Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 4

Mama wytarła dużym ręcznikiem z froty swoją pociechę, w drugi nie mniejszy owinęła skarb i nie chcąc, żeby dziecko szło po terakotowej posadce łazienki oraz po płytkach gresowych korytarza wzięła ją na ręce. Schody prowadzące na piętro były spiralne, lecz wygodne, wykonane z polakierowanego dębowego drewna i chromowanej stali. Gdy wchodziły pięknie lśniły w blasku światła wielu malutkich punktów świetlnych rozmieszczonych na wzór konstelacji gwiazd dookoła. Korytarz pierwszego piętra teraz był pozbawiony drewnianych schodów na strych, które zostały zastąpione otwieranym włazem ze spuszczanymi schodkami.

Pokój Ari był typowo dziewczęcy, pełen różu i pluszowych zabawek. Całość zapewniała wygodę i przytulność. Przylegała do niego od zachodniej strony sypialnia rodziców, w której na środku stało duże drewniane łóżko, a po bokach szafki nocne. Natomiast po wschodniej stronie była garderoba pełna ubrań, butów i dodatków dla całej rodziny.

- Mamo pójdziemy jutro do kościoła?

- Oczywiście kochanie jak zawsze na jedenastą.

Ari bardzo lubiła chodzić w mieście do kościoła, gdyż były tam piękne obrazy i rzeźby przedstawiające aniołki. Małe skrzydlate dzieci nigdy się do niej nie odezwały, pomimo, że ona o to prosiła. W zamian rozmawiała z sokołami gnieżdżącymi się na wieży kościoła i jaskółkami mieszkającymi na zewnętrznej ścianie pod samym dachem.

W niedzielę rano Ari obudził zapach jej ulubionego kakao dochodzący z kuchni. Dopiero jak otworzyła oczy, usłyszała pozdrowienia od zwierząt. Jedno z nich było obce i prosiło o audiencję. Nowe nieznane jej słowo zaciekawiło ją i chciała zapytać rodziców, co znaczy. Szybko ubrała swój różowy szlafroczek i zeszła na parter do kuchni.

- Co znaczy słowo audiencja? – zapytała rodziców.

Tato uniósł oczy z nad czytanej książki i powiedział.

- Zapomniałaś powiedzieć dzień dobry, a słowo to oznacza prośbę o rozmowę kogoś ważnego, na przykład królową, moja ty królewno.

Ari słuchała taty, gdy tuliła się do mamy, później i jego przytuliła, a następnie zajęła swoje miejsce przy stole. Przez dłuższy czas nic nie mówiąc jadła i rozmyślała, czego ten obcy od niej chce. Kiedy podjęła decyzję obiecała mu rozmowę, gdy wróci z kościoła.

- Dziewczyny zaprzęgnąć Gniadego do bryczki? –zapytał tata.

- Nie, przejdziemy się, zobacz, jaka piękna pogoda – odpowiedziała mama.

- Skoro tak to musimy się zacząć szykować – powiedział tato i dodał – kochanie kończ śniadanie, najwyższa pora się ubrać, jak chcemy zdążyć.

Ari przestała rozmawiać ze zwierzętami i skupiła się na śniadaniu. Szybciutko dokończyła posiłek i pobiegła wkładać wymarzone na ten dzień ubranie. Tymczasem oczekujący gość po rozpytaniu zwierząt gospodarczych zaczął się bardzo niepokoić, lecz był zmuszony pokornie czekać.

Bardzo przyjemnie szło się polną drogą, pośród łąk i pól dojrzewającego zboża do kościoła, którego biała dzwonnica wystawała ponad koronami starych drzew. Zegar na wieży nieczynny był od wielu lat, kiedyś jak był sprawny był dumą parafian, lecz po latach licznych zbiórek na jego renowację stracili nadzieję, że kiedyś ponownie ruszy.

- Wydaje mi się, że za wolno idziemy, a ja nie mogę sprawdzić godziny. Zegarek zostawiłem w łazience i lepiej będzie jak troszkę przyśpieszymy – powiedział tata.

Zaledwie po kilku krokach usłyszeli gong zegara kościelnego wybijającego za kwadrans jedenasta. Dźwięk był niespodziewany i zaskoczył wszystkich w okolicy. Prawdopodobnie nie było w tym momencie nawet jednej osoby, której wzrok nie spocząłby na kościelnej wieży.

- Leon niepotrzebnie panikujesz mamy piętnaście minut czasu, a dojście w tym tempie zajmie nam najwyżej dziesięć.

Ari przysłuchiwała się rozmowie rodziców i właśnie prawie wyraziła chęć, żeby tato znalazł zegarek, o którym od dawna marzył. Jednak jej uwagę przyciągnęła bryczka zmierzająca do kościoła, zaprzęgnięta w parę czarnych koni. Woźnica siedział na koźle i batem poganiał do jeszcze szybszego galopu spienione rumaki. Wziął kolejny zamach, lecz tym razem to on zawył z bólu, ponieważ ręka wyskoczyła z barku i opadła wzdłuż ciała bezwładnie. Widocznie kary było dla gospodarza za mało, więc rozpędzony pojazd skręcił i najechał jednym kołem w koleinę. Bryczką rzuciło, powożący wystrzelił w powietrze jak z katapulty i poleciał prosto w rosnące przy drodze pokrzywy.

Ludzie będący najbliżej podzieli się automatycznie na dwie grupy, pierwsza liczniejsza usiłowała zatrzymać rozpędzony zaprzęg, a trzy osoby zachowując ostrożność starały się wejść w parzące rośliny.

Ari z rodzicami z oddali obserwowali zajście, bez obawy o własne bezpieczeństwo zbliżali sie do kościoła. Przed wejściem widzieli spory tłum wiernych, którzy zadzierając głowy wysoko podziwiali odrestaurowany zegar. Gdy duża wskazówka dotarła do cyfry dwanaście, po okolicy rozniósł się dźwięk jedenastu uderzeń. Kiedy głos ostatniego uderzenia znikł wszyscy skierowali się do drzwi wejściowych, w których kolejno znikali.

Tato szedł pierwszy w stronę ołtarza i szukał wolnego miejsca w ławkach dla trzech osób. Zauważył w drugim rzędzie odpowiednie dla rodziny miejsce, które zajęli. Ari miała doskonały widok na ołtarz i fascynujące ją ozdoby. Sprawnym oczkiem wypatrzyła pośród licznych rzeźb i ozdób dwa aniołki i próbowała zwrócić na siebie ich uwagę. Niestety te podobnie jak i tamte w mieście nie chciały rozmawiać, lecz w zamian usłyszała zlęknione myśli ministrantów. Zagłębiła się w ich świadomości i po chwili wycofała się pełna bólu.

- Mamusiu możemy wyjść?

- Ari kochanie msza dopiero się rozpoczęła – odpowiedziała cichutko do jej uszka mama.

- Wiem, lecz ja już nie chcę tu być.

- Skarbie bądź cicho i siedź spokojnie. Wyjdziemy razem z innymi jak msza dobiegnie końca – wyszeptał do drugiego uszka tata.

- Nie będę wcale cicho i wychodzę – głośno oznajmiła swoją decyzję Ari wstając z miejsca.

- Co się stało, że chcesz wyjść? – zapytała mama.

- On –wskazała ręką na kapłana – skrzywdził tych dwóch chłopców.

Po całym kościele rozniósł się szum od licznych głosów komentujących wypowiedź dziewczynki. Ministranci zawstydzeni, że ich sekret się wydał uciekli przez zakrystię. Rodzice nie zwlekali nawet chwili i wyprowadzili pod czujnym okiem setek osób, boczną nawą swoją pociechę z kościoła.

Ari skierowała się, jako pierwsza w stronę pobliskich krzaków. Rodzice poszli za nią i w pobliżu zarośli usłyszeli szloch wykorzystanego chłopca. Pragnęli pocieszyć skrzywdzone dziecko, lecz zjawili się jego rodzice i zabrali syna.

Powrót do domu nie był już taki radosny jak wyjście z niego, ponieważ pomimo pięknego letniego dnia w ich myślach zagościł cień. Radosny beztroski nastrój znikł, zastąpiony powagą i obawą o los krzywdzonych dzieci, którym odbiera się ich dzieciństwo. Rodzice weszli do domu, mama po przebraniu poszła do kuchni szykować obiad, a tato w ślad za nią by jej pomagać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Canulas 28.03.2018
    "Gdy wchodziły pięknie lśniły w blasku światła wielu malutkich punktów świetlnych rozmieszczonych na wzór konstelacji gwiazd dookoła" - brzmi, jakby to te, co wchodziły, tak lśniły.

    "Ari z rodzicami z oddali obserwowali zajście, bez obawy o własne bezpieczeństwo zbliżali sie do kościoła" - się

    Ok. Wiem, że mnie tam coś czytacz, ale trudno. Się narażę najwyżej.

    Dla mnie za dużo zdrobnień i za szybko wszystko. Choć też nie do końca, bo...
    Opisy prozaicznych czynności (jak śniadanie, podróż do kościoła) są rozbudowane. A te ważne dla osi fabularnej: podane dosć szybko i po łebkach.

    Trochę to wszystko wygląda surrealnie-basniowo. B

    I teraz tak.
    Być może to taki zamysł. Być może to ja. Ja jestem, hmmm, być może złym czytelnikiem do sielanek. Chuj wie, ale wolę szczerze. Ciężko mi jednoznacznie napisać czy coś jest źle, bo myśl może w tym całym opku największym złem jestem ja.
    Moze się rozmijamy gustami.

    No nic. Nie ocenię, bo bym CIę skrzywdził.

    Poczekam na jeszcze jedną część - zobaczymy.

    Sorry MB. - wolę naprawdę szczezrze.
  • Pasja 29.03.2018
    Ari ma dar rozmawiania z myślami innych ludzi i zwierząt. Wyczytała w myślach ministrantów straszną prawdę o kapłanie. Co z tego wyniknie? Czy nie odwróci się przeciw dziewczynce. No i ta tajemnicza audiencja
    Pozdrawiam serdecznie
  • Jest kolejna cześć, wrócimy tu pózniej!
  • Technicznie to Can, No jak widzę Ari czyta w myślach nie tylko zwierząt ale i ludzi. Nie zawsze może to być dla niej dobre.
  • Ozar 02.04.2018
    Oooooo tu już poszedłeś szeroko. "On –wskazała ręką na kapłana – skrzywdził tych dwóch chłopców" - to już inny swiat, nie to co rozmowy ze zwierzętami. Zaczyna się coś ciekawego. Lecę dalej.
  • Justyska 26.04.2018
    Masz specyficzny sposób prowadzenia tej opowieści. Nie wiem jak to ująć, dużo a nie ważnym a mało o ważnym. Chyba, że taki zamysł i to co wydaje mi się nie ważne później okaże się kluczowe.
    Fajny ten moment w kościele, jakoś widzę tę sytuację i słyszę szepty zebranych. Fajny pomysł. Najwyraźniej słyszy nie tylko zwierzęta. Lubię takie historie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania