Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 15

Zanim Maria poszła po raz pierwszy do nowej szkoły jej opiekunowie postanowili wyposażyć ją jak najlepiej na ten dzień. Wujek wyznawał zasadę, że pierwsze wrażenie w ocenie nowoprzybyłego jest najważniejsze i pozytywnie powinno zaszokować już samo wejście. Zwłaszcza gdy ten ktoś jest pełen kompleksów, ma złe doświadczenie w kontaktach z innymi osobami i chcąc uniknąć powtórki obawia się wszelkiej bliskości. Zakwalifikowanie przez dziewczynkę innych dzieci za wrogów, przez wyśmiewanie jej brzydoty może skutkować izolacją psychiczną na wiele lat. Dlatego wykonał kilka masek na poranioną część twarzy, mających przysłonić blizny. Jednak nie był pewny końcowego efektu swojej pracy bez przymiarki. Dziewczynka tylko matce pozwalała na dotyk, lecz jej nie było, natomiast przy nim i żonie trzymała przynajmniej metrową wolną przestrzeń. Chciał skrócić ten dystans, lecz oni nie mogli pierwsi jej dotknąć, to ona musiała tego dokonać. Dziecko też nie chciało widzieć swojej szpetoty i unikało luster oraz wszelkich powierzchni, w których można było widzieć swoje odbicie. Dlatego trudno było ją nakłonić do spojrzenia w lustro.

Wujek kolejno przynosił maski i układał z wielkim namaszczeniem na stole w salonie. Maria skryta w kuchni za futryną drzwi obserwowała z zainteresowaniem, co on robi i zastanawiała się dlaczego z taką starannością. Kiedy rozłożył wszystkie, wziął w dłonie pierwszą maskę, zaczął starannie oglądać, następnie delikatnie odłożył ją i sięgnął po następną. Tak postępując dobrnął do ostatniej i po chwilowym przypatrywaniu się jej, położył w miejsce jakie wcześniej zajmowała. Następnie wyszedł z pomieszczenia i poszedł do swojego warsztatu.

Dziewczynka została sama, chwilę nadsłuchiwała czy ciocia w pokoiku na górze dalej sprząta i po upewnieniu się, że nikt jej nie zobaczy, powodowana ciekawością zbliżyła się do stołu. Maski jakie zobaczyła były piękne i każdy idący na bal chciałby takie założyć. Kolejno dotykała paluszkami, gładziła je i przytykała do twarzy. Dobrze jej się patrzyło oczkiem przez otwór w masce i po chwilowym wahaniu postanowiła sprawdzić jak w niej wygląda. Jeszcze raz się upewniła, czy przypadkiem nikt jej nie widzi i po sprawdzeniu, że jest dalej sama, poszła z maską przytkniętą do twarzy do dużego lustra powieszonego na ścianie w sieni. Zanim odważyła na spojrzenie na swoje odbicie, chwilę postała z zamkniętymi oczami. Dopiero po pewnym czasie otworzyła delikatnie jedno oczko, gdy niczego okropnego nie zobaczyła, uniosła powiekę wyżej. Dalej nie widziała nic strasznego, więc drugie też otwarła i po raz pierwszy patrzyła na siebie bez wstrętu. Koniecznie musiała szybko sprawdzić pozostałe maski i pobiegła do stołu po następną. Kolejne wizyty przed lustrem były nie mniej interesujące jak pierwsza. Trudno było się jej zdecydować, która jest najładniejsza i jaką od dziś powinna nosić stale, czy zmieniać je w zależności od pory dnia, albo czy przypadkiem nie powinna być inna na każdy dzień. Koniecznie musiała się upewnić i w pierwszym odruchu pobiegła zapytać o zadanie wykonawcy masek.

- Wujku czy ładnie wyglądam w tej masce? – zapytała jak tylko otworzyła drzwi warsztatu i przerwała swoim wtargnięciem lutowanie jakiegoś elektronicznego podzespołu.

- Pięknie – odpowiedział i dodał – jednak nie jestem pewny czy ona jest najładniejsza ze wszystkich. Łatwiej podjąłbym decyzję gdybym zobaczył na tobie pozostałe.

Minęła chwila, przedłużona jedynie na konieczne przeglądnięcie się w lustrze i dziewczynka stanęła w drzwiach z założoną inną. Najgorsze było dla niej to, że wujek podobnie jak ona nie potrafił wybrać najładniejszej. Dlatego musiała poradzić się jedynej kobiety w domu. Wybór z konieczności wypadł na ciocię, która uprzedzona przez męża z trudnością opanowała strach, gdy po nagłym otwarciu drzwi w nich pojawiła się przyozdobiona maską ich podopieczna.

- Jak wyglądam … - przerwała swoje pytanie w połowie Maria, ponieważ zobaczyła, że ciocia nie sprząta pokoju, tylko prasuje jakiś kolorowy strój.

Inne ubrania nie mniej ciekawe gotowe wisiały na wieszakach, a było ich tyle co masek i same zapraszały do ich przymierzenia.

- O, a co to? – padło pytanie.

- Uszyłam dla ciebie ubrania do szkoły, co prawda są inne od fartuszków w jakich ja chodziłam, lecz teraz są nowe czasy i uczniowie ubierają się jak chcą albo na ile stać ich rodziny – odpowiedziała ciocia.

Maria nie byłaby dziewczynką gdyby szybko nie przymierzyła wszystkich tych wspaniałych kreacji. Natychmiast z pomocą cioci zaczęła wkładać stroje i zbiegać na parter po kolejną maskę. Trudności były przeokropne w podjęciu decyzji, gdy już wydawało się, że dobrała idealny strój. Nagle wujek, a później ciocia zmienili zdanie i zastanawiali się czy te pierwsze nie były przypadkiem ładniejsze od tych późniejszych. Dziewczynka prawie usnęła z wyczerpania i zmęczona podczas mycia zgodziła się, żeby wybór najlepszego stroju i maski odłożyć do jutra.

Maria bardzo wcześnie rano została obudzona i jeszcze częściowo zaspana zgodziła się iść do szkoły. Ubranie miała tak kolorowe, że nikt nie mógł jej nie zauważyć, a maskę do niego wybrała smutną, ponieważ taki miała nastrój tego dnia i była pewna, że niedługo będzie płakać gdy dzieci będą się z niej śmiały.

Ciocia przyszykowała wielki stos kanapek. Zapakowała je do wielkiego bardzo ciężkiego koszyka, przykryła białą haftowaną serwetą, postawiła na prześcieradle i staranie zrobiła białe zawiniątko. Wujek zabrał wiklinowy koszyk z kuchennego stołu i wyniósł go na podwórko. Tam stał już wyprowadzony z garażu czarny motocykl z boczną przyczepką i przytwierdził kosz starannie do bagażnika motoru. Następnie podszedł do ubranej w kolorowy struj Marii z maską na twarzy i owinął dużym baranim futrem mającym ochronić ją przed panującym mrozem. Opatuloną w ciocine futro dziewczynkę zaniósł do kosza motoru. Dodatkowo nad nią przypiął bezbarwny daszek chroniący przed wiatrem. Tuż przed wyjazdem w drogę do szkoły ciocia kolejny raz przypominała.

- Kanapki zaraz za drzwiami szkoły rozdajcie wszystkim dzieciom, które będą wchodzić. Jeżeli nie będą chciały przyjąć mówcie im, że to jest zalecenie kuratorium oświaty ze względu na panujące mrozy. Pomagać wam będą dwie nauczycielki moje znajome, one z pewnością już czekają na was. Dyrektorka nie będzie przeszkadzać, gdyż z nią uzgodniłam tą akcję.

- Czy to jest konieczne? – zapytał mąż żony.

- Kochanie dla większość uczniów będzie to jedyny posiłek dzisiaj i wiem to od prawie wszystkich nauczycieli szkoły, którzy bardzo często swoje drugie śniadanie oddają najbardziej głodnym dzieciom.

- Nie lepiej zanieść kanapki do kuchni i żeby kucharki je rozdały – dodał.

- Jakie kucharki – zdziwiła się i dodała – kuchnie w szkołach dla oszczędności zostały zlikwidowane i jak znam życie minie wiele lat zanim w ich miejsce powstanie coś nowego, lecz nie znaczy lepszego.

- To do sklepiku szkolnego zaniosę – próbował zmienić polecenia żony.

- Sklepik zamknięty do odwołania, ponieważ od kiedy rodzice nie mają pracy to dzieciom nie dają kieszonkowego.

Kiedy kobieta chcąc pomóc swojej podopiecznej organizowała pierwszą spontaniczną akcję dokarmiania w szkole nie wiedziała, że niedługo gdy problem głodujących dzieci w kraju stanie się głośny za sprawą wcześniej mało znanej fundacji. Nie tylko ona, lecz miliony Polaków usłyszy odpowiedź z ust znanego polityka partii rządzącej na zatrważające liczby, który wyznaczy alternatywę wyżywienia głodujących najmłodszych mieszkańców kraju, nakłaniając ich do pójścia na szczaw albo na zielone gruszki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 05.06.2018
    Witam
    Biedne dziecko. Zastanawiam się dlaczego nie można przeprowadzić operacji plastycznej twarzy. Pewnie wiąże się z kosztami.
    Poruszyłeś też problem głodnych dzieci i szukanie oszczędności poprzez likwidację stanowisk.
    Czy Ari zostanie zaakceptowana przez inne dzieci?
    Pozdrawiam serdecznie
  • to naprawdę straszne kiedy aby spojrzeć na siebie bez odrazy trzeba włożyć maskę...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania