeszłam bliżej i zdałam sobie sprawę, że to tylko Maksim rozmawia z kimś przez telefon. Tak rzadko go widziałam, że miałam problem z rozpoznaniem jego głosu. On ochraniał tatę, więc nie wpadaliśmy na siebie. Czasami kręcił się po posiadłości, ale nigdy nie zwróciłam na niego jakiejś większej uwagi.

Miałam się odwrócić, odejść i wrócić do robienia sobie herbaty. No bo co mnie obchodzi czyjaś rozmowa? Wyczułam jednak, że Maksim mówił o czymś dziwnie zdenerwowanym głosem.

– Wszystko idzie zgodnie z planem. Czekaj na nich. Dam ci znać.

Tata nic nie mówił, że ma mieć jakieś spotkanie biznesowe.

Chociaż w zasadzie nigdy mi o nich nie mówił. Tylko, dlaczego ustawianiem spotkania zajmował się ochroniarz. Przecież ktoś taki jak on nie miał żadnego wpływu na decyzje zapadające na wysokich szczeblach. Może tylko mówił komuś, jak ma działać w zakresie bezpieczeństwa ojca? Z resztą nie ważne. Nie mój pies obronny, nie mój problem.

Wróciłam cicho do kuchni i w końcu zalałam wrzątkiem kubek z herbatą.bWidok tego kubka zawsze sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Należał do mojej mamy, a teraz zarezerwowany był wyłącznie dla mnie. Miał kształt dużego, brązowego misia, a za ucho służyła jego łapka. Kubek i miś to jedyne rzeczy jakie pozostały po mamie.

Czasami zastanawiałam się, czy tak jak ja lubiła usiąść na werandzie, okryć się kocem i z kubkiem w ręku, podziwiać zachód słońca? Jak bardzo byłam do niej podobna? A może wcale? Nie dostrzegałam w sobie zbyt wielu cech ojca, więc po cichu liczyłam, że to ona przekazała mi większość genów. Pewnie nigdy nawet nie dowiem się, jak wyglądała. Tata nie zatrzymał ani jednego jej zdjęcia. Jak można tak całkowicie zapomnieć o kimś, kogo się kochało? A może nigdy jej nie kochał, a ja byłam przypadkiem? To by tłumaczyło, dlaczego miałam z nim takie chłodne stosunki.

Dolałam do misia trochę soku malinowego. Wrzuciłam dwie kostki cukru. Dokładnie wymieszałam, zastanawiając się, jak odegrać się na Olafie za kłamstwo sprzed kilku minut.

Nazywanie go psem albo cieciem trochę urażało jego męską dumę, ale to było zdecydowanie za mało. Może znowu spróbuję mu uciec? Ostatnio co prawda nie skończyło się zbyt dobrze, ale tym razem przecież nie zamierzałam iść do klubu. Poszwendałabym się trochę i wróciłabym spokojnie do domu. Albo po prostu…

– Cześć, Laila. – Maksim wyrwał mnie z moich rozmyślań. Stał oparty o framugę z rękami skrzyżowanymi na piersi. Musiałam przyznać, że widok był naprawdę niczego sobie. Jego czarne włosy opadały lekko na czoło, a oczy błyszczały podejrzanym blaskiem. Wyglądał inaczej niż Olaf. Oprócz podobnej budowy ciała różniło ich chyba wszystko. Samo to, że jego aura była dużo mroczniejsza niż Olafa. Maks wzbudzał we mnie nieuzasadniony lęk. No, dobra. Może nie do końca nieuzasadniony? Nie ufałam mu. Olaf może i grał mi na nerwach, ale czułam się przy nim bezpieczna. Pociągał mnie, a Maksim wręcz odpychał.

Maksim podszedł do mnie pewnym krokiem i oparł się ręką o kuchenny blat muskając przy tym moją talię. Wyciągnął z moich rąk kubek. Patrząc mi w oczy, upił duży łyk.

Stałam sparaliżowana strachem. Spięłam wszystkie mięśnie, nawet te, o których istnieniu nie miałam bladego pojęcia. Jego ciało było zbyt blisko mojego. Zdecydowanie za blisko. Chciałam uciekać od przeszywającego mnie wzroku mężczyzny. Czułam, że mój oddech przyspiesza, a ręce zaczynają się pocić. W głowie zaświeciła mi się czerwona lampka z wyraźnym sygnałem:

„Uciekaj!” Zniknąć, zapomnieć. Nigdy do tego nie wracać. Michaił miał zniknąć z mojej pamięci raz na zawsze. A przynajmniej tak sobie obiecywałam. Tylko, że nijak mi to nie wychodziło.

W tym momencie przed moimi oczami twarz Maksima zacierała się z parszywą gębą Michaiła. O dziwo byli dość mocno do siebie podobni. Te same oczy. Ten sam nos. Ten sam krzywy uśmiech przepełniony radością ze straszenia innych. Nie, to tylko moje omamy. Nie mogli być aż tak podobni.

– Dobra – stwierdził Maksim, jak gdyby nigdy nic, stawiając kubek na blacie. – Zrobisz mi taką?

Przez chwilę trawiłam jego prośbę i usilnie starałam się wymyślić jakąkolwiek wymówkę byle tylko zniknąć z tej przeklętej kuchni.

– Ja…Ja… – Zaczęłam się jąkać.

– Ty? – Do podłego uśmiechu dołączył podniesione ciemne brwi.

– Laila! Musimy jechać, bo serio się spóźnisz! – Usłyszałam dochodzący z przedpokoju głos Olafa. W samą porę.

– Muszę iść – szepnęłam pospiesznie, wbijając wystraszony wzrok w podłogę.

Wyrwałam się niezręcznej bliskości Maksima i szybko ruszyłam w stronę drzwi. Wsunęłam na stopy czarne szpilki. Bez słowa minęłam czekającego na mnie przy samochodzie Olafa i usiadłam na tylnym siedzeniu, zatrzaskując za sobą drzwi.

Ochroniarz rzucił mi podejrzliwe spojrzenie we wstecznym lusterku. No, tak. On już wiedział, że coś nie grało. Musiałam szybko coś wymyślić.

– Pasy zapnij – powiedział, odpalając silnik.

Nie miałam czasu się z nim kłócić. Musiałam wymyślić sensowną wymówkę mojego zachowania. Zapięłam się i spokojnie siedziałam wpatrując się w okno.

– Stało się coś? – zapytał po kilku minutach jazdy.

– Nie – odparłam, starając się trzymać emocje pod kontrolą.

– Jesteś pewna? – drążył.

– Owszem stało się! – Podniosłam głos. – Wkurwiłeś mnie. Zadowolony? – Ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, mocniej oparłam się o siedzenie. Jako wymówkę mojego zachowania postanowiłam wspomnieć jego poranny dowcip.

– Laila, na litość! Przecież to był tylko głupi żart. Nie strzelaj fochów o byle gówno jak rozkapryszona księżniczka!

– Ja strzelam fochy? Nie chciałbyś, żebym strzeliła focha.

– Skąd wiesz, żebym nie chciał? Może wówczas zamknęłabyś gębę na kłódkę i się ze mną nie kłóciła.

– Zamiast fochów zawsze mogę stwarzać problemy, jeśli masz takie życzenie. Chcesz? – zapytałam z uśmiechem, odpinając pasy i trzęsącą się ręką chwytając za klamkę drzwi.

– Laila, zapnij się i siedź spokojnie. – Śledził moje ruchy w lusterku.

– Bo co? Poskarżysz się mojemu tacie? On i tak ma mnie w dupie, także powodzenia.

– Żebyś się nie zdziwiła – szepnął ledwo słyszalnie.

– Co powiedziałeś? – Moje nerwy były już na granicy.

Chciałam się wyładować, a ochroniarz był najbliżej.

– Powiedziałem, że masz się uspokoić.

– Ale ja jestem spokojna. Tyś mnie jeszcze wkurwionej nie widział – prychnęłam, łapiąc za jego zagłówek i podciągając się bliżej niego.

– Laila, siedź spokojnie.

– Ktoś taki jak ty nie będzie mi mówił, jak mam się zachowywać. Nikt nie będzie. To ty masz słuchać mnie.

– Nie ciebie, tylko twojego ojca. To znacząca różnica. – Jego knykcie były aż białe od mocnego ściskania kierownicy. Z całych sił starał się panować nad emocjami.

– Ja tu rządzę! Nie ty! Jesteś tylko zwykłym, wkurwiającym ochroniarzem. Nic nierozumiejącym psem pasterskim, służącym do łażenia za mną. Nikim więcej. Jasne? Dobrze to sobie zapamiętaj, cieciu. Pewnie, gdyby się coś stało, podkuliłbyś ogon i zwiał, zostawiając mnie samą – wyrzucałam z siebie wszystko, co od dawna chciałam powiedzieć, patrząc na zaciskającą się coraz mocniej szczękę tej żałosnej imitacji mężczyzny.

– Laila, hamuj język dobrze ci radzę. Jeszcze słowo, a…

– A co? Uderzysz mnie? Już to widzę – zadrwiłam. – Nic mi nie zrobisz. Za cienki jesteś, żeby mnie skrzywdzić. Czy ty kiedykolwiek kogoś skrzywdziłeś?

– Owszem i nie chciałabyś tego doświadczyć – fuknął.

– Akurat. Nie masz takich jaj – prychnęłam. – Zatrzymaj się, mam cię już dość – rozkazałam.

– Jedziemy na uczelnię, jakbyś zapomniała.

– Przejdę się. Zatrzymaj się.

– Laila…

– W tej chwili! – Przerwałam mu.

– Teraz nie mogę.

Spojrzałam przez okno. Olaf zwolnił trochę, dojeżdżając do krzyżówki z sygnalizacją świetlną. Idealnie!

Ten samochód nie blokował automatycznie drzwi i chciałam to wykorzystać. Może gdyby mi się coś stało, to ojciec wywaliłby wszystkich tych przeklętych ochroniarzy na zbity pysk?

Trochę ryzykowne, ale miałam nadzieję, że się opłaci. W tym momencie wzięłam głęboki oddech, mocno szarpnęłam za klamkę i wyturlałam się prosto na chodnik.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania