Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 93

Wzdłuż ostatniego odcinka tunelu, który pokonywali, po obu stronach stali uzbrojeni żołnierze. Wyposażenie ich zaczynając od kamizelek po gogle noktowizyjne, a kończąc na kilku rodzajach broni stanowiło dowód, że byli to wprawieni w bojach weterani. Stale czujni, nie wykonywali niepotrzebnych ruchów bez wyraźnej potrzeby i tylko dyletant mógł o nich powiedzieć, że są ospali. Oczy ich dostrzegały wszystko i na jakikolwiek nieprzyjazny ruch potrafili zareagować błyskawicznie.

Grupa Ari na niewylewne przywitanie była przyszykowana, ponieważ nikt nie miał złudzeń, że do prastarej siedziby Rady przemkną niezauważenie. Każdy oczekiwał od samego początku wędrówki jakiegoś wrogiego przyjęcia. Pomimo takich wizji nikt oprócz Obrońcy nie miał żadnego oręża, a jego ostrze było mocno wyżarte przez odpady toksyczne i jakakolwiek obrona tym mieczem była w zasadzie niemożliwa.

Naznaczona szła pierwsza i podeszła do zamykających tunel drzwi. Obok nich po obu stronach były wykute wąskie, jak dla jednego człowieka przejścia. Wrota były mocno wygięte w ich kierunku, a ich kształt świadczył, że z drugiej strony musiało uderzyć w nie coś z ogromną siłą. Wypaczenie uniemożliwiało ich otwarcie i wyjaśniało potrzebę wykonania przejść w litej skale.

Ari pewnym krokiem podeszła do uszkodzonej bramy i przyłożyła do niej dłonie. Drzwi zareagowały na jej dotyk i zaczęły otwierać się bezszelestnie jakby nic w nie wcześniej nie uderzyło. Gdy tylko wrota uchyliły się do tunelu wtargnęło stęchłe powietrze świadczące, że przed nimi jest pomieszczenie mocno zawilgocone od dłuższego czasu. Dopiero gdy otworzyły się na całą szerokość, każdy towarzyszący w podróży Naznaczonej mógł się przekonać jak pierwsze wrażenie było prawdziwe. Przed sobą mieli wielkie pomieszczenie, w którym mógł się zmieścić nie tylko jeden dziesięciopiętrowiec, lecz całe osiedle zbudowane z takich domów. Zamiast tego ktoś kiedyś stworzył we wnętrzu wspaniałą salę. Dawne bogate i kunsztowne zdobienia w większości nie przetrwały próby czasu ulegając zniszczeniu. Mogło być to spowodowane kapiącą z popękanego sklepienia wodą. Szparami od dołu do góry wydostawało się ogrzane powietrze i rozpuszczało kilkukilometrową warstwę lodu leżącą od tysięcy lat na opanowanej siedzibie Rady Naznaczonych. Woda systematycznie, pomimo widocznych prób jej zatamowania, niszczyła wszystko będące wewnątrz. Ozdoby wyblakły, zapleśniały, lub rozpadły się z nadmiaru wilgoci, a rozstawione duże namioty tylko część hali chroniły przed nią.

Wewnątrz przebywała spora grupa osób, lecz nie wszystkie można było nazwać ludźmi. Wojsławowi najbardziej rzuciły się w oczy, stojące najbliżej wejścia pięknie i dostojnie ubrane wiekowe kobiety z owadzimi skrzydłami. Skupił wzrok na jednej i dopiero był w stanie dokładnie jej się przyjrzeć. Popatrzył na jej pomarszczoną przez czas twarz i ocenił ją na przynajmniej osiemdziesiąt lat człowieka. Niedaleko nich znajdowała się znacznie mniejsza grupa, znacznie starszych wiekiem kobiet, ubranych w łachmany z połamanymi skrzydłami. Wyglądały niczym więźniarki z mrocznych czasów. Gdyby nie Ari natychmiast zaprzestałby patrzenia na nie, ponieważ smród niemytych ciał, dolatujący z ich strony był przytłaczający. Naznaczona po otwarciu wrót, natychmiast dostrzegła zaniedbane kobiety i bez zawahania, czy poinformowania kogokolwiek, co zamierza poszła w ich kierunku. Pozostali z jej grupy nie chcąc jej zostawić podążali za nią i mniej, lub bardziej zastanawiali się, dlaczego ona tam idzie. Ari zatrzymała się przed nędzniczkami i zapytała.

- Czy poznajecie we mnie zrozpaczone dziecko, które zostało porwane od rodziców i sprowadzone tutaj?

Łachmaniarki ze łzami w oczach kiwały głową na tak, lecz żadna z nich nie uczyniła żadnego innego najmniejszego ruchu, jakby się czegoś obawiały, by się zbliżyć do przybyłej. Ari ze łzami w oczach podchodziła do każdej, przytuliła się do niej i mówiła.

- Moja serdeczna przyjaciółko.

Kiedy uścisnęła ostatnią najbardziej wyniszczoną, jedna jej łza oderwała się od policzka i spadła na łachmany. Gdy tylko dotknęła materiału bród w tym miejscu ustąpił i pod wpływem tej jednej kropli zaczęły dokonywać się zmiany. Niewielka plamka rozprzestrzeniała się szybko i swoim zasięgiem objęła całą postać. Jak dotknęła posadzki, oczyściła ją w kierunku stojącej najbliżej i przeniosła swoją uzdrawiającą moc na przytuloną przez Naznaczoną wcześniej, a po niej na kolejną, aż dotknęła wszystkie. Proces pozbywania się brudu został zakończony, lecz cały zabieg pielęgnacyjny nie i zaczęła dokonywać się na wszystkich kobietach jednocześnie zmiana. Plecy przygarbione od nadmiaru ciężkiej pracy wyprostowały się, a sylwetka wkrótce zaczęła przypominać ciało młodej dziewczyny. Jedynie poprzecinana głębokimi bruzdami skóra i skołtuniane rzadkie włosy nie pasowały do tej wizji. Prawdopodobnie dokonująca tych przemian za pośrednictwem swojej przedstawicielki pramatka to dostrzegła i skorygowała niedopatrzenie, dodając każdej barwne motyle skrzydła i wspaniałą kreację.

Najbardziej zaniedbane i doświadczone przez los kobiety, same nie mogły uwierzyć w to, co się z nimi stało. Wymieniały między sobą chaotyczne uwagi odnośnie swojego wyglądu, ponieważ w pobliżu nie było nawet małego lusterka, w którym mogłyby zobaczyć swoje odbicie. Delikatnie poruszały motylimi wielobarwnymi skrzydłami. Ruch ten powodował refleksy świetlne i potęgował jasność światła. Wcześniej potężna budowla w jakiej przebywali wydawała się dobrze oświetlona, lecz po przemianie kobiet było ono nawet zbyt intensywne. Przewodnicy i sporo osób przebywających w siedzibie Rady od czasu jej przejęcia, zmuszeni zostali do przymknięcia oczu.

Ludzkie istoty wzbogacone o motyle skrzydła, cieszyły się swoją młodością, dobrym zdrowiem, a najbardziej odwiedzinami Ari. Przez wszystkie lata swojej udręki, nie wiedziały co stało się z dziewczynką. Najgorsze dla nich nie było to, że zostały brutalnie potraktowane i stale karane za przychylność okazaną dziecku, lecz brak wiedzy o małej był najgorszy do udźwignięcia. Teraz cieszyły się z powrotu Ari i podziwiały niezwykłych towarzyszy jej podróży. Kiedyś przed wiekami w czasach ich młodości miasta w jakich mieszkały pełne były istot podobnych do Primy, Azyna i przedstawicieli z rasy Sasquatek, a liczne muzyczne zespoły stworzone przez Satyrów umilały im miłe spędzanie czasu. Różnorodność przedstawicieli gatunków rozumnych zamieszkujących obok siebie tworzyła niesamowicie przyjazną atmosferę i bajeczny koloryt. Liczne stawy, jeziora zamieszkiwały stworzenia wodolubne i kiedy nie było palących promieni słońca opuszczały swoje siedliska. Część posiadająca do oddychania jedynie skrzela nie oddalała się od brzegów, lecz wodniki często urządzały sobie piesze wycieczki. Niewinne niezwykle piękne rusałki całymi nocami tańczyły w lokalach postawionych w pobliżu wody. Czasami nie tylko ludzie wykorzystywali je, wtedy przeradzały się w topielice, które czyhały w wodzie na swoich oprawców. Potrafiły całymi latami podążać śladem swoich krzywdzicieli i nie spoczęły dopóki nie wyrównały rachunków. Dlatego niezwykle rzadko dochodziło do takich incydentów, a nieuchronność kary często skutecznie studziła czyjąś chuć.

Wielorasowość miast i ich rozwój wraz z upadkiem rządów Naznaczonych przeszła do historii i widząc tak niezwykłą grupę towarzyszącą Ari, odmłodzone kobiety miały nadzieję, że stare dobre czasy jeszcze powrócą. Inaczej myślała i miała nadzieję na wykorzystanie do swoich celów ostatnią Naznaczoną, zasuszona postać siedząca niedaleko na złotym tronie w otoczeniu licznej oddanej mu gromady ludzi. Nikt z przybyłych nie domyśliłby się kim ten zasuszony stary dziad jest i jaką potężną władzę dzierży w swoich rozdygotanych rękach. Przez całe tysiąclecia jeden gest jego dłoni, zmarszczona przez niezadowolenie brew wymazywała z powierzchni Ziemi całe narody z różnych ras. Milionowe armie ginęły dla jego kaprysu, a ślepo posłuszni, oddani mu ludzie dostawali nad podległym ludem władzę absolutną i dorabiali się niewyobrażalnych fortun. Najbardziej oddani mogli liczyć na życie wieczne na jego dworze. Jednak czar nie upływu czasu, jakim był otoczony budynek Rady, za sprawą jednej wrednej małej smarkuli został zniszczony. Bachor swoim wrzaskiem doprowadził do spękania budowli i kąpiąca nieustanie z lodowca woda nabawiła jego starzejące się teraz ciało reumatyzmu. Wszelkie próby powstrzymania efektu starzenia na niewiele się zdały. Transfuzje krwi od bardzo młodych ludzi, które innym przedłużały młodość, w jego przypadku na niewiele się zdały. Jedynie jego klon mógłby przejąć po nim pełnię władzy, tylko to nie będzie już on, a takie rozwiązanie i tak skazywało go na śmierć. Wszyscy jego pierwsi druhowie z anielskimi skrzydłami, którzy trwali przy nim od samego początku, kolejno odchodzili w zaświaty, gdzie czekał na nich wieczny niebyt. Żaden z nich już pod żadną postacią nie odrodzi się w wszechświecie, podobny los czekał jego. Jeszcze nie tak dawno był pełen życia i nie dopuszczał do siebie myśli o końcu swojej wspaniałej trwającej wiele tysięcy lat egzystencji. Teraz stał jedną nogą nad grobem i przyrzekł sobie, że jeżeli odejdzie to zabierze ze sobą ostatnią Naznaczoną, przez zdetonowanie jednocześnie wszystkich głowic jądrowych. Takiej eksplozji żadna planeta nie wytrzyma i wystrzeli w kosmos niczym szmaciana piłka. Przynajmniej w taki sposób zniszczy dzieło wrednej, niedoceniającej ludzkiego geniuszu wyrodnej pramatki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 15.02.2020
    Nawet w tym świecie tunelu uzbrojeni żołnierze pilnowali porządku. Czyli nic nie jest do końca wolne.
    Kobieta zawsze zobaczyła coś więcej. Zaskakujący jest zabieg ze łzą Ari. Jedna kropla potrafiła zakończyć brud. Potrafiła odmłodzić kobiety. Powoli Naznaczona poznaje swoją rolę. Obok dalej toczy się walka unicestwienia jej i Pramatki.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania