Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 52

Wydawało się, że Sasquatch znacznie bardziej znał i rozumiał przyczyny powstania konfliktu niż Ari, Prima, Azyn i ostatni przyjęty do tego grona Wojsław. Jednak nie poznał przebiegu tragicznej przygody jaka spotkała w dzieciństwie Naznaczoną oraz szczury i co przeżyli w przejętej przez Uzurpatora siedzibie Rady. W tym momencie jeszcze nikt z tej czwórki nie był pewny, prawdziwych intencji przybysza, więc nikt nie zamierzał za jego pośrednictwem informować pozostałych z jego klanu, o prawdziwym tle wydarzeń, które rozgrywają się na Ziemi.

- Wspomniałeś o śmierci Omantu? – Zadał pytanie Skorupko chcąc w ten sposób powrócić do początku syndromu pogłębienia się niechęci do ludzi.

- Jak już wcześniej wspomniałem niemieccy hitlerowscy naukowcy zorganizowali na tym terenie wielki ośrodek badawczy nad unikatowymi i nieznanymi w większości przez opinię publiczną gatunkami często rozumnymi, które unikają kontaktu z ludzkością przez złe doświadczenia z przeszłości. Wielka ilość, jak sami nazywali zgromadzonych przed i podczas początkowych lat wojny eksponatów przekroczyła ich najśmielsze oczekiwania. Pierwszy jeszcze nieśmiały obiekt badawczy nazwany został projekt Arado i został zlokalizowany w Kamiennej Górze. Właśnie tam powstało laboratorium badawcze, do którego po pojmaniu nie tylko nas przewieziono. Zostaliśmy tam podobnie jak więźniowie obozów koncentracyjnych poddani badaniom medycznym. Nas do eksperymentów w przeciwieństwie do ludzi było niewielu, gdy ich do badań mieli miliony. Jednak wcale się tym nie przejmowali, ponieważ oczekiwali na kolejne transporty za oceanu. Podczas badań nad wytrzymałością na zamarzanie śmierć poniósł Omantu, a wielu z nas było na granicy życia. Dopiero gdy okazało się, że więcej z naszego gatunku do badań nie będą mieli, zaczęto nas oszczędzać. Celem podreperowania naszego zdrowia zostaliśmy przeniesieni do obiektów nadziemnych, które po wojnie mylnie uznano za sanatorium dla rannych lotników. Budynki badawcze jeszcze drewniane, zostały wybudowane w sąsiedztwie miasta w terenie zalesionym. Dzięki takiej lokalizacji ludność cywilna nie miała możliwości poznania prawdziwego przeznaczenia obiektu, tym bardziej, że jakikolwiek zbliżenie się do granicy strefy chronionej było karane śmiercią. Umieszczenie w domach wykonanych z drewna postawionych miedzy zdrowymi drzewami było dla nas zbawienne, ponieważ żywe drzewa nie posadzone ręką człowieka były od wieków naszym środowiskiem. Znamy i rozumiemy mowę drzew, z nich czerpiemy podobnie jak z ziemi energię niezbędną do życia. Dlatego mogliśmy działać przez zaskoczenie już pierwszej nocy po wniesieniu nas do drewnianych baraków bez okien i rzucenie ledwo żywych na klepisko zrobione tylko z gliny. Pozostawienie nas w tak dla innych niekomfortowej sytuacji było dla nas zbawienne. Gliniaste podłoże umożliwiło nam połączenie się z energią ziemi, która znacznie przyspieszyła proces gojenia ran i zrastanie połamanych kości. Drewno i drzewa dookoła nas w przeciwieństwie do wcześniejszych murów z cegły i betonu były pomocne w procesie przywracania nas do życia. Gdy poczuliśmy się lepiej i chcieliśmy wyjść barierą nie do pokonania okazały się solidne dębowe drzwi obite stalą. Kiedy wydawało się, że nie ma dla nas ratunku, gdy oprawcy dowiedzą się o naszej zdolności do szybkiej regeneracji w takich warunkach, usłyszałem skrzypniecie drzwi. Zanim zaskoczony zareagowałem i skoczyłem chcąc uniemożliwić ich ponowne zamknięcie, w drzwiach pojawił się wysoki, niemiecki żołnierz obwieszony medalami z dwoma wiadrami wody i kubkiem. Wyglądał, jak na aryjczyka, dość nietypowo, albowiem miał ciemnawą skórę, bardzo wystające mięśnie do przeżuwania pokarmu i wyjątkowo silne szczęki. Wtedy poznaliśmy Otto, który został sam na warcie i ryzykując rozstrzelanie za swój czyn, przyszedł nas napoić źródlaną wodą. Ludzka życzliwość i poświęcenie była dla nas czymś obcym pośród tego oceanu zła jaki nas dookoła oblewał. Bardzo chciał nas uwolnić, lecz gdyby to zrobił skazałby siebie na kulę w łeb, a żonę z dziećmi na obóz koncentracyjny. Jedynym wyjściem było upozorowanie jego śmierci i to w taki sposób, żeby nie było możliwości identyfikacji jego zwłok. Spalenie jakiegoś nazisty przebranego w mundur Otto wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Chętnego esesmana do egzekucji odpowiedzialnego za śmierć Omantu i nasze cierpienia upatrzonego mięliśmy dość dawno. Śpiącego snem sprawiedliwego delikatnie wyciągnąłem z łóżka nie budząc jego żony i kneblując dłonią usta przyniosłem do naszego drewnianego wiezienia. Przez ten czas Otto przyniósł skrzynkę granatów, armatni pocisk zapalający i zdążył przebrać się w mundur maskujący. Naszego niedawnego pana życia i śmierci z delikatnym przymusem zmusiliśmy do założenia munduru Otto z dystynkcjami feldfebla wermachtu. Nieskrępowanego niczym kata pozostawiliśmy w środku dobrze wyciszonego drewnianego domu. Kilka odbezpieczonych granatów z największą starannością włożyliśmy na powrót do skrzynki razem z pozostałymi i na wierzchu paki w pionie nasz wybawca postawił pocisk zapalający. Zaledwie jeden odbezpieczony przymocowałem zgodnie z instrukcją Otto nad drzwiami. Pozostawienie w taki sposób ładunków wybuchowych wydawało mi się mało przekonywujące co do swojej skuteczności zatarcia śladów ucieczki naszego ludzkiego sojusznika. Jednak nikt z nas się nie sprzeciwiał, ponieważ to on ryzykował bezpieczeństwem swojej rodziny. Niedaleko zagłębiliśmy się w las, gdy za nami rozległa się potężna eksplozja i zobaczyliśmy słup ognia. Dopiero po wojnie Otto upewnił się o skuteczności zatarcia śladów swojej dezercji z armii nazistowskiej. Początkowo nie znaliśmy motywów przyjścia nam człowieka z pomocą, a instynktowne zachowanie jego w lesie nasuwało więcej pytań niż odpowiedzi. Otto został wcielony do niemieckiego wojska na początku tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego roku w Dagestanie na północ od gór Kaukazu, niedługo po tym jak został uwolniony z więzienia armii radzieckiej. Jego wyjątkowa siła, zwinność oraz chęć odpłacenia sowietom za doznane cierpienia spodobały się dowódcy odcinka. Sierotę nakazał dla kaprysu odziać, uzbroić i wcielić do karnej kompani. W bardzo krótkim czasie Otto okazał się dobrym żołnierzem ratującym swój oddział z opresji. Jego bohaterskie czyny zwróciły uwagę sztabu, posypały się odznaczenia, a żeby zaskarbić sobie jego pełną lojalność przydzielono mu żonę ze szkoły dla matek. Kobieta była fanatyczką faszystowskich Niemiec i swoje zadanie potraktowała z prawdziwym poświęceniem. Wygląd Otto nie był dla niej zachwycający, lecz jego waleczna postawa na froncie wschodnim rekompensowała jej jego aparycję. Wystarczyło jej do szczęścia, że dziewczynę z niewielkiego miasteczka znała cała Bawaria i stawiała za wzór prawdziwej Niemki, przykładnej żony i matki, która poświęca się wychowywaniu dzieci w tym czasie gdy jej bohaterski mąż toczy bój z komunistyczną hordą. Najprawdopodobniej do tego przymusowego małżeństwa nigdy by nie doszło, gdyby naziści znali prawdziwe pochodzenie Otto. Jego babką była samica almasa, która została w młodości uwięziona przez mieszkańców wioski. Jej skóra miała szarawo-czarny kolor i była pokryta czerwonawymi włosami, dłuższymi na głowie niż w innych miejscach. Nazwali ją Zana i uwolnili dopiero gdy uznali, że została udomowiona. Nigdy nie nauczyła się mówić. Do komunikacji z pozostałymi mieszkańcami służyły jej nieartykułowane odgłosy o różnej tonacji. Zamieszkała w obejściu Chalikoua i miała z nim dzieci, które potrafiły normalnie mówić choć dalej miały fizyczne cechy matki. Powoli z każdym kolejnym pokoleniem krzyżowania się z ludźmi wygląd almasa zacierał się i gdyby Emanuel miał dzieci z Anastazją najprawdopodobniej nikt nie dostrzegłby w nich pochodzenia. Niestety tak się nie stało, a teraz oboje zmarli na skutek choroby popromiennej.

- Czy spotkaliście się kiedyś z pełnej krwi almasem, lub słyszeliście o innych? – zapytał Azyn.

- Otto z naszą pomocą pragnął dowiedzieć się o pochodzeniu swojej babki, lecz dostęp na wschodnie tereny był bardzo utrudniony. Musiał się w swoich poszukiwaniach ograniczyć do dostępnej literatury. Wspomnienia Hansa Schiltenbergera z tysiąc czterysta dwudziestego siódmego roku upewniły go, że ród jego babki nie jest wymysłem i anomalią genetyczną, lecz naprawdę istnieje. Na początku piętnastego wieku Hans został schwytany przez Turków i wysłany na dwór Tamerlana, który umieścił go w orszaku mongolskiego księcia Egidi. Gdzie spotkał uwięzionych leśnych ludzi, jak ich nazywano, kobietę i mężczyznę. Zanim ich pojmano żyli w zorganizowanej grupie i prowadzili koczowniczy tryb życia niczym ludzie pierwotni. Natomiast ja posługując się wiedzą zgromadzoną przez moich przodków, podczas swoich licznych podróży po kontynencie obu Ameryk natrafiłem na rozumne dwunożne gatunki. W górach w południowych rejonach meksykańskich lasów tropikalnych spotkałem się z sisimite. Są to istoty pokryte całkowicie grubym krótkim brązowym futrem, nie posiadają szyi, mają małe oczy, lecz długie ramiona z wielkimi rękami i mają dwa razy dłuższe stopy niż ludzie. Ich dalecy kuzyni żyją w pobliżu gór Maya, najwyżsi osiągają wzrost metr czterdzieści. Ciało o proporcjach podobnych do ludzkiego, pokryte brązową gęstą krótką sierścią. Członkowie plemienia didis, które spotkałem na terenie Gujany, osiągają około półtora metra wzrostu i ciało mają pokryte czarnym futrem albo czerwonawo-brązowym.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Już wcześniej zwróciłem, że wymyślasz fajne imiona i nazwy, chociaż sygnalizuje to dopiero teraz :)
    Tak, z tą czystością rasową to Niemcy tak naprawdę walczyli z wiatrakami, tak było z resztą i w rzeczywistości.
    Naukowcy udowodnili, tak na marginesie, że nie ma czegoś takiego jak rasa aryjska, oglądałem przynajmniej program w TV, gdzie obalone zostały tezy nazistow.
  • Pasja 17.03.2019
    Witaj
    Bardzo sprytnie układasz ciekawe legendy, powiązane z czasem rzeczywistym. Otto może być w dzisiejszych czasach odzwierciedleniem agentów. zaplanowany według swojego planu zemsty na sowietach, a później przez niemieckie państwo. Przydzielenie mu żony fanatyczki i wcielenie w szeregi armii. Świetnie zobrazowałeś jego pochodzenie, szczególnie jego babki. No muszę przyznać, że fanatasy jest przykrywką naszej przeszłości w przyszłości.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania